środa, 15 czerwca 2016

Cześć...

Hej wszystkim, którzy jeszcze tu są. Strzelam, że to te same osoby, które codziennie zaglądają na bloga, którego prowadzę, a raczej prowadziłam z przyjaciółką.
Tak wiem... Jestem beznadziejna i niech nikt nie zaprzecza. Zamiast wyjaśnień po prostu nie dodawałam NIC przez kilka miesięcy... Naprawdę nie wiem dlaczego dopiero teraz to robię, ale strasznie mi przykro jeśli kogoś zawiodłam. Możecie śmiało to napisać naprawdę zrozumiem, na waszym miejscu też byłabym wściekła. Chodź moja historia z tym blogiem skończyła się już dość dawno, dopiero dziś tu weszłam aby oficjalnie wam podziękować.
DZIĘKUJE! Dziękuje moim stałym czytelnikom i tym, którzy byli tu przez chwilę. Naprawdę każde wyświetlenie i każdy komentarz był dla mnie motywacją do dalszego pisania. Zawsze sprawiało mi to wiele frajdy i nadal sprawia, ale niestety wiem, że nie byłabym wstanie pisać tutaj. Po prostu brak mi już weny na Diego i Fran, chodź nadal uwielbiam tą parę. Myślę, że w pewien sposób dorosłam na tym blogu. Nauczyłam się lepiej pisać, po prostu mogłam rozwijać swoją pasję. WSZYSTKO DZIĘKI WAM I TEMU, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ! KOCHAM WAS I BARDZO PRZEPRASZAM!!!
Jednak każdy koniec ma nowy początek... Może nie pisze już o mojej kochanej Diecesce, ale założyłam nowego bloga z opowiadaniem. Jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć co tam wymyśliłam piszcie w komentarzu a napewno podam wam linka. Chcę wam po prostu powiedzieć, że nie kończę z tym co uwielbiam robić tylko wkraczam na inny etap. To nie będzie już Funfiction ale zupełnie wymyślone opowiadanie z wymyślonymi  bohaterami.
Cóż ja mogę jeszcze powiedzieć? Jest mi serio przykro, ze tak się to potoczyło, bo ten blog był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, dzięki niemu dużo się nauczyłam, a wy byliście moim prawdziwym wsparciem. Zawsze z uśmiechem będę wspominała te opowiadania, ponieważ były moimi początkami. Minął rok czasu i serio dużo się tego uzbierało. Wychodzi na to, że zaczynając pisać te dwa blogi, odkryłam swoją pasję. I ZNÓW PODZIĘKOWANIA TRZEBA SKIEROWAĆ DO WAS! Bo gdyby nie wy, zdecydowanie za szybko porzuciłabym to, co naprawdę kocham robić :* Z całego serca dziękuje wam, że byliście ze mną przez ten cały czas i mnie wspieraliście. Jesteście cudowni!!!



LOVCIAM DIECESCE

piątek, 5 lutego 2016

Capitulo 44

3 TYGODNIE PÓŹNIEJ 

*Francesca*

Minęło sporo czasu odkąd nie rozmawiałam ze swoim chłopakiem... Tak... Od momentu tamtego feralnego spotkania nie widziałam się z nim... Rozmawialiśmy jeszcze tylko przez telefon kilka godzin po kłótni, kiedy to zadzwonił aby poinformować mnie, że właśnie wraca ze spotkania z Maysonem i że ruszają w trasę za miesiąc, czyli teraz już za kilka dni... Diego wiele razy próbował się ze mną skontaktować, przychodził pod Studio, ale ja nie miałam ochoty na konwersacje. Nie wiem co bolało mnie już bardziej... To, że nie powiedział czy to, ze wyjeżdża... W każdym razie oba fakty nie były dla mnie przyjemne, a wręcz przeciwnie. 
Jednak uświadamiając sobie powagę sytuacji umówiłam się z nim na dzisiaj. Prawda jest taka, że byłam wściekła i zażenowana, ale i bardzo stęskniona. Na samą myśl, że miałby wyjechać w niezgodzie ze mną skręcało mi żołądek. Napisałam mu wczoraj wieczorem SMS, abyśmy spotkali się dziś po moich zajęciach. Oczywiście szybko dostałam odpowiedź, ze jest uradowany, iż się odezwałam. 
Teraz jestem w trakcie wybierania odpowiednich ubrań na dzisiejsza pogodę, bo jestem zdezorientowana. Jak się obudziłam słońce nieźle dawało po oczach, a kiedy po niecałej godzinie wyszłam z łazienki, na dworze panowała ulewa. Teraz deszcz przestał padać i znów wyszło słońce, jednak podejrzewam, że powietrze jest ochłodzone i panuje wilgoć. I weź się tu zdecyduj na jakiś zestaw, kiedy pogoda zmienia się w przeciągu kilkunastu minut. Po dłuższych zastanowieniach w końcu wybrałam białe spodnie z wysokim stanem i pudrowo różowy sweterek. Postawiłam na białe adidasy, bo baleriny nie były dobrym rozwiązaniem na tę pogodę. 
Kiedy się ubrałam, zeszłam na dół aby zjeść śniadanie.
- Nie jesteś jeszcze w pracy?- zdziwiłam się, zastając w kuchni mamę. 
- Nie.- uśmiechnęła się.- Zaraz wychodzę.
- A własnie mamo.- podeszłam do blatu, aby przygotować płatki z mlekiem. - Chciałabym spotkać się dziś z Diego po szkole... Poradzisz sobie w Resto?- zapytałam. Tata wyjechał trochę pnad dwa tygodnie temu i jeszcze nie wrócił. Co prawda miał być tam troszkę krócej, ale mówił, że zatrzymały go ważne sprawy. Od tego czasu, tak jak obiecałam pomagam mamie w restauracji. 
- Jane córcia. - odpowiedziała najwyraźniej usatysfakcjonowana. - Cieszę się, że postanowiłaś sobie z nim porozmawiać. - dodała.- To dobry chłopak i na pewno nie chciał Cię zranić.- kontynuowała.- Poza tym niedługo wyjeżdża i jestem pewna, że żałowałabyś gdybyś sobie z nim tego wyjaśniła. 
- Też tak uważam. Poza tym brakuje mi go. Starałam się spędzać z nim wolne chwile, a teraz nie odzywałam się do niego przez trzy tygodnie.- westchnęłam. - To były męczarnie. 
Cieszyłam się, że mam z mamą taki dobry kontakt. O wszystkim mogłam jej powiedzieć. I mogłam liczyć na to, że mnie wysłucha i doradzi. Miałam również stu procentową pewność, że jak powiem o tym, iż Diego mnie zranił, nie będzie mu później tego wypominać jak już się pogodzimy.
Po moim lekkim śniadaniu wpakowałam do torby wodę i jakieś jabłko żeby nie zgłodnieć w czasie lekcji, bo nie mam dziś żadnych okienek, aby skoczyć po lunch.
Pierwsze były zajęcia z Pablo. Właściwie nie były to typowe zajęcia z historii muzyki, które powinny się odbyć, a raczej było to klasowe spotkanie z dyrektorem, który przedstawił nam nasze zadania na temat koncertu. Właśnie... Zapomniałam dodać, że oprócz piosenki z przyjaciółkami zostałam wybrana do solówki! TAK WŁAŚNIE. To ja z naszej klasy mam zaśpiewać piosenkę solową. NIESAMOWITE. Nie tylko mi się poszczęściło. Z naszej klasy wybrano duet damsko - męski, w którym wystąpić ma Viola z Thomasem. Camilla nie czuje się poszkodowana. Na początku bałam się, że możejest jej przykro, ale chyba nie... Jest zadowolona, ze zaśpiewamy nasze małe trio i cieszy się naszym szczęściem. Kochana przyjaciółka. Poza tym ponoć niedługo ma si odbyć przedstawienie i rudowłosa już jest pełna zapału do zdobycia głównej roli. Trzymam za nią kciuki.
- Poproszę już o cisze. - powiedział Pablo, wchodząc na scenę.
Na te komendę przerwały się wszystkie pogaduchy i szepty, nawet moja rozmowa z Camillą i Violettą, w której dowiedziałam się, że Vils wczoraj pogodziła się z Leonem, a Cam planuje zrobić to dziś, tak samo jak ja. I ja również podzieliłam się z przyjaciółkami moim zamiarem spotkania się z Diego.
Lekcje dłużyły się dziś niemiłosiernie. Tak strasznie chciałam zobaczyć się już z Diego. Nie wiem jak wytrzymałam te trzy tygodni. Pewnie dlatego, że byłam kompletnie wściekła. Jestem zła na siebie, ze dopiero wczoraj zaczęłam myśleć racjonalnie i zdałam sobie sprawę, że przesadziłam rzucając prawie miesięcznego focha, w takim momencie... No nic. Jak to mówią "lepiej późno niż wcale".
Na szczęście w końcu usłyszałam wymarzony dzwonek, oznajmiający koniec zajęć. Wybiegłam z sali tańca - bo to własnie tam miałam teraz zajęcia - jak torpeda i szybko wleciałam do szatni, zdejmując z siebie strój sportowy i zakładając ubrania codzienne.
Jak tylko podeszłam do wyjścia, zauważyłam, że Diego czeka na mnie przed szkołą. Zadowolona podbiegłam i rzuciłam się mu na szyję. Z początku nic nie zrobił, stał jak w ziemię wryty. Nie dziwie się mu. Zapewne mój wczorajszy SMS dał mu do zrozumienia, że ma kolejną szansę mnie przeprosić, a nie że już mu wybaczyłam, ale tak własnie było. W sobie nie kryłam już żadnej urazy do Hiszpana. On chyba jednak zbierał się na kolejne monologi, bo w rękach trzymał bukiet kwiatów i moje ulubione czekoladki. 
- Nic nie rozumiem.- odezwał się pierwszy.- Myślałem, że jesteś wściekła.
- Bo byłam.- przyznałam mu rację. - Ale już nie jestem. Nie rozmawiajmy o tym. Nie przepraszaj mnie już. Za długo Cię nie widziałam, żeby się na ciebie dłużej gniewać. Za bardzo cię kocham. Chodźmy gdzieś razem i pogadajmy, powygłupiajmy się jak zawsze, ale tylko już nie przepraszaj. 
- O...- udał zrezygnowanego.- Hm...- westchnął teatralnie.- Będę musiał wyrzucić te kwiaty i te czekoladki...
- Ok nie przepraszaj, ale gest przeprosinowy przyjmę.- wyszczerzyłam zęby.
- Proszę.- uśmiechnął się i wręczył mi kwiaty oraz słodkości, po czym delikatnie, ale bardzo czule mnie pocałował. - Też Cię kocham.
Najmocniej jak umiałam przytuliłam go i przycisnęłam do siebie.
- Chodźmy najpierw do mnie, co kwiatki włożę do wazonu i się przebiorę, bo widzę, że się rozpogodziło a ja w swetrze.
- Dobrze.- roześmiał się i objął ramieniem. 
Tak szliśmy do mojego domu rozmawiając na każdy możliwy temat. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia. Wspomniałam o moich planach co do wyjazdu do Włoch. Zgodnie stwierdziliśmy, że wybiorę się tam, kiedy jego zespół będzie koncertował w pobliżu. Może to trocę nie fair w stosunku do mojego brata, bo w końcu do niego tam jadę, ale myślę, że ze względu na okoliczności nie będzie miał mi tego za złe, tym bardziej, że planował poznać mojego chłopaka przy najbliższej okazji.
W końcu doszliśmy do domu.
- Zabieramy czekoladki ze sobą? - zaśmiałam się kierując w stronę kuchni.
- Nie.- również się roześmiał.- Są dla ciebie, dobrze wiem, że słodycze podjadasz wieczorem.- wytknęłam mu język. - Może wybierzemy się do wesołego miasteczka?
- Tak.- wykrzyknęłam radośnie, niczym małe dziecko, a Diego wybuchł śmiechem.
 Takie randki uwielbiałam najbardziej. Może nie był to szczyt romantyzmu, ale idealnie by spędzić czas razem poprostu na wesoło, dobrze się bawiąc w swoim towarzystwie.
Wolę nie widzieć swojej zdziwionej miny, kiedy wchodząc do kuchni zobaczyłam tatę opartego o stół, popijającego wodę. 
- TATA?!- krzyknęłam radośnie i zawiesiłam się na szyję mężczyzny.
- Hej córcia.- odpowiedział zdenerwowany. Oderwałam się od niego i spojrzałam na wyraz jego twarzy. Był bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. 
- Dzień dobry.- przerwał mi głos Diego, który witał się z moim ojcem. Ten tylko kiwnął mu głową i zacisnął zęby. 
Zmarszczyłam czoło, ale moje zdziwienie było jeszcze większe, kiedy usłyszałam wielki huk w salonie. Natychmiast tam pobiegłam i zobaczyłam ogromną walizkę, która leżała w salonie. Domyśliłam się, ze to ona spowodowała hałas. 
Nie zdążyłam nawet przeanalizować sytuacji, kiedy po schodach zbiegła zapłakana i zła mama. 
- Wypie*dalaj do tej su*ki!- wrzasnęła i opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach. 
Rozdziawiłam buzie i szeroko otworzyłam oczy. Nie wierzyłam w to co słyszę. Spojrzałam na Diego, który szybko złapał mnie za rękę. Ojciec nic nie powiedział, tylko wziął walizkę. 
- Obiecuje, że wszystko wam wyjaśnię...- szepnął mi do ucha. przytulając do siebie. Niech ochłonie. -przełknął ślinę. Obiecuje Fran.- dodał i opuścił dom...
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co się właściwie stało... W szoku prawie osunęłam się na kolana, ale podtrzymał mnie Diego i przycisnął mocno do siebie. Momentalnie się rozpłakałam mocząc mu całą koszulę. On szeptał mi do ucha coś w stylu, ze wszystko będzie dobrze, i że jest ze mną, ale to nie pomagało. Własnie rozpadła się moja rodzina...

*Federico*

- Ta jasne.- prychnąłem. 
Jestem u Leona. Vils jest jeszcze w szkole, co wyjaśnia, dlaczego mój przyjaciel ma dla mnie czas. Oczywiście nie mam mu tego za złe. Jest zakochany, a niedługo ma wyjechać na pół roku. Wtedy aż będę narzekał na nadmiar czasu z tymi debilami. Oczywiście uwielbiam moich przyjaciół i jak na najlepszym przyjaciół przystało przezywamy się ile wlezie. 
Moja reakcja, czyli "ta jasne", była odpowiedzią na mądrości Leona o Ludmile. Już dawno jestem pewien, że mój wróg zawrócił mi w głowie i zamieszkał w moim sercu. O i zrobił ze mnie romantyka... Co za niesprawiedliwość... Powiedziałem o tym Verdasowi, a on stwierdził, że powinienem z nią o tym porozmawiać. 
- Dlaczego nie?!- westchnął i przy okazji krzyknął na mnie.
- BO TO MÓJ WRÓG!
- Ale z ciebie idiota.- parsknął.- Kochasz ją, czy nienawidzisz.
- No kocham, ale ona mnie...
- SKOŃCZ!!!!!- wydarł się.- Ona też Cie debilu kocha. Ty tego chory człowieku nie widzisz?! MASAKRA. Violetta sama mówiła, że Ludmiła zrobiła się nagle dziwnie miła i strasznie przeżywa nasza trasę. - powiedział.- Halo... Ja też myślałem, że Violetta tylko chce się przyjaźnić. Ludmile już dawno przeszła nienawiść do ciebie. Nie słyszałeś, że od nienawiści do miłości malutki kroczek? 
- Od miłości do nienawiści też.- mruknąłem.
- Nie rozumiem.- zmarszczył brwi.
- Chodzi mi o to, że zaczniemy być ze sobą, a później co? Kłócić o wszystko tak jak do tej pory?
- CO ZA PALANT.- Verdas klepnął sobie z otwartej dłoni w czoło. - Nie chcesz zaczynać związku, bo boisz się, że się zepsuje? Ja rozumiem, jakbyście przyjaciółmi byli, ale nigdy nie byliście. Nawet jakby nie wyszło, najwyżej wrócilibyście do stanu takiego jak zawsze. NO LUDZIE!
- Może i masz rację?- bardziej spytałem niż stwierdziłem.
- Jak zawsze.- przyznał dumny.
- Ta...- nie byłem do końca przekonany.
- Nie przesadzaj Fede...- poklepał mnie po ramieniu.- Miałeś już tyle dziewczyn, czego się boisz?
- Mówisz tak jakby Violetta była twoją pierwszą dziewczyną.- powiedziałem drwiąco.- Ty też za Chiny nie chciałeś jej powiedzieć, a miałeś przed nią wiele innych.
- Tak wiem.- odparł.- Ale uczucie do Violi jest przede wszystkim inne i prawdziwe, w przeciwieństwie do tamtych pozostałych lasek, które wyrywaliśmy jak wlezie. Pamiętam jak Violetta zawsze mnie za to karciła.- roześmiał się.- Zaczęło się jak mieliśmy po 14 lat, pamiętasz?- zapytał, ale miałem wrażenie, że mówi do siebie samego... Debil. - Co chwile podrywaliśmy jakąś dziewczynę na kwiaty i gitarę... Eh... Violetta nawet raz przywaliła mi tłuczkiem do kotletów, bo okazało się, że to jej dobra koleżanka z klasy, a ja ją bajeruje. Do teraz mam bliznę.- wzdrygnął się, a ja parsknąłem śmiechem.
- No to już wiesz, dlaczego nie chce z nią pogadać. To nie kolejna laska, która chcę poderwać. Uwierz gdybym chciał to zdecydowanie bym sobie nie wybrał Ludmiły jako obiektu westchnień.
- Od kiedy masz tak zaiste rozbudowane słownictwo?- zaczął mnie przedrzeźniać.
- Stul ciup Verdas.
- Tak lepiej. - zaśmiał się.
- Może pogadam z nią po trasie?
- Zwariowałeś idioto? Chcesz czekać pół roku? Człowieku wiesz jakie ona ma powodzenie? Uważaj, bo ktoś Ci ją zwinie sprzed nosa.
- Mówiłeś, ze ponoć mnie kocha. Skoro kocha to chyba nie będzie z kimś innym?- wytknąłem mu język, jak naburmuszone dziecko.
- Jak ty nic nie czaisz palancie. Dziewczyn nie znasz? Jeżeli ona uzna, że ty nie czujesz tego co ona, będzie chciała zapomnieć o tobie. A myślę, że wianuszek chłopaków raczej zadania jej nie utrudni.- wyjaśnił podirytowany.
- Dobra...Pogadam z nią jeszcze w tym tygodniu, ok?
- Trzymam kciuki.- wyszczerzył zęby.- A teraz leć, bo umówiłem się z Vils.
- Tak wiem.
Po wyjściu z domu tego kretyna, zwanego także Leonem poszedłem na spacer. Ostatnio długie przechadzki dobrze mi robią. Oczywiście jak na złość mojej osobie, musiałem spotkać Ludmiłę. Super, super. N genialnie. Myślę o Ludmile i kto się zjawia ? LUDMIŁA.
- Hej Ludmiła.- przywitałem się wesoło. Pewnie gdyby nie to nawet by mnie nie zauważyła. I po co ja się wydarłem?
- Cześć Federico.- posłała mi taki piękny uśmiech, że aż się prawie rozpłynąłem. Jednak Argentynka chyba zdała sobie sprawę, że własnie jest dla mnie SYMPATYCZNA, więc szybko przybrała taki obojętny wyraz twarzy, ale ja wiedziałem, ze w głębi cieszy się na mój widok. Przecież grałem tak samo jak ona. - Co u ciebie?- zapytała niby od niechcenia.
- A tak sobie rozmyślam... - powiedziałem.
- O czym?- zadała kolejne pytanie, a mnie naszła okropna chęć powiedzenia jej wszystkiego. W tym właśnie momencie toczyła się wewnątrz mnie zacięta walka SERCE VS ROZUM.

*Diego*

U Franceski nie byłem długo. Kiedy ona i jej mama troszkę się uspokoiły, poprosiły mnie abym zostawił je same. Oczywiście nie protestowałem. Mojej dziewczynie należały się wyjaśnienia, a pani Cauviglia chciała z nią porozmawiać na osobności to zrozumiałe. O tym co dokładnie się wydarzyło dowiedziałem się jakieś dwie godziny później, kiedy do mojego pokoju wparowała Fran. 
Od razu przytuliła się do mnie i rozpłakała. Powiedziała tylko, że do mamy przyszła jej przyjaciółka, która już o wszystkim wiedziała, więc na przyszła do mnie. Dopiero po 30 minutach jej szloch w zupełności ucichł i wtedy zorientowałem się, że Włoszka usnęła.
Śpi już tak od ponad trzech godzin, a jest 22:00. Postanowiłem, że budzenie jej jest wręcz grzechem. Położyłem ja tylko na mojej poduszce i okryłem ciepłym kocykiem po czym po cichu wyszedłem z pokoju. Skierowałem się na dół, gdzie na kanapie siedzieli rodzice i oglądali jakiś serial.
- A gdzie Francesca?- zdziwiła się mama. Widziałem w jej oczach pewien niepokój, gdy tylko zobaczyła moją minę.
- Co się jej stało?- zapytał tata. - Jak otworzyłem jej drzwi stała cała zapłakana i spytała tylko czy jesteś.
Oboje chcieli wiedzieć co się wydarzyło, ale problem w tym, ale sam nie wiem. Znaczy to jasne co się wydarzyło, ale nie znam żadnych szczegółów.
Postanowiłem jednak podzielić się z rodzicami moją wiedzą i z westchnieniem usiadłem obok nich.
- Sam nie wiem za dużo. Poszedłem dziś z Fran do jej domu, a kiedy tam  doszliśmy zastaliśmy jej tatę, który od kilku tygodni był we Włoszech... Później mama Fran wykopała go za drzwi mówiąc, żeby spieprzał do jakiejś kobiety. - Moich rodziców bardzo to zszokowało... Mama szepnęła coś w stylu "biedna kobieta... Biedna dziewczyna..." A tata tylko rozdziawił gębę, brzydko mówiąc.- Jak się pewnie domyślacie, tata Franceski zapewne zdradził jej mamę, ale nie wiem dokładnie. Zostawiłem je żeby porozmawiały a Francesca jak przyszła od razu się rozpłakała. Nic nie powiedziała. A teraz śpi... Chciałbym was prosić o coś... - Spojrzeli się na mnie, wciąż z takim samym wyrazem twarzy. Mojej mamie stanęły łzy w oczach. Była wrażliwa na ludzkie krzywdy.- Nie chcę jej budzić, jest wyczerpana. Czy może zostać u nas do rana? - spytałem niepewnie, bojąc się komentarzy od strony ojca, ale ku mojemu zdziwieniu żadne takowe nie padły. Chyba wyczuł, ze nie czas na takie żarty.
- Oczywiście, że tak.- odezwała się mama z pełną powagą.- Zaraz zadzwonię do jej mamy.- zadeklarowała się,
- Ja sam to zrobię.- odpowiedziałem i wyciągnąłem komórkę z kieszeni bluzy.
Poszedłem do kuchni i tam wybrałem numer do mamy Fran.
MF: Falo?
D: Dobry wieczór. Diego z tej strony.
MF: Dobry wieczór Diego.- odpowiedziała zmęczonym, zachrypniętym głosem. - Czy Fran nadal jest u ciebie? Powiedz, że zaraz po nią będę. Przecież nie będzie wracała taki kawał po ciemku. Podjadę po nią.
D: Własnie o tym chciałem z panią porozmawiać... W związku z tą sytuacją Fran jest wyczerpana i usnęła. Śpi już kilka godzin i myślę, że budzenie jej nie jest dobrym pomysłem. Wie pani jak to jest. Jak się teraz obudzi już pewnie nie zaśnie, a odpoczynek dobrze jej zrobi.
MF: Co proponujesz?
D: Czy Francesca może dziś u mnie przenocować?
MF: Sama nie wiem Diego... A co na to twoi rodzice?
D: Zgodzili się.
MF: Może i to dobry pomysł...
D: Zaufa mi pani. Fran potrzebuje odpoczynku. Pani chyba też... W ogóle jak się Pani czuje?
MF: Nie najlepiej, ale dziękuję, że pytasz.
D: Proszę... a czy ta pani koleżanka nadal jest u pani?
MF: Tak.- powiedziała a ja byłem pewny, że się uśmiechnęła.W końcu to mama mojej dziewczyny, prawdopodobnie moja przyszła teściowa, która właśnie się dowiedziała, że jej mąż ją zdradza... Poza tym nie ukrywam, że wolałbym aby ktoś przy niej teraz był. Nie wiadomo co tak skrzywdzonej osobie może przyjść do głowy...  A raczej tego moja ukochana by już nie wytrzymała.- Dziękuję za troskę.- odpowiedziała.
d: Nie ma za co. To Fran może nocować u mnie?
MF: Tak... Może. Jeszcze raz bardzo C dziękuję.
D: Czuję się zobowiązany. Nie ma sprawy.
MF: Dobry z ciebie chłopak Diego. Trzymaj się i proszę pilnuj Franceski.
D: Oczywiście proszę Pani. Dobranoc.
MF: Dobranoc.
Odłożyłem telefon z powrotem do kieszeni i udałem się na górę, informując rodziców, że Fran dziś zostaje. Pierwsze co to zajrzałem do sypialni, aby sprawdzić czy Francesca na pewno śpi. Na szczęście słodko spała wtulona w jedną z moich poduszek.
Poszedłem do łazienki i tam w tempie ekspresowym (aby jak najszybciej znaleźć się u boku mojej ukochanej) wziąłem prysznic, przebrałem się w wygodne rzeczy do spania i umyłem zęby.
Od raz położyłem się obok Fran, przykrywając ją kocem, bo już zdążyła go z siebie zwalić. Było dziś strasznie gorąco dlatego wstałem jeszcze aby uchylić okno. Może będzie jej za zimno, pomyślałem ale po chwili skapnąłem się, że nie ma szans, ponieważ było naprawdę gorąco.
Prawie bezszelestnie położyłem się obok Fran i objąłem ją ramieniem.
W nocy prawie w ogóle nie spałem. Byłem tak niespokojny o moją dziewczynę, że chodź byłem prawie pewny, że prześpi do rana, to i tak nie mogłem zmrużyć oka. Udało mi się to dopiero około 02:00, ale trwanie w objęciach Morfeusza nie trwało zbyt długo, bo już po chwili obudził mnie głos Fran.
- Diego...- szepnęła zachrypniętym głosikiem. - Co ja tu robię?
- Zasnęłaś skarbie.- odpowiedziałem równie tak zmęczony jak i ona.- Postanowiłem Cię nie budzić.
- Co z mamą?- zapytała niespokojna.
- Wie.- uśmiechnąłem się, ale nie wiem czy w tych ciemnościach to dostrzegła. - Nie jest sama, jest u niej przyjaciółka. Pytałem.
Pogłaskałem ją po policzku, a kiedy wyczułem, że po mojej dłoni spada pojedyncza łza, szybko porwałem dziewczynę w swoje objęcia.
- Opowie ci to...- powiedziała po chwili.
- Nie musisz.- szepnąłem jej we włosy i pocałowałem czubek głowy.
- Ale chcę...- powiedziała tak jakby stanowczo. - Okazało się, że tata miał kochankę jak się pewnie domyślasz. I to nie tak jednorazowo...- głos się jej załamywał. Nie przerwałem, ale przytuliłem ją bardziej do siebie.- Okazało się, że to trwa już parę lat... Dokładniej dwa. Za pewne nic by się nie wydało, gdyby nie to, że ona... że ta kobieta...- przerwała na moment zanosząc się płaczem.- Że ona będzie miała dziecko. Z moim tatą, który postanowił zostawić nas i iść do niej.- dokończyła i po raz kolejny rozpłakała. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Kiedy już myślałem, że to koniec opowieści Fran jeszcze dodała: - Luca nie wiedział. Teraz jak tata pojechał do niego załatwili wszystko w kilka dni, ale wcisnął mu kit, że musi jeszcze pozałatwiać sprawy w restauracji tutaj i oczywiście te następne tygodnie spędził z nią... Później wrócił oznajmiając, że się wynosi. Jeszcze wydzwaniał... Nie odbierałam, ale w końcu to zrobiłam. Prosił o spotkanie, wtedy się rozłączyłam i przyszłam do ciebie.
- Co zrobisz?- spytałem.- Spotkasz się z ...
- NIE.- Przerwała mi.- Nie chcę go znać.
- Może go wysłuchaj.
- NIE DIEGO. On wszystko rozwalił nie zasługuje już na miano mojego ojca. - odpowiedziała stanowczo, ale po chwili znów zaniosła się płaczem. Rozumiałem ją w stu procentach, ale wiedziałem, że po czasie zmieni zdanie, że wkrótce powie, że idzie na spotkanie z ojcem. Nie sądziłem jednak, że "wkrótce" będzie tak szybko. Już po kilku minutach spojrzała na mnie z poważną miną i oznajmiła.- Ale nie mów mamie. Spotkam się z nim... w końcu to tata, ale niech nie liczy na uprzejmość z mojej strony.
- Dobrze robisz.- odpowiedziałem i wytarłem jej mokre policzki.- Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie i nigdy Cię nie zostawię. Będę Cię kochał tak długo, jak długo będziesz chciała być prze ze mnie kochana.
- Na zawsze.- wyszeptała niepewnie. Powiedziałbym nawet, że zabrzmiało to troszkę jak pytanie.
- Na zawsze skarbie.- rozwiałem jej wątpliwości delikatnie całując.




HEJ. Wybaczcie znowu długo mnie nie było, no ale moje wytłumaczenie już znacie. :P
Ogólnie wiem, ze rozdział krótki i taki totalnie dziwny xD Odwróciłam akcje o 180 stopni ale mam nadzieje, że nikt mi tego za złe nie ma :p

LOVCIAM DIECESCE

















czwartek, 14 stycznia 2016

rozdział 43

*Francesca*

- Możesz powtórzyć?- Violetta wręcz zakrztusiła się powietrzem. 
- Gdzie jadą?- dodała Cam, kiedy po dłuższym czasie blondynka nie odpowiadała.
Ludmiła przyłożyła sobie dłoń do ust. Wyglądała na zmieszaną, a w jej oczach dało się wyszukać współczucie.
- Jejku dziewczyny...- jęknęła ze łzami w oczach.- Przepraszam...-westchnęła i ku zdziwieniu nas wszystkich, mocno przytuliła Violettę i przycisnęła ją do siebie. - Byłam pewna, że wiecie...- zapewniła, przepraszającym tonem.
- Nie wierzę....- wydusiłam z siebie w końcu i opadłam na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Z moich oczu popłynął strumień łez. rozmazując mi cały makijaż.
Rudowłosa usiadła obok mnie, przytuliła i również zaczęła solidnie płakać. Trwałyśmy tak w jednej pozie ogromną ilość czasu. 
Po kilku minutach zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu, szlochem którejś  z nas...
- Ludmiła...- odezwała się Violetta. Obie z Camillą spojrzałyśmy na dwie siostry.  - Powiedz nam wszystko co wiesz i skąd, proszę.
Blondynka pokiwała twierdząco głową i usiadła na puszystym fotelu, a Vils dołączyła do nas. Cała nasza trójka siedziała teraz na przeciwko osiemnastolatki, która zabrała głos:
- Wiem o trasie od Federico. - zaczęła, a z każdym słowem, jej twarz coraz bardziej się wykrzywiała w smutku.- Spotkaliśmy się nie dawno w parku i mi o tym powiedział... Wyjeżdżają na pół roku...- urwała i przypatrzyła się każdej z nas osobna, wyczekując na naszą reakcję.
Miałam ochotę ponownie się rozpłakać. Rzucić biegiem do wyjścia i uciec jak najdalej, zgubić wszystkie smutki po drodze i wpaść w objęcia Diego, który powiedziałby mi, że to tylko zły sen i mogę się już obudzić...
Zacisnęłam zęby i dłonie w pięści. Starałam się być silna, mimo że łzy uwalniały się błyskawicznie spod moich powiek, nie chciałam zacząć histeryzować. Dziewczyny postąpiły inaczej, bo nie usłyszałam ani jednego jęku.
- Nie wiedzą jeszcze kiedy jadą... Nic więcej nie wiem...- skończyła i westchnąwszy, podeszła bliżej nas i kucnęła przed nami. - Porozmawiajcie z nimi. Oni wam wszystko wyjaśnią.- poradziła nam i wstała, kierując się do drzwi. - Olga wołała na kolacje,..- dodała na odchodnym i wyszła...
Tak strasznie chciałam żeby kłamała. Żeby znów okazała na co ją stać i obrzydliwie kłamała... Ale wiedziałam, ze to prawda. Wszystko złożyło się do kupy. Dziwne zachowane chłopaków, ich ostatnie powodzenie w Europie... Nie miałam żadnych wątpliwości, że blondynka mówi prawdę. Jeszcze bardziej od wyjazdu w trasę, bolało mnie to, w jaki sposób musiałam się o tym dowiedzieć.
Dlaczego?! Dlaczego mój chłopak nie mógł powiedzieć mi tego sam?! Przytuliłby, powiedział, że kocha i będzie tęsknił... Przecież bym zrozumiała... Ale nie. Chyba wolał żebym dowiedziała się na ostatnią chwilę... Tak jak Leon i Brroduey. Są super, mega gwiazdami, a takie z nich cholerne tchórze!
- Chodźmy...- ciszę przerwał zachrypnięty głos Violetty. - Słyszałyście...- szepnęła, bo na więcej nie było ją w tym momencie stać.- Olga wołała na kolację...
- Może pójdziemy najpierw do łazienki?- zaproponowała Camilla, tak samo cichym tonem jak Viola.- Wyglądamy jak zombi.- uśmiechnęła się lekko, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Przytaknęłyśmy jej tylko i wyszłyśmy z sypialni Vils, jak zahipnotyzowane. Wszystkie z głowami spuszczonymi w dół... W łazience obmyłyśmy twarze zimną wodą i poprawiłyśmy makijaż. Zrobiłyśmy to tak straszne cicho, że aż zrobiło mi się dziwnie, jednak nic nie mówiąc, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się na dół do jadalni. Nabrałam do płuc powietrza i je wypuściłam, przybierając (a bynajmniej starając się to zrobić) normalny wyraz twarzy i wymusiłam uśmiech. Moje przyjaciółki zdaje się zrobiły to samo - dobre miny, do złej gry.
- Witajcie dziewczynki.- przywitała nas promiennie Olga i tak jak jeszcze chwilę temu myślałam, że wyglądam na zadowoloną z życia, jak ją zobaczyłam wiedziałam, że ani ja, anie dziewczyny nie będziemy w stanie teraz takich udawać. - Czy coś się stało?- zapytała, przybierając zmartwiony wyraz twarzy.
- Nie Olgita.- uspokoiła ją Viola, próbując wymusić uśmiech, ale nie udało jej się to, w ogóle. - Jesteśmy po prostu zmęczone pisaniem. - odparła i po raz kolejny ponowiła próbę uśmiechnięcia się, ale i tym razem poniosła klęskę.
- Jak uważasz złotko...- powiedziała, nie do końca przekonana, kobieta.
W tym momencie na dół zeszła Ludmiła - z nie lepszą miną od naszych ), a tuż za nią Pricilla. Chwilę później, ze swojego gabinetu, wyszedł i German. Przy stole siedzieliśmy już wszyscy.
Kiedy mężczyzna spojrzał na naszą czwórkę, my jak na znak spuściłyśmy głowy, w dół.
- Wszystko dobrze, dziewczyny?- zapytał zdziwiony naszym dziwnym zachowaniem. Przeważnie, kiedy Violetta, Camilla i ja, jadłyśmy razem, nie dało się opanować naszego gadulstwa. A teraz?  Każda siedziała cicho. Zdecydowanie zbyt cicho, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Jest ok, tato.- westchnęła Vilu i zaczęła miętolić skrawek swojej jedwabnej spódniczki.
- Jasne... A ja jestem Św. Franciszek z Asyżu.- chyba chciał zażartować, aby nas rozśmieszyć, ale kompletnie mu nie wyszło. Spojrzałyśmy tylko na niego i ponownie opuściłyśmy głowy. - Violetta, jestem twoim ojcem, możesz mi powiedzieć co cię trapi.
- Wiem...- szepnęła.- Ale tym razem muszę załatwić to sama.
- Ludmiła?- głos zabrała żona Germana, zwracając się do swojej córki.
- Ja też mamo, nie mam ochoty o tym rozmawiać.- odparła krótko.
- Przyniosłam kolację.- zawołała wesoło Olga i postawiła przed nami, ogromnej wielkości kurczaka.
Bez żadnych słów, zabrałyśmy swoje porcję i wybłagałyśmy dorosłych, abyśmy mogły zjeść u góry. Nawet Ludmiła przyłączyła się do prośby. Małżeństwo zgodziło się, chyba tylko dlatego, bo oznaczało to, że ich córki zaczynają się dogadywać.
Całą czwórką poszłyśmy do pokoju Castillo. Ja i Ludmiła usiadłyśmy na łóżku, a Violetta z Camillą przy biurku. 
Widelcem zaczęłam grzebać w sałatce, która znajdowała się tuż przy kawałku mięsa.
Nagle blondynka wstała z miejsca i podeszła do drzwi.
- Sorka dziewczyny. - powiedziała.- To wasze nocowanko, już znikam.
- Daj spokój Ludmiła.- odparła Violetta. - Siadaj. 
- Na pewno?
Ja i Camilla przytaknęłyśmy tylko, a ona lekko się uśmiechnęła i ponownie usiadła obok mnie.
- Lud...- zaczęła Viola. Chyba miała zadać jej pytanie, które i mi krążyło po głowie, ale nie aż tak bardzo interesowało, aby je zadać. 
Blondynka podniosła spojrzenie, z nad talerza, na swoją siostrę.
- Dlaczego właściwie płaczesz, bo chłopacy wyjeżdżają. Przecież ich nie lubisz.
Ferro zasznurowała usta i nic nie odpowiedziała. Lekko przegryzła dolną wargę, a w oczach zebrał się nowy zapas, łez.
- Ludmiła...- tym razem głos zabrała Camilla.- Czy te plotki, które krążą o tobie i Federi...- nie dane jej było skończyć, bo nastolatka wstała i nerwowym krokiem, opuściła pokój Violetty.
Popatrzyłyśmy na siebie, z dziewczynami. Każda z nas już wiedziała, jaka jest odpowiedź, ale żadna się nie odezwała. 
Ponownie zapadła głucha cisza. Zaczęłam jeść kolację, aby nie zrobić Oldze przykrości, ale nie miałam na nią kompletnie ochoty.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSA.  Wstałam z miejsca i podeszłam do fotela, gdzie leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej mojego i'phone'a. Prychnęłam tylko, kiedy zobaczyłam numer swojego chłopaka. Odblokowałam komórkę i przeczytałam:

"Hej Fran :) Nie chcę przeszkadzać, ale chciałem zapytać tylko jak idzie wam piosenka? "

Rzuciłam telefonem o łóżko i rozwścieczona usiadłam. 
- Nie wierze.- warknęłam.- Najpierw kłamie w żywe oczy, a później udaje jakby nigdy nic.
- Leon nie jest lepszy.- powiedziała równie wzburzona Violetta.
Camilla też kipiała złością. Nagle nasz smutek, przerodził się w rozwścieczenie i założę się, że one tak jak ja, najchętniej by teraz coś rozerwały. ALBO KOGOŚ!
- Nie wierze, że tak nas oszukali!- wrzasnęła Cam.- TO PODŁE!
- Bardzo...- mruknęłam.- Nie mam do nich sił!
- Co tu za krzyki.- zaśmiała się Olga, wchodząc do pokoju.- Przyniosłam wam przysmaki.- uśmiechnęła się, pokazując tacę z czekoladą, paluszkami, popcornem i napojami.
- Dzięki.- burknęła Violetta, ale już po chwili uświadomiła sobie, że traktuje Olg z góry, bez powodu. Natychmiast wstała i po prostu przytuliła kobietę. - Przepraszam.- westchnęła, zabierając od niej tacę i stawiając na biurku.
- Co się dzieje, kochane?- zapytała zmartwiona, widząc nasze miny przepełnione smutkiem  złością na raz.
- Nic Olga... Nie chcemy o tym rozmawiać.
- Jak wolicie, ale zawsze możecie do mnie przyjść.
- Wiemy, dziękujemy.- ucałowała jej policzek, a my z rudowłosą, posłałyśmy jej uśmiechy.

Później już całe nasze nocowanie, polegało na rozpaczaniu i wściekaniu się na chłopaków. Rozpaczanie i wściekłość, ryk i wściekłość... W końcu zmęczone zasnęłyśmy na podłodze, z poduszkami pod głową i mokrymi od płaczu- policzkami.

*Matylda*

Rano obudził mnie zapach... naleśników? Momentalnie się przebudziłam i zaczęłam rozglądać się, po nie swoim pokoju. Prze de mną stał wielki, plazmowy telewizor, na szklanej szafce... 
Przymrużyłam oczy i je otarłam. Zasnęłam w salonie?
Zaczęłam sobie przypominać, co robiłam wczoraj wieczorem... Poszłam się przygotować do snu, po czym zeszłam na dół żeby obejrzeć program telewizyjny na żywo i pewnie musiałam zasnąć. Odkryłam koc, którym byłam przykryta i wyszłam na korytarz, idąc w stronę kuchni.
- Hej mamo.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Mówiłam żebyś nie siedziała do późna- zaśmiała się, kładąc na stół najróżniejsze dżemy, twarogi i nutellę. 
- Tak wiem, ale to był finał.- wytłumaczyłam się.
- Dobrze, że wstałaś, bo właśnie miałam cię budzić na śniadanie. Możesz zawołać tatę?- poprosiła, a ja skinęłam głową i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi, prowadzące do gabinetu taty. Ten siedział tyłem do wejścia, na obrotowym krześle, przy biurku, na którym jak zwykle, leżał stos papierów - idealnie poukładanych. 
- Hej tato.- podeszłam do niego, całując w policzek.- Mama zrobiła śniadanie.
- Oh, już idę.- uśmiechnął się i dopisał jeszcze coś na jakimś dokumencie, po czym wstał i razem poszliśmy na dół.

Po skończonym posiłku, udałam się do swojego pokoju i ubrałam w to:

Następnie ruszyłam do łazienki, w celu wykonania porannych czynności.


- Hej Lena.- przywitałam się z moją przyjaciółką, która stała na korytarzu w Studio.
- No nareszcie jesteś. - westchnęła.
- Sorka... Troszkę się spóźniłam.- powiedziałam przepraszającym tonem.
- No nic...- Uśmiechnęła się.- Wciąż nie wyjaśniłaś sobie tego z Andresem?
- Nie...- przyznałam, a w moich oczach stanęły łzy.- Przegięłam prawda?
- Szczerze?- zawahała się.- To tak.- powiedziała w końcu.
- Dzięki.- mruknęłam.
- Ej, no... Miałam mówić prawdę, tak? Jesteś moją przyjaciółką. Mówię to co powinnaś usłyszeć, a nie to co chcesz.
- Wiem Lena...- przytuliłam ją, mocno ściskając, jakby to miało pomóc mi w powstrzymaniu na toku łez.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, więc pożegnałam się z dziewczyną i ruszyłam do sali głównej, bo Pablo miał rozmawiać z nasza klasą o występie.
- Dzień dobry.- przywitał się z wszystkimi, stając na środku sceny.- Jak wiecie dziś zapada ostateczna decyzja o przebiegu koncertu. A więc... Z waszej klasy, wyłoniliśmy jedną solistkę oraz dwójkę chłopaków, którzy zaśpiewają wspólnie. Będą nimi Mark i Vincent. Natomiast solistką zostaniesz ty Matyldo.- wskazał na mnie, a ja zrobiłam oczy jak 5 zł.- Stwierdziliśmy, że to będzie ciekawe, gdybyś zaśpiewała swoją piosenkę, po Polsku. Co ty na to?- uśmiechnął się.
- Jasne.- wykrztusiłam z siebie, pełna entuzjazmu.
- Świetnie.
Byłam taka szczęśliwa. TO MOJA PIERWSZA SOLÓWKA, ODKĄD SIĘ TU UCZĘ!!! Spełnienie marzeń, pomyślałam i od razu zrobiło mi się głupio... Czy nie za to właśnie, byłam zła na mojego chłopaka od paru dni? Za to, że spełnia marzenia...? Głęboko westchnęłam i wyciągnęłam telefon komórkowy, wyszukując na nim numer Andresa.
A: Halo? - odebrał już po pierwszym sygnale.
M: Cześć Andres...
A:Tak się cieszę, że zadzwoniłaś, posłuchaj mnie, ja...
M: Poczekaj.- przerwałam mu.- Chciałam Cię przeprosić. Okropnie się zachowałam... Nie miałam prawa się na ciebie wściekać...
A: Kochanie...- tym razem, to on wciął mi się w zdanie. - Rozumiem Cię, w stu procentach. Nie rozmawiajmy o tym teraz. Przyjdę po ciebie, jak tylko skończysz zajęcia, zgoda?
M: Dobrze, czekam.
A: Pa. Kocham Cię.
M: A ja Ciebie.
Rozłączyłam się, a po kilku  sekundach obok mnie stała już moja przyjaciółka.
- Tak się cieszę. - pisnęła.
- Podsłuchiwałaś?- zaśmiałam się.
- Odrobinę.- ścisnęła mnie mocno.
- Mam jeszcze jedne super wieści.
- Jakie?
- Śpiewam solówkę na przedstawieniu.- klasnęłam w dłonie i podskoczyłam.
Na początku Lena nic nie mówiła, ale już po chwili była uszczęśliwiona ta samo, jak ja.

*Diego*

Od wczoraj, Francesca, nie odbiera o de mnie telefonów, ani nie odpisuje na smsy... Byłem tym faktem, naprawdę bardzo, ale to bardzo zmartwiony. Nie wiem co się stało, ale na pewno jedynym powodem nie jest to, że nocowała u Violi. Napisałaby mi wtedy, coś w stylu, że nie ma teraz czasu, a nie wyłączyła telefon... 
Nie mam zamiaru tak tego zostawiać, więc równo o godzinie 16:30, stanąłem pod studiem, aby zaczekać tam, na swoją dziewczynę.
- Fran!- podbiegłem do Włoszki i już wiedziałem, że coś jest nie halo. Ta nie zareagowała kompletnie. Szła jakby mnie ta nie było. - FRAN.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona się nawet nie odwróciła. Uwolniła rękę z mojego uścisku i szła dalej przed siebie. O NIE, TAK TEGO NIE ZOSTAWIĘ, pomyślałem i stanąłem do niej przodem. Dopiero teraz, zdołałem zauważyć jej smutne, załzawione oczy. - Ej... co się stało?- zapytałem z troską, a w jej oczach pojawił się gniew.
- Co się stało?! Porąbało Cię?!
- Chyba mam prawo wiedzieć, za co jesteś na mnie wściekła?-  mówiłem starając się opanować.
- JA MAM CI MÓWIĆ WSZYSTKO, A TY MI NIE BYŁEŚ ŁASKA POWIEDZIEĆ, ZE WYJEŻDŻASZ W TRASĘ?!-  Wykrzyknęła,a le zaraz potem rozpłakała się. Przeszły mnie okropne wyrzuty sumienia. Nie takie jak wcześniej. Jeszcze gorsze. Nie dość, ze jej nie powiedziałem, nie skonsultowałem z nią, to jeszcze... dowiedziała się od osób trzecich... Nie o de mnie.
- Francesca ja...- tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Nastała cisza. Głucha cisza.- Nie wiedziałem jak Ci powiedzieć. Wybacz kochanie, ale...
- Boli mnie to, że jedziesz. Ale i tak cieszę się z twojego sukcesu. Bardziej boli mnie to, ze nie porozmawiałeś ze mną przed podjęciem decyzji. Czy w ogóle, którykolwiek zapytał nas co myślimy? Ty i twoi dwój koledzy nawet nie mieliście odwagi nam powiedzieć!- nie musiałem się zastanawiać, o których "dwóch kolegach" mowa... To było jasne, ze chodzi o Brdueya i Leona.
- Fran wybacz mi, nie wiedziałem jak zareagujesz, chciałem najpierw z tobą porozmawiać, ale stchórzyłem, a później już Mayson postawił nas przed faktem dokonanym, decyzje musieliśmy podjąć na miejscu... Naprawdę chciałem porozmawiać.
- Coś Ci nie wyszło...- powiedziała i odwróciła się w przeciwnym kierunku. Wiedziałem, ze nie ma sensu biec za nią. Musi to sobie przemyśleć i poukładać... 
Ale ze mnie debil, pomyślałem... Byłem tchórzem i dostałem za swoje... Ogromną nauczkę. 
Nawet nie wiem ile krążyłem wokół Studia, aż w końcu postanowiłem, że powiadomię moich przyjaciół, że Cam i Vils na pewno wiedzą. Chociaż... Mnie nikt nie uprzedził, dlaczego oni mają mieć łatwiej? STOP... Natychmiast odgoniłem od siebie tą wstrętną myśl i zadzwoniłem do Brazylijczyka.
B; Hej stary.
D:Cześć...
B: Co jest?
D: Dziewczyny wiedzą.
B: CO? SKĄD?
D: Nie mam pojęcia... Chyba od wczoraj, bo od tego czasu Fran się do mnie nie odzywała, a jak przyszedłem pod Studio wszystko stało się jasne... Dzwonię, żebyś wiedział...
B: Dziki...- westchnął. W jego głosie dało się wyczuć, ze również ma wyrzuty i żal do samego siebie, za tchórzostwo w tej sprawię.
D: Idź lepiej do Cami, a ja się przejdę do Leona...
B: Tak... Jeszcze raz dzięki. Pa.
D: Na razie...
 Rozłączyłem się i skierowałem w stronę domu przyjaciela... Przed oczami cały czas miałem zapłakaną Fran, która patrzyła na mnie oczami pełnymi smutku i żalu... 
- Dzień dobry.- przywitałem się z panią Verdas, która otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry. uśmiechnęła się do mnie promiennie.- Ty zapewne szukasz Leona? Jest u siebie.
- Dziękuje. - odpowiedziałem troszkę oschle, ale na nic więcej nie było mnie stać. Po schodach wdrapałem się na piętro i wszedłem do pokoju Leona, pomijając tą zbędną rzecz, jaką jest pukanie do drzwi.
Bez żadnego "hej" usiadłem na fotelu.
- Dziewczyny wiedzą.
- Co wiedzą?
- O trasie debilu. - mruknąłem.- Nie wiem jak i skąd, ale wiedzą. Francesca, Camila i Violetta też.
- Wiem...- westchnął, a ja spojrzałem na niego, pytającym wzrokiem.- właśnie wróciłem od Violetty... Nie wpuściła mnie nawet do domu. - kontynuował.- Chciałem jej własnie powiedzieć, ale widzę, że ktoś mnie uprzedził...
- Co robimy?
- Nie wiem... Chyba musimy dać im czas...
- Niby ile? Przecież niedługo wyjeżdżamy...
I w tym momencie, jak na sygnał nasze telefony zawibrowały... Okazało się, ze to nasz menadżer wysłał nam smsa o treści"

"Za 20 minut w moim gabinecie. To ważne

Mayson.



















Hejka ludzie... O ile kto kolwiek to pozostał... O masakra... Nie wiem ile mnie nie było... Serio i nie chcę wiedzieć.
Kolejna moja gadka z wytłumaczeniami... wiecie... szkoła, przyjaciele, szkoła, rodzina, nauka, szkoła, zajęcia dodatkowe, szkoła, projekt, szkoła i czy wspomniałam już o SZKOLE? Sero tyle tego, ze aż trudno nadązyć. Sami widziecie ile pisałam te  rozdział... Szczerze nie wiem kiedy kolejny... nie będę was okłamywała przed drugim półroczem, muszę trochę popracować żeby mieć jak najlepsze oceny, więc znaleźć czas jest mega trudno... Innym razem nie mam weny... Sami wiecie... Vils się skończyła nam lata ubywają i mimo, ze zawsze będę lbiła ten serial, czasem już mi się kmpletnie wena na to kończy. Ale jak narazie jestem i póki nie będzie tu notki, że opuszczam bloga będę, chodźby z takimi przerwami jak teraz. Gryzły mnie wyrzuty sumienia, kiedy widziałam, ze tyle osób codziennie wyświetla bloga, aby się upewnić czy aby coś nie dodałam... No to SUPRISE dla tych, którzy stracili nadzieje xD.
Ok ja lecę . papa :)

LOVCIAM DIECESCE

P.S Na blogu o Diecesce i Naxi też niedługo coś się ppjawi xD