sobota, 19 września 2015

Capitulo 36

*Diego*

- Nie zapędzaj się księżniczko.- z łatwością dogoniłem moją królewnę i zatrzymałem ją, łapiąc w pasie.
- To nie fair.- udała obrażoną.
- Trzeba było ćwiczyć na wuefie.- zażartowałem sobie.
- Pf.- prychnęła. - Dobra niech ci będzie.- Udała zrezygnowaną.- Możesz powiedzieć ty swojemu tacie. Co z tego, że mnie lubi bardziej?- zaśmiała się.
- Chciałabyś.
- Przecież wiesz, że żartuje.- musnęła mój policzek i złapała za rękę.- Chodźmy.
Dalszą drogę odbyliśmy w kompletnej ciszy. Bynajmniej my nic nie mówiliśmy, ale czy ja wiem, czy ciszą można nazwać pełno krzyczących dzieci, kłócących się ludzi, i niekiedy warkot silnika samochodu? A MOGLIŚMY IŚĆ PARKIEM.
-  Diego. - Włoszka machnęła mi swoją dłonią, przed oczami.- Jesteśmy na miejscu.- zachichotała.
- Zamyśliłem się.- przyznałem.
- O czym?- przystanęła przy furtce.
- O tym, że na ulicy straszny harmider i trzeba było iść parkiem.
- Parkiem dłużej.
- Dobra wchodzimy.- otworzyłem przed nią drzwiczki, a później od kluczyłem dom, do którego weszliśmy.
- Wróciłem!- krzyknąłem.
- A co ty dziś tak szybko?- na przedpokoju pojawiła się moja mama, z przewiązanym fartuszkiem. SZYKUJĄ SIĘ SŁODKOŚCI...- O dzień dobry Fran.- uśmiechnęła się do mojej dziewczyny jak ją zobaczyła.
- Dzień dobry.- odpowiedziała jej z uśmiechem.
- I wszystko jasne, czemu jesteś tak szybko.- zaśmiała się.- Zostajecie dziś u nas?
- Tak.- odpowiedziałem.- Jest tata? Chcę wam coś powiedzieć.
- Tak jest w salonie. Idźcie tam, a ja wyciągnę ciasteczka z piekarnika. Ojciec się ucieszy, jak zobaczy kto nas odwiedził.- weszła do kuchni, a ja ująłem dłoń Franceski i zaprowadziłem ją do pomieszczenia, gdzie, jak powiedziała mama, jest tata.
- Hej tato.- przywitałem się z nim, jednocześnie odrywając go od czytanej gazety.
- Dzień dobry. - dodała Włoszka.
- OOOOOO Witaj Francesca.- uśmiechnął się promiennie.- Cześć synu.- spojrzał na mnie.-Co wy tu robicie?
- Odpuszczamy sobie dziś spacery, restauracje i takie tam i posiedzimy w domu. Chyba wam to nie przeszkadza?- spytałem, chodź doskonale znałem odpowiedź.
- JASNE, ŻE NIE! - podniósł się z kanapy i przeniósł wzrok na moją księżniczkę.- Jesteś tu mile widzianym gościem.- przyznał mega szczerze. - Na moje możesz tu nawet zamieszkać. - zaczął ze swoimi genialnymi pomysłami. On już taki jest. Po prostu jest zadowolony, że w końcu mam dziewczynę, którą ja traktuje poważnie. Poza tym Fran jest miła, inteligenta, podziela moją pasję... Rodzice strasznie ją polubili. No i jeszcze jest WŁOSZKĄ. A ojciec ma fioła na punkcie tego kraju.- Możesz tu zamieszkać i wtedy byśmy przerobili sypialnię Diego, żeby zmieściły się tam dwie osoby... Tak myślę, że trzeba by było jakieś grubsze ściany wtedy załatwić, bo my dorośli ludzie, chcemy jednak spać po nocach.- zaczął się śmiać. Czy ja mówiłem, że on jest normalny? Odwołuje to. Jest nienormalny!
- Tato...- westchnąłem. Ja już nie mam sił na tego człowieka.- Fran ma 16 lat i przypominam ci, że póki nie skończy 18, jest pod opieką swoich rodziców.- uśmiechnąłem się sztucznie, żeby dać mu do zrozumienia, że moja dziewczyna NIE BĘDZIE Z NAMI MIESZKAĆ. Znaczy mi by to nie przeszkadzało, ale o nieeeeee. Nie, nie, nie. Ja, Fran i ojciec w jednym domu mieszkać?! Rozumu mi jeszcze nie zżarło.
- No dobrze...- udał płaczące dziecko.-  ALE NA NOC MOŻE ZOSTAĆ. Naprawdę przychodź kiedy chcesz. Mi to w ogóle nie przeszkadza. Nawet nie wiesz jaki dobry pływ masz na mojego syna... Tak wydoroślał przy tobie.- przestałem go słuchać i spojrzałem na moją dziewczynę, która lekko śmiała się pod nosem. Zresztą. Mnie jego monolog też zaczął bawić, jednak przestał po 5 MINUTACH GADANIA.
- TATO!- wrzasnąłem. - Mogę zabrać Fran na górę?
- Nie.- w salonie pojawiła się moja rodzicielka, z tacą ciasteczek.- Najpierw razem zjemy.
OOOOOOO Zapowiada się dłuuuuuugi podwieczorek.
Wszyscy usiedliśmy na kanapie, a mama na stoliczku postawiła ciasteczka i szklanki, oraz dzbanek herbaty.
- To co Fran?- zaczęła mama.- Jednak nie wyjechałaś?- zachichotała
- Nie.- odpowiedziała jej tym samym.- Na szczęście.- dodała.
- No na całe szczęście.- powiedziała całkiem poważnie.- Moi dwaj mężczyźni by się załamali.
Obie zaczęły się śmiać. No tak. Tata pewnie nie załamałby się mniej niż ja.
- Czy to takie śmieszne, że lubię dziewczynę swojego syna?- oburzył się.- W porównaniu do całej reszty? Jak na moje może zostać moją synową bez problemowo. Jakie to by ładne Hiszpańsko-Włoskie bobasy latały...
Fran zakrztusiła się herbatą, a ja walnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
- Nie znudziły ci się jeszcze te teksty?- spytałem.
- Nie.- wyszczerzył się.- Ale przyznaj, że to świetne połączenie. Na sto procent, będą mieli taki zapał do tańca PO MNIE!
- HAHAHA Chyba po mnie. Nie zapominaj, że to ja byłbym tatą.
- O ja mam nadzieję, że po tobie te wasze dzieci będą miały jak najmniej.- zaśmiał się.
- No dzięki.- prychnąłem ironicznie.
- Nie ma z co.- odpowiedział mi tym samym. - A jak nazwiecie, wasze dzieci?
- Gregorio.- tym razem wyręczyła mnie mama i to ona go skarciła.
- No co?- oburzył się.- Czy ja im mówię coś złego? Zobacz jacy są zakochani. To tylko kwestia czasu, aż zostaniesz babcią.
- Idziemy na górę.- zażądałem wstając i wyciągnąłem do Fran rękę.
- O widzisz.- odezwał się.- Może nawet za dziewięć miesięcy.- zaczął się śmiać.
- To, że idziemy na górę nie znaczy, że...- zrezygnowałem z dalszej wypowiedzi i ująłem dłoń Włoszki.
- Miałeś powiedzieć o czymś rodzicom.- przypomniała mi, a mnie oświeciło.
- CZYLI JUŻ JESTEŚ W CIĄŻY?!- ojciec wypluł kawałek ciastka.
- NIE!- zaprotestowałem.- Chodzi o zespół.- usiadłem z powrotem
- Mówkaj.- odezwała się moja rodzicielka.
- Nasza nowa piosenka jest hitem w EUROPIE, nasza płyta sprzedaje się tam świetnie i zastanawiają się, żeby puścić nas w trasę koncertową.
- CO?!- wszyscy, nawet Fran, której o trasie nic nie wspomniałem byli zdziwieni.
- Mój synek jest coraz sławniejszy.- mama wstała i wzruszona zaczęła mnie przytulać.- Wiedziałam, że osiągniecie wielki światowy sukces. Jestem z ciebie taka dumna.
- TERAZ JA!- tata z zacieszem do mnie podleciał i również uścisnął.- Jesteśmy z ciebie i z chłopków tez bardzo dumni. Yh. Wiedziałem, że dzięki STUDIO i rzecz jasna moich lekcjach będziecie wielkimi gwiazdami.- wszyscy się zaśmialiśmy.
Po długich gratulacjach i rozmowach w końcu udaliśmy się do mojego pokoju.
- Nie rozumiem tego człowieka.- westchnąłem siadając na łóżko.
- Ale jak ty sobie żartujesz w tej kwestii to jest dobrze?- usiadła mi na kolanach.
- Ty jesteś moją dziewczyną.
- A to twój tata.
- No właśnie.
- Widzisz jacy jesteście podobni.- zachichotała.
- Nie porównuj mnie do niego.- zaśmiałem się.- Ty też byś nie chciała, żeby twój tata zasypywał mnie takimi tekstami.
Zamyśliła się na chwilę.
- Wygrałeś.- zachichotała, a ja ją pocałowałem.
- To taka moja nagroda była za zwycięstwo.- puściłem jej oczko.
- Całą przyjemnością po mojej stronie, było ją panu wręczyć.- zachichotała.- Diego...
- Tak?
- Mówiłeś coś o trasie koncertowej.
- No tak. Ale to nic wiadomego i pewnego. Mayson coś wspomniał, że wiesz. Minie dużo czasu, zanim ten projekt dojdzie do skutku.
- W końcu dojdzie.- smutno się uśmiechnęła.- Cieszę się z waszego sukcesu naprawdę. Szkoda, że będziemy musieli się na jakiś czas rozstać...
- Skarbie nie martw się tym teraz. Pomyśl, że jesteś w BA, chodzisz do STUDIO, jesteśmy tu teraz tak blisko. Masz przy sobie przyjaciółki...Właśnie z tego co mi świta, w Sobotę Vils ma imprezę urodzinową.- Zmieniłem skutecznie temat, bo Fran zabłysły oczka.
- Tak. Jest szesnaste. Pójdziesz jutro ze mną na zakupy i kupię jej prezent?
- Chciałbym, ale z chłopakami mamy do późna próbę.
- No ok... W sumie lepiej pójdę z Cam. Doradzi mi.
- Dobry pomysł.- uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła to.

*Ludmiła*

Siedziałam sobie na swoim łóżku i do głowy wpadły mi słowa, które moim zdaniem, świetnie nadają się na refren nowej piosenki, więc szybko zabrałam z biurka notes i długopis i zaczęłam pisać. Dopiero jak skończyłam i przeczytałam to, co napisałam na kartce, zdałam sobie sprawę, że tekst bez dwóch zdań jest o... MIŁOŚCI!
To dziwne jak na mnie. Pierwszy raz pisze o tym uczuciu. Może dlatego, że nigdy nie doświadczyłam tego uczucia? Do przyjaciół i rodziny tak, ale nie do... CHŁOPAKA. A o takim uczuciu opowiadał ten REFREN. Do tej pory wszystkie moje piosenki były o muzyce, byciu gwiazdą, spełnianiu marzeń... a nie o tym. DZIWNE... Bardzo, bardzo dziwne. BARDZO.
Pewnie myślałabym tak sobie dalej, ale przerwał mi dźwięk telefonu.
Spojrzałam na wyświetlacz i dowiedziałam się, że dzwoni moja przyjaciółka.
L: Cześć Naty.
N: Hej Lu. Słuchaj co robisz?
L: Siedzę w domu, a co?
N: Super! Wpadnij do mnie, ok?
L: Ok.
N: Kiedy będziesz?
L: Mogę nawet zaraz.
N:ŚWIETNIE! Czekam.
L: To do zobaczenia.
N: Do za chwilę.
Rozłączyłam się i włożyłam komórkę, do małej torebeczki w panterkę, która idealnie pasowała do moich butów, o tym samym wzorze.
Zamknęłam notes i odłożyłam go na miejsce, po czym wyszłam z pokoju, kierując się w kierunku schodów.
W salonie na kanapie, zastałam rozmawiających Germana i moją mamę.
- Wychodzę do Nat.- oznajmiłam, podchodząc do drzwi.
- Wróć na kolację.- usłyszałam głos Olgity, dochodzący z kuchni.
- Dobrze.- zaśmiałam się i wyszłam.
Droga zajęła mi niecałe 10 minut.
Stanęłam pod domem Hiszpanów i zadzwoniłam dzwonkiem, a po minutce, otworzył mi tata Naty i Leny.
- Dzień dobry, jest Nat?
- Dzień dobry. Tak jest u siebie. Proszę, wejdź Ludmiła.- zaprosił mnie do środka.
- Dziękuje.- uśmiechnęłam się.- To ja do niej pójdę.
- Dobrze.- powiedział i poszedł do salonu, a ja po schodach poczłapałam do sypialni przyjaciółki. Cicho zapukałam i weszłam.
- Hejka Nat.- Przywitałam się z dziewczyną.
- Cześć.- poderwała się z łóżka i mnie przytuliła.- Proszę siadaj.- pokazała mi miękki fotel.
- Okkkkk.- nastolatka zachowuje się na serio dziwnie. Wykonałam jej polecenie.
- Czemu chciałaś się spotkać? - spytałam.
- To już trzeba mieć do ciebie jakąś sprawę, żeby chcieć się spotkać?- zaśmiała się nerwowo. Kto jak kto, ale moja przyjaciółka, nie umie ani kłamać ani udawać. Wystarczyło, że uniosłam jedną brew i popatrzyłam na nią wyczekująco i niedowierzająco, a ta już westchnęła głośno. - Ok...- wypuściłam powietrze, a później znów go nabrała chwilę wstrzymując, aż wypaliła.- Powiedz szczerze. KOCHASZ FEDE?
- CO?!- pisnęłam, wstając z siedzenia. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. HALO LUD! Powiedz NIE! Próbowałam to z siebie wydusić ale nie mogłam, więc obie tylko stałyśmy wpatrzone w siebie...
- Odpowiesz mi?- brunetka przerwała panującą ciszę.
- Yyyyy...- wydusiłam.- Nie...?- to decydowanie zabrzmiało jak pytanie.- Chyba nie...- dodałam, jeszcze bardziej się pogrążając.
- Chyba?- zaśmiała się.- O kurczę! Ty serio się w nim zabujałaś!
- NIE! NIE NIE KOCH...- znów się zacięłam. LUDMIŁA CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?!
- Ludmi kocha Fede!- znów pisnęła.
- A daj mi spokój!- wrzasnęłam i zabrałam torebkę, zarzucając ją przez ramię.- Obiecałam wrócić w miarę szybko do domu, więc pa!- krzyknęłam zbulwersowana. Wiem, że nie słusznie potraktowałam moją przyjaciółkę, ale kierowały mną negatywne emocje. Byłam wściekła bardziej na siebie niż na nią, za to, że nie potrafiłam zaprzeczyć, że kocham tego kretyna, ale jak to ja, wyładowałam całą złość na Nat.
Ale już nawet nie chciało mi się cofać, bo jak uświadomiłam sobie, że źle się zachowałam, byłam już na podwórku Hiszpanów, więc po prostu wyszłam z niego.
Do domu też wracać nie chciałam. Byłam zbyt roztrzęsiona Od razu zaczęły by się pytania mamy i pewnie jeszcze kłótnia z Violetką, więc po prostu zamiast skręcić w uliczkę prowadzącą do domu, poszłam do parku, gdzie było pełno ludzi, ale wybrałam miejsce gdzie było ich jak najmniej i usiadłam na białej ławeczce, niedaleko fontanny.
Zagłębiłam się w myślach, o tym z jaka trudnością wypowiadałam, że nie kocham Fede... Nie rozumiałam samej siebie. Ja?! Się zająkać? I to jeszcze odpowiadając na proste pytanie, w którym odpowiedź jest oczywista! Ja go kocham... WŁAŚNIE. CHWIA CO?! LUDMIŁA KRETYNKO A GDZIE :NIE?!  NIE KOCHASZ GO IDIOTKO!
- Hej.- moje rozmyślenia przerwał głos Federico. Aż podskoczyłam.
- FEDE!- krzyknęłam.
- Sorka.- zaśmiał się.- Nie sądziłem, że tak cię wystraszę.
- W porządku...- odetchnęłam.
- Co się stało? -zapytał.
- A co się niby miało stać?- czy ten człowiek czyta w myślach?
- Przecież widzę.
- Nic.- mruknęłam.- Posprzeczałam się z Natą.
- Nie jesteś jedyna.- westchnął, a ja popatrzyłam na niego.- Pokłóciłem się z chłopakami. Wkurzają mnie od rana.- sprostował.
- Czym?
- Szkoda gadać.- uśmiechnął się.- A wam o co poszło?
- Nie ważne.- odparłam.- Powiedzmy, że wygłaszała mi swoje mądrości.
- No to ja mam tak samo.- posłał mi uroczy uśmiech. CHWILA JAKI!? Dlaczego ten debil mnie onieśmiela!?- Rumienisz się?- zaśmiał się.
- CO?!- pisnęłam i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu lusterka, choć faktyczni czułam, że mam gorące policzki.
- Nie.- złapał moją dłoń, powstrzymując mnie od poszukiwań.- Tak wyglądasz słodko.
Spojrzałam  niego z niedowierzaniem, a jeszcze bardziej się zdziwiłam jak zajarzyłam, że przez ten czas, jak mój wzrok skupiony był na torebce, Włoch znacznie się do mnie zbliżył i nie dzieliło nas za wiele.
Naszła mnie ochota zbliżenia się jeszcze bardziej i złączenia naszych ust w pocałunek... COOOO?! O NIE! Wyrzuciłam tą pierniczoną myśl z mojej pustej bani i szybko odsunęłam się od Włocha.
- Yyyy...- zaczęłam się jąkać.- Ja...- wstałam z ławki.- Muszę już iść. PA!- rzuciłam i szybki krokiem udałam się w stronę domu.
Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Denerwuje się! Przechodzą mnie dreszcze jak go widzę. Chcę go całować! Jest mi źle jak nie ma go obok! Jestem szczęśliwa w pewien sposób jak go widzę! Co to kur*a ma być?!

*Francesca*

NASTĘPNEGO DNIA.

- Francesca!- usłyszałam za swoimi plecami, głos mojej przyjaciółki, więc odwróciłam się w jej stronę i szeroko uśmiechnęłam.
Rudowłosa podbiegła do mnie i przytuliła.
- Jak dobrze, że cię widzę.- powiedziałam.- Masz już może kupiony prezent dla Violetty?
- W sumie to tak, a co? - zaczęłyśmy iść w stronę Studia...
- A... Nie bo wiesz... ostatnio dużo się działo i nawet o tym nie pomyślałam, a urodziny są już jutro, więc może wybrałabyś się ze mną po szkole do centrum i razem coś wybierzemy?
- Tak nie ma sprawy.- uśmiechnęła się szeroko.- Teraz cicho Vilu idzie.
Na początku się zdziwiłam, ale już po chwili dostrzegłam w oddali Castillo, więc jej pomachałam.
- Hej dziewczyny.- przywitała się z nami.
- Hejka.- odpowiedziałyśmy jej.
- Słuchajcie jest pewna sprawa. Skoro Fran zostaje, chyba musimy się wziąć za piosenkę do koncertu...- zaczęła.
- O kurczę...- wydobyło si ze mnie.- Faktycznie. Kompletnie o tym zapomniałam.- złapałam się za mój pusty łeb.
- Ok... nie przejmujcie się. Możemy się spotkać w poniedziałek, zostaniecie u mnie na noc. Czas mamy jeszcze do czwartku. Później musimy pokazać choć trochę nauczycielom.
- Mi pasuje.- odezwała się Cami.
- Tak mi też.- dodałam.
-Świetnie.- powiedziała Vilu, w momencie kiedy weszłyśmy do szkoły i udałyśmy się na nasze pierwsze zajęcia.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

Wykorzystując fakt, że z Cam skończyłyśmy zajęcia, godzinę przed Vilu, pożegnałyśmy się z szatynką i od razu poszłyśmy w stronę centrum handlowego...
- Wiesz co mniej więcej chcesz jej kupić?- spytała Argentynka.
- Nie mam pojęcia.-przyznałam.- Buty, jakiś ciuszek, biżuterię... yh... nie wiem.
- Dobra.- zaśmiała się. - Ale mam pewien pomysł...- zatrzymałyśmy się przy ukochanym sklepie naszej przyjaciółki. - O de mnie dostanie tą torebkę, co jej się tak podobała.- wskazała na wystawę, a później spojrzała się na mnie znacząco.
- Czy ty myślisz o tym samym co ja?- uśmiechnęłam się szeroko, bo chyba właśnie znalazłam idealny prezent, dla przyjaciółki...
- A czy ty myślisz, o tym aby, kupić jej buty, które świetnie pasują do tej torebki?- zaśmiała się.
- Tak...
- To tak . Myślimy o tym samym.
- No to chodźmy!- otworzyłam drzwi do sklepu i od razu podeszłam do półki, na której stały buty.- Jaki Vils ma rozmiar...?- zamyśliłam się.
- Wydaje mi się, że to samo co my.
- Tak. - potwierdziłam.
Szybko wyszukałam pudełka z butami i zabrałam je podchodząc do kasy.
Opowiedziałam pani przy kasie, że buty są dla mojej przyjaciółki na urodziny i powiedziała, że w razie czego nie będzie problemu wymiany rozmiaru...
- To co?- zaczęła Camilla, jak już wyszłyśmy.- Łatwo poszło, ale od śniadania nic nie jadłam, chodźmy na pizze.
- Jestem za.- zaśmiałam się i w tym momencie zadzwonił do mnie telefon. Wyciągnęłam go z torby. Na wyświetlaczy widniał napis: Diego <3
F: Cześć kochanie.
D: Hej piękna. Co porabiasz?
F: Właśnie razem z Cam, wybrałyśmy prezent dla Violi, a teraz idziemy na pizze, a co?
D: Tak tylko dzwonie, bo się za tobą stęskniłem. Ale najwyraźniej damy radę zobaczyć się dopiero jutro, bo mam próbę.
-F:Tak wiem... Jesteś kochany. Ja też się stęskniłam.
D: Co masz dla Vils?
F: Buty.
D: Kobiety...
F: Ha Ha Ha.
D: Dobra ja będę spadał. Zadzwonię później na przerwie. Kocham cię.
F: Kocham cię, Miłej próby. Pozdrów chłopaków.
D: A ty Cam.
- Masz pozdrowienia od Diego.
- Dziękuje.- uśmiechnęła się.- Wchodzimy tutaj?- wskazała n jedną z pizzerii.
- Tak pewnie.-przytaknęłam...







HEJ...
Już nawet boję się wyobrażać waszą wściekłość, za każdym razem jak tiu wchodziliście i nic nie było...
Niestety po raz kolejny muście mi wybaczyć. Już nie wiem, który to raz zrzędu... No ale raczej nie ma już szans, żebym dodawała je codziennie, tak jak to było, przed wakacjami. Postaram się jakoś raz w tygodniu... Jeszcze zobaczę, ale jak na razie będę dodawać na tak zwanego spontana... Lepiej dla tych co wolą niespodzianki XD
Dobra ja już się nie pogrążam. W rozdziale nie dzieje się za dużo, no ale mam nadzieje, że się podoba...

BUZIAK :*

LOVCIAM DIECESCE