środa, 15 czerwca 2016

Cześć...

Hej wszystkim, którzy jeszcze tu są. Strzelam, że to te same osoby, które codziennie zaglądają na bloga, którego prowadzę, a raczej prowadziłam z przyjaciółką.
Tak wiem... Jestem beznadziejna i niech nikt nie zaprzecza. Zamiast wyjaśnień po prostu nie dodawałam NIC przez kilka miesięcy... Naprawdę nie wiem dlaczego dopiero teraz to robię, ale strasznie mi przykro jeśli kogoś zawiodłam. Możecie śmiało to napisać naprawdę zrozumiem, na waszym miejscu też byłabym wściekła. Chodź moja historia z tym blogiem skończyła się już dość dawno, dopiero dziś tu weszłam aby oficjalnie wam podziękować.
DZIĘKUJE! Dziękuje moim stałym czytelnikom i tym, którzy byli tu przez chwilę. Naprawdę każde wyświetlenie i każdy komentarz był dla mnie motywacją do dalszego pisania. Zawsze sprawiało mi to wiele frajdy i nadal sprawia, ale niestety wiem, że nie byłabym wstanie pisać tutaj. Po prostu brak mi już weny na Diego i Fran, chodź nadal uwielbiam tą parę. Myślę, że w pewien sposób dorosłam na tym blogu. Nauczyłam się lepiej pisać, po prostu mogłam rozwijać swoją pasję. WSZYSTKO DZIĘKI WAM I TEMU, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ! KOCHAM WAS I BARDZO PRZEPRASZAM!!!
Jednak każdy koniec ma nowy początek... Może nie pisze już o mojej kochanej Diecesce, ale założyłam nowego bloga z opowiadaniem. Jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć co tam wymyśliłam piszcie w komentarzu a napewno podam wam linka. Chcę wam po prostu powiedzieć, że nie kończę z tym co uwielbiam robić tylko wkraczam na inny etap. To nie będzie już Funfiction ale zupełnie wymyślone opowiadanie z wymyślonymi  bohaterami.
Cóż ja mogę jeszcze powiedzieć? Jest mi serio przykro, ze tak się to potoczyło, bo ten blog był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, dzięki niemu dużo się nauczyłam, a wy byliście moim prawdziwym wsparciem. Zawsze z uśmiechem będę wspominała te opowiadania, ponieważ były moimi początkami. Minął rok czasu i serio dużo się tego uzbierało. Wychodzi na to, że zaczynając pisać te dwa blogi, odkryłam swoją pasję. I ZNÓW PODZIĘKOWANIA TRZEBA SKIEROWAĆ DO WAS! Bo gdyby nie wy, zdecydowanie za szybko porzuciłabym to, co naprawdę kocham robić :* Z całego serca dziękuje wam, że byliście ze mną przez ten cały czas i mnie wspieraliście. Jesteście cudowni!!!



LOVCIAM DIECESCE

piątek, 5 lutego 2016

Capitulo 44

3 TYGODNIE PÓŹNIEJ 

*Francesca*

Minęło sporo czasu odkąd nie rozmawiałam ze swoim chłopakiem... Tak... Od momentu tamtego feralnego spotkania nie widziałam się z nim... Rozmawialiśmy jeszcze tylko przez telefon kilka godzin po kłótni, kiedy to zadzwonił aby poinformować mnie, że właśnie wraca ze spotkania z Maysonem i że ruszają w trasę za miesiąc, czyli teraz już za kilka dni... Diego wiele razy próbował się ze mną skontaktować, przychodził pod Studio, ale ja nie miałam ochoty na konwersacje. Nie wiem co bolało mnie już bardziej... To, że nie powiedział czy to, ze wyjeżdża... W każdym razie oba fakty nie były dla mnie przyjemne, a wręcz przeciwnie. 
Jednak uświadamiając sobie powagę sytuacji umówiłam się z nim na dzisiaj. Prawda jest taka, że byłam wściekła i zażenowana, ale i bardzo stęskniona. Na samą myśl, że miałby wyjechać w niezgodzie ze mną skręcało mi żołądek. Napisałam mu wczoraj wieczorem SMS, abyśmy spotkali się dziś po moich zajęciach. Oczywiście szybko dostałam odpowiedź, ze jest uradowany, iż się odezwałam. 
Teraz jestem w trakcie wybierania odpowiednich ubrań na dzisiejsza pogodę, bo jestem zdezorientowana. Jak się obudziłam słońce nieźle dawało po oczach, a kiedy po niecałej godzinie wyszłam z łazienki, na dworze panowała ulewa. Teraz deszcz przestał padać i znów wyszło słońce, jednak podejrzewam, że powietrze jest ochłodzone i panuje wilgoć. I weź się tu zdecyduj na jakiś zestaw, kiedy pogoda zmienia się w przeciągu kilkunastu minut. Po dłuższych zastanowieniach w końcu wybrałam białe spodnie z wysokim stanem i pudrowo różowy sweterek. Postawiłam na białe adidasy, bo baleriny nie były dobrym rozwiązaniem na tę pogodę. 
Kiedy się ubrałam, zeszłam na dół aby zjeść śniadanie.
- Nie jesteś jeszcze w pracy?- zdziwiłam się, zastając w kuchni mamę. 
- Nie.- uśmiechnęła się.- Zaraz wychodzę.
- A własnie mamo.- podeszłam do blatu, aby przygotować płatki z mlekiem. - Chciałabym spotkać się dziś z Diego po szkole... Poradzisz sobie w Resto?- zapytałam. Tata wyjechał trochę pnad dwa tygodnie temu i jeszcze nie wrócił. Co prawda miał być tam troszkę krócej, ale mówił, że zatrzymały go ważne sprawy. Od tego czasu, tak jak obiecałam pomagam mamie w restauracji. 
- Jane córcia. - odpowiedziała najwyraźniej usatysfakcjonowana. - Cieszę się, że postanowiłaś sobie z nim porozmawiać. - dodała.- To dobry chłopak i na pewno nie chciał Cię zranić.- kontynuowała.- Poza tym niedługo wyjeżdża i jestem pewna, że żałowałabyś gdybyś sobie z nim tego wyjaśniła. 
- Też tak uważam. Poza tym brakuje mi go. Starałam się spędzać z nim wolne chwile, a teraz nie odzywałam się do niego przez trzy tygodnie.- westchnęłam. - To były męczarnie. 
Cieszyłam się, że mam z mamą taki dobry kontakt. O wszystkim mogłam jej powiedzieć. I mogłam liczyć na to, że mnie wysłucha i doradzi. Miałam również stu procentową pewność, że jak powiem o tym, iż Diego mnie zranił, nie będzie mu później tego wypominać jak już się pogodzimy.
Po moim lekkim śniadaniu wpakowałam do torby wodę i jakieś jabłko żeby nie zgłodnieć w czasie lekcji, bo nie mam dziś żadnych okienek, aby skoczyć po lunch.
Pierwsze były zajęcia z Pablo. Właściwie nie były to typowe zajęcia z historii muzyki, które powinny się odbyć, a raczej było to klasowe spotkanie z dyrektorem, który przedstawił nam nasze zadania na temat koncertu. Właśnie... Zapomniałam dodać, że oprócz piosenki z przyjaciółkami zostałam wybrana do solówki! TAK WŁAŚNIE. To ja z naszej klasy mam zaśpiewać piosenkę solową. NIESAMOWITE. Nie tylko mi się poszczęściło. Z naszej klasy wybrano duet damsko - męski, w którym wystąpić ma Viola z Thomasem. Camilla nie czuje się poszkodowana. Na początku bałam się, że możejest jej przykro, ale chyba nie... Jest zadowolona, ze zaśpiewamy nasze małe trio i cieszy się naszym szczęściem. Kochana przyjaciółka. Poza tym ponoć niedługo ma si odbyć przedstawienie i rudowłosa już jest pełna zapału do zdobycia głównej roli. Trzymam za nią kciuki.
- Poproszę już o cisze. - powiedział Pablo, wchodząc na scenę.
Na te komendę przerwały się wszystkie pogaduchy i szepty, nawet moja rozmowa z Camillą i Violettą, w której dowiedziałam się, że Vils wczoraj pogodziła się z Leonem, a Cam planuje zrobić to dziś, tak samo jak ja. I ja również podzieliłam się z przyjaciółkami moim zamiarem spotkania się z Diego.
Lekcje dłużyły się dziś niemiłosiernie. Tak strasznie chciałam zobaczyć się już z Diego. Nie wiem jak wytrzymałam te trzy tygodni. Pewnie dlatego, że byłam kompletnie wściekła. Jestem zła na siebie, ze dopiero wczoraj zaczęłam myśleć racjonalnie i zdałam sobie sprawę, że przesadziłam rzucając prawie miesięcznego focha, w takim momencie... No nic. Jak to mówią "lepiej późno niż wcale".
Na szczęście w końcu usłyszałam wymarzony dzwonek, oznajmiający koniec zajęć. Wybiegłam z sali tańca - bo to własnie tam miałam teraz zajęcia - jak torpeda i szybko wleciałam do szatni, zdejmując z siebie strój sportowy i zakładając ubrania codzienne.
Jak tylko podeszłam do wyjścia, zauważyłam, że Diego czeka na mnie przed szkołą. Zadowolona podbiegłam i rzuciłam się mu na szyję. Z początku nic nie zrobił, stał jak w ziemię wryty. Nie dziwie się mu. Zapewne mój wczorajszy SMS dał mu do zrozumienia, że ma kolejną szansę mnie przeprosić, a nie że już mu wybaczyłam, ale tak własnie było. W sobie nie kryłam już żadnej urazy do Hiszpana. On chyba jednak zbierał się na kolejne monologi, bo w rękach trzymał bukiet kwiatów i moje ulubione czekoladki. 
- Nic nie rozumiem.- odezwał się pierwszy.- Myślałem, że jesteś wściekła.
- Bo byłam.- przyznałam mu rację. - Ale już nie jestem. Nie rozmawiajmy o tym. Nie przepraszaj mnie już. Za długo Cię nie widziałam, żeby się na ciebie dłużej gniewać. Za bardzo cię kocham. Chodźmy gdzieś razem i pogadajmy, powygłupiajmy się jak zawsze, ale tylko już nie przepraszaj. 
- O...- udał zrezygnowanego.- Hm...- westchnął teatralnie.- Będę musiał wyrzucić te kwiaty i te czekoladki...
- Ok nie przepraszaj, ale gest przeprosinowy przyjmę.- wyszczerzyłam zęby.
- Proszę.- uśmiechnął się i wręczył mi kwiaty oraz słodkości, po czym delikatnie, ale bardzo czule mnie pocałował. - Też Cię kocham.
Najmocniej jak umiałam przytuliłam go i przycisnęłam do siebie.
- Chodźmy najpierw do mnie, co kwiatki włożę do wazonu i się przebiorę, bo widzę, że się rozpogodziło a ja w swetrze.
- Dobrze.- roześmiał się i objął ramieniem. 
Tak szliśmy do mojego domu rozmawiając na każdy możliwy temat. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia. Wspomniałam o moich planach co do wyjazdu do Włoch. Zgodnie stwierdziliśmy, że wybiorę się tam, kiedy jego zespół będzie koncertował w pobliżu. Może to trocę nie fair w stosunku do mojego brata, bo w końcu do niego tam jadę, ale myślę, że ze względu na okoliczności nie będzie miał mi tego za złe, tym bardziej, że planował poznać mojego chłopaka przy najbliższej okazji.
W końcu doszliśmy do domu.
- Zabieramy czekoladki ze sobą? - zaśmiałam się kierując w stronę kuchni.
- Nie.- również się roześmiał.- Są dla ciebie, dobrze wiem, że słodycze podjadasz wieczorem.- wytknęłam mu język. - Może wybierzemy się do wesołego miasteczka?
- Tak.- wykrzyknęłam radośnie, niczym małe dziecko, a Diego wybuchł śmiechem.
 Takie randki uwielbiałam najbardziej. Może nie był to szczyt romantyzmu, ale idealnie by spędzić czas razem poprostu na wesoło, dobrze się bawiąc w swoim towarzystwie.
Wolę nie widzieć swojej zdziwionej miny, kiedy wchodząc do kuchni zobaczyłam tatę opartego o stół, popijającego wodę. 
- TATA?!- krzyknęłam radośnie i zawiesiłam się na szyję mężczyzny.
- Hej córcia.- odpowiedział zdenerwowany. Oderwałam się od niego i spojrzałam na wyraz jego twarzy. Był bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. 
- Dzień dobry.- przerwał mi głos Diego, który witał się z moim ojcem. Ten tylko kiwnął mu głową i zacisnął zęby. 
Zmarszczyłam czoło, ale moje zdziwienie było jeszcze większe, kiedy usłyszałam wielki huk w salonie. Natychmiast tam pobiegłam i zobaczyłam ogromną walizkę, która leżała w salonie. Domyśliłam się, ze to ona spowodowała hałas. 
Nie zdążyłam nawet przeanalizować sytuacji, kiedy po schodach zbiegła zapłakana i zła mama. 
- Wypie*dalaj do tej su*ki!- wrzasnęła i opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach. 
Rozdziawiłam buzie i szeroko otworzyłam oczy. Nie wierzyłam w to co słyszę. Spojrzałam na Diego, który szybko złapał mnie za rękę. Ojciec nic nie powiedział, tylko wziął walizkę. 
- Obiecuje, że wszystko wam wyjaśnię...- szepnął mi do ucha. przytulając do siebie. Niech ochłonie. -przełknął ślinę. Obiecuje Fran.- dodał i opuścił dom...
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co się właściwie stało... W szoku prawie osunęłam się na kolana, ale podtrzymał mnie Diego i przycisnął mocno do siebie. Momentalnie się rozpłakałam mocząc mu całą koszulę. On szeptał mi do ucha coś w stylu, ze wszystko będzie dobrze, i że jest ze mną, ale to nie pomagało. Własnie rozpadła się moja rodzina...

*Federico*

- Ta jasne.- prychnąłem. 
Jestem u Leona. Vils jest jeszcze w szkole, co wyjaśnia, dlaczego mój przyjaciel ma dla mnie czas. Oczywiście nie mam mu tego za złe. Jest zakochany, a niedługo ma wyjechać na pół roku. Wtedy aż będę narzekał na nadmiar czasu z tymi debilami. Oczywiście uwielbiam moich przyjaciół i jak na najlepszym przyjaciół przystało przezywamy się ile wlezie. 
Moja reakcja, czyli "ta jasne", była odpowiedzią na mądrości Leona o Ludmile. Już dawno jestem pewien, że mój wróg zawrócił mi w głowie i zamieszkał w moim sercu. O i zrobił ze mnie romantyka... Co za niesprawiedliwość... Powiedziałem o tym Verdasowi, a on stwierdził, że powinienem z nią o tym porozmawiać. 
- Dlaczego nie?!- westchnął i przy okazji krzyknął na mnie.
- BO TO MÓJ WRÓG!
- Ale z ciebie idiota.- parsknął.- Kochasz ją, czy nienawidzisz.
- No kocham, ale ona mnie...
- SKOŃCZ!!!!!- wydarł się.- Ona też Cie debilu kocha. Ty tego chory człowieku nie widzisz?! MASAKRA. Violetta sama mówiła, że Ludmiła zrobiła się nagle dziwnie miła i strasznie przeżywa nasza trasę. - powiedział.- Halo... Ja też myślałem, że Violetta tylko chce się przyjaźnić. Ludmile już dawno przeszła nienawiść do ciebie. Nie słyszałeś, że od nienawiści do miłości malutki kroczek? 
- Od miłości do nienawiści też.- mruknąłem.
- Nie rozumiem.- zmarszczył brwi.
- Chodzi mi o to, że zaczniemy być ze sobą, a później co? Kłócić o wszystko tak jak do tej pory?
- CO ZA PALANT.- Verdas klepnął sobie z otwartej dłoni w czoło. - Nie chcesz zaczynać związku, bo boisz się, że się zepsuje? Ja rozumiem, jakbyście przyjaciółmi byli, ale nigdy nie byliście. Nawet jakby nie wyszło, najwyżej wrócilibyście do stanu takiego jak zawsze. NO LUDZIE!
- Może i masz rację?- bardziej spytałem niż stwierdziłem.
- Jak zawsze.- przyznał dumny.
- Ta...- nie byłem do końca przekonany.
- Nie przesadzaj Fede...- poklepał mnie po ramieniu.- Miałeś już tyle dziewczyn, czego się boisz?
- Mówisz tak jakby Violetta była twoją pierwszą dziewczyną.- powiedziałem drwiąco.- Ty też za Chiny nie chciałeś jej powiedzieć, a miałeś przed nią wiele innych.
- Tak wiem.- odparł.- Ale uczucie do Violi jest przede wszystkim inne i prawdziwe, w przeciwieństwie do tamtych pozostałych lasek, które wyrywaliśmy jak wlezie. Pamiętam jak Violetta zawsze mnie za to karciła.- roześmiał się.- Zaczęło się jak mieliśmy po 14 lat, pamiętasz?- zapytał, ale miałem wrażenie, że mówi do siebie samego... Debil. - Co chwile podrywaliśmy jakąś dziewczynę na kwiaty i gitarę... Eh... Violetta nawet raz przywaliła mi tłuczkiem do kotletów, bo okazało się, że to jej dobra koleżanka z klasy, a ja ją bajeruje. Do teraz mam bliznę.- wzdrygnął się, a ja parsknąłem śmiechem.
- No to już wiesz, dlaczego nie chce z nią pogadać. To nie kolejna laska, która chcę poderwać. Uwierz gdybym chciał to zdecydowanie bym sobie nie wybrał Ludmiły jako obiektu westchnień.
- Od kiedy masz tak zaiste rozbudowane słownictwo?- zaczął mnie przedrzeźniać.
- Stul ciup Verdas.
- Tak lepiej. - zaśmiał się.
- Może pogadam z nią po trasie?
- Zwariowałeś idioto? Chcesz czekać pół roku? Człowieku wiesz jakie ona ma powodzenie? Uważaj, bo ktoś Ci ją zwinie sprzed nosa.
- Mówiłeś, ze ponoć mnie kocha. Skoro kocha to chyba nie będzie z kimś innym?- wytknąłem mu język, jak naburmuszone dziecko.
- Jak ty nic nie czaisz palancie. Dziewczyn nie znasz? Jeżeli ona uzna, że ty nie czujesz tego co ona, będzie chciała zapomnieć o tobie. A myślę, że wianuszek chłopaków raczej zadania jej nie utrudni.- wyjaśnił podirytowany.
- Dobra...Pogadam z nią jeszcze w tym tygodniu, ok?
- Trzymam kciuki.- wyszczerzył zęby.- A teraz leć, bo umówiłem się z Vils.
- Tak wiem.
Po wyjściu z domu tego kretyna, zwanego także Leonem poszedłem na spacer. Ostatnio długie przechadzki dobrze mi robią. Oczywiście jak na złość mojej osobie, musiałem spotkać Ludmiłę. Super, super. N genialnie. Myślę o Ludmile i kto się zjawia ? LUDMIŁA.
- Hej Ludmiła.- przywitałem się wesoło. Pewnie gdyby nie to nawet by mnie nie zauważyła. I po co ja się wydarłem?
- Cześć Federico.- posłała mi taki piękny uśmiech, że aż się prawie rozpłynąłem. Jednak Argentynka chyba zdała sobie sprawę, że własnie jest dla mnie SYMPATYCZNA, więc szybko przybrała taki obojętny wyraz twarzy, ale ja wiedziałem, ze w głębi cieszy się na mój widok. Przecież grałem tak samo jak ona. - Co u ciebie?- zapytała niby od niechcenia.
- A tak sobie rozmyślam... - powiedziałem.
- O czym?- zadała kolejne pytanie, a mnie naszła okropna chęć powiedzenia jej wszystkiego. W tym właśnie momencie toczyła się wewnątrz mnie zacięta walka SERCE VS ROZUM.

*Diego*

U Franceski nie byłem długo. Kiedy ona i jej mama troszkę się uspokoiły, poprosiły mnie abym zostawił je same. Oczywiście nie protestowałem. Mojej dziewczynie należały się wyjaśnienia, a pani Cauviglia chciała z nią porozmawiać na osobności to zrozumiałe. O tym co dokładnie się wydarzyło dowiedziałem się jakieś dwie godziny później, kiedy do mojego pokoju wparowała Fran. 
Od razu przytuliła się do mnie i rozpłakała. Powiedziała tylko, że do mamy przyszła jej przyjaciółka, która już o wszystkim wiedziała, więc na przyszła do mnie. Dopiero po 30 minutach jej szloch w zupełności ucichł i wtedy zorientowałem się, że Włoszka usnęła.
Śpi już tak od ponad trzech godzin, a jest 22:00. Postanowiłem, że budzenie jej jest wręcz grzechem. Położyłem ja tylko na mojej poduszce i okryłem ciepłym kocykiem po czym po cichu wyszedłem z pokoju. Skierowałem się na dół, gdzie na kanapie siedzieli rodzice i oglądali jakiś serial.
- A gdzie Francesca?- zdziwiła się mama. Widziałem w jej oczach pewien niepokój, gdy tylko zobaczyła moją minę.
- Co się jej stało?- zapytał tata. - Jak otworzyłem jej drzwi stała cała zapłakana i spytała tylko czy jesteś.
Oboje chcieli wiedzieć co się wydarzyło, ale problem w tym, ale sam nie wiem. Znaczy to jasne co się wydarzyło, ale nie znam żadnych szczegółów.
Postanowiłem jednak podzielić się z rodzicami moją wiedzą i z westchnieniem usiadłem obok nich.
- Sam nie wiem za dużo. Poszedłem dziś z Fran do jej domu, a kiedy tam  doszliśmy zastaliśmy jej tatę, który od kilku tygodni był we Włoszech... Później mama Fran wykopała go za drzwi mówiąc, żeby spieprzał do jakiejś kobiety. - Moich rodziców bardzo to zszokowało... Mama szepnęła coś w stylu "biedna kobieta... Biedna dziewczyna..." A tata tylko rozdziawił gębę, brzydko mówiąc.- Jak się pewnie domyślacie, tata Franceski zapewne zdradził jej mamę, ale nie wiem dokładnie. Zostawiłem je żeby porozmawiały a Francesca jak przyszła od razu się rozpłakała. Nic nie powiedziała. A teraz śpi... Chciałbym was prosić o coś... - Spojrzeli się na mnie, wciąż z takim samym wyrazem twarzy. Mojej mamie stanęły łzy w oczach. Była wrażliwa na ludzkie krzywdy.- Nie chcę jej budzić, jest wyczerpana. Czy może zostać u nas do rana? - spytałem niepewnie, bojąc się komentarzy od strony ojca, ale ku mojemu zdziwieniu żadne takowe nie padły. Chyba wyczuł, ze nie czas na takie żarty.
- Oczywiście, że tak.- odezwała się mama z pełną powagą.- Zaraz zadzwonię do jej mamy.- zadeklarowała się,
- Ja sam to zrobię.- odpowiedziałem i wyciągnąłem komórkę z kieszeni bluzy.
Poszedłem do kuchni i tam wybrałem numer do mamy Fran.
MF: Falo?
D: Dobry wieczór. Diego z tej strony.
MF: Dobry wieczór Diego.- odpowiedziała zmęczonym, zachrypniętym głosem. - Czy Fran nadal jest u ciebie? Powiedz, że zaraz po nią będę. Przecież nie będzie wracała taki kawał po ciemku. Podjadę po nią.
D: Własnie o tym chciałem z panią porozmawiać... W związku z tą sytuacją Fran jest wyczerpana i usnęła. Śpi już kilka godzin i myślę, że budzenie jej nie jest dobrym pomysłem. Wie pani jak to jest. Jak się teraz obudzi już pewnie nie zaśnie, a odpoczynek dobrze jej zrobi.
MF: Co proponujesz?
D: Czy Francesca może dziś u mnie przenocować?
MF: Sama nie wiem Diego... A co na to twoi rodzice?
D: Zgodzili się.
MF: Może i to dobry pomysł...
D: Zaufa mi pani. Fran potrzebuje odpoczynku. Pani chyba też... W ogóle jak się Pani czuje?
MF: Nie najlepiej, ale dziękuję, że pytasz.
D: Proszę... a czy ta pani koleżanka nadal jest u pani?
MF: Tak.- powiedziała a ja byłem pewny, że się uśmiechnęła.W końcu to mama mojej dziewczyny, prawdopodobnie moja przyszła teściowa, która właśnie się dowiedziała, że jej mąż ją zdradza... Poza tym nie ukrywam, że wolałbym aby ktoś przy niej teraz był. Nie wiadomo co tak skrzywdzonej osobie może przyjść do głowy...  A raczej tego moja ukochana by już nie wytrzymała.- Dziękuję za troskę.- odpowiedziała.
d: Nie ma za co. To Fran może nocować u mnie?
MF: Tak... Może. Jeszcze raz bardzo C dziękuję.
D: Czuję się zobowiązany. Nie ma sprawy.
MF: Dobry z ciebie chłopak Diego. Trzymaj się i proszę pilnuj Franceski.
D: Oczywiście proszę Pani. Dobranoc.
MF: Dobranoc.
Odłożyłem telefon z powrotem do kieszeni i udałem się na górę, informując rodziców, że Fran dziś zostaje. Pierwsze co to zajrzałem do sypialni, aby sprawdzić czy Francesca na pewno śpi. Na szczęście słodko spała wtulona w jedną z moich poduszek.
Poszedłem do łazienki i tam w tempie ekspresowym (aby jak najszybciej znaleźć się u boku mojej ukochanej) wziąłem prysznic, przebrałem się w wygodne rzeczy do spania i umyłem zęby.
Od raz położyłem się obok Fran, przykrywając ją kocem, bo już zdążyła go z siebie zwalić. Było dziś strasznie gorąco dlatego wstałem jeszcze aby uchylić okno. Może będzie jej za zimno, pomyślałem ale po chwili skapnąłem się, że nie ma szans, ponieważ było naprawdę gorąco.
Prawie bezszelestnie położyłem się obok Fran i objąłem ją ramieniem.
W nocy prawie w ogóle nie spałem. Byłem tak niespokojny o moją dziewczynę, że chodź byłem prawie pewny, że prześpi do rana, to i tak nie mogłem zmrużyć oka. Udało mi się to dopiero około 02:00, ale trwanie w objęciach Morfeusza nie trwało zbyt długo, bo już po chwili obudził mnie głos Fran.
- Diego...- szepnęła zachrypniętym głosikiem. - Co ja tu robię?
- Zasnęłaś skarbie.- odpowiedziałem równie tak zmęczony jak i ona.- Postanowiłem Cię nie budzić.
- Co z mamą?- zapytała niespokojna.
- Wie.- uśmiechnąłem się, ale nie wiem czy w tych ciemnościach to dostrzegła. - Nie jest sama, jest u niej przyjaciółka. Pytałem.
Pogłaskałem ją po policzku, a kiedy wyczułem, że po mojej dłoni spada pojedyncza łza, szybko porwałem dziewczynę w swoje objęcia.
- Opowie ci to...- powiedziała po chwili.
- Nie musisz.- szepnąłem jej we włosy i pocałowałem czubek głowy.
- Ale chcę...- powiedziała tak jakby stanowczo. - Okazało się, że tata miał kochankę jak się pewnie domyślasz. I to nie tak jednorazowo...- głos się jej załamywał. Nie przerwałem, ale przytuliłem ją bardziej do siebie.- Okazało się, że to trwa już parę lat... Dokładniej dwa. Za pewne nic by się nie wydało, gdyby nie to, że ona... że ta kobieta...- przerwała na moment zanosząc się płaczem.- Że ona będzie miała dziecko. Z moim tatą, który postanowił zostawić nas i iść do niej.- dokończyła i po raz kolejny rozpłakała. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Kiedy już myślałem, że to koniec opowieści Fran jeszcze dodała: - Luca nie wiedział. Teraz jak tata pojechał do niego załatwili wszystko w kilka dni, ale wcisnął mu kit, że musi jeszcze pozałatwiać sprawy w restauracji tutaj i oczywiście te następne tygodnie spędził z nią... Później wrócił oznajmiając, że się wynosi. Jeszcze wydzwaniał... Nie odbierałam, ale w końcu to zrobiłam. Prosił o spotkanie, wtedy się rozłączyłam i przyszłam do ciebie.
- Co zrobisz?- spytałem.- Spotkasz się z ...
- NIE.- Przerwała mi.- Nie chcę go znać.
- Może go wysłuchaj.
- NIE DIEGO. On wszystko rozwalił nie zasługuje już na miano mojego ojca. - odpowiedziała stanowczo, ale po chwili znów zaniosła się płaczem. Rozumiałem ją w stu procentach, ale wiedziałem, że po czasie zmieni zdanie, że wkrótce powie, że idzie na spotkanie z ojcem. Nie sądziłem jednak, że "wkrótce" będzie tak szybko. Już po kilku minutach spojrzała na mnie z poważną miną i oznajmiła.- Ale nie mów mamie. Spotkam się z nim... w końcu to tata, ale niech nie liczy na uprzejmość z mojej strony.
- Dobrze robisz.- odpowiedziałem i wytarłem jej mokre policzki.- Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie i nigdy Cię nie zostawię. Będę Cię kochał tak długo, jak długo będziesz chciała być prze ze mnie kochana.
- Na zawsze.- wyszeptała niepewnie. Powiedziałbym nawet, że zabrzmiało to troszkę jak pytanie.
- Na zawsze skarbie.- rozwiałem jej wątpliwości delikatnie całując.




HEJ. Wybaczcie znowu długo mnie nie było, no ale moje wytłumaczenie już znacie. :P
Ogólnie wiem, ze rozdział krótki i taki totalnie dziwny xD Odwróciłam akcje o 180 stopni ale mam nadzieje, że nikt mi tego za złe nie ma :p

LOVCIAM DIECESCE

















czwartek, 14 stycznia 2016

rozdział 43

*Francesca*

- Możesz powtórzyć?- Violetta wręcz zakrztusiła się powietrzem. 
- Gdzie jadą?- dodała Cam, kiedy po dłuższym czasie blondynka nie odpowiadała.
Ludmiła przyłożyła sobie dłoń do ust. Wyglądała na zmieszaną, a w jej oczach dało się wyszukać współczucie.
- Jejku dziewczyny...- jęknęła ze łzami w oczach.- Przepraszam...-westchnęła i ku zdziwieniu nas wszystkich, mocno przytuliła Violettę i przycisnęła ją do siebie. - Byłam pewna, że wiecie...- zapewniła, przepraszającym tonem.
- Nie wierzę....- wydusiłam z siebie w końcu i opadłam na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Z moich oczu popłynął strumień łez. rozmazując mi cały makijaż.
Rudowłosa usiadła obok mnie, przytuliła i również zaczęła solidnie płakać. Trwałyśmy tak w jednej pozie ogromną ilość czasu. 
Po kilku minutach zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu, szlochem którejś  z nas...
- Ludmiła...- odezwała się Violetta. Obie z Camillą spojrzałyśmy na dwie siostry.  - Powiedz nam wszystko co wiesz i skąd, proszę.
Blondynka pokiwała twierdząco głową i usiadła na puszystym fotelu, a Vils dołączyła do nas. Cała nasza trójka siedziała teraz na przeciwko osiemnastolatki, która zabrała głos:
- Wiem o trasie od Federico. - zaczęła, a z każdym słowem, jej twarz coraz bardziej się wykrzywiała w smutku.- Spotkaliśmy się nie dawno w parku i mi o tym powiedział... Wyjeżdżają na pół roku...- urwała i przypatrzyła się każdej z nas osobna, wyczekując na naszą reakcję.
Miałam ochotę ponownie się rozpłakać. Rzucić biegiem do wyjścia i uciec jak najdalej, zgubić wszystkie smutki po drodze i wpaść w objęcia Diego, który powiedziałby mi, że to tylko zły sen i mogę się już obudzić...
Zacisnęłam zęby i dłonie w pięści. Starałam się być silna, mimo że łzy uwalniały się błyskawicznie spod moich powiek, nie chciałam zacząć histeryzować. Dziewczyny postąpiły inaczej, bo nie usłyszałam ani jednego jęku.
- Nie wiedzą jeszcze kiedy jadą... Nic więcej nie wiem...- skończyła i westchnąwszy, podeszła bliżej nas i kucnęła przed nami. - Porozmawiajcie z nimi. Oni wam wszystko wyjaśnią.- poradziła nam i wstała, kierując się do drzwi. - Olga wołała na kolacje,..- dodała na odchodnym i wyszła...
Tak strasznie chciałam żeby kłamała. Żeby znów okazała na co ją stać i obrzydliwie kłamała... Ale wiedziałam, ze to prawda. Wszystko złożyło się do kupy. Dziwne zachowane chłopaków, ich ostatnie powodzenie w Europie... Nie miałam żadnych wątpliwości, że blondynka mówi prawdę. Jeszcze bardziej od wyjazdu w trasę, bolało mnie to, w jaki sposób musiałam się o tym dowiedzieć.
Dlaczego?! Dlaczego mój chłopak nie mógł powiedzieć mi tego sam?! Przytuliłby, powiedział, że kocha i będzie tęsknił... Przecież bym zrozumiała... Ale nie. Chyba wolał żebym dowiedziała się na ostatnią chwilę... Tak jak Leon i Brroduey. Są super, mega gwiazdami, a takie z nich cholerne tchórze!
- Chodźmy...- ciszę przerwał zachrypnięty głos Violetty. - Słyszałyście...- szepnęła, bo na więcej nie było ją w tym momencie stać.- Olga wołała na kolację...
- Może pójdziemy najpierw do łazienki?- zaproponowała Camilla, tak samo cichym tonem jak Viola.- Wyglądamy jak zombi.- uśmiechnęła się lekko, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Przytaknęłyśmy jej tylko i wyszłyśmy z sypialni Vils, jak zahipnotyzowane. Wszystkie z głowami spuszczonymi w dół... W łazience obmyłyśmy twarze zimną wodą i poprawiłyśmy makijaż. Zrobiłyśmy to tak straszne cicho, że aż zrobiło mi się dziwnie, jednak nic nie mówiąc, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się na dół do jadalni. Nabrałam do płuc powietrza i je wypuściłam, przybierając (a bynajmniej starając się to zrobić) normalny wyraz twarzy i wymusiłam uśmiech. Moje przyjaciółki zdaje się zrobiły to samo - dobre miny, do złej gry.
- Witajcie dziewczynki.- przywitała nas promiennie Olga i tak jak jeszcze chwilę temu myślałam, że wyglądam na zadowoloną z życia, jak ją zobaczyłam wiedziałam, że ani ja, anie dziewczyny nie będziemy w stanie teraz takich udawać. - Czy coś się stało?- zapytała, przybierając zmartwiony wyraz twarzy.
- Nie Olgita.- uspokoiła ją Viola, próbując wymusić uśmiech, ale nie udało jej się to, w ogóle. - Jesteśmy po prostu zmęczone pisaniem. - odparła i po raz kolejny ponowiła próbę uśmiechnięcia się, ale i tym razem poniosła klęskę.
- Jak uważasz złotko...- powiedziała, nie do końca przekonana, kobieta.
W tym momencie na dół zeszła Ludmiła - z nie lepszą miną od naszych ), a tuż za nią Pricilla. Chwilę później, ze swojego gabinetu, wyszedł i German. Przy stole siedzieliśmy już wszyscy.
Kiedy mężczyzna spojrzał na naszą czwórkę, my jak na znak spuściłyśmy głowy, w dół.
- Wszystko dobrze, dziewczyny?- zapytał zdziwiony naszym dziwnym zachowaniem. Przeważnie, kiedy Violetta, Camilla i ja, jadłyśmy razem, nie dało się opanować naszego gadulstwa. A teraz?  Każda siedziała cicho. Zdecydowanie zbyt cicho, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Jest ok, tato.- westchnęła Vilu i zaczęła miętolić skrawek swojej jedwabnej spódniczki.
- Jasne... A ja jestem Św. Franciszek z Asyżu.- chyba chciał zażartować, aby nas rozśmieszyć, ale kompletnie mu nie wyszło. Spojrzałyśmy tylko na niego i ponownie opuściłyśmy głowy. - Violetta, jestem twoim ojcem, możesz mi powiedzieć co cię trapi.
- Wiem...- szepnęła.- Ale tym razem muszę załatwić to sama.
- Ludmiła?- głos zabrała żona Germana, zwracając się do swojej córki.
- Ja też mamo, nie mam ochoty o tym rozmawiać.- odparła krótko.
- Przyniosłam kolację.- zawołała wesoło Olga i postawiła przed nami, ogromnej wielkości kurczaka.
Bez żadnych słów, zabrałyśmy swoje porcję i wybłagałyśmy dorosłych, abyśmy mogły zjeść u góry. Nawet Ludmiła przyłączyła się do prośby. Małżeństwo zgodziło się, chyba tylko dlatego, bo oznaczało to, że ich córki zaczynają się dogadywać.
Całą czwórką poszłyśmy do pokoju Castillo. Ja i Ludmiła usiadłyśmy na łóżku, a Violetta z Camillą przy biurku. 
Widelcem zaczęłam grzebać w sałatce, która znajdowała się tuż przy kawałku mięsa.
Nagle blondynka wstała z miejsca i podeszła do drzwi.
- Sorka dziewczyny. - powiedziała.- To wasze nocowanko, już znikam.
- Daj spokój Ludmiła.- odparła Violetta. - Siadaj. 
- Na pewno?
Ja i Camilla przytaknęłyśmy tylko, a ona lekko się uśmiechnęła i ponownie usiadła obok mnie.
- Lud...- zaczęła Viola. Chyba miała zadać jej pytanie, które i mi krążyło po głowie, ale nie aż tak bardzo interesowało, aby je zadać. 
Blondynka podniosła spojrzenie, z nad talerza, na swoją siostrę.
- Dlaczego właściwie płaczesz, bo chłopacy wyjeżdżają. Przecież ich nie lubisz.
Ferro zasznurowała usta i nic nie odpowiedziała. Lekko przegryzła dolną wargę, a w oczach zebrał się nowy zapas, łez.
- Ludmiła...- tym razem głos zabrała Camilla.- Czy te plotki, które krążą o tobie i Federi...- nie dane jej było skończyć, bo nastolatka wstała i nerwowym krokiem, opuściła pokój Violetty.
Popatrzyłyśmy na siebie, z dziewczynami. Każda z nas już wiedziała, jaka jest odpowiedź, ale żadna się nie odezwała. 
Ponownie zapadła głucha cisza. Zaczęłam jeść kolację, aby nie zrobić Oldze przykrości, ale nie miałam na nią kompletnie ochoty.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSA.  Wstałam z miejsca i podeszłam do fotela, gdzie leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej mojego i'phone'a. Prychnęłam tylko, kiedy zobaczyłam numer swojego chłopaka. Odblokowałam komórkę i przeczytałam:

"Hej Fran :) Nie chcę przeszkadzać, ale chciałem zapytać tylko jak idzie wam piosenka? "

Rzuciłam telefonem o łóżko i rozwścieczona usiadłam. 
- Nie wierze.- warknęłam.- Najpierw kłamie w żywe oczy, a później udaje jakby nigdy nic.
- Leon nie jest lepszy.- powiedziała równie wzburzona Violetta.
Camilla też kipiała złością. Nagle nasz smutek, przerodził się w rozwścieczenie i założę się, że one tak jak ja, najchętniej by teraz coś rozerwały. ALBO KOGOŚ!
- Nie wierze, że tak nas oszukali!- wrzasnęła Cam.- TO PODŁE!
- Bardzo...- mruknęłam.- Nie mam do nich sił!
- Co tu za krzyki.- zaśmiała się Olga, wchodząc do pokoju.- Przyniosłam wam przysmaki.- uśmiechnęła się, pokazując tacę z czekoladą, paluszkami, popcornem i napojami.
- Dzięki.- burknęła Violetta, ale już po chwili uświadomiła sobie, że traktuje Olg z góry, bez powodu. Natychmiast wstała i po prostu przytuliła kobietę. - Przepraszam.- westchnęła, zabierając od niej tacę i stawiając na biurku.
- Co się dzieje, kochane?- zapytała zmartwiona, widząc nasze miny przepełnione smutkiem  złością na raz.
- Nic Olga... Nie chcemy o tym rozmawiać.
- Jak wolicie, ale zawsze możecie do mnie przyjść.
- Wiemy, dziękujemy.- ucałowała jej policzek, a my z rudowłosą, posłałyśmy jej uśmiechy.

Później już całe nasze nocowanie, polegało na rozpaczaniu i wściekaniu się na chłopaków. Rozpaczanie i wściekłość, ryk i wściekłość... W końcu zmęczone zasnęłyśmy na podłodze, z poduszkami pod głową i mokrymi od płaczu- policzkami.

*Matylda*

Rano obudził mnie zapach... naleśników? Momentalnie się przebudziłam i zaczęłam rozglądać się, po nie swoim pokoju. Prze de mną stał wielki, plazmowy telewizor, na szklanej szafce... 
Przymrużyłam oczy i je otarłam. Zasnęłam w salonie?
Zaczęłam sobie przypominać, co robiłam wczoraj wieczorem... Poszłam się przygotować do snu, po czym zeszłam na dół żeby obejrzeć program telewizyjny na żywo i pewnie musiałam zasnąć. Odkryłam koc, którym byłam przykryta i wyszłam na korytarz, idąc w stronę kuchni.
- Hej mamo.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Mówiłam żebyś nie siedziała do późna- zaśmiała się, kładąc na stół najróżniejsze dżemy, twarogi i nutellę. 
- Tak wiem, ale to był finał.- wytłumaczyłam się.
- Dobrze, że wstałaś, bo właśnie miałam cię budzić na śniadanie. Możesz zawołać tatę?- poprosiła, a ja skinęłam głową i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi, prowadzące do gabinetu taty. Ten siedział tyłem do wejścia, na obrotowym krześle, przy biurku, na którym jak zwykle, leżał stos papierów - idealnie poukładanych. 
- Hej tato.- podeszłam do niego, całując w policzek.- Mama zrobiła śniadanie.
- Oh, już idę.- uśmiechnął się i dopisał jeszcze coś na jakimś dokumencie, po czym wstał i razem poszliśmy na dół.

Po skończonym posiłku, udałam się do swojego pokoju i ubrałam w to:

Następnie ruszyłam do łazienki, w celu wykonania porannych czynności.


- Hej Lena.- przywitałam się z moją przyjaciółką, która stała na korytarzu w Studio.
- No nareszcie jesteś. - westchnęła.
- Sorka... Troszkę się spóźniłam.- powiedziałam przepraszającym tonem.
- No nic...- Uśmiechnęła się.- Wciąż nie wyjaśniłaś sobie tego z Andresem?
- Nie...- przyznałam, a w moich oczach stanęły łzy.- Przegięłam prawda?
- Szczerze?- zawahała się.- To tak.- powiedziała w końcu.
- Dzięki.- mruknęłam.
- Ej, no... Miałam mówić prawdę, tak? Jesteś moją przyjaciółką. Mówię to co powinnaś usłyszeć, a nie to co chcesz.
- Wiem Lena...- przytuliłam ją, mocno ściskając, jakby to miało pomóc mi w powstrzymaniu na toku łez.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, więc pożegnałam się z dziewczyną i ruszyłam do sali głównej, bo Pablo miał rozmawiać z nasza klasą o występie.
- Dzień dobry.- przywitał się z wszystkimi, stając na środku sceny.- Jak wiecie dziś zapada ostateczna decyzja o przebiegu koncertu. A więc... Z waszej klasy, wyłoniliśmy jedną solistkę oraz dwójkę chłopaków, którzy zaśpiewają wspólnie. Będą nimi Mark i Vincent. Natomiast solistką zostaniesz ty Matyldo.- wskazał na mnie, a ja zrobiłam oczy jak 5 zł.- Stwierdziliśmy, że to będzie ciekawe, gdybyś zaśpiewała swoją piosenkę, po Polsku. Co ty na to?- uśmiechnął się.
- Jasne.- wykrztusiłam z siebie, pełna entuzjazmu.
- Świetnie.
Byłam taka szczęśliwa. TO MOJA PIERWSZA SOLÓWKA, ODKĄD SIĘ TU UCZĘ!!! Spełnienie marzeń, pomyślałam i od razu zrobiło mi się głupio... Czy nie za to właśnie, byłam zła na mojego chłopaka od paru dni? Za to, że spełnia marzenia...? Głęboko westchnęłam i wyciągnęłam telefon komórkowy, wyszukując na nim numer Andresa.
A: Halo? - odebrał już po pierwszym sygnale.
M: Cześć Andres...
A:Tak się cieszę, że zadzwoniłaś, posłuchaj mnie, ja...
M: Poczekaj.- przerwałam mu.- Chciałam Cię przeprosić. Okropnie się zachowałam... Nie miałam prawa się na ciebie wściekać...
A: Kochanie...- tym razem, to on wciął mi się w zdanie. - Rozumiem Cię, w stu procentach. Nie rozmawiajmy o tym teraz. Przyjdę po ciebie, jak tylko skończysz zajęcia, zgoda?
M: Dobrze, czekam.
A: Pa. Kocham Cię.
M: A ja Ciebie.
Rozłączyłam się, a po kilku  sekundach obok mnie stała już moja przyjaciółka.
- Tak się cieszę. - pisnęła.
- Podsłuchiwałaś?- zaśmiałam się.
- Odrobinę.- ścisnęła mnie mocno.
- Mam jeszcze jedne super wieści.
- Jakie?
- Śpiewam solówkę na przedstawieniu.- klasnęłam w dłonie i podskoczyłam.
Na początku Lena nic nie mówiła, ale już po chwili była uszczęśliwiona ta samo, jak ja.

*Diego*

Od wczoraj, Francesca, nie odbiera o de mnie telefonów, ani nie odpisuje na smsy... Byłem tym faktem, naprawdę bardzo, ale to bardzo zmartwiony. Nie wiem co się stało, ale na pewno jedynym powodem nie jest to, że nocowała u Violi. Napisałaby mi wtedy, coś w stylu, że nie ma teraz czasu, a nie wyłączyła telefon... 
Nie mam zamiaru tak tego zostawiać, więc równo o godzinie 16:30, stanąłem pod studiem, aby zaczekać tam, na swoją dziewczynę.
- Fran!- podbiegłem do Włoszki i już wiedziałem, że coś jest nie halo. Ta nie zareagowała kompletnie. Szła jakby mnie ta nie było. - FRAN.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona się nawet nie odwróciła. Uwolniła rękę z mojego uścisku i szła dalej przed siebie. O NIE, TAK TEGO NIE ZOSTAWIĘ, pomyślałem i stanąłem do niej przodem. Dopiero teraz, zdołałem zauważyć jej smutne, załzawione oczy. - Ej... co się stało?- zapytałem z troską, a w jej oczach pojawił się gniew.
- Co się stało?! Porąbało Cię?!
- Chyba mam prawo wiedzieć, za co jesteś na mnie wściekła?-  mówiłem starając się opanować.
- JA MAM CI MÓWIĆ WSZYSTKO, A TY MI NIE BYŁEŚ ŁASKA POWIEDZIEĆ, ZE WYJEŻDŻASZ W TRASĘ?!-  Wykrzyknęła,a le zaraz potem rozpłakała się. Przeszły mnie okropne wyrzuty sumienia. Nie takie jak wcześniej. Jeszcze gorsze. Nie dość, ze jej nie powiedziałem, nie skonsultowałem z nią, to jeszcze... dowiedziała się od osób trzecich... Nie o de mnie.
- Francesca ja...- tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Nastała cisza. Głucha cisza.- Nie wiedziałem jak Ci powiedzieć. Wybacz kochanie, ale...
- Boli mnie to, że jedziesz. Ale i tak cieszę się z twojego sukcesu. Bardziej boli mnie to, ze nie porozmawiałeś ze mną przed podjęciem decyzji. Czy w ogóle, którykolwiek zapytał nas co myślimy? Ty i twoi dwój koledzy nawet nie mieliście odwagi nam powiedzieć!- nie musiałem się zastanawiać, o których "dwóch kolegach" mowa... To było jasne, ze chodzi o Brdueya i Leona.
- Fran wybacz mi, nie wiedziałem jak zareagujesz, chciałem najpierw z tobą porozmawiać, ale stchórzyłem, a później już Mayson postawił nas przed faktem dokonanym, decyzje musieliśmy podjąć na miejscu... Naprawdę chciałem porozmawiać.
- Coś Ci nie wyszło...- powiedziała i odwróciła się w przeciwnym kierunku. Wiedziałem, ze nie ma sensu biec za nią. Musi to sobie przemyśleć i poukładać... 
Ale ze mnie debil, pomyślałem... Byłem tchórzem i dostałem za swoje... Ogromną nauczkę. 
Nawet nie wiem ile krążyłem wokół Studia, aż w końcu postanowiłem, że powiadomię moich przyjaciół, że Cam i Vils na pewno wiedzą. Chociaż... Mnie nikt nie uprzedził, dlaczego oni mają mieć łatwiej? STOP... Natychmiast odgoniłem od siebie tą wstrętną myśl i zadzwoniłem do Brazylijczyka.
B; Hej stary.
D:Cześć...
B: Co jest?
D: Dziewczyny wiedzą.
B: CO? SKĄD?
D: Nie mam pojęcia... Chyba od wczoraj, bo od tego czasu Fran się do mnie nie odzywała, a jak przyszedłem pod Studio wszystko stało się jasne... Dzwonię, żebyś wiedział...
B: Dziki...- westchnął. W jego głosie dało się wyczuć, ze również ma wyrzuty i żal do samego siebie, za tchórzostwo w tej sprawię.
D: Idź lepiej do Cami, a ja się przejdę do Leona...
B: Tak... Jeszcze raz dzięki. Pa.
D: Na razie...
 Rozłączyłem się i skierowałem w stronę domu przyjaciela... Przed oczami cały czas miałem zapłakaną Fran, która patrzyła na mnie oczami pełnymi smutku i żalu... 
- Dzień dobry.- przywitałem się z panią Verdas, która otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry. uśmiechnęła się do mnie promiennie.- Ty zapewne szukasz Leona? Jest u siebie.
- Dziękuje. - odpowiedziałem troszkę oschle, ale na nic więcej nie było mnie stać. Po schodach wdrapałem się na piętro i wszedłem do pokoju Leona, pomijając tą zbędną rzecz, jaką jest pukanie do drzwi.
Bez żadnego "hej" usiadłem na fotelu.
- Dziewczyny wiedzą.
- Co wiedzą?
- O trasie debilu. - mruknąłem.- Nie wiem jak i skąd, ale wiedzą. Francesca, Camila i Violetta też.
- Wiem...- westchnął, a ja spojrzałem na niego, pytającym wzrokiem.- właśnie wróciłem od Violetty... Nie wpuściła mnie nawet do domu. - kontynuował.- Chciałem jej własnie powiedzieć, ale widzę, że ktoś mnie uprzedził...
- Co robimy?
- Nie wiem... Chyba musimy dać im czas...
- Niby ile? Przecież niedługo wyjeżdżamy...
I w tym momencie, jak na sygnał nasze telefony zawibrowały... Okazało się, ze to nasz menadżer wysłał nam smsa o treści"

"Za 20 minut w moim gabinecie. To ważne

Mayson.



















Hejka ludzie... O ile kto kolwiek to pozostał... O masakra... Nie wiem ile mnie nie było... Serio i nie chcę wiedzieć.
Kolejna moja gadka z wytłumaczeniami... wiecie... szkoła, przyjaciele, szkoła, rodzina, nauka, szkoła, zajęcia dodatkowe, szkoła, projekt, szkoła i czy wspomniałam już o SZKOLE? Sero tyle tego, ze aż trudno nadązyć. Sami widziecie ile pisałam te  rozdział... Szczerze nie wiem kiedy kolejny... nie będę was okłamywała przed drugim półroczem, muszę trochę popracować żeby mieć jak najlepsze oceny, więc znaleźć czas jest mega trudno... Innym razem nie mam weny... Sami wiecie... Vils się skończyła nam lata ubywają i mimo, ze zawsze będę lbiła ten serial, czasem już mi się kmpletnie wena na to kończy. Ale jak narazie jestem i póki nie będzie tu notki, że opuszczam bloga będę, chodźby z takimi przerwami jak teraz. Gryzły mnie wyrzuty sumienia, kiedy widziałam, ze tyle osób codziennie wyświetla bloga, aby się upewnić czy aby coś nie dodałam... No to SUPRISE dla tych, którzy stracili nadzieje xD.
Ok ja lecę . papa :)

LOVCIAM DIECESCE

P.S Na blogu o Diecesce i Naxi też niedługo coś się ppjawi xD




poniedziałek, 7 grudnia 2015

NOWY BLOG!

Jakby zacząć... Mam nowego bloga.
Nie jest on o Diecesce, ani nie ma nic wspólnego z Violettą.
OD RAZU MOWIĘ!!!!
NIE MAM ZAMIARU OPUŚCIĆ TEGO BLOGA NIE MARTWCIĘ SIĘ :*

Blog jest moją wizją kontynuacji "Saga Zmierzch" i skupia się głownie na Renesmee i Jacobie.

Zapewne niektórzy nie mają pojęcia  co chodzi XD.
Ale jeśli mimo tego macie ochotę zajrzeć na bloga i powiedzieć co myślicie, a może nawet i czytać historię ZAPRASZAM !!!!

Starałam się tak napisać przedstawienie postaci, że nawet osoby, które nigdy nie widziały, ani nie czytały "Sagi Zmierzch", mogły zrozumieć o co chodzi, ale jeżeli mielibyście pytania, zadajcie je śmiało w komentarzach.
Mam nadzieję, że wpadniecie :)

http://zmierzch-renesmee-jacob.blogspot.com/

JESZCZE RAZ SERDECZNIE ZAPRASZAM ;)
Liczę, że zajrzycie i powiecie co myślicie :*


LOVCIAM DIECESCE :*

niedziela, 6 grudnia 2015

Capitulo 42

*Diego*

Stałem przed nią i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałbym jej wszystko powiedzieć, a z drugiej niezauważalnie uciec. To ostatnie było jednak nie możliwe, bo Francesca wpatrywała się we mnie swoimi zielonymi oczami tak uważnie, jakby chciała odczytać moje myśli. Na szczęście tego nie potrafiła. Ostatni raz czułem się tak przy Włoszce, kiedy wyznawałem jej swoje uczucia. Ta niepewność, pytania "jak to przyjmie?", "Czy nasza relacja się pogorszy", "Czy ucieknie, czy zostanie?" "Czy ją stracę...?" - to pytanie wywołało u mnie atak paniki. Już na 99,9% byłem pewien, że teraz nic nie powiem Fran... To ma nawet sens... Nie wiem nawet kiedy wyjeżdżam... Lepiej będzie powiedzieć, jak już będę pewien wszystkiego...
- Diego...- najwyraźniej cierpliwość Włoszki się skończyła. Westchnęła ciężko.- O co chodzi? Martwię się o ciebie.
- Nie potrzebnie kochanie.- dłonią ująłem jej policzek i pogłaskałem go. - Wszystko jest w porządku.
- Jasne.- prychnęła. - Jeszcze przed chwilą miałeś mi coś powiedzieć, a teraz wciskasz mi kit, że jednak nie...- spuściła spojrzenie.
- Nie smuć się...- wręcz błagałem. Jej smutek działał na mnie tak okropnie, a co dopiero, jak jeszcze wiedziałem, że to moja wina.- Nie mogę ci powiedzieć, bo...- spojrzała na mnie tymi smutnymi oczami.- to niespodzianka.- wypaliłem. Wiem okłamałem ją... To okropne, ale... no ale bynajmniej się rozpromieniła. Zobaczyłem ten błysk w jej oku. Ale za chwile jakby przygasł... Zdaje sobie sprawę, że Fran nie do końca uwierzyła w moją historyjkę.
- I to ciebie tak martwi? Niespodzianka?- spojrzała na mnie znacząco, wręcz drwiąc z moich głupich pomysłów.- Dlaczego mnie okłamujesz?
- Nie skarbie...- i w co ja się wplątałem???- Chodzi o to, że ta niespodzianka wymaga wiele, wiele pracy i nie jestem pewien, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Diego...- westchnęła.- W szkole rozmawiałam z Violą i Cam i obie też zauważyły u Leona i Brodueya dziwne zachowanie.- stanęła z założonymi rękoma.
O FUCK!
- Ym...- wydusiłem z siebie.- Bo... TO NIESPODZIANKA DLA WAS WSZYSTKICH. - Co ty debilu wygadujesz?!
Włoszka wywróciła oczami.
- Niezła wymówka. - burknęła.
- Mówię prawdę. Zapytaj chłopaków.
- Nie ważne...- westchnęła.- Musze iść. Za godzinę jestem umówiona z dziewczynami u Violi, a nawet się nie spakowałam pa.- stanęła na palcach i delikatnie musnęła mój policzek.
- Kocham cię.- powiedziałem, a ona mimo tego, że chyba bardzo starała się zachować obojętną twarz, lekko się uśmiechnęła.
- Ja ciebie też.- westchnęła i odwróciła się o de mnie, a następnie poszła w swoją stronę.
Kiedy zniknęła za zakrętem jednej z alejek z westchnięciem opadłem na ławkę i schowałem twarz w dłoniach. CZEMU TO MUSI BYĆ TAK CHOLERNIE TRUDNE!? Nie dość, że samemu jest mi okropnie źle, że musze na tyle zostawić moją księżniczkę, to jeszcze ona będzie czuła się tak samo jak ja. Będzie tęskniła i płakała, a to wszystko moja wina. Wiedziałem że tak będzie... Jej ojciec miał rację nie zasługuje na nią. Taka delikatna i wrażliwa osoba jak ona powinna mieć kogoś kto będzie ZAWSZE przy niej. 24 na dobę, a nie zostawi ją na pół roku, aby wyjechać w trasę. Żeby tylko raz! Przecież jak trasa okaże się sukcesem za jakiś czas odbędzie się kolejna. Może dużo krótsza, a może dłuższa. Tego nikt nie wie. Ale wiem jedno. Francesca znów będzie przez to cierpiała. A ja zamiast powiedzieć jej prawdę od razu, jeszcze zmyślam jakieś niestworzone historie raniąc ją jeszcze bardziej. Ale ze mnie egoista.
Jedyne co mnie pociesza to to, że moi przyjaciele - a bynajmniej ich większość- również jeszcze nie przeprowadziła tej rozmowy ze swoimi dziewczynami, ale co to za usprawiedliwienie? Jestem Diego, a nie wszyscy, albo inni... Już sam nie wiem co mam zrobić. Czasem najlepiej rzuciłbym to wszystko i stał się normalnym nastolatkiem, tak aby zawsze być blisko Franceski... Ale zaraz później zdaję sobie sprawę, że bez muzyki nie mógłbym być sobą, a moja praca sprawia mi taką przyjemność, jakiej nie umiałaby zastąpić żadna inna... Do tej pory łączyłem to bez problemu. Próby zazwyczaj były z rana, kiedy moja ukochana była w szkole, a jak się kończyły wybierałem się po nią i spędzałem resztę dnia... No i się skończyło... Już nie będzie tak łatwo bo wyjeżdżam. I to na tak długo...
W końcu podniosłem się z tej nieszczęsnej ławki i poszedłem w kierunku swojego domu...Mam nadzieję dotzreć tam przed dziadkami, żeby nie musieć wysłuchiwać kolejnych dogryzek, albo innych rzeczy. Najbardziej chciałem teraz rzucić się na łóżko i odizolować od całego świata, zamykając się w moim pokoju. Musze wszystko przemyśleć. Jeszcze raz na spokojnie...

*Naty*

Wracałam sobie do domu, okrężną drogą - przez park, ponieważ pogoda była taka cudowna, że nie chciałam jej zmarnować. Kiedy dochodziłam na miejsce, usłyszałam dźwięk wydawany przez mój telefon który informował mnie, że dostałam smsa. Ku mojemu zadowoleniu, na ekranie wyświetlił się numer mojego chłopaka. Jednym ruchem palca, odblokowałam komórkę i przeczytałam wiadomość:

"Cześć kochanie... Mam Ci coś bardzo, bardzo ważnego do powiedzenia. Czy możemy się spotkać za godzinkę przy tej budce z watą cukrową, gdzie zawsze?"

Przyznam szczerze, że wiadomość odrobinę mnie zmartwiła... Pewnie panikuję, bo to nic takiego, ale mimo to jestem strasznie poddenerwowana...
Postanowiłam odpisać chłopakowi.

"Jasne. O 17:00 będę. Do zobaczenia... Maxi? Stało się coś?"

Dobrze wiem, ze na ostatnie pytanie nie dostanę odpowiedzi teraz... Jedna dostanę ją za godzinę...

" Dowiesz się jak się spotkamy... Kocham Cię. Do zobaczenia."

" Ja Ciebie też... Pa."

Przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w domu.
Zastałam w nim moją siostrę, która siedziała w kuchni i kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, grzebała coś w swoim telefonie.
- Hej Lena.- przywitałam się.
- Cześć. wymamrotała, nie podnosząc wzroku znad i'phona.
- Co ty tam, tak zawzięcie, piszesz? - zapytałam roześmiana zachowaniem młodszej siostry, odgrzewając sobie przy tym obiad.
- Nie ważne. - spojrzałam na nią, ale ta nawet tego nie zauważyła. Rozanielona wgapiała się w ekran komórki uśmiechając się do niego. Z boku wyglądało to naprawdę przekomicznie. Pokręciłam z dezaprobatą głową i westchnęłam, zabierając się ponownie za szykowanie posiłku. Wysiadałam już z głodu, ponieważ dziś nie jadłam lanchu... Tak to jest jak w pośpiechu nie weźmie się portfela i nie ma się jak go kupić.
Musiałam się pospieszyć, ponieważ mam jeszcze spotkać się z Maxim... Moją głowę ponownie zaczęły zajmować myśli, którym głównym pytaniem było "Co takiego się stało, że mój chłopak musi tak pilnie mi to powiedzieć?"...
Zjadłam w pospiechu, a moja siostra wciąż siedziała w tym samym miejscu, trzymając w ręku telefon. Jedyne co się zmieniło to to, że I'Phone był teraz podłączony do ładowarki.
Prychnęłam i poszłam na górę, żeby się przebrać, bo w ciągu kilkunastu minut pogoda się zmieniła i w krótkich żółtych spodenkach i bluzce z ktrótkim rękawkiem, byłoby mi teraz zbyt zimno.
Wyszperałam w szafie to:

i błyskawicznie się przebrałam. Poprawiłam jeszcze, delikatnie, makijaż i gotowa zabrałam torebkę ruszając w stronę wyjścia.
- Wychodzę- oznajmiłam Lenie.
- Ta ta. mruknęła.- Baw się dobrze.- pierwszy raz odkąd wróciłam spojrzała na mnie.- O której wrócisz?
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- A z kim tak zawzięcie piszesz?- spytałam, ale odpowiedzi się już nie doczekałam, bo to siostry przyszedł kolejny sms. - Pa. - westchnęłam i wyszłam z domu.

Na miejscu byłam chwilę później. Od razu dostrzegłam Argentyńczyka, siedzącego na jednej z ławek. Jego wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego. Był poddenerwowany. Było to widać jak na dłoni.
- Maxi?- spytałam nie pewne i usiadłam koło niego.
- O Nata... Pięknie wyglądasz.- Posłał mi uśmiech.
- Co się dzieje?- puściłam jego komplement mimo uszu.
- Słuchaj...- zaczął niepewnie.- Mam Ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
- Zauważyłam.- powiedziałam ironicznie, coraz bardziej zdenerwowana. - Przestań owijać w bawełnę i mów co się dzieje.
- Zaproponowano nam półroczną trasę po Ameryce i Europie.- zasznurował usta i wpatrywał się we mnie, czekając na moją reakcję.
Potrzebowałam parę sekund, aby przetrawić i zrozumieć to, co właśnie do mnie powiedział. W momencie kiedy to do mnie dotarło, poczułam, że mój policzek robi się wilgotny, a już po chwili wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
Po wyrazie twarzy Maxiego wiedziałam, że go to zabolało tak bardzo jak mnie - o ile nie bardziej. Przytulił mnie mocno do siebie, przyciskając.
- Nie płacz proszę. - wyszeptał.
Nie odpowiedziałam mu. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Argentyńczyk cierpliwie znosił, jak niszczę jedną z jego ulubionych koszulek.
- Kiedy jedziecie?- wydusiłam z siebie, spoglądając na niego, próbując wyszukać się w jego twarzy odpowiedzi.
- Nie wiem...- przyznał.- Dowiemy się jutro...
Coś mną wstrząsnęło. Zakuło w sercu. Tak nie chciałam się z nim rozstawać... Wiedziałam, ze to dla nich wielka szansa, i że mojemu ukochanemu jest tak ciężko jak mi... Nie chciałam zadawać mu więcej bólu i pohamować natłok łez, ale mi się nie udało... Ponownie się rozpłakałam, chowając twarz w dłoniach.
- Przepraszam.- wyszeptał.
- Nie masz za co.- przyznałam po chwili. - To wasze marzenia. Wasza praca.- wymusiłam uśmiech, patrząc głęboko w jego oczy.- Uwierz, ze w głębi duszy jestem z Ciebie bardzo dumna i strasznie się cieszę, że zaszliście tak daleko z zespołem.- przyznałam wcale go nie okłamując. Była to czysta prawda.
- Jesteś najlepszą dziewczyną na świecie.- uśmiechnął się delikatnie i ucałował mój mokry policzek.
- A ty najlepszym chłopakiem.
- Kocham Cię.- szepnął mi do ucha i musnął usta.
- Ja ciebie też.- powiedziałam po oderwaniu się od siebie i ponownie wtuliłam w jego tors. Może jeszcze troszkę szlochałam, ale starałam się myśleć tylko o pozytywach. - Obiecaj, ze w każdej wolnej chwili będziesz dzwonił, pisał...
- Oczywiście. W wolnej i nie wolnej.- zaśmiał się delikatnie.- Jeśli będziemy mieli jakiś czas wolny postaram się Cię odwiedzić, choćby na parę godzin.
Nic już nie odpowiedziałam, tylko mocniej tuliłam się w tors Maxiego.


*Francesca*

Jak tylko weszłam do kuchni, aby nalać sobie skoku mama spojrzała na mnie i spytała zmartwionym głosem.
- Coś się stało kochanie? - Czy naprawdę tak słabo idzie mi kamuflowanie emocji?!
- Nie mamo...- zmusiłam się do uśmiechu.- Jest w porządku Po prostu jestem zmęczona. - użyłam jakże starej i przewidywalnej, a zarazem mega skutecznej - wymówki.
- Chodź tu. - podeszła do mnie i przyłożyła rękę do czoła.- Nie masz gorączki...- zamyśliła się.
- Mamo...- zaśmiałam się.- Powiedziałam, że zmęczona, a nie że źle się czuje. Idę dziś na nocowanie. Zmęczenie przejdzie szybciej niż przyszło.- puściłam jej oczko i włożyłam szklankę do zlewu.- Nie martw się o mnie.
- A Fran...- zatrzymała mnie, kiedy już miałam wychodzić.
- Tak?- westchnęłam i spojrzałam na nią.
- Gdzie byłaś tak długo? Nie było cię na obiedzie.
- Byłam z Diego. - wymusiłam uśmiech, ale nie wiem czy nie wyglądało to bardziej jakbym się skrzywiła, bo mama znów dziwnie na mnie spojrzała.- Pisałam ci smsa. - szybko zmieniłam temat.
- Oddałam dziś telefon do serwisu, bo przestał działać. No nie ważne.- uśmiechnęła się do mnie.- Mam nadzieje, że zjedliście jakiś obiad?
- Tak mamo.- zaśmiałam się.- Diego zabrał mnie do tej nowej restauracji. Było pysznie.
- Szczęściara z ciebie.- uśmiechnęła się.- Chłopak o ciebie dba. Jak na moje możecie się żenić.- puściła mi oczko.- ALE TYLKO NIE TERAZ. - Zachichotała.  Zrobiło mi się cieplej na sercu jak to powiedziała. Mama ma rację. Jestem prawdziwą szczęściarą, że mam tak cudownego chłopaka jak Diego. Może serio chłopcy robią nam jakąś niespodziankę, a ja niepotrzebnie się zamartwiam? Jeszcze tak go potraktowałam... No nic. Trzeba porozmawiać o tym z Viu i Cami.
- Kochanie?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos rodzicielki.
- Yyyy. przepraszam zamyśliłam się. To na serio super, że lubisz Diego. Według mnie też jest najcudowniejszym chłopakiem na tej ziemi. - mówiłam z niesamowitą prędkością, zapominając, że trzeba oddychać.- Ale teraz muszę iść przygotować się na pidżama party. Pa!- wybiegłam z kuchni zostawiając w niej rozbawioną mamę i skierowałam się do swojej sypialni.
Zabrałam z niej moją pidżamę, rzeczy na jutro i wpakowałam to do jednej torby, po czym wleciałam do łazienki i jednym ruchem zgarnęłam kosmetyki z półki, które wpakowałam do kosmetyczki, a później dołożyłam do niej szczoteczkę i szczotkę do włosów.
Kiedy wszystko już spakowałam, rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam komórkę z kieszeni szarych spodenek. Wyszukałam numer do Diego i napisałam smsa o takiej treści:
" Cześć kochanie :) Wiem, że słabo się dziś zachowałam... Nie jestem na Ciebie zła ani nic, po prostu się martwiłam. Przepraszam Cię :* ;("
Na odpowiedź nie musiałam dług czekać.
"Jedyną osobą, która powinna przepraszać jestem ja... :( Wybacz Franuś. Obiecuje, że nie długo wszystko się wyjaśni."

" Dobrze ;) Czekam :D Napiszę później, dobrze? Lecę do Vilu, bo się spóźnię. Pa skarbie. KOCHAM CIĘ :*"

" Ja Ciebie też Bella ;) Do jutra :* Baw się dobrze i powodzenia z piosenką"

Uśmiechnęłam się do zdjęcia, które mam na tapecie

 i podniosłam się z łóżka, zabierając torbę, wyszłam z pokoju.
- Spadam mama.-  ucałowałam rodzicielkę w policzek.
- Dobrej zabawy.
- Dzięki. Pa.-pomachałam jej i wyszłam z domu, kierując się w stronę domu swojej przyjaciółki. Wiał naprawdę mocny wiatr, a ja zaczęłam żałować, ze nie wzięłam żadnego sweterka. Na szczęście droga nie była długa i szybko dotarłam na miejsce. Zapukałam do drzwi, które po chwili otworzyła mi Ludmiła.
- Na pierwszy rzut oka nawet jej nie poznałam. Stała bez pełnego makijażu, w jakimś dresie, trzymając kubek herbaty w dłoniach.
- Hej Fran.. - westchnęła... Moment... Czy Ludmiła Ferro właśnie nazwała mnie "FRAN"?! O RANY...
- Ym... Cześć Lu... Dobrze się czujesz?
- Może być.- mruknęła. Po jej czerwonych, podpuchniętych oczach było widać, że płakała.- Wchodzisz?- spytała unosząc znacząco brwi.- Jest zimno.
- Tak.- otrząsnęłam się z rozmyśleń i weszłam do środka, a blondynka zamknęła za mną drzwi.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Nie... - szepnęła. Pewnie jakby powiedziała to normalnie, od razu by się rozpłakała. Odchrząknęła.- Nie chcę o tym gadać.- stwierdziła łamiącym się głosem.
- Jak wolisz... -westchnęłam. Blondyna szybko się odwróciła i pobiegła na schody... Chwilę stałam w zamyśleniu, ale później poszłam za nią i weszłam do pokoju Vils, gdzie ta siedziała już z Camilą.
- Siemka laski.- uśmiechnęłam się do przyjaciółek.
- Hejka.- odpowiedziały mi równo.
Spojrzałam na biurku Castillo, gdzie roiło się od przysmaków.
- Olga wie jak o nas zadbać. - zaśmiała się Cami.
- Ok... zaczęła Vils. - Skoro już jesteśmy wszystkie... Może najpierw napiszemy tą piosenkę, a później zajmiemy się ploteczkami i filami?
- Dobry pomysł.- przytaknęła jej Torres.- Tym bardziej, ze mam pewien pomysł w głowie i nie chcę zapomnieć. - Podeszła do keybordu i zaczęła grać jakąś melodie. - Co powiecie?- spytała opierając się o instrument, gdy skończyła.
- Podoba mi się.- przyznałam.
- Dobre na pierwszą wzrotkę.- skomentowała zadowolona Violetta.

Komponowanie tak nas wciągnęło, ze nim się obejrzałyśmy piosenka była skończona... Bynajmniej w pewnym stopniu. Jutro pokażemy Angie i Pablo, a to oni już zadecydują co z nią dalej. Czy coś zmieniać, zaproponują poprawki i tak dalej.
- Podoba mi się.- pisnęłam.
- Mi też.- zaśmiała się Cam.
- Jesteśmy genialne.- przyznała Violetta, a my się zaśmiałyśmy.- Zaśpiewajmy jeszcze raz...- wybłagała. Co z tego, ze śpiewałyśmy ją milion razy. Pomysł bardzo nam się spodobał.



Kiedy skończyłyśmy do pokoju weszła, nowa sis Violi.
- Violu...- zaczęła, wyczerpną z sił.- Mogę pożyczyć gitarę? Moja jest rozstrojona, a nie chcę mi się tego robić.
- Pewnie...- powiedziała zmieszana Castillo i podała Ludmile instrument.
- Dziękuje.- odparła i podeszła do drzwi.- Dziewczyny jak wy to znosicie?- Zapytała na odchodnym.
- Ale co?- Viola zmarszczyła czoło.
- Jak to co? Wasi chłopacy jadą w półroczną trasę, a wy udajecie, że jest ok?









HEJKA!!!! Wybaczcie... Wiem, że miał być wczoraj, ale nie dałam rady. Jest dziś. :D Mam nadzieję, że się podoba.
WEOSŁYCH MIKOŁAJEK !!!!
Pochwalcie się w komentarzach co dostaliście w buta ;)

LOVCIAM DIECESCE



piątek, 27 listopada 2015

Capitulo 41

*Diego*

Próba przebiegła nam prawie dobrze. Dlaczego prawie? Tego jeszcze nie wiem, ale już się domyślam, że nie tylko mi nie daje spokoju cała sprawa z wyjazdem i trasą koncertową.
Kiedy w ciszy - co jest swoją drogę mega dziwne jak na nas - sprzątaliśmy instrumenty, postanowiłem zadać nurtujące mnie pytanie...
- Chłopaki...- zacząłem, a ich spojrzenia przeniosły się na mnie. - Czy któryś z was rozmawiał już z dziewczynami o...trasie?- spytałem. W głuchej ciszy, która zapadła po moim pytaniu, dało się usłyszeć głośne westchnienie Andresa, więc teraz wszystkie spojrzenia były skierowane na niego.
- Jak zareagowała?- zapytał Leon, wiedząc już po jego minie, że on tą rozmowę ma za sobą.
- Kazała mi się wynosić.- mruknął. Nie kryliśmy zdziwienia. Każdy stał z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi buziami.
- Jak to? Coś ty jej powiedział?- zapytał przerażony Bruduey. Pewnie bał się, że Camilla zareaguje tak samo. I nie powiem. Jego strach udzielił się też mi.
- Prawdę. Że nie podejmę tej decyzji bez niej i że zaproponowano nam półroczną trasę. - powiedział.- A ona się zdenerwowała, kazała jechać i wyjść.- Mówił z pretensjami w głosie, wymachując rękoma na prawo i lewo.
- Aha...- mruknął Maxi.- Zapowiada się ciekawie, jeśli Nat ma zareagować tak samo...- jęknął i nerwowo uderzył pałeczką o talerz perkusji.
- Mam nadzieję, że jej przejdzie i będziemy mogli porozmawiać normalnie. - westchnął zrezygnowany, opierając się o klawisze i w tym momencie do sali wszedł Mayson z poważną miną.
Popatrzyłem na niego ze zmarszczonym czołem, próbując wyłapać w jego spojrzeniu, co znowu ważnego ma nam do powiedzenia, ale za cholerę nie mogłem zgadnąć.
- Chłopacy...- zaczął wreszcie. - Właśnie rozmawiałem z dyrektorem i ludźmi odpowiedzialnymi za waszą trasę...- mówił niespokojnie i bardzo szybko, jakby coś go goniło.- Powiedzieli, że mają dość czekania macie się zdecydować ostatecznie czy jedziecie w trasę.
- Kiedy mamy dać odpowiedź?- spytał podejrzliwie Federico.
Menadżer westchnął.
- Teraz.
Z chłopakami spojrzeliśmy po sobie. Każdy BEZ WYJĄTKU był zdezorientowany i zdenerwowany.
- No dalej...- jęknął mężczyzna.- za parę minut mam im dać odpowiedź inaczej nici z trasy. Wiecie jaka to dla was szansa. Nie możecie jej zmarnować.
- Ja się zgadzam...- oznajmił, prawie szeptem Federico i od razu spuścił spojrzenie. Nadal nie mogę skumać dlaczego on z taką trudnością opuści BA na pół roku...
- Ja też...- wymamrotał Andres.
No a my głupki od siedmiu boleści... Tchórze rąbane, którzy nie mieli odwagi powiedzieć swoim ukochanym wcześniej, stoimy jak takie tempaki i nie wiemy co powiedzieć. W końcu nie znamy reakcji dziewczyn... Mowa oczywiście o mnie, Leonie, Brodueyu i Maxim... I co powiedzieć, co zrobić? Nie ma mowy... nie mogę ani zmarnować takiej szansy, ani pozwolić aby moi przyjaciele ją zmarnowali. Znam nasze dziewczyny aż za dobrze, żeby wiedzieć, że nie będą złe. Byłyby gdybyśmy nie skorzystali z takiej okazji ze względu na nie... Kocham moją księżniczkę. I będę usychał z tęsknoty, ale wiem, że aby spełniać marzenia muszę czasem z czegoś zrezygnować... tym razem będzie to czas poświęcony Włoszce, ale wiem że to zrozumie, że będziemy rozmawiać co chwilę na kamerce i przez telefon...
Odrywając się od myśli zerknąłem na zniecierpliwionego Maysona. Westchnąłem tylko i powiedziałem...
- Jadę.- mężczyzna nic nie mówiąc spojrzał na moich pozostałych przyjaciół.
Wszyscy też się głęboko nad czymś zastanawiali. Pewnie nad tym samym co ja przed paroma sekundami.
- Ok...- wymamrotał Verdas.
- Zgoda...- dodał Maxi.
- No to jedziemy.- lekko uśmiechnął się Broduey.
No... wielkiej ekscytacji i wybuchu radości nie było. Ja z jednej strony byłem szczęśliwy, że zrobiliśmy tak ogromny krok, o którym jeszcze pół roku temu mogłem tylko marzyć, a z drugiej moje serce przekuwał ból, że tyle nie zobaczę mojej Włoszki i co gorsza... że sprawię jej tym smutek. Myśląc o tym już prawie chciałem krzyknąć, że NIE JADĘ, ale znów pomyślałem o karierze, moich przyjaciołach, naszych fanach i marzeniach... Znów kółeczko się zamyka...
- To dobra decyzja.- wykrzyknął podekscytowany Mayson.- Nie pożałujecie.- uśmiechnął się szeroko i wyszedł z sali, zabierając ze sobą całą radosną atmosferę. Znów zapadła ogromna cisza...
- Ej...- przerwał ją Leon.- Pwinniśmy się cieszyć. Jediziemy w trasę.- uśimiechnął się, ale sam nie był do końca pewien tego co mówi. Próbował rozładować atmosferę i może trochę mu się to udało. Na naszych twarzach pojawiły się lekkie uśmiechy. Ale wiem, że każdy z nas cierpiał z powodu rozstania ze swoją ukochaną... ALE DO CHOLERY CZEMU PASQUERLI?!

Z kompletną pustką w głowie, a może zawaloną tysiącami myśli? skierowałem się do jeszcze nie dawna mojej szkoły. Uśmiechnąłem się sam do siebie przypominając sobie ten nie znowu tak dawny czas. Wtedy stresujące wydawały się być lekcje z moim tatą i do głowy mi nie przyszło że za parę miesięcy będę martwił się, że nie zobaczę mojej ukochanej z powodu trasy. HA. Wtedy nawet nie sądziłem, że tak szybko czekają mnie trasy, a co dopiero PRAWDZIWA miłość, w którą przecież nie wierzyłem. Teraz zastanawiam się jak mogłem być takim cholernym idiotą?
Nie dano mi było myśleć dalej, bo moich uszu dobiegł najsłodszy głosik świata. Należał oczywiście do mojej dziewczyny.
- Diego!- zawołała, wstając z ławeczki na terenie szkoły i podbiegła do mnie, rzucając się na szyję. - Tęskniłam.- zachichotała, a ja znów poczułem to cholerne ukłucie w sercu. Cholerne poczucie winy... Przecież przed sekundą zgodziłem się zostawić ją nie na dobę... a na całe 6 miesięcy...- Kochanie...- Odsunęła się o de mnie.- Czy wszystko w porządku?
- Tak koteczku.- uśmiechnąłem się i musnąłem jej delikatne usta, które dziś miały posmak truskawek.- Wiesz jak bardzo cię kocham?
- Wiem.- wyszczerzyła swoe białe ząbki.- Bo ja kocham cię tak samo mocno.- wtuliła się we mnie z powrotem.
- Może zjemy razem jakiś obiad?- puściłem jej oczko.
- A dziadkowie?
- Z tego co wiem są w trakcie zwiedzania miasta. No chodź.- złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę parku. Ona zachichotała i poszła za mną.

*Federico*

Wyszedłem z próby, mając mętlik w głowie... Od kilku dni zastanawiam się co się ze mną dzieje... TRASA KONCERTOWA. Nie dość, że po Ameryce to jeszcze po EUROPIE. Mojej kochanej Europie, której już tak długo nie odwiedzałem. Koncerty w MOICH WŁOSZECH... Pół roku z fanami, grając dla nich super koncerty z najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Ah... Parę tygodni temu, wydawało mi się, że jeśli taka szansa nadejdzie, będę skakał z radości i pełen pozytywnej energii pakował walizkę - grubo przed czasem- z niecierpliwością czekając na najwspanialszą przygodę w moim życiu...
Jednak od paru dni coś o wiele silniejszego niż EUFORIA związana z trasą trzyma mnie tu i nie pozwala cieszyć się tym wszystkim... Do tej pory zastanawiałem się co to takiego... Za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć co tak potfornie ciąży mi na sercu... Dziś się dowiedziałem co... Nie wierze jak mogłem być takim idiotą i nie zauważyć tego wcześniej... Z innej strony nie wiem po co tak zawzięcie szukałem tego, co trzymało mnie tu w Buenos Aires. Teraz jak już wiem... Stwierdzam, że wolałbym nie wiedzieć. Niewiedza w tym przypadku była tu o wiele lepsza niż to co odkryłem... Oczywiście chodzi o Ferro... Mojego wroga numer jeden, który okazał się być powodem tego, że tak nie chce opuszczać kraju... Kiedy przyszła dziś do parku... Usiadła na ławce i spojrzała mi w oczy, pytając dlaczego nie cieszę się z trasy... Uświadomiłem sobie tylko tyle, że nie chcę rozstawać się z blondynką na całe sześć miesięcy... JAK?! Przecież to urojone. Dziewczyna, na której widok zawsze dostawałem obrzydzenia, z którą wiecznie się kłóciłem, krytykowałem i po prostu nienawidziłem miała zostać teraz moim oczkiem w głowie, moją miłością? Nie potrafię tego zrozumieć. Jak Ludmiła Ferro mogła tak bardzo zawrócić mi w głowie?! Jasne. Jest piękna i utalentowana, a z powodzeniem u chłopaków nigdy nie miała problemu, ale... dla mnie zawsze była najgorszą istotą jaką w życiu spotkałem. I teraz ta "najgorsza istota w moim życiu" jest powodem, przez który nie potrafię się cieszyć z mojej wymarzonej, wyśnionej trasy koncertowej? Chyba coś mi się stało. To musi być jakaś pomyłka. LUDMIŁA? To nie może do mnie dotrzeć...
Z moich jakże intensywnych rozmyśleń, wyrwał mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Andres... Pewnie kolejny będzie się mnie wypytywał co się ze mną stało, a ja naprawdę nie mam ochoty z nikim dzielić się moim odkryciem. Sam nie wiem... Może liczę na to, że mi przejdzie. Tak. To taka moja cicha nadzieja... Po prostu nie wyobrażam sobie czuć coś do kogoś, kogo przez kilka lat darzyło się taką nienawiścią. I to odwzajemnioną.
Westchnąłem tylko i nadusiłem czerwoną słuchawkę... Trochę nie grzeczne, ale ostatnie czego w tym momencie potrzebuje to wysłuchiwanie pytań moich przyjaciół w stylu "Fede co z tobą?" " Dlaczego chodzisz taki zmartwiony?" " Zakochałeś się, czy jak?"
Na wszelki wypadek wyłączyłem telefon. Skręciłem w kolejną alejkę parku. Nie wiem, którą już. Ale po raz kolejny moje myśli naszła śliczna Argentynka... " Śliczna, cudowna, uzdolniona"... To jedyne słowa, które przychodziły mi teraz na myśl. Słowa, które opisywały Ferro... FEDERICO STOP. Muszę zapamiętać też, że nie bez powodu nienawidziłem jej odkąd się poznaliśmy. Przecież to wielka DIVA, mająca się za nie wiadomo jaką gwiazdę. Rozkapryszona, wiecznie mająca problemy, rozpieszczona bogaczka... I dlaczego mimo tego, że taka jest... że ZAWSZE taka była, ja... ja nadal myśląc o niej czuje to dziwne, nieopisane uczucie, które z jednej strony mi nie odpowiada a z drugiej nie zamieniłbym go na żadne inne... Miłość-Nienawiść. Heh. To chyba trafne określenie do tego co czuje do Lu.
Kocham? Niestety ( a może stety?) tak. Nienawidzę? W sumie nawet jej dobrze nie znam, ale... Myślę, że tak. Chociaż od pewnego czasu moja nienawiść do tej dziewczyny diametralnie maleje...
I co ja mam ze sobą zrobić? Pójść do niej i jej to powiedzieć? TA JASNE. "Hej Ludmiła... Słuchaj wiem, że od zawsze się nie lubimy, jesteśmy mega wrogami i zawsze robiliśmy wszystko przeciwko sobie, ale... kocham cię." Yhy. NIE MA MOWY. Moje głupie serce albo samo zapomni o tej dziewczynie, albo ja mu w tym pomogę. Ale NA PEWNO nie pozwolę sobie na to, żeby ją kochać. NIE MOGĘ. Nie ONA. NIE LUDMIŁA. Ale... serce nie sługa... A gdzieś głęboko w środku czuję, że wcale nie chcę o niej zapomnieć...
RANY CZŁOWIEKU. Widzisz co się z tobą dzieje?! Zaczynasz zaprzeczać sam sobie... O i jeszcze gadasz do siebie!
Zaczynam się zastanawiać czy jestem w stu procentach normalny. Ale chyba jednak nie.
Przed rozegraniem poważnej bitwy "ja kontra ja" powstrzymała mnie jakaś dziewczyna. Wyglądała może na 15 lat i na mój widok szeroko się uśmiechnęła i podbiegła do mnie wykrzykując moje imię.
- Aaaaaaaaa!- pisnęła kiedy już znajdowała się jakieś cztery metry prze de mną. - Nie wierze, nie wierze! FEDERICO! AAAAAAAAAAAAA!
- We własnej osobie.- zaśmiałem się.
- Możesz zrobić sobie ze mną zdjęcie? Jestem twoją wielką fanką.- spytała z błagalną miną, wyciągając swój telefon.
- Pewnie, że tak.
Nastolatka podeszła do mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Tak właśnie wyglądały chyba z dwadzieścia selfie, które napstrykała.
- Dziękuje.- jeszcze raz przyjaźnie się uśmiechnęła i podeszła do czekających na nią rodziców, podekscytowana pokazując zdjęcia.
Poszedłem dalej mając nadzieję, że dam radę myśleć o czymś innym, ale moje próby były daremne. " O ale ładna dziś pogoda... Ludmiła taką lubi...", " Ale super, że trasa... PÓŁ ROKU BEZ FERRO" AAAAAA. Mam dość.
Warknąłem sam na siebie, co mnie nawet rozbawiło, i postanowiłem udać się do domu, bo nie wiem ile już krążę po tym parku, a naprawdę zrobiłem się głodny...

*Francesca*

- To było pyszne.- uśmiechnęłam się szeroko do Diego, kiedy trzymając się za ręce wyszliśmy z jednej z restauracji, którą odwiedziliśmy po raz pierwszy. - Nie wiem czemu nie przyszliśmy tu wcześniej.- dodałam, jednak miałam wrażenie, że Hiszpan myślami jest daleko stąd... - Jeszcze nigdy nie jadłam tak pysznych Empanadas Tacumanas. A moi rodzice i brat są kucharzami.- zaśmiałam się, ale nie odzyskując żadnej odpowiedzi, zdziwiona spojrzałam na chłopaka, który patrzył przed siebie, mocno zamyślony. - Diego!- wrzasnęłam mu do ucha, a ten się otrząsnął i spojrzał na mnie zdezorientowany.- Nie słuchałeś mnie.- odparłam.
- Wybacz kotek...- westchnął... Przyjrzałam mu się uważnie, z pełną powagą. Próbowałam chodź po części zrozumieć, co się dzieje w jego głowie, ale nic nie mogłam wymyśleć. Jedyne co widziałam to to, że jest czymś bardzo zmartwiony i, że to strasznie go trapi. Eh... marna ze mnie obserwatorka, ale mimo starań nic więcej nie potrafiłam wyczytać z jego mimiki twarzy.
Już chciałam otwierać usta, aby zadać mu pytanie, kiedy moich uszu doszedł męski głos.
- Hejka Fran. - to był głos Marco... - Cześć Diego...- mruknął, aż za bardzo jednoznacznie...
- Hej Marco...- uśmiechnęłam się nie pewnie, zatrzymując obok Meksykanina. Nie byłam w stu procentach pewna, jak powinnam się teraz zachować. Być miła dla Marco? A jeśli miałoby to spowodować rozdrażnienie Diego? Przecież doskonale pamiętam ich ostatnie spotkanie, które ledwo nie skończyło się bójką... A w tym momencie doskonale widać, że Marco nie jest zadowolony z obecności mojego chłopaka, dając nam tym samym do rozumienia, że wolałby być TYLKO ze mną co oznacza jeszcze bardziej utwierdza Hiszpana w przekonaniu, że mu się podobam... Czy mam być nie miła? Ale to by było wredne wobec Tavelliego. JENY... Czy on musiał się tu teraz pojawić?
- Fran słuchasz mnie!- jeden z chłopaków machnął mi dłonią przed oczami. Parę razy zamrugałam, aż w końcu skapnęłam się, że zrobił to Meksykanin.
- Tak... ym...- zawstydziłam się.- Nie...- westchnęłam.
- Spoko...- zaśmiał się. - pytałem tylko czy skończyłaś już piosenkę z dziewczynami?
- A... piosenka. Tak dokończymy ją dziś.- uśmiechnęłam się, kontem oka spoglądając na mojego ukochanego. Jakie było moje zdziwienie, gdy wcale nie ujrzałam go- tak jak się spodziewałam - z zaciśniętą szczęką i pięściami, powstrzymując się od wybuchu agresji... zamiast tego Diego stał wpatrzony w jeden punkt, którym była ławka obok Meksykanina i zdawał się kompletnie nie zwracać na nas uwagi...
- Super.- puścił mi oczko.
- Ta......... a co u ciebie? Dlaczego nie było cię w studio w zeszłym tygodniu?- spytałam przypominając sobie, że mojego kolego nie było na kilku zajęciach.
- A...- machnął ręką.- Dopadła mnie jakaś grypa.
- Lepiej się już czujesz?- specjalnie powiedziałam to zupełnie naturalnie, aby sprawdzić reakcje Diego, jednak wszystko było bez zmian. Nadal stał wgapiony w tą białą ławkę, jakby ta do niego przemawiała!
- Już lepiej w porządku. Dzięki.
- Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Dobra nie będę wam dłużej przeszkadzał. Lecę. Papa.- pomachał mi na odchodne i po chwili znikł za jedną alejką parku.
Zaczęłam się wpatrywać w swojego chłopaka, zastanawiając się, czy tylko udawał tak przed Maro i zaraz zacznie się lawina pytań zazdrosnego Diego, czy serio głęboko nad czymś myśli. No cóż. Wiedziałam już kiedy po kilku minutach, on wciąż stał lampiąc się w ten jeden punkcik. Westchnęłam i po raz kolejny dziś przypomniała mu o swoim istnieniu, machając przed jego nosem.
- Co jest Fran?- spytał nie zadowolony najwyraźniej, że przerwałam mu jego przemyślenia.
- Od paru minut stoisz jak kołek. Co się z tobą dzieje?
On nic nie odpowiedział. Objął mnie tylko ramieniem łapczywie przyciągając do siebie. Zmartwiło mnie to nie na żarty, Byłam już pewna, że dzieje się coś ważnego co chłopak chce prze de mną ukryć.
- Diego!- powiedziałam lekko podniesionym tonem, a ten spojrzał na mnie.- Powiedz  co chodzi.- Znów westchnął. Spuścił spojrzenie na nasze buty i dopiero po paru minutach spojrzał ponownie na mnie. - Muszę ci coś powiedzieć Francesca. Bo...- wpatrywałam się w niego jak w obrazek, czekając rozwinięcia wypowiedzi, której się nie doczekałam, ponieważ znowu nam przerwano.
- Diego!- Tym razem nie był to Marco. Ani żadna osoba, którą mogłam znać. Była to jakaś staruszka, idąca ku nam z entuzjazmem, a za nią wlókł się marudzący coś pod nosem starszy pan. Wyglądał jak starsza wersja Gregorio, co mnie rozbawiło, ale po chili zesztywniałam. Zdałam sobie sprawę, że podążają ku nam ci słynni dziadkowie Diego... Zapowiada się ciekawie. ALE SOBIE MOEMNT WYBRALI.
- O nie...- westchnął mój chłopak, ale i tak wiedziałam, że dziadkowie z jednej strony ratują go przed powiedzeniem mi o tej nurtującej go sprawie.
- Ale niespodzianka!- krzyknęła podekscytowana kobieta.- Ty pewnie jesteś ta cała Francesca.- zwróciła się do mnie, posyłając mi serdeczny uśmiech. - Ja jestem Carmen - babcia Diego.- wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam.
- A ja Francesca bardzo mi miło. - jej entuzjazm przeszedł na mnie i prawie zapomniałam o tym, że mój chłopak ma dla mnie jakąś informacje. Kobieta wyglądała na naprawdę sympatyczną osobę. Zupełne przeciwieństwo jej męża, który nadal stał z miną a'la EBENEZER SCROOGE z "Opowieści Wigilijnej".
- A to...- tryskająca radością staruszka wskazała na swojego ukochanego.- A to mój mąż... Fabian- posłała mu znaczące spojrzenie, a ten coś bąknął i spojrzał na mnie.
- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się przyjaźnie, ale ten prychnął tylko.
- Dobry.- mruknął niezadowolony.
Szczerze nie wiedziałam jak mam się w tej sytuacji zachować... Diego był widać zdenerwowany na dziadka, tak samo jak jego babcia, a ja stałam nie wiedząc jak zareagować na nieuprzejmość pana Fabiana.
- O co ci znowu chodzi?- westchnął Diego zirytowany. Myślę, że to było pytanie retoryczne, ale pan dziadek i tak udzielił odpowiedzi.
- Wciąż o to samo. Wiek, szkoła.- powiedział krótko i przybrał pozę naburmuszonego dzieciaka. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać...
- Bynajmniej jest Włoszką.- prychnął Diego. Raczej miało być to usłyszalne tylko dla niego, ale okazało się, że jego dziadek ma lepszy słuch niż by się mogło wydawać, patrząc na jego wiek.
- A co mi z tego, że jest Włoszką, skoro...- zamyślił się na moment.- Masz 16 lat?- zwrócił się do mnie, jakby zapominając, że przed chwilą miał się wykłócać z wnukiem.
- Tak...- odpowiedziałam niepewna, a przecież w 100 procentach wiedziałam, że mam szesnastke.
- Świetnie.- znowu mruknął.- Nie doczekam się tych wnuków.- jęknął ledwo słyszalnie.
- Co wy wszyscy o tych dzieciach?- westchnął Diego.
- Wszyscy tylko nie wy. W ogóle nie interesuje was wasza przyszłość.
- A właśnie, że interesuje. Ja robię karierę, Fran kończy szkołę i też zrobi karierę. Zobaczymy co później. Do tego czasu mam jeszcze parę lat.- odparł zdenerwowany Hiszpan.
- Bla bla bla- zaczł go przedrzeźniać dziadek. - Gdyby nie ta wasza zakichana kariera już za jakieś dwa, góra trzy lata miałbyś normalną rodzinę.
- Ahaaaa Dla ciebie normalna rodzina to taka, w której w wieku 19 lat ma się dzieci.
- A bo kiedyś tak było.
- Dobre słowo.- warknął .- KIEDYŚ. HALO! Witamy pana w rzeczywistej teraźniejszości.
- A...- mruknął.- Kiedyś nie było tyle tych rozwodów i tyle tego wszystkiego. Brało się za żonę, bo mężczyzna jej potrzebował. Zakochał się i myślał o rodzinie. A wy? Niedojrzałe pół mózgi, którym tylko imprezy i sława w głowie. E tam.
- Fabian...- skarciła go żona. -przesadzasz.
- Ja nie przesadzam. Ja stwierdzam, że mam rację, ale co mam do gadania. Nikt już starych zgredów nie słucha. Eeeeee tam.- machnął ręką i znów zaczął mówić coś do siebie.- Ale w sumie... - zaczął w końcu.- Stwierdziłem, że poznam cię lepiej dziecko.- zwrócił się do mnie i nawet lekko uśmiechnął.- Co prawda nie spełniasz moich warunków podstawowych...
- Dziadku...- Diego spojrzał na niego morderczo.
- Czyli nie możesz planować z nią na razie rodziny bo jest za młoda i ty też masz jakiegoś bzika na punkcie tej całej muzyki... - kontynuował.- Ale... masz warunek nad to. Jesteś Włoszką i wydajesz się całkiem sympatyczna. Proponuje wspólną kolację dziś wieczorem.
- Fran dziś nie może. Idzie do przyjaciółki na noc. Muszą DOKOŃCZYĆ PIOSENKĘ. - Wyraźnie podkreślił ostatnie słowa i uśmiechnął się pod nosem.
Staruszek nie dał wyprowadzić się z równowagi.
- W takim razie jutro. Tak stwierdziłem. Do zobaczenia.- ten już poszedł w przeciwną stronę, a jego żona jeszcze mnie uścisnęła i szepnęła przeprosiny za męża, po czym ruszyła za nim.
- Przepraszam cię za niego.- jęknął Hiszpan.
- Nie ma za co.- zachichotałam.- Jest zabawny.
- Jeżeli przez zabawny, masz na myśli irytujący... to tak.- zaśmiał się i objął mnie w tali.
- Kochanie....- zaczęłam.- Miałeś mi coś powiedzieć, zanim się zjawili...
Mój chłopak ciężko westchnął...




Hejka!!!!
UDAŁO SIĘ. Jest Sobota i jest rozdział. Mam nadzieję, że w następnym tygodniu również coś dodam ;)
Zapraszam was do zakładki ZAPYTAJ BOHATERÓW, która czeka na wasze pytania :)
Zapraszam też na mojego drugiego bloga, na którym pisze opowiadania z przyjaciółką. Właśnie skończyłyśmy jedną historię i zaczęłyśmy drugą a pierwszy rozdział, również pojawi się dziś.
http://diecesca-naxi-opowiadania.blogspot.com/
PS. Na tym blogu jest konkurs więc zapraszam do udziału ;)
Ok to chyba tyle na dzisiaj. Zapraszam do komentowania ;)
BUŹKA!


LOVCIAM DIECESCE













 








sobota, 21 listopada 2015

Capitulo 40

*Diego*

Reszta kolacji minęła na dość dziwnie napiętej atmosferze. Oczywiście dzięki mnie. Z jednej strony byłem z siebie dumny za dogadanie dziadkowi, z drugiej już się szykowałem na ostrą wymianę słów, pomiędzy mną a moim tatą... Kiedy tylko skończyłem moją porcję szybko wstałem od stołu, zabierając z niego swoje naczynia i skierowałem się w stronę kuchni.
- Diego.- zatrzymał mnie naburmuszony głos taty. Wgapiony w talerz, zastygłem w bezruchu, nie odwracając się w stronę stołu.- Dokąd?- zapytał.
- Skończyłem.-odparłem obojętnie.
- Nie posiedzisz z nami?- zadał kolejne pytanie. W jego głosie z każdym słowem narastała irytacja. Czekałem tylko, aż skończy mu się cierpliwość.
- Jutro mam wcześnie próbę. - uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy usłyszałem, że dziadek coś mruknął. Postanowiłem spojrzeć na domowników i gości. Obie kobiety miały zaciśnięte szczęki, martwiąc się najwyraźniej, aby ich nadpobudliwi mężowie, zaraz nie wybuchli. Za to oni, właśnie się do tego szykowali.
- Idź już.-bąknął ojciec. Nie powiem, że nie było mi troszkę żal, że po raz kolejny nie udało mi się spowodować do utraty cierpliwości przez któregoś z panów, no ale z drugiej bynajmniej mogę już pójść na górę, wziąć telefon i napisać do mojej księżniczki.
Powędrowałem do kuchni i włożyłem do zmywarki brudne naczynia, po czym wyszedłem z niej i jak najszybszym krokiem-wręcz biegiem, powędrowałem na schody, a po chwili już znalazłem się w mojej sypialni. Rzuciłem się na łóżko i sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni po komórkę.
Wyszukałem numer mojej dziewczyny, który zresztą mam na szybkim wybieraniu.

Cześć Bella ;) Jak widzisz przetrwałem kolacje z dziadkami, ale nieźle sobie naskrobałem heh.

 
Zadowolony wcisnąłem wyślij i jednym kliknięciem, znalazłem się na tapecie mojego telefonu.


Uśmiechnąłem się sam do siebie. To niesamowite, że widziałem Włoszkę, parę godzin temu, a już niesamowicie się stęskniłem... Bardzo ją kocham. Nigdy nie kochałem żadnej innej dziewczyny tak jak kocham Fran... W ogóle nie jestem do końca pewien czy którąkolwiek z moich dziewczy kochałem. To był zawsze krótki związek... Polegający na jednym... Wiem, ze robiłem źle i zdałem sobie z tego sprawę jak zacząłem współpracę. Wtedy musiałem ostro dbać o swoją reputację, zresztą nie tylko ja. Chłopacy też nie byli swego czasy święci, no ale byliśmy młodzi i głupi. W każdym razie żałujemy błędów popełnionych za czasów szkolnych. Nie chcę mi się o tym myśleć... Wróćmy do Fran... No właśnie... Wierzę w to, że prawdziwie można zakochać się tylko raz. I jestem pewien, że moją miłością na całe życie jest moja dziewczyna. Nie mam najmniejszych wątpliwości. Mam ogromne szczęście, że przyszło mi się zakochać w takiej cudownej dziewczynie, a nie w jakiejś idiotce...
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk przychodzącego SMSA.

Hej przystojniaku ;* Bardzo się cieczę, że dałeś radę. Ale co zrobiłeś, że masz przeskrobane, co?

Już miałem zamiar odpisywać, ale do mojego pokoju jak tornado wpadł tata.
- Powiedz mi Diego...- zaczął nie za głośnym krzykiem, pewnie żeby dziadek nie słyszał.- Co to miało być?!
- Ale co?- prychnąłem i kompletnie ignorując ojca, zacząłem odpisywać swojej dziewczynie, jednak on już czerwony ze złości, wyrwał mi telefon z ręki.
- Ej...- wstałem z łóżka i wyciągnąłem dłoń, aby oddano mi moją własność.
- Nie zachowuj się jak dziecko!- wrzasnął, tym razem tak donośnie, że zapewne nie tylko mama i nasi goście go usłyszeli, ale co najmniej połowa osiedla.
- Ja zachowuje się jak dziecko?- zaśmiałem się sarkastycznie.
- Tak, właśnie tak zachowałeś się w stosunku do dziadka.
- A on jak się zachowuje?- ja również bardzo się zdenerwowałem. - Krytykuje moją karierę, moje marzenia, moje pasje i w ogóle wszystko co ze mną związane!
- Wiesz jaki jest dziadek...- powiedział lekko spokojniej.
- A ty wiesz jaki jestem ja! Nie dam sobie wejść na głowę. ZDAJE SIĘ, ŻE MAM TO PO TOBIE!
- NIE KRZYCZ NA MNIE!
- Sam zacząłeś.
- Postaraj się chociaż nie zwracać uwagi na gadanie dziadka. Proszę cię. Chyba, że chcesz żeby ten tydzień był masakrą.- Chodź ta propozycja była kusząca, postanowiłem przystać na propozycję taty.
- Ok... westchnąłem.- A teraz oddaj mi telefon, chcę odpisać Fran.
- Apropos...- O nieeeeeee........
- Rozmawiałeś z nią o poznaniu z dziadkami?- rozpromienił się w przeciągu paru sekund. on serio myśli, że tym, że Francesca jest Włoszką zaćmi to, ze jestem piosenkarzem, a ona jest młodsza i uczy się w Studio?
- Tak.- postanowiłem zostawić swoje racje dla siebie i już dziś nie psuć mu po raz kolejny humoru.
- I co?- w jego oczach pojawiły się iskierki. Zdaje sobie z tego sprawę, ze to nic innego jak nadzieja na polepszenie moich relacji z dziadkiem.
- Nic. Jeszcze z nią o tym porozmawiam, ok?
- Dobra.- westchnął i skierował się w stronę wyjścia.
- Telefon.- przypomniałem, a ten oddał mi komórkę i wyszedł z pokoju.

Właśnie miałem o to rozmowę ;) Powiedzmy, że wkurzyłem dziadka... XD Opowiem Ci jutro, zgoda? Przyjdę po ciebie do szkoły :*

Ok ;) Dobra Dieguś spadam się myć, a później spać. Mam wcześnie lekcje, a znasz mnie. Muszę wstać co najmniej 2 godziny wcześniej HiHi.
Buźka skarbie :* Kocham cię :)

Ja ciebie też. pa kochanie :*

Po raz kolejny jak jakiś debil, zacząłem się uśmiechać do ekranu. Moja mała księżniczka. Tęsknie po paru godzinach rozłąki... Co j zrobię jak pół roku jej nie będę widział... Trzeba porozmawiać z chłopakami, czy któryś z nich powiedział już swojej dziewczynie o trasie... Ciekawe, który był taki odważny, bo ja nie mam pojęcia jak i kiedy to zrobić...

*Ludmiła*

Siedziałam sobie na pięknej polance. Nigdy wcześniej nie widziałam piękniejszej. Nie wiem gdzie to było. Soczyście zielona trawa, piękne kwiaty i strumyk, w którym płynęła krystalicznie czysta woda. Chłodny wiaterek rozwiewał moje włosy, a słońce przygrzewało... Było wręcz idealnie i nagle... Poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Odwróciłam głowę i ujrzałam najpiękniejszego mężczyznę na ziemi... Federico Pasquerlli... Na jego twarzy widniał cudowny, śnieżnobiały uśmiech, który od razu został prze ze mnie odwzajemniony. Chłopak usiadł obok mnie obejmując ramieniem, a ja oparłam głowę o jego tors. W takiej pozycji znajdowaliśmy się pewien czas... Moje serce biło jak oszalałe... W końcu on pocałował mnie w czubek głowy, a ja podniosłam ją. Teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Ludmiła ja...- zaczął.
- Tak?- spytałam, a ten przybliżył się do mnie...

W tym oto momencie, nad moim uchem rozległ się znienawidzony prze ze mnie odgłos. Cholerny budzik, który miałam ochotę wyrzucić przez okno, ale że nie chciało mi się wstawać po prostu go wyłączyłam i przekręciłam się na drugi bok. I dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie co właśnie mi się przyśniło. Roztrzęsiona usiadłam na łóżku... KOSZMAR! Czy istnieje możliwość, że sen, który jest koszmarem, może być zarazem przyjemnym snem? Bo tak się właśnie czułam. Przyjemny koszmar? Chyba, że to wcale nie był koszmar... LUDMIŁA ŚNIŁO CI SIĘ, ŻE KLEISZ SIĘ DO FEDERICO! TO PRZECIEZ MUSIAŁ BYĆ KOSZMAR...
Moje myśli krzątały się mi po głowie. Najlepiej będzie jak o tym śnie zapomnę.
Nadal oszołomiona wstałam z łóżka i podeszłam do garderoby, tradycyjnie zastanawiając się CO UBRAĆ? W końcu zdecydowałam się na ten zestaw:


i bardzo zadowolona z wyboru, udałam się do łazienki, gdzie przesiedziałam jakąś godzinę, szykując się do wyjścia.
Kiedy już JAK ZWYKLE wyglądałam oszołamiająco wyszłam z pomieszczenia i udałam się do jadalni, gdzie czekało już na mnie śniadanie i reszta domowników.
- Dzień dobry.- powiedziałam i usiadłam na swoim miejscu.
- Dzień dobry.- usłyszałam chórek, składający się z Violetty, Germana i mojej mamy.
- Lud...- zaczęła moja rodzicielka.- Wszystko w porządku.
- Jasne, ze tak.- spuściłam głowę. Czy moje roztargnienie związane ze snem, aż tak bardzo rzuca się w oczy?
- Na pewno?
- Tak...- westchnęłam.- Po prostu źle spałam.- Ok. Nie było to do końca prawdą, bo spało mi się super, ale co miałam powiedzieć? Chyba nie jak było serio. I to jeszcze przy siostruni. HA. JASNE.

Śniadanie zjadłam w wielkim pośpiechu i szybciej niż zwykle wyszłam z domu. Potrzebowałam odetchnąć świeży powietrzem, bo od tego myślenia miałam dość, a to dopiero 08:00...
Wolnym krokiem udałam się w stronę szkoły... W połowie drogi dostrzegłam Federico, siedzącego na ławce. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się oprzeć. Musiałam podejść. Co więcej. Usiąść koło niego.
- Hej...- wymamrotałam.- Można się dosiąść?
- Przecież już usiadłaś.- uśmiechnął się do mnie.
- No tak... Mogę sobie pójść...- wstałam, ale Włoch złapał mnie za nadgarstek.
- Zostań.- posłał mi taki cudowny... znaczy OBLEŚNY uśmiech.
- Wszystko ok?- spytałam- Wyglądasz na przygnębionego.
- W sumie chyba mogę ci powiedzieć...- Nic nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym, aby kontynuował. - Razem z chłopakami jedziemy w trasę. Wszystko pięknie, cudnie i w ogóle, ale... to całe pół roku.- on posmutniał, a w moich oczach NIE WIEM CZEMU pojawiły się łzy. I to nie takie łzy szczęścia. Coś mnie zakuło w sercu i poczułam ogromny smutek. Spuściłam spojrzenie w dół i zacisnęłam pięści, aby powstrzymać się od płaczu, który za dużo by teraz sugerował.
- Ludmiła...- złapał mnie za podbródek i podniósł głowę do góry, tak że patrzyłam mu w oczy.- Wszystko ok?
- Tak... Jasne.- posłałam mu uśmiech. Co z tego, że sztuczny i ledwo wymuszony.
- Czemu tak bardzo martw cię wyjazd?
- Sam nie wie...- przyjrzał mi się uważnie, po czym nagle poderwał się z ławki i wymamrotał coś, że musi iść i wręcz pobiegł do wyjścia z parku...
W tym momencie dałam upust emocjom. Łzy leciały mi z oczu strumieniami, a mnie nie obchodził rozmazany makijaż. Cieszyłam się w tym momencie, ze tak nagle zniknął, bo nie wiem ile jeszcze wytrzymałaby udając, ze wszystko jest OK. Nie wiem co się ze mną stało. Kiedy powiedział, ze wyjeżdża... I ten sen...Mam tylko nadzieję, że to nie ta MIŁOŚĆ, o której każdy teraz bełkocze. NIE! Ludmiła Ferro nie może się zakochać! A już na pewno nie w FEDERICO...

*Francesca*

- Vilu! - krzyknęłam kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę, wchodzącą do STUDIO. Ta odwróciła się i zaczęła rozglądać, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na mnie, a na twarzy pojawił szeroki uśmiech.- Hej.- przywitałam się z nią, buziakiem w policzek.
- Hejka.- odpowiedziała mi, wciąż uśmiechnięta.
- Jak po urodzinkach?- zapytałam.- Tata skapnął się, że nasz kochany zespół zainwestował w alkohol?- zaśmiałam się.
- Nie.- odetchnęła z ulgą.- Zero podejrzeń na całe szczęście. Dobrze, ze odebrał mnie jak już wszyscy wyszli, bo gdyby zobaczył w jakim stanie jest Leon... - zamyśliła się na chwilę, a później wzdrygnęła. Chyba pomyślała sobie co by było jakby German się dowiedział. Nie chciałabym być wtedy na miejscu przyjaciółki, a już na pewno nie na miejscu Verdasa. - Leon nie były już jego wymarzonym i wyczekanym zięciem.- zachichotała, a ja razem z nią.
- Możecie nie stać na przejściu?- odezwała się jedna z dziewczyn. stojąca obok nas. Miała zamiar wejść do szkoły, ale my zagradzałyśmy jej drogę.
Spojrzałam na nią. Była to jedna z dziewczyn z trzecich klas. Nie znałam jej za dobrze, raczej tylko z widzenia, ale w naszej szkole miała miano tej NIEZNOSZĄCEJ sprzeciwu. Taka druga Ludmiła, ale dużo, dużo gorsza.
- Ymm... Jasne.- chciałam uniknąć konfliktu i po prostu się odsunąć.
- Wystarczyło powiedzieć przepraszam...- wymamrotała Violetta i już chciała zrobić krok do przodu, aby wejść do budynku, ale Alisa - bo tak nazywał się starsza Argentynka, złapała ją za ramię. Przełknęłam ślinę.
- Możesz mnie zostawić? - Castillo zwróciła się do niej JESZCZE przyjaznym tonem. Moja przyjaciółka nie lubiła kłótni, ale nie dawała sobie wejść na głowę.
- Myślisz, że jak jesteś dziewczyną Leona to ci wszystko wolno?- ta wręcz na nią wrzeszczała. SUPER. Kolejna psycho-fanka chłopców.
Violetta ironicznie zaśmiała się pod nosem, po czym wyrwała się starszej koleżance i dumnym krokiem pomaszerowała przed siebie. Ja zaśmiałam się z całej sytuacji.
- Ty też myślisz, że skoro jesteś dziewczyną Diego, to jesteś lepsza?
Postanowiłam nie być jak zwykle szarą myszką. Zachowanie przyjaciółki tak mnie ośmieliło, ze pokręciłam głową, westchnęłam i tak jak ona dumna poszłam do szkoły, zostawiając zdezorientowaną Alise przy drzwiach.
Vils złapałam na korytarzu i razem byłyśmy rozbawione akcją.
Po chwili do Studia weszła nasza "koleżanka" i rzuciła nam parę morderczych spojrzeń, na co my wybuchnełyśmy niekontrolowanym śmiechem. Sama byłam zdziwiona swoją reakcją, ale tak właśnie było.
Alisa była już kompletnie rozwścieczona. Całemu zajściu przyglądało się paru uczniów, którzy coś do siebie szeptali. Spojrzałam na Volette znacząco. Ona wiedziała o co mi chodzi. Puściła mi oczko i obie, w tym samym czasie odwróciłyśmy się w druga stronę i poszłyśmy do sali, gdzie zaczynały się zajęcia ze śpiewu.




Witam ponownie :)
Słuchajcie umówmy się na jakiś termin. Może będę rozdziały dodawała co Sobotę? Pasuje wam taki układ? Oczywiście z góry przepraszam, bo pewnie czasem nie będę miała czasu, ale to wszystko będę wam na bieżąco wyjaśniać XD
Właśnie... Mega przeprosiny, bo ostatnio nie komentowałam waszych blogów, ale sami widzicie ledwo wyrabiam się z napisaniem mojego, a mam jeszcze 2 bloga z przyjaciółką i yyyyy no...
Wybaczcie postaram się lepiej zorganizować sobie czas, ale jestem w takiej klasie, że mam pełno nauki i KAŻDY NACZCZYCIEL Z KAŻDEGO PRZEDMIOTU, przypomina nam CO CHWILE ze materiału jest sporo i mało czasu wiec nie ma luzu a jednak chce jakies dobre swiadectwo mieć...
Ok nie zanudzam was. Wiem ze na pewno rozumiecie :*
Lece papa ;)


LOVCIAM DIECESCE