wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 30

* Francesca *

Rano wstałam obudzona przez budzik.
Nie chciało mi się wychodzić z łóżka, bo prawie wcale się nie wyspałam. Kręciłam się w nocy na łóżku z jednego boku na drugi i kompletnie nie mogłam zasnąć. Płakałam co chwilę w poduszkę i zastanawiałam się ile jeszcze dni pomieszkam w mieście, w którym tak bardzo zmieniło się moje życie...
Przecież we Włoszech nie mam czego szukać... Tam każdy dzień w szkole był straszny, chociaż teraz poszłabym do nowej. Za to w Studio na serio się odnalazłam, mimo paru natrętnych fanek mojego chłopaka, to mogłam tam spełniać marzenia, nauczyciele są świetni... Każda z koleżanek była fałszywa i praktycznie nikt mnie nie lubił, a tu mam kilku wspaniałych znajomych i dwie przyjaciółki, które mimo tego, że znam bardzo krótko, wiem, że mogę im zaufać... Jednak czego najbardziej będzie mi brakowało we Włoszech? Nie rodziców, nie szkoły, nie muzyki, nie znajomych, ale DIEGO. Ne wiem jak mogłam tak szybko zakochać się w kompletnie mi jeszcze dwa miesiące temu nieznanej osobie, ale wiem, iż to co do niego czuje jest tak mocne, że tęsknię za nim cały czas, a co dopiero jak nie będziemy się widywać wcale?! Będzie mi brakowało jego słodkich słów, uśmiechu, przytulasów, pocałunków, dotyku, zapachu i wszystkiego co z nim związane...
Po moim policzku spłynęła jedna, mała łza, ale szybko ją otarłam. Nie chciałam ponownie zapadać w stan płaczu, więc prędko odkryłam kołdrę i wstałam z łóżka podchodząc do okna.
Bynajmniej BUENOS AIRES było słoneczne jak zwykle, a na niebie nie było ani jednej chmurki.
Zabrałam z szafy ten zestaw:

i pobiegłam do łazienki, gdzie wykonałam poranne czynności... Zajęło mi to sporo czasu, bo na serio nic mi si dziś nie chciało. Nic oprócz gorzkiego płaczu, b łzy same napływały mi do oczu.
Skończyłam moje szykowanie się do szkoły, jakoś po ponad godzinie i zeszłam na dół, gdzie rodzice już siedzieli przy stole. Westchnęłam cicho, bo wolałabym gdyby jednak byli w pracy.
- Dzień dobry córeczko.- powiedział zadowolony tata, zajadając się naleśnikami. Popatrzyłam tylko na niego z niedowierzaniem, prychnęłam pod nosem.
- Cześć.- bąknęłam oschle i usiadłam na jednym z krzeseł.
Mama spojrzała na nie zatroskanym wzrokiem.
- Płakałaś.- stwierdziła dotykając mojego ramienia, jednak ja zepchnęłam jej dłoń, szybciej niż ona ją położyła.
- Dziwisz się?- spytałam ironicznie biorąc łyka herbaty.
- Nie tym tonem Fran...- powiedział spokojnie ojciec, a ja mocniej zacisnęłam zęby i nic nie odpowiedziałam.
- Pojdę już.- rzuciłam i wstałam od stołu.
- Ale...- zaczęłam mama.- Nic nie zjadła i prawie nic nie wypiłaś.
- Trudno. Nie jestem głodna.- wzruszyłam ramionami i wyszłam z kuchni.
- Francesca wracaj i coś zjedz!- usłyszałam wrzask taty, więc się odwróciłam i poszłam w jego stronę, szybkim i nerwowym krokiem.
- ZMUSZASZ MNIE DO WYJAZDU DO WŁOCH!- Zaczęłam drąc się.- Zmuszasz mnie do zostawienia przyjaciół, do opuszczenia Studia, przez ciebie stracę możliwość spełniania marzeń, zmuszasz mnie do pracowania w tej chrzanionej restauracji i do pomocy Luce, co najlepsze z twojej winy nie będę widywać się z Diego, i zmuszasz mnie do rozstania z nim i nawet do zjedzenia tych pierniczonych naleśników zostanę przez ciebie zmuszona?!- krzyknęłam, a po moich policzkach spłynął strumień łez, który kompletnie rozmazał mi mój tusz. Ojciec nic nie powiedział, tylko wpatrywał się we mnie z oszołomieniem.- NISZCZYSZ MI ŻYCIE!
- ROBIĘ TO DLA TWOJEGO DOBRA!- wstał, a krzesło za nim upadło na podłogę z wielkim łomotem.
- Dla mojego dobra?! - dławiłam się już płaczem.- DLA MOJEGO DOBRA?! Wiesz co jest dla mnie dobre?! ZOSTANIE TU! Z VILU CAMI DIEGO STUDIO...
- NIE!- przerwał mi.- Wyjeżdżasz do Włoch! A o twoją szkołę się nie martw, bo nie pochodzisz już do niej za długo.- warknął i poszedł na górę.
Stałam chwilę w milczeniu, przetrawiając to co właśnie usłyszałam.
- Czemu mi to robicie?- wydusiłam z siebie, spoglądając na rodzicielkę.
Ona podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Jakbym mogła wpłynąć na decyzję...- zaczęła się tłumaczyć.
- Przecież możesz.- wyjąkałam, wypłakując się w jej ramie.
- Postaram się.- odsunęła mnie od siebie i pogłaskała po policzkach ocierając łzy.- Obiecuje.- pocałowała mnie w nos.- Nie martw się kochanie. Taka śliczna buzia jak twoja, nie może chodzić taka zapłakana. Idź do łazienki.
Lekko się do niej uśmiechnęłam i udałam się na górę, gdzie przemyłam twarz i od nowa, nałożyłam delikatny makijaż, po czym, zabrałam z sypialni torbę i wyszłam z domu, kierując się do mojej szkoły...
- Francesca!- usłyszałam za sobą głos Camilli, która podbiegła do mnie i mnie przytuliła.- Cześć.
- No hejka Cams, co tam?- spytałam, próbując nie pokazywać jak bardzo chce mi się teraz płakać...
- Viola mi wszystko opowiedziała...- zaczęła.- Nie da się już nic zrobić.
- Nie...- tylko tyle z siebie wydusiłam, bo do oczu ponownie napłynęły mi łzy.
- Wiesz chociaż kiedy wyjeżdżasz?
- Nie. Ale niedługo...
- Ale na pewno już...
- Cami...- westchnęłam.- nie gniewaj się, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać...- uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Rozumiem.- odwzajemniła mój uśmiech i mocno mnie przytuliła.
- Idziemy do szkoły?- zaproponowałam odsuwając się od Argentynki.
- Tak...- westchnęła i razem udałyśmy się do Studio.
Jak byłyśmy już na jego ternie, zobaczyłam mojego ojca, wychodzącego z budynku i kierującego się do samochodu.
Nawet nie chciałam go zatrzymywać, tylko po prostu, przyspieszyłam kroku i prędko poszłam pod gabinet nauczycielski, zostawiając Cami na podwórku. Słysząc ciche PROSZĘ, weszłam do środka, gdzie siedzieli Pablo i Gregorio.
- Był tu mój tata?- zapytałam zdenerwowana, bez przywitania.
- Tak...- westchnął dyrektor, a p de mną kolaa się ugięły.- Usiądź...- wskaał na krzesło na przeciwko niego, więc zajęłam miejsce.
- Co mówił?!- zapytałam szubko, siadając.
- Twój tata chcę wypisać cię ze szkoły...- powiedział spokojnie, a ja ponownie już chciałam się dziś rozpłakać, jak małe dziecko.
- To przez tą sprawę z Diego, tak?- dopytywał Gregorio, pisząc coś w telefonie.
- Mówił coś kiedy mnie wypisze?- zapytałam, ignorując poprzednie pytanie.
- Już to zrobił.- powiedział nauczyciel, a ja gdyby nie fakt, że siedzę na krześle, już bym upadła.
- Mówił, że od jutra nie mamy uważać cię za uczennicę naszej szkoły...
- Nie wierzę...- szepnęłam i kompletnie się rozpłakałam.
Do pomieszczenia weszła Angie, która jak tylko mnie zobaczyła, posłała nauczycielom pytające spojrzenia i przytuliła mnie do siebie.
- Co się dzieje?- zapytała, odgarniając kosmyki włosów za ucho.
- Francesca...- zaczął Pablo. - Co jest powodem, tego, że twój tata, postanowił cię wypisać?- zapytał Pablo.

- ON JEST YH!- Mówiłam przez płacz, ale po chwili się uspokoiłam i postanowiłam wszystko opowiedzieć.- Kiedy mój tata, dowiedział się, że Diego to mój chłopak, zabronił mi się z nim spotykać, ale ja i tak to robiłam i on się dowiedział i twierdzi, ze nowa szkoła, przyjaciele i chłopak, mnie zepsuli i chce mnie...- zacięłam się i nabrałam powietrza, cicho płacząc.- Wysłać do brata, do Włoch...- wydusiłam z siebie i schowałam twarz w dłonie.
Nauczyciele byli najwyraźniej w szoku, bo nic nie mówili, a kobieta puściła mnie i usiadła na siedzeniu obok...
W pewnym momencie drzwi od pokoju nauczycielskiego się otworzyły.
Nawet nie patrzyłam kto wszedł... Pomyślałam, ze to Beto, Jackie czy coś...
Ale już po chwili, poczułam zapach mojego chłopaka, który obejmował mnie ramionami.
Dalej płacząc wtuliłam się w niego, a on gładził mnie po plecach.
- Cicho...- szepnął mi do ucha, ale ja go nie słuchałam.
Uspokoiłam się dopiero po chwili.
Zobaczyłam jak Gregorio posyła reszcie nauczycieli błagalne spojrzenie, więc ci opuścili salę, w której została tylko nasza trojka.
Diego popatrzył na swojego ojca, z podniesionymi brwiami.
- No co?- zmarszczył czoło.- Ja też?- zapytał zdziwiony, na co ja się lekko zaśmiałam.
- Tak.-westchnął Hiszpan.
- Ale ja nie mogę zostawić pokoju nauczycielskiego, z dwojgiem uczniów w środku. To wbrew zasadom.- wyszczerzył zęby, a jego syn skarcił go spojrzeniem i przeniósł wzrok na mnie.
Spojrzałam w jego smutne oczy i nic nie mówiąc pogłaskałam go po policzku.
- Skąd wiedziałeś?- zapytałam zachrypniętym głosem, a chłopak wskazał tylko ruchem głowy na nauczyciela. Spojrzałam na niego.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił to.
- Pójdę porozmawiać z twoim tatą.- stwierdził, łapiąc moją rękę, która cały czas dotykała jego polika. Zaprzeczyłam szybko ruchem głowy, a on westchnął.
- Fran i tak już sprawy nie pogorszę, a zrobię wszystko, żebyś została. Może jak porozmawiam z twoim ojcem to go przekonam...
- Nie uda ci się.- przerwałam mu.
- Spójrz się w moje oczy.
- Co?- zdziwiłam się.
- Spójrz się w moje oczy.-  bardzo zdziwiona, wykonałam polecenie.- Widzisz tam moją miłość do ciebie?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam.
- Tak.
- I mam nadzieję, ze i twój ojciec zobaczy jak bardzo cię kocham.
Do oczu napłynęły mi kolejne łzy wzruszenia... Teraz pod moimi powiekami była masa wody, tej ze smutków i tej z radości, wymieszanych jak jakaś mikstura.
- Kocham cię.- szepnęłam, a już za chwilę, moje usta połączone były z wargami Hiszpana w słodkim pocałunku.
- Ooooooooo.- usłyszałam nauczyciela i oderwałam się od chłopaka, spoglądając na niego z zmieszaniem, bo nawet zapomniałam, że on tu jest.
- Tato...- Diego westchnął.
- Sory.- mężczyzna szubciutko wstał.- Głópio wyszło... Olać przepisy ja wychodzę, a wy ten no POGADAJCIE z naciskiem na POGADAJCIE. TYLKO powtarzam TYLKO pogadajcie... Wiecie tu są kamery i...
- TATO!- Krzyknął chłopak, a jego ojciec umilkł, opuszczając pokoj nauczycielski.- Pogadam z nim.- zwrócł się do mnie.
- Z twoim tatą? Nie trzeba...
- nie.- przerwał mi.- Z twoim.- uśmiechnął się.
- Nie, Diego...
- Daj spókoj...- tym razem nie ja, ale dzwonek przewał wypowiedź mojego księcia.
- Skoro to ostatni dzień w tej szkole, pójdę na lekcje.- uśmiechnęłam się.- A potem możemy iść gdzieś razem...?
- Nie.- rzucił.- Mam ważną próbę.- zabolało mnie to, że to jest ważniejsze, skoro niedługo wyjeżdżam...
- Aha...- posmutniałam.- Ok.- wzruszyłam ramionami i udałam się do wyjścia, ale zatrzymał mnie uścisk Diego, który złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Żartowałem.- zaśmiał się.- jesteś dla mnie ważniejsza niż to wszystko.- musnął moje wargi, a mi kamień spadł z serca i zrobiło się o wiele lepiej.- Kocham cię
- Kocham cię.
Przytuliłam się jeszcze do niego, najmocniej jak tylko potrafiłam i wyszłam z pokoju nauczycielskiego, kierując się do sali śpiewu, a Diego wyszedł ze szkoły...

*Matylda*

- Ale z niego przystojniak.- to usłyszałam jak wyszłam z mojej pierwszej lekcji z Pablo.
- Kto?- zaśmiałam się, a Lena swoją głową wskazała na jakiegoś chłopaka.- Nadal nie wiem kto to.- zaśmiałam się, a ona wywróciła oczami i westchnęła.
- Nazywa się Thomas. I tak jak ja jest z Hiszpanii.- pisnęła.
- Jest z twojej klasy?
- Yhym...- mówiła gapiąc się na nieznajomego.
- Zagadaj.- pchnęłam przyjaciółkę w jego stronę, a ona skarciła mnie spojrzeniem.
- Zwariowałaś?!
- Dlaczego?
- Jasne...- westchnęła.- Już z nim pogadałam.
- Spieszę się na lekcje, ale jak tylko skończę...
- CYBA MU NIC NIE POWIESZ?!- Przerwała mi.
- Nie... To znaczy to mi na myśl nie przyszło...- zamyśliłam się, ale Lena walnęła mnie w ramię.- Żartuje.- zaśmiałam się.- Pogadamy o tym.- puściłam jej oczko i poszłam do sali śpiewu, gdzie miałam teraz lekcję.
Zajęłam miejsce i czekałam aż przyjdzie nauczycielka.
- Dzień dobry.- powiedziała Angie, wchodząc do sali.
Po sali rozeszły się przywitania.
- Dobrze...- zaczęła przeglądając swoją teczkę.- Chciałabym, abyśmy poćwiczyli dzisiaj wasze głosy...- wszyscy popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.- Stwierdziłam, ze narzucanie wam zadań, jest teraz bez sensu, bo każdy musi przygotować się do koncertu, a chyba każdy chcę dobrze wypaść więc pomyślałam, że weźmiemy sobie jakiekolwiek piosenki, tak, abyście mogli je zaśpiewać i wysłuchać ewentualnych uwag. Lekcja luźna, ale chcę posłuchać waszych głosów. Wakacje się dopiero zakończyły, a przed nami cały rok pracy, więc muszę wiedzieć, czy coś się zmieniło, co trzeba poprawić... Zgadzacie się?
Wszyscy ochoczo pokiwaliśmy głowami.
- no to się cieszę.- zaśmiała się.- Na początek, może ty?- wskazała na mnie.- Co powiesz Matylda, żeby zaśpiewać coś po Polsku?- podniosła brwi.
- JASNE!- Byłam zadowolona z pomysłu, więc zareagowałam entuzjastycznie.
- No to dawaj.- puściła mi oczko, a ja puściłam w laptopie, muzykę do jednej z piosenek.

( RZECZ JASNA TELEDYSKU NIE MA ;D )

- Świetnie.- pochwaliła mnie Angie.- Trudno mi mówić o wczuwaniu się w piosenkę, bo nie zrozumiałam w niej ani słowa.- zaśmiała się, a my razem z nią.- Ale muszę przyznać, ze cieszyłaś się tym, co śpiewałaś... Nie wiem czy chodziło o tematykę, która jest z tobą związana, czy o to, że śpiewałaś ją w swoim ojczystym języku, ale przyznam, że bardzo miło się słuchało. Twoja barwa głosu wcale się prawie nie zmieniła, ale widać postępy między tym i poprzednim rokiem nauki tu.- uśmiechnęła się- Oby tak dalej.- klasnęła w dłonie.- Dobrze....- rozejrzała się po klasie.- To może teraz...- zamyśliła się.- Ty.- wskazała na chłopaka o imieniu JORGE, więc on wstał, a ja usiadłam na moje miejsce.
Po skończonej lekcji udałam się pod klasę mojej przyjaciółki i jak tylko ją zobaczyłam pociągnęłam ją za rękę i tak całą kolejną przerwę rozmawiałyśmy o THOMASIE.

*Diego*

Jeśli moja dziewczyna myśli, że ja tak łatwo zostawię tą sprawę z jej ojcem to się grubo, ale to bardzo myli!
Jak najszybciej umiałem, szedłem pod dom Włoszki, wiedząc, że Fran jest jeszcze w szkole... Co prawda to jednak prawda. Jak stanąłem przy drzwiach, moja pewność siebie i odwaga, zmalały, ale postanowiłem, ze  tak porozmawiam z panem Cauviglia. Od tej rozmowy może zależeć to, czy moja ukochana wyjdzie.
Zadzwoniłem dzwonkiem, ale nikt nie otwierał... Powtórzyłem czynność, ale nadal nic... Spojrzałem więc na zegarek... No tak.  tej prze obydwoje, są na 100% w pracy, czyli w restauracji... Czy nachodzenie teścia, który mnie nie znosi, w pracy jest dobrym pomysłem? Raczej nie, ale ja już nie będę czekał, aż ten wywiezie moja księżniczkę za ocean.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę RESTO BAR...
Doszedłem tam po paru minutach i zdecydowanym krokiem, wparowałem do środka, udając się do lady, bo właśnie za nią siedział ojciec Francesci.
- Dzień dobry...- powiedziałem siadając na przeciwko niego.
- Dzień...- zaczął, ale kiedy mnie zobaczył, zrzędła mu mina.- Fran tu nie ma!- krzyknął.- Czego tu słuchasz.
- Przyszedłem z panem porozmawiać.- dodałem spokojniej.
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać chłopcze.- warknął, a ja westchnąłem.
- Proszę...
- Wysłuchaj go.- zza zaplecza wyszła mama Fran.
- Dzień dobry.- uśmiechnąłem się do kobiety.
- Dzień dobry.
-Chodź.- westchnął mężczyzna.- Nie będziemy rozmawiać tu. Wyjdźmy na zewnątrz...- dodał i skierował się w kierunku wyjścia, a ja za nim.
- Dziękuje.- odparłem, kiedy byliśmy już na dworzu.
- Nie dziękuj, tylko się streszczaj.- bąknął oschle.
- Jak pan pewnie wie...- zacząłem.- Chodzi o Fran.
-  Do sedna...
- Nie chce żeby wyjeżdżała. Jasne... Martwi się pan o nią, ale na prawdę nie musi pan.
- Chronię ją przed takimi jak ty.
- Rani ją pan.
- To dla jej dobra...
- Nie.- przerwałem mu.- Kocham Francescę i to, że jestem piosenkarzem tego nie zmienia. Wiem, ze to właśnie dlatego nie możemy się spotykać, ale mój zawód, czy te trzy lata różnicy, nie zmieniają nic w tym co czuję do pana córki...
- Ty nic do niej nie czujesz!
- KOCHAM JĄ!
- DOŚĆ. Jak możesz tak kłamać?! Myślisz, że nie wiem o co ci chodzi? Tak na prawdę to by ci to wisiało i powiewało, czy będzie tu czy we Włoszech, ale moja córka jest rozsądna i jeszcze jej nie zaliczyłeś co?
- Nie... Nie zrobiłbym jej tego...- trafił w mój czuły punkt... Kocham Fran i nigdy bym jej tak nie wykorzystał, ale kiedyś byłoby inaczej... Postanowiłem o tym nie myśleć, bo jeszcze bardziej się denerwuję., a to nie ok w tej sytuacji.
- Nie wierzę ci. Masz 19 lat. Z moja córką spotykasz się ile? Miesiąc? Znasz ją może dwa razy tyle i ty mi mówisz o wielkiej miłości?! Uwierz gówniażu, ze to przez ciebie Francesca wyjeżdża. Przez ciebie straci przyjaciółki i szkołę, o której tak marzyła, jako mała dziewczynka. Wiedziałeś o tym? Nie! Bo nie znasz mojej córki!
- Myśli się pan! Znam ją i to bardzo dobrze!- teraz to ja krzyczałem.- JASNE, ŻE WIEDZIAŁEM. Znam ją chyba lepiej niż pan! Bo wiem co jest dla niej dobre, ale nie! Pan myśli, że może sobie nią tak pomiatać i wysyłać z Włoch do Argentyny, z BA do Rzymu i tak w kółko?! Tak się nie robi, bo Fran jest pana córką! Kocha ją pan? To niech jej to pokażę, bo ani ona ani nikt tego nie widzi. Krzywdzi ją pan i mówi, że to dla jej dobra? Ciekawa logika. Szkoda tylko, że Francesca musi cierpieć na pana chorym umyśle.- rzuciłem i poszedłem. Wiedziałem, ze to było złe... Że teraz jeszcze bardziej Fran będzie miała przerąbane, ale po tamtej rozmowie, tylko jeszcze gorzej się nastawiał, więc było mi jedno, czy będę udawał spokojnego, czy powiem mu jakim jest skończonym kretynem.
Szybko poszedłem pod Studio, żeby opowiedzieć Fran o tym... Wolę żeby dowiedziała się o de mnie, a nie od jej ojca.





HEJ HEJ HEJ!!!!!!!!
Macie 30...
Niezła kłótnia... Diegusio wygarnął ojcu Fran... Jak myślicie? Dobrze zrobił, czy wręcz przeciwnie?
Ja już wiem, czy Fran wyjedzie czy nie, ale zostawię to dla siebie. Dowiecie się niedługo... ;)
Właśnie... Mała sprawa.
W Sobotę wyjeżdżam na 3 tygodnie i nie będę miała neta...
Problem z rozdziałami. Tak jak dodawałam je co dzień, dwa, albo ostatnio zdarzało się co 3, to przez ten czas, będą pojawiać się w Soboty, ok?
Nie wiem czy w tą czy następną dodam. To znaczy tak będzie dopiero od weekandu a na razie normalnie. Ach... next będzie po jutrze to na pewno, a potem jakoś co tydzień i jak wrócę to już będzie normalnie...
Nie bądźcie źli, ale no cóż... WAKACJE SĄ.
CIESZYCIE SIĘ?!
WY TERZ W SZKOLE NIE MACIE JUŻ LEKCJI?!
A kto jest w klasie takiej, że za rok idzie do innej szkoły i musi się pożegnać ze swoją grupką, tak jak niedawno nasi bohaterowie?

BUZIAKI

LOVCIAM DIECESCE








niedziela, 21 czerwca 2015

Capitulo 29

* Francesca*

- Co?!- wydarłam się na ojca, ale tak na prawdę nogi się po de mną ugięły i miałam wrażenie, że zaraz upadnę.
- To co słyszałaś.- warknął nie parzą na mnie.- To będzie najlepsze wyjście. Luca potrzebuje pomocy we Włoszech, a ty nie możesz tu zostać.- sprostował.
- Przepraszam dla kogo najlepsze rozwiązanie?!- krzyczałam przez płacz.- Bo chyba nie dla mnie!
- Właśnie dla ciebie! To wszystko dla twojego dobra!
- Ale tato...
- NIE!- przerwał mi.- Dość tego! Wyjeżdżasz i koniec!- walnął pięścią w stół.- Tam skończysz liceum, a późnej pójdziesz na Studia gastronomiczne.- dodał spokojniej.- I razem z Lucą, będziesz prowadzić restauracje. Skończyłem.-  dodał spokojniej, a ja spojrzałam na mamę, która stała ze spuszczonym wzrokiem. Ja tylko pokiwałam głową z niedowierzaniem i odwróciłam się, po czym wybiegłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi...
Mogłam pobiec do pokoju, ale jak najszybciej szłam w kierunku siedziby wytwórni mojego chłopaka.
Diego ma dziś próbę, przez cały dzień, bo komponują razem jakąś nową piosenkę, więc wiem, iż właśnie tam go teraz znajdę.
Już nie biegłam, ale szłam... Bałam się wpaść na kogoś, lub coś, więc zrezygnowałam z rozpaczliwego biegu i przeszłam na smutny spacer.
Po policzkach cały czas spływały łzy, dając miejsce nowym.
Nie mogłam się uspokoić... Na myśl, że mogę stracić Studio, przyjaciółki i przede wszystkim Diego, coś zaciskało od środka i zabierało mi oddech.
W takim stanie doszłam na miejsce. Przyspieszyłam kroku i poszłam na pierwsze piętro. Bez pukania otworzyłam drzwi i wparowałam do pomieszczenie, w którym chłopcy nad czymś dyskutowali.
Wzrokiem odszukałam Diego i podbiegłam do niego, nie mówiąc ani słowa, ale mocno się wtulając w jego tors, który zalałam łzami.
On nic nie powiedział.
Kontem oka zauważyłam jak Fede wskazuje reszcie zespołu na drzwi i posyła im jednoznaczne spojrzenia... Od razu zrozumieli i po chwili byłam w sali sama z Hiszpanem.
- Co się stało skarbie?- zapytał, lekko się o de mnie odsuwając i spoglądając w moje zamglone, smutne i zapłakane oczy.
Przyszłam tu po to by móc mu wszystko opowiedzieć, ale nie mogłam. Coś, jakby wielka gula, utknęła mi w gardle i nie wydusiłam z siebie ani słowa... Na myśl o tym jak Diego się zasmuci i o tym, ze sama nie zdołam tego z siebie wydusić, po prostu ponownie się w niego wtuliłam i jeszcze bardziej rozpłakałam.
Diego najwyraźniej zaczaił, że nie mam ochoty mówić, bo nie próbował po raz kolejny zadawać pytań, ale mocno mnie do siebie przytulił, głaskając moje plecy i pocałował w czubek głowy.
W takiej pozie byliśmy dobre parę minut, aż odrobię się uspokoiłam i zebrałam na to, aby wszystko mu opowiedzieć.
Nie chciałam wyswobadzać się z jego ramion, w którym nic mi nie groziło, ale wiedziałam, że muszę, bo inaczej nie powiem mu nic, więc po prostu odsunęłam się i ocierając łzy, spoglądnęłam na niego.
- Mój tata...- zaczęłam, ale ponownie zebrało mi się na płacz. Diego zauważając to, pogłaskał mnie po policzku.- Luca nie radzi sobie w restauracji we Włoszech...- zająkałam się, kompletnie zmieniając zaczętą wypowiedź. - A tata... - zacięłam się i spuściłam wzrok w dół.- Zdecydował, że osobą, która mu tam pomorze będę ja...- skończyłam niepewnie i ponownie się rozpłakałam.
Mój chłopak nic nie powiedział, więc podniosłam spojrzenie na niego... Stał w bezruchu, niedowierzając moim słowa i wpatrywał się we mnie oczami pełnymi żalu, smutku, rozpaczy, złości i nie wiem czego jeszcze...
Złapałam drżącą dłonią jego policzka, a on pokręcił głową, złapał mnie za nadgarstek, i przyciągnął do siebie, więc znów byłam do niego przytulona.
- Jeśli myślisz, że puszczę cię do Europy, to się mylisz. A jeżeli twój tata tak sądzi, to myli się tak samo jak ty, bo nigdzie nie jedziesz. - wyszeptał gładząc, mnie po plecach.
- Nie.- ostudziłam jego zapał.- Ty nic nie rozumiesz...- odsunęłam się.- Tata już postanowił... A jak on postanawia to już nie do odwołania, rozumiesz? Wyjeżdżam.- wydusiłam z siebie, a na myśl o tym nogi zrobiły się jak z waty i zabrakło mi powietrza, więc bezwładnie opadłam na głośnik i schowałam głowę w dłoniach, rozpłakując się. - Ty...- zaczęłam, spoglądając na niego.- Musisz dać sobie ze mną spokój i na zawsze o mnie zapomnieć.
- Zwariowałaś?!- od razu przestał być osłupiały i zrobił się wręcz wkurzony.- Jak ty w ogóle możesz tak myśleć. Francesca...- kucnął obok mnie i złapał moje dłonie.- Po pierwsze. Zrobię co się da, aby zmienił zdanie i żebyś mogła zostać w BA, a po drugie... Nawet jakbyś wyjechała, nie miałbym zamiaru o tobie zapominać. Proszę cię.- zaśmiał się lekko.- Ja byłbym we Włoszech co drugi dzień.
Lekko się uśmiechnęłam i mocno go przytuliłam.
- Kocham cię.- wyszeptałam.- Ale to co powiedziałam jest prawdą. Zapomnij...- chciałam mówić dalej.
- Nie! Ja też cię kocham i dlatego tego nie zrobię.
- Nie rozumiesz?! Luca i tak cię do mnie nie dopuści. Zawsze byliśmy posłuszni ojcu, a on nie wysyła mnie do Włoch, żebyś i tak mnie widywał! - wydarłam się, ale wiem, że nie potrzebnie.- Przepraszam.- spuściłam wzrok.
- To wejdę przez okno! Fran nie będę tu o tobie zapominać.-przytulił mnie, a ja nie chciałam, ani nie umiałam się już wyrwać.- Kocham cię.- powiedział stanowczo i tak szczerze...
- Ja cię też. - wyznałam, ściskając go jeszcze mocniej.
- JAK TO WYJEŻDŻASZ?!- Do sali wbiegła Violetta, a my z moim chłopakiem popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem. - Andres podsłuchiwał i mi powiedział. - dodała szybko. - A teraz mów, jak to ty wyjeżdżasz?!
- Po prostu... Tata nie rozumie, że kocham Diego i twierdzi, że przez niego, Studio i was się zmieniłam i wysyła mnie do Włoch do brata...- tak trudno było mi to mówić od nowa...
W oczach przyjaciółki zobaczyłam łzy, a już po chwili podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- NIGDZIE NIE POJEDZIESZ!- wyszlochała i się odsunęła.
- Viola...- zaczął Diego.- Nie pogarszaj sprawy.
- ZAMKNIJ SIĘ!- krzyknęła.- TO MOJA PRZYJACIÓŁKA!
- A moja dziewczyna, wyobraź sobie!- również się wydał.
- OBYDWOJE MI TAK NIE POMAGACIE, WIĘC PRZESTTAŃCIE!- wstałam.- Lepiej będzie jak już będę szła...
- Idę z tobą.- powiedział mój chłopak.
- Nie... To nie jest dobry pomysł.- powstrzymałam go. - Tata się wkurzy jeszcze bardziej.
- Szczerze gdzieś mam to co sobie teraz pomyśli. Jeżeli przyczyni się do tego, że będę musiał rozstać się z tobą, nie odpuszczę tak łatwo.- zacisnął pięści.
- Co chcesz zrobić?
- A co mogę?- zapytał bezradnym głosem, a ja już kompletnie się zasmuciłam.
- Nic.- wyszeptałam i poszłam w kierunku drzwi...
Chłopak pobiegł za mną i mocno przytulił, po czym szliśmy w milczeniu.
Już go nie zatrzymywałam... Chciałam mieć Diego przy sobie. Potrzebowałam go, ale ojciec nie rozumie tego, że kocham go... I nic tego nie zmieni, nawet odległość... NIC ANI NIKT!

*Maxi*

Nowa piosenka jest na serio bardzo dobra... Odkąd Diego wrócił z odprowadzenia Fran, nie udało się obgadać za wiele, ale jest już skończona...
Z chłopakami już go nie dołowaliśmy dalszym doszlifowaniem jej, bo nosi tytuł " MOJA KSIĘŻNICZKA" i jak on wskazuje, jest o naszych największych miłościach, a w przypadku Hiszpana, ta niedługo ma wyjechać... Mega mu współczuje. Ja nie wiem co bym zrobił jakby moja królewna, miała tak po prostu sobie wyjechać... Pojechałbym z nią? To byłaby dla nas najlepsza kwestia, ale co z zespołem...? Na całe szczęście rodzice Naty mnie lubią. Może dlatego, że w sumie zaczęliśmy chodzić, jak nie było nawet w Studiu takiego zespołu, jak ALL FOR YOU.
Właśnie teraz się do niej wybrałem... Na miejsce doszedłem bardzo szybko.
- Hejka Lena.- przywitałem się z siostrą mojej dziewczyny, kiedy ta otworzyła mi drzwi.
- Hej Maxi.- uśmiechnęła się. - Nata jest na górze i płacze, bo jest w ciąży.
- CO?! - krzyknąłem i szubko podbiegłem do schodów, ale się zatrzymałem, kiedy usłyszałem za sobą głośny śmiech blondynki.- LENA!
- Co?- zaśmiała się.- Wystraszyłeś się, że będziesz tatusiem...?
- To nie było śmieszne.- zgromiłem ją wzrokiem.
- Dla mnie i owszem. wyszczerzyła zęby i zabrała zwieszaka torebkę.- Ja idę.- podeszłą do mnie, pocałowała mój polik i wyszła.
Ja postałem chwilę, a potem poszedłem na górę i delikatnie zapukałem w drzwi, o sypialni mojej dziewczyny.
- Proszę. - usłyszałem i wszedłem do pokoju, gdzie Naty siedziała na łóżku.
- Maxi!- uśmiechnęła się na mój widok i wstała, zrzucając z kolan teczkę, kartkę i długopis, podchodząc i mocno mnie tuląc.
- Cześć kochanie.- uśmiechnąłem się i pocałowałem jej policzek.
- Co tu robisz?- usiadła na jednym z foteli.
- Przyszedłem cię odwiedzić, bo się stęskniłem...- ja też zająłem miejsce.
- Oooooo- pisnęła i wstała, po czym usiadła na moich kolanach. - Kocham cię.- musnęła moje wargi.
- A ja cię.- puknąłem ją w nos.- A co to?- zabrałem z łóżka kartkę.
- Puść!- zabrała mi ją i zeszła z kolan.- Komponuje.
- Chcę zobaczyć.- zaśmiałem się.
- Ale nie zobaczysz.- uśmiechnęła się.- Dopiero zaczynam i nie chcę pokazywać, bo się wstydzę...
- Wstydzisz się mnie...- zmarszczyłem brwi i podszedłem do niej łapiąc w biodrach i całując.
- Zależy kiedy...- zachichotała a ja ją z powrotem pocałowałem.
Po chwili Nata delikatnie, ale skutecznie pchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie.
- Ludzie widzieliście...- do pokoju weszła Lena, więc Nathalia odskoczyła o de mnie, a ja wstałem do pozycji siedzącej...- Sory... właśnie sknociłam starania o mojego siostrzeńca, tak?- spytała udając smutną, a zarazem pękała ze śmiechu i puściła mi oczko.
- NIE!- moja dziewczyna zgromiła siostrę wzrokiem.
- Ok...- wzruszyła ramionami. - Widzieliście moją komórkę?- spytała.
- leży w kuchni na stole.- Westchnęła.
- DZIĘKS! I jeszcze raz sory.- zachichotała i wyszła z pokoju.- A!- otworzyła drzwi.- jak coś to idę do koleżanki.- puściła nam oko i wyszła.
- O co chodziło z tym siostrzeńcem?- zapytała.
- Nic...- westchnąłem.- Jak wszedłem do ciebie do domu, to ta mówi, że jesteś w ciąży i płaczesz...- zaśmiałem się, a Naty pokręciła głową.- Obejrzyjmy film.- zaproponowała.
- Ok... - westchnąłem.

*Diego*

Do domu wróciłem cały zdenerwowany, wściekły i nie wiem o jeszcze... Ok wiem... Przede wszystkim było mi strasznie przykro i smutno, co nie uszło uwadze ojca.
- Co się stało?- zapytał.
- Gdzie mama?- zapytałem siadając na kanapie.
- Po pierwsze. Nie zmieniaj tematu. Mama jest w szkole jeszcze. A teraz mów.
- NIC- Warknąłem.
- Chyba widzę.
- Nie muszę ci mówić.
- Ale możesz.
- OJCIEC WYSYŁA FRANCESCE DO WŁOCH!
- Co?!- wstał z miejsca i omal nie wypluł kawy.
- Właśnie.- westchnąłem, a do moich oczu napłynęła łza, ale szybko ja starłem, wręcz niezauważalnie.
- Jak można być takim beznadziejnym ojcem?! - zaczął łazić po pokoju.- Czy mój syn jest jakimś bandyta?! NIE! Czy skrzywdził Fran?! NIE!- Zaczął wymachiwać rękoma.- Czy zrobił jej dziecko?! NIE! Czy się przespali?! N...- spojrzał na mnie.- CHYBA NIE! A NAWET JEŚI ON W JEGO WIEKU I JUŻ PEWNIE NIE RAZ!
- Dobra!- zaśmiałem się lekko.- nie martw się. Coś wymyślę. Ale ie mam zamiaru wypuszczać Fran do Włoch.- odparłem stanowczo i poszedłem na górę.
JEDNO JEST PEWNE! FRNCESCA NIGDZIE NIE POJEDZIE! JUZ JA O TO ZADBAM... NIC ANI NIKT NAS NIE ROZDZIELI I TO JEJ OBIECAM!



Hejow....
Macie 29. Znow trochę spóźniony ale co tam...
Nie no wybaczcie mi.
Zaś krótki ale teraz serio mam parę spraw a co do tamtych już jest chyba ok ;D DZIEKI

BUŹKA :*

LOVCIAM DIECECSE





















czwartek, 18 czerwca 2015

Capitulo 28

*Diego *

Szliśmy z Fran do domu Włoszki... Biedna, moja kochana dziewczyna, cały czas trzymała moją dłoń i nerwowo ją ściskała.
- Kotek...- zacząłem.- Nie masz się czego bać.
Nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej zacisnęła uściski i spuściła głowę w dół, chyba układając sobie przemowę...
Magle doszliśmy pod jej dom. Francesca tylko lekko westchnęła, zadgrneła i spojrzała na mnie nerwowo.
- Jestem z tobą skarbie.- uśmiechnąłem się do nie.
- Dziękuje.- wyszeptała z lekkimi łzami w oczach, po czym odetchnęła i weszliśmy do środka...
- Gdzieś ty...- zaczął pan Cauviglia, ale przerwał, kiedy tylko spojrzał na mnie.- Co ty tutaj robisz?- wrzasnął zaciskając zęby.
- Diego na mnie zależy i dlatego przyszedł tu ze mną.- odpowiedziała za mnie Fran, jeszcze mocniej ściskając dłoń.
- Dokładnie.- dopowiedziałem.
- Wyjdź z mojego domu!- wrzasnął i wskazał na drzwi.
- Kochanie!- uspokoiła go jego żona.- Diego powinien zostać...
- Bronisz go?! Przecież ona nas oszukała!
- Wiem o tym, ale to miły chłopak.
- Słucham?! A skąd ty to możesz wiedzieć?!
- Bo kiedy ty byłeś w pracy, poznałam go. Wiedziałam, że nasza córka się z nim widuje!- pani Cauviglia tez krzyczała...
- DOŚĆ!- Ich kłótnię przerwała moja dziewczyna.- Nie pozwalam wam się kłócić z mojego powodu! Tak tak spotykałam się z Diego. I tak mama wiedziała, ale dobrze zrobiła!- krzyczała d ojca.-  Ja go kocham.
- A ON CIEBIE!?
- Bardzo ją kocham.- sprostowałem.- Francesca jest dla mnie bardzo ważna i zależy mi na niej.
- Jasne. Już wierzę. WYOCHA Z MOJEGO DOMU!
- Ale tato! - Z oczu Fran poleciały łzy.- Porozmawiajmy.
- Nie będziemy rozmawiać! Przez tego chłopaka, swoich nowych przyjaciół i wasza szkołę jesteś inna! A ja na to nie będę pozwalał!
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Włoszka wybełgotała.
- Jeszcze nie wiem. Ale już mówiłem. Dopilnuje, żebyście się już nie spotkali...- warknął i poszedł na górę, a Fran się rozpłakała, na dobre.
Podszedłem do niej, przytulając ją do siebie.
- Nie płacz skarbie. Przejdzie mu.
- A jak ni-ni-nie?
- Będzie dobrze. Widzimy się jutro. Będę pod Studio.
- Jak pozwoli mi pójść.
- Jak nie, to zobaczmy.
- Dziękuje.
- Kocham cię.
- Ja też kochanie.- ucałowałem jej polik.- To ja już będę szedł...
- Dobry Pomysł.- odsunęła się o de mnie, lekko uśmiechając.
- Do widzenia proszę pani.- uśmiechnąłem się do kobiety i jeszcze raz złapałem Fran za polik, na co ona się zaśmiała i wyszedłem.
Udałem się prosto do siebie z okropnym humorem, szedłem drogą...
Było mi beznadziejnie, że moja królewna płacze i jaką ma gadkę u ojca, aż mam ochotę iść do niej, ale wiem, ze to pogorszyło by sprawę.
Wszedłem do mieszkania i trzasnąłem drzwiami.
- Co trzaskasz dzieciaku?!- krzyknął ojciec, który jak zawsze oglądał jakiś film.
- Bo mi się chcę!- odwrzasnąłem i z założonymi rękoma, usiadłem na kanapie.
- Jak ty się do mnie znowu odnosisz?!- ja tylko siedziałem naburmuszony i wgapiałem się w głupie filmy ojca.- Aha....- zaczął.- Fran!- stwierdził stanowczo.
- Może...
- Pokłóciliście się?- zmarszczył brwi.
- Nie. Jej ojciec się dowiedział i teraz gada, że już więcej się nie zobaczymy.
- Już dobra, dobra Romeo...- zaśmiał się.- Przejdzie mu. Pewnie jakbym miał nastoletnią córkę, bym zrobił tak samo.
- No zabawne.- prychnąłem i poszedłem do siebie.
Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do mojej dziewczyny, która oczywiście odebrała cała zapłakana.
F: H-halo?
D: Fran skarbie nie płacz. Będzie dobrze zobaczysz.
F: Tak myślisz... On nie odpuści... Diego ja się boję. A jak zabroni nam się spotykać?
D: Wtedy zrobię wszystko, żeby zmienił zdanie. Zobaczysz.
F: Zawsze można się wymknąć...
D: Hhahahahaha. I to ja rozumiem. Nie tak naserio pogorszysz sprawę, ale jutro widzimy się pod Studio. Tego możesz być pewna.
F: Na pewno?
D: Jasne.
F: Muszę kończyć... Kolacja. I jeszcze gadka ojca...
D: Dobrze... Smacznego.
F: Dziękuje.
D: Francesca czekaj!
F:Tak?
D: Kocham cię.
F: A ja ciebie.
Uśmiechnąłem się i się rozłączyłem... Tak bym ją chciał teraz przytulić,  ale jej genialny ojciec, musi mnie oceniać... Jakbym miał wybierać sława czy ona, wybrałbym ją, ale co to zmienia? NIC. Rany czemu jej ojciec jest taki uparty?! Ja bym pozwolił mojej 16-letniej córce spotykać się z pełnoletnim gwiazdorem... Ok... chyba bym jednak nie pozwolił, ale co tam! KOCHAM FRANCESCE, A gdyby chłopak mojej córki, był taki odpowiedzialny jak ja, to pewnie bym im się pozwolił spotykać...
Miejmy nadzieję, że Francesca by jej zakazywała, bo ja nie chcę wyjść na tego złego... Wniosek z tego taki, że jednak chyba muszę zrobić tak, żeby mieć syna... A w sumie... Jakby ta mała królewna była taka śliczna jak moja Fran... O RANY DIEGO O CZYM TY DO CHOLERY MYSLISZ!
DEBIL!
Przerwałem moje głupie myślenia i zabrałem z biurka laptopa... Mnóstwo widomości od fanek... Nie mam dziś na to ochoty, ale przecież wypada oś im napisać. Chociażby jak mi minął dzień... DOBRA MOŻE LEPIEJ NIE!
Ominę parę szczegółów...

*Ludmiła*

- Naty...- jąknęłam kiedy t pociągnęła mnie za sobą. Szłyśmy sobie do Studia, ale nie. Moja genialna przyjaciółka, stwierdziła, iż do zajęć mamy niecałą godzinę i ona idzie do Maxiego na próbę, więc ja mam iść z nią.
- Nie marudź marudo i chodź.- zaśmiała się, kiedy już prawie doszliśmy.
- Nie chcę mi się gapić na ich gęby.
- A mi nie chce się słuchać twoich narzekań.- westchnęła.- Ale już jesteśmy, więc chodź...- byłyśmy już w siedzibie U-MIX...
Ogromne i piękne miejsce, pracy marzeń... Moich marzeń.
Schodami weszłyśmy na gorę, gdzie Naty otworzyła jedne z drzwi i weszłyśmy do środka, gdzie chłopcy właśnie ćwiczyli, a na nasz widok przestali grać i śpiewać...
- Hej chłopcy.- powiedziała radośnie Nat, biegnąc w stronę Maxieo, zarzucając mu ręce na szyję.
- Hej...- powiedziała reszta, która raczej nie była zadowolona z tego, że ktoś im przerywa.
- Cześć...- powiedziałam niechętnie siadając na jednym z głośników.
Wiedziałam, że zapowiada się na dłuższą wizytę, więc wyjęłam z torby telefon i zaczęłam grać w nowo zainstalowaną grę.
- Mogłabyś zejść?- zza moich pleców usłyszałam głos Federa i aż zeskoczyłam i spojrzałam na niego.
- Nie strasz mnie tak.- ciężko oddychałam, popierając biodra rękoma, a Włoch tylko się śmiał.- Z czego się śmiejesz?!- warknęłam, ale on jeszcze bardziej zaczął się śmiać.- Naty idę! Spotkamy się w Studio!- krzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia, w którym znajdowali się moi znajomi.
Skierowałam się po schodach na dół i wyszłam na świeże powietrze.
Przez chwilę zaczęłam zastanawiać się, co by tu porobić, skoro mam jeszcze czas do zajęć, więc postanowiłam usiąść i jedna poczekać na przyjaciółkę.
Zaczęłam grzebać w torbie, ale nie mogłam znaleźć komórki.
Z westchnieniem wstałam i podeszłam do drzwi wejściowych wytwórni, ale kiedy chciałam je pociągnąć, dostałam nimi prosto w nos, aż upadłam na ziemię.
- Ludmiła nic ci nie jest?!- Pasquerli podszedł do mnie i kucnął.
- Co ty robisz?! Nie nauczyli cię w domu, w jaki sposób się drzwi otwiera?- mówiłam wkurzona, trzymając nos.
- Chciałem cię dogonić, żeby dać ci telefon.- wstał i wyciągnął do mnie dłoń.
- Nie mogłeś dać go Nat?- pisnęłam.
- Nie myślałem wtedy o tym. Tylko patrzę: O telefon. To wziąłem i biegnę.- zaśmiał się, a ja z nim.- Nic ci nie jest?
- Nie.- westchnęłam i podałam mu dłoń... Nie wiedziałam, że koleś ma aż taką siłę. Pociągnął mnie do siebie, na bardzo, aż za bardzo jak na nas odległość... Dzieliły nas no dosłownie milimetry, jak nie jeden... Czułam jego oddech na twarzy i widziałam doskonale, idealnie pięknie brązowe oczka...
Az naszła mnie ochota, żeby go pocałować, ale szybko się uspokoiłam i niechętnie oderwałam... ZARAZ... Jakie znowu niechętnie?!
- przepraszam...- był speszony.
- Nie...- spojrzałam w dół. On w dłoniach trzymał moją komórkę.- Nic nie szkozi. Wezmę to.- dodałam i zabrałam moją własność.- T cześć.- rzuciłam i się oddaliłam, z podniesioną głową, jednak na twarz cały czas miałam wypieki i zawstydzenie... Pierwszy raz doprowadził mnie do takiego obłędu... CZY MOTYLE LATAJĄ W BRZUCHU TEŻ WTEDY, KIEDY SIE KOGOŚ SZCZERZE NIENAWIDZI?! Nie chcę znać odpowiedzi... Uznajmy, że tak. Albo to nie były motyle,,, Po prostu mój żołądek nie wytrzymał tego zbliżenia i chciał, abym z powrotem ujrzała moje dzisiejsze śniadanko. Tak Ludmiła. Tak to sobie tłumacz.
Odgarnęłam włosy do tyłu, podniosłam głowę i dumnym krokiem poszłam do szkoły...

*Francesca*

Jestem teraz, na spotkaniu z Pablo i resztą nauczycieli w sali głównej...
Chcą sprawdzić nasze pomysły na piosenki, pierwsze zarysy i takie tam... Jednak nie zbyt się na tym skupiam. Wczorajsza rozmowa z tatą nie daje mi spokoju... Nie wiem co on wymyśl, ale jeśli Diego twierdzi, że mu przejdzie to się myli,... Mój ojciec jest zawziętym człowiekiem i jak powiedział, że się już nie będziemy spotykać, to dopilnuje tego. Ok... Niby spotkałam się dziś z moim chłopakiem, ale to tylko dlatego, że tata nic jeszcze nie wymyślił.
Mogę się założyć, że jakby nie to, że ktoś jednak się zajmuje naszą firmą, odprowadziłby mnie dziś do szkoły.
- A wy?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Pablo, który zwrócił się do mnie i moich przyjaciółek.
- Mamy refren.- powiedziała radośnie Cami.
- Świetnie.- nauczyciel był zadowolony.- Zaśpiewajcie.


Tak jak kazał tak zrobiłyśmy i zaśpiewałyśmy refren naszej nowej piosenki... Oczywiście nie było m łatwo tak radośnie śpiewać... Trzeba popracować nad aktorstwem... KONIECZNIE!
- Bardzo dobrze dziewczęta. - pogratulował nam Pablo.
- Kto wam kazał wymyślać cheorografie be ze mnie?- wtrącił się Gregorio.
- A co? Zła jest?- zaśmiała się Vils, ale nauczyciel zgromił ją wzrokiem.
- Jak na amatorów może być.
- Nie jesteśmy amatorkami!- wrzasnęła Cam.
- A kim?!
- DOŚĆ!- Krzyknęła Angie.- Nie odnoś się tak do uczennic.- powiedziała do mężczyzny.- A wy...- spojrzała na nas.- Cheorografia jest bardzo dobra, Pracujcie nad resztą piosenki. Wokal też mi się podoba- puściła nam oczko...
- Dobra.- zaczął Pablo.- T koniec, jak na dzisiaj.- powiedział, a my powoli zaczęliśmy się zbierać.
Kiedy wychodziłam, zatrzymał mnie Maro, łapiąc mój nadgarstek.
- Co jest?- spytał z troską w głosie.
- Nic.- westchnęłam i uwolniłam rękę z uścisku, odwracając się do niego.- Wszystko ok.
- Mnie nie okłamiesz...- uśmiechnął się.
- Nic się ie stało.
- Problemy z Diego?
- NIE ZAWSZE POWIDEM MOJEGO ZŁEGO SAMOPOCZUCIA MUSI BYĆ DIEGO! - wrzasnęłam.
- Przepraszam... Tylko spytałem.
- Właśnie!- podszedł do nas Gregorio, a ja podniosłam brawo ku górze.- Odczep się od mojego syna.
- Proszę pana...- zaczęłam.- jest ok...- spojrzałam na Meksykanina.- Przepraszam. Nie chciałam krzyczeć. Jestem zdenerwowana.
- Widzę.-zaśmiał się, a ja zgromiłam go wzrokiem.- Nie chodzi o Diego.- dodałam.- No...- zacięłam się.- Nie do końca. Ale nie warznę. Muszę już iść.- rzuciłam i wyszłam z sali, kierując się wprost do mojego domu.
Jak tylko weszłam, rodzice siedzieli już w kuchni i tak dyskutowali, że nawet mnie nie usłyszeli...
- Chyba żartujesz!- krzyczała mama.
- Nie!- wrzasnął ojciec.-- Jesteś.- zwrócił się do mnie.
- O co chodi?
- Twoje przyjaciółki, nowa szkoła, to całe muzykowanie i przede wszystkim twój chłopak, nieźle cię zepsuli. Gadałem wczoraj z Lucą... Nie radzi sobie sam z firmą.
- Chcesz mi powiedzieć, że wyjeżdżamy do niego?!
- Nie.- wetchnął.- Ty wyjeżdżasz.


WIEM ROZDZIAŁ KROCIOTKI SPÓŹNIONY ALE MAM DUŻ SPRAW NA GŁOWIE...
Prywatnych.
Nawet nie wiecie jak trudno było pisać o miłości...
Wybaczcie ;*

BUZIAKI

LOVCIAM DIECESCE

niedziela, 14 czerwca 2015

Capitulo 27

* Francesca*

Nasza lekcja tańca dobiegła końca, kiedy po całej sali, rozległ się dźwięk dzwonka, a wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, bo Gregorio jest okropnie wymagającym nauczycielem.
Kiedy tylko otworzył nam drzwi abyśmy wyszli, w ich progu stanął Marco.
- Czego tu szukasz chłopcze?- westchnął Hiszpan.
- Nie czego, a kogo.- zaśmiał się, jednak zauważył że twarde spojrzenie się nie zmieniło, więc tylko odchrząknął i popatrzył na mnie.- Przyszedłem do Francesci.
- Następny.- mruknął pod nosem.- Właź.- wskazał mu dłonią by wszedł do środka.- Ale...- zaczął, a Meksykanin się zatrzymał.- Mój syn i Francesca dopiero się pogodzili, a ja nie mam zamiaru znowu znosić jego spierniczonego humoru, więc... Jakby to delikatnie powiedzieć...- zamyślił się.- ŁAPY PRZY SOBIE.- wycedził, a ja lekko zachichotałam.
- Cześć Marco.- przywitałam się z nim zmachana po lekcji.
Gregorio tylko łaził po klasie, na co ja się cicho śmiałam... Zachowuje się jak zazdrosny Diego... Tata mojego chłopaka jest o mnie zazdrosny?! Nie... HAHAHAH! Po prostu pilnuje, żeby Marco " Miał łapy przy sobie"... Oddany ojciec. To zabawne. Są tacy sami... Może dlatego tak często się kłócą...
- No hej.- pocałował mnie w policzek, na co Gregorio odchrząkną, a ja się zaśmiałam.
- Czemu tu przyszedłeś?- nie miałam ochoty na rozmowę bo marzyłam o tym aby iść do szatni, przebrać się i gdzieś usiąść...
- Długo się nie widzieliśmy, więc może byśmy się spotkali?
-  Yyyyy...- zacięłam się...- Że dzisiaj...?
- No może być i dzisiaj.- uśmiechnął się, a w jego oczach zatańczyły iskierki.
- Nie mogę!- wypaliłam.- Z dziewczynami przez najbliższy czas pracujemy nad piosenką. Nie wiem ile nam to zajmie... Może dzień, a może miesiąc...
- Nawet na sekundę się nie wyrwiesz?
- Nie dam rady... Wybacz.
- Jasne.- posmutniał. - To do zobaczenia na...- zamyślił się.- Lekcji z Beto.- uśmiechnął się do mnie i poszedł.
Ja tylko westchnęłam i opadłam na krzesło, chowając twarz w dłoniach...
- Serio tak trudno spławiać adoratorów?- usłyszałam śmiech Gregorio, o którym kompletnie zapomniałam.
- Nie kłamałam. Na prawdę musimy pracować nad piosenką...
- A kto się dzisiaj spotyka z moim synem?-podniósł brwi.
- Takie to dziwne, iż wolę spotkać się z chłopakiem?- powiedziałam z lekkim śmiechem, wstając z krzesła. Zabrałam z stoliczka moją torbę, zarzucając ją na ramię.
- Nic dziwnego. Ale jak chcesz to możesz mi powiedzieć, a ja go spławię.- uśmiechnął się.
- Dziękuje. Ale nie trzeba. Ja i Marco mieliśmy się zaprzyjaźnić.
- On chce czegoś więcej.- wzruszyłam tylko ramionami.
- Ym...- przełknęłam ślinę.- Niech pan coś dla mnie zrobi i nie mówi o tej sytuacji Diego... - zamyśliłam się.- Będzie zazdrosny, a ja nie chcę się z nim kłócić, poza tym nic takiego się nie...- zaczęłam się tłumaczyć.
- W porządku! Uspokój się.- zaśmiał się.- Ale wiesz... On jest zazdrosny, bo bardzo cię kocha.
- Wiem.- uśmiechnęłam się. - Ja też go bardzo kocham.
- Mów mi rzeczy, których jeszcze nie wiem.- parsknął.- Jakbyś go nie kochała, nie lampiłabyś się na niego jak na ... o nie wiem na kogo.- zaczął wymachiwać rękoma.- W ogóle co to ma być? Wy to nie możecie się spotykać w innych miejscach?! Tylko mi cię z zajęć wyciąga i jeszcze za drzwi prowadzi. Może jeszcze do łazienki niech z tobą idzie? A z resztą! Nie zdziwił bym się.- prychnął i już otworzył usta, aby mówić dalej.
- Muszę już iść.- przerwałam mu i wybiegłam z sali, ale po chwili się cofnęłam i stanęłam w drzwiach.-  Do widzenia.- rzuciłam i pobiegłam do szatni, gdzie się przebrałam i poszłam na korytarz, rozglądając się dookoła.
Zobaczyłam w sali od śpiewu, moje przyjaciółki, więc wbiegłam tam zamykając drzwi.
- Hej Fran!- krzyknęła radośnie Viola.
- Cicho!- uciszyłam ją, opierając się plecami o wejście.
- Co jest?- zapytała podejrzliwie Cam.
- Nie. Wcale nie chowam się przed Marco.- powiedziałam, na jednym tchu, po czym szybko palnęłam się dłonią w czoło.
- A czemu chowasz się przed Marco?- zaśmiała się brązowowłosa.
- Chciał się spotkać, więc powiedziałam, że jestem zajęta piosenką.
- Wiecie co?- Camilla klasnęła w dłonie.- Skoro już powiedziałaś mu, że komponujesz, to co powiecie na to, żebyśmy serio coś napisały?
- Świetnie!- Violetta była zrozentuzjomowana. - Mamy " Junto a ti", ale uważam, że powinnyśmy napisać cos we 3.
- Tak. Dobry pomysł.- uśmiechnęłam się odchodząc od drzwi i siadając obok Argentynek, na krzesłach.
- Ja już mam tytuł!- Cami, poderwała się na równe nogi.
- Jaki?- zapytałyśmy z Violettą.
- KODEKS PRZYJAŹI!- pisnęła, a my się zaśmiałyśmy.
- OK. Jestem za.- powiedziała Vilu.
- Ja też.- podniosłam rękę.
- No to... Jedziemy!- zachichotała rudowłosa.
Violetta wstała i stanęła przy kaybordzie.
- Mówimy tak o przyjaźni i do głowy wpadło mi to.- położyła palce na klawiszach, lekko się zamyśliła i  zaczęła grać.
Po chwili, kiedy już za kumałam powtarzającą się melodie, dołączyłam gitarę, a Camilla zrobiła to samo, lecz z elektryczną.
- Planeta de las chicas exlusividad...- zaczęła Vils.
- La clave son las rizas...- dodałam
- CODIGO AMISTAD.-Dokończyła Cams i przestałyśmy grać.
- No i mamy refren ! - krzyknęła Violka.
- Nie sądziłam, że to jest taie proste.- zaśmiałam się.
- A jednak!- Camilla nas przytuliła.
- Właśnie!- przypomniało mi się i siadłam z uśmiecham.- Ja i Dieguś się pogodziliśmy.- pisnęłam, a dziewczyny razem ze mną.
- TO KIEDY POTRÓJNA RANDKA?! - Odezwała się Cams, uciszając piski.
My tylko wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Kiedy chcesz!- Viola też pisnęła.
- Może zapiszemy melodię i tekst?- zaproponowałam.
- Dobry pomysł.- Vils zaśmiała się.
Wszystko sobie zapisałyśmy, a potem musiałyśmy iść na zajęcia...

*Matylda*

Zaraz po zajęciach w Studio, udałam się spacerkiem do mojego domu...
Mieszkamy prawie przy samej szkole, więc dotarcie tam, nigdy nie jest specjalnie, czasochłonne. Czasem to dobrze, a czasem nie... Z jednej strony wieczne chodzenie w gorącu, albo w deszczu nie byłoby super, ale w dni takie jak ten dzisiejszy, długi spacer jest czymś wymarzonym.
Moje myślenie, przerwał dzwonek komórki.
Wyciągnęłam ją i na wyświetlaczu zobaczyłam : Lena i zdjęcie mojej najlepszej przyjaciółki, która od parunastu dni, uczy się w Studiu.
M: Cześć Lena.
L: Hej Matylda. Masz dzisiaj czas?
M: Yyyyy tak. Tak mam czas.
L: Super. Może wybrałabyś się ze mną na zakupy?
M: Jasne nie ma sprawy.
L: To fajnie! Chcę kupić sobie kieckę na urodziny mojej nowe znajomej ze Studia... Violetta?
M: Ja też na nie idę. To dziewczyna Verdasa, a Leon to przyjaciel Andresa.
L: No to razem coś kupimy.
M: Świetnie. To co? Za godzinę po ciebie wpadnę.
L: Czekam.
M: Pa
Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki, orientując się, że doszłam do domu.
Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka...
Moich rodzice nie było. Odkąd mieszkamy w BA nie tylko moje życie się zmieniło... : Andres, prawdziwa przyjaciółka, Studio..., ale i życie moich rodziców. Dużo teraz pracują. Im to nie przeszkadza i mi też nie do końca, ale czasem chciałabym, żeby się trochę od tego oderwali... Gdzieś razem pojechać. Chociażby do Polski, odwiedzić naszą rodzinę. W wakacje byliśmy tam na 2 tygodnie, a potem już trzeba było wracać, do czego? DO PRACY...!!!
Odłożyłam torbę na krzesło w mojej sypialni i wyciągnęłam komórkę.

" Mała zmiana planów. Nie chcę mi się znowu jeść samej. Wpadnę po ciebie za chwilę i zjemy na mieście. Ok?"

Wysłałam wiadomość do Leny i poszłam do łazienki gdzie poprawiłam fryzurę.
Kiedy wyszłam na moim telefonie, już widniała wiadomość, od przyjaciółki.

" Mi pasuje ;D Do zobaczenia ;) "

Do małej torebeczki spakowałam klucze, komórkę, trochę niezbędnych kosmetyków, portfel, po czym zeszłam na dół i wyszłam z domu, kierując się do domu Leny.
Zapukałam do drzwi, w których po chwili stanęła siostra mojej przyjaciółki.
- Cześć Naty.- przywitałam się z dziewczyną.
- Cześć Matylda.- uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w policzek. - Ty pewnie do Leny?- zaśmiała się.- Proszę wejdź.- zaprosiła mnie do salonu, więc tam weszłam.
- JESTEM!- blondynka zbiegła ze schodów.- Hejka Matylda.- przywitała się ze mną.
- No hej. To jak? Gotowa?
- No jasne.- zaśmiała się.
- Naty nie idziesz z nami?- zapytałam czarnowłosej, która siedziała na kanapie i robiła coś w telefonie.
- Umówiłam się już dziś z Maxim.- uśmiechnęła się, spoglądając na mnie.- Ale dzięki. Bawcie się dobrze.
- Dziękujemy.- odpowiedziałyśmy równo i wyszłyśmy, kierując się do centrum handlowego.
Pierwsze co udałyśmy się do restauracji, w której zjadłyśmy pyszny obiad, a następnie zaczęłyśmy chodzić po sklepach...
- Jak myślisz?- moja przyjaciółka, zabrała z wieszaka, kolejną kieckę.- Nada się?
- Jest śliczna, ale zaraz przekroczysz limit wzięcia ubrań do przymierzalni.- zaśmiałam się.- Weź najpierw przymierz te co masz.
- Ok, ok...- rozejrzała się.- Jeszcze ta!- wzięła jeszcze jedną kieckę i poszła do przymierzalni.
Usiadłam na małym krzesełku, bo wiedziałam, ze trochę jej to zajmie... Ile można wybierać kiecki? k ja też wybierałam długo, ale już kupiłam.

A ona? Założę się, że nie kupi żadnej z tych, co tam wzięła.

Nagle usłyszałam dźwięk, smsa, dochodzący z mojej torebki.

" Hej kochanie. Co dziś robisz? "

" Hejka skarbie. Jestem z Leną na zakupach. Wiesz kiecki na urodziny Violetty... A co chciałeś? "

" Zobaczyć się z tobą ;'( "

" Umówimy się na jutro ? ;) "

" Yh... No niech będzie. Kocham cię Baw się dobrze i pozdrów Lenę."

" Dzięki. Pozdrowię. Ja cię tez ;* " Do jutra "

" No papa "

- Wiesz co Matylda? - z przymierzalni wyszła Lena.- Żadna nie jest OK. Chodźmy do innego.
- Dobra.- zaśmiałam się.-Masz pozdrowienia od Andresa.
- Dzięk-. Też go pozdrów.
- OK.

Pochodziłyśmy jeszcze po paru, ok parunaSTU sklepach, aż w końcu moje przyjaciółka zdecydowała się na to:
Znalezione obrazy dla zapytania sukienki młodzieżowe

* Diego*

Jak tylko moja próba się skończyła, a Fran skończyła zajęcia, spotkaliśmy się przed jedną restauracją, zjedliśmy obiad i teraz w sumie spacerujemy już jakąś godzinę.
- Ta nasza kłótnia to bez sens był.- stwierdziła Francesca, wtulając się we mnie i zwalniając kroku.
- To nie ja byłem zazdrosny...- dziewczyna zatrzymała się, oderwała o de mnie i popatrzyła na mnie morderczo, stojąc z założonymi rękoma.- Ojć przecież żartuje.- zaśmiałem się ujmując jej policzki i lekko muskając jej wargi. Zdziwiony odsunąłem się od niej, kiedy ta nie oddała pocałunku.- chyba się nie obraziłaś co?- zapytałem z nadzieją w głosie łapiąc jej dłonie, a ona tylko wybuchła miechem. Ja też się zaśmiałem, i ponownie złączyłem nasze usta, ale tym razem oddała pocałunek, bez wahania.
Jak się od siebie oderwaliśmy, nadal dzieliły nas milimetry, a kiedy otworzyła oczy, szybko o de mnie odskoczyła.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem za siebie... Za moimi plecami stał tata Fran... Był wkurzony, ręce zaciskał w pięści, a jego twarz przedstawiała, że wyszedł z równowagi i ma ochotę mnie rozszarpać.
- T-t-tato?- spojrzałem na moją dziewczynę, która była strasznie przerażona. Ten nic nie odpowiedział. - Co tu robisz?- jej głos się łamał, a w oczach widać było lekkie łzy... Najchętniej bym ją teraz przytulił, ale wiem, że pogorszyłbym sprawę, więc stałem jak słup soli i czekałem na reakcję pana Cauviglia.
- Wracam z pracy.- warknął.- Myślałem, że pójdę do domu, zjem w spokoju kolację z rodziną, a tu co?!- wydzierał się.- Masz zdaje się kare, a z nim w szczególności nie miałaś się spotykać!
- ALE SIĘ SPOTYKAM!- Franuś krzyknęła, a mi kopara opadła. Byłem w 100% pewnie, że będzie się tłumaczyć, przepraszać...- DIEGO JEST MOIM CHŁOPAKIEM CZY CI SIĘ TO PODOBA CZY NIE! Jestem już dużą dziewczynką i to, że jesteś moim ojcem, nie znaczy, że możesz mi wiecznie rozkazywać. Jeżeli myślałeś, ze zrezygnuje z miłości, bo ty nie chcesz żebym spotykała się z Diego, to chyba na łeb upadłeś! NIE MOJA WINA, ŻE ZAKOCHAŁAM SIĘ W SŁAWNYM I STARSZYM CHŁOPAK, ALE BARDZO SIĘ Z TEGO CIESZĘ, BO ON JEST NAJLEPSZYM CHŁOPKAIEM POD SŁOŃCEM. I gdzieś, już nie powiem gdzie masz to, co sobie o nim, czy o nas mówisz. Będę z nim czy ci się to podoba czy nie!- dokończyła i odetchnęła.- A uwierz bez twojego pozwolenia się obejdzie.-dodała i odwróciła się idąc szybkim krokiem.
- To twoja wina gówniarzu!- wrzasnął na mnie.- To ty namieszałeś jej w głowę.
- Nic nie zrobiłem. Kocham Fran, a ona kocha mnie.
- NIE MYDL MI OCZU DZIECKO! Ty jej nie kochasz. najdź sobie inną zabawkę, a moją córkę zostaw w spokoju!
- Francesca nie jest moją zabawką!- teraz to ja niepotrzebnie podniosłem ton głosu, ale wkurzył mnie i to bardzo.- Przepraszam.- prychnąłem.
Myślisz, że nie wiem co chodzi ci po głowie?
- Nie zna mnie pan, a już ocenia?
- Myślisz, że nie domyślam się ile fanek już pięknie przeleciałeś?
- A ni jednej.- prychnąłem, a ten aż się zaczerwienił.
- Ostrzegam cię. Dopilnuje osobiście, żebyś więcej nie spotkał się z moją córką!- odwrócił się i poszedł, a ja pobiegłem w stronę, w którą przed chwil biegła moja dziewczyna.
Znalazłem ją na ławce, na której siedziała, z twarzą w dłoniach.
Podszedłem tam i usiadłem obejmując ją ramieniem, a ona się we mnie wtuliła.
- Już spokojnie.- ogarnąłem jej włosy, a ta spojrzała na mnie.
- Rozmawiałeś z nim?- wydukała.
- Jeśli można to nazwać rozmową.- westchnąłem i ją przytuliłem a Francesca ponownie się rozpłakała. - Myślę, że powinnaś wracać do domu.- powiedziałem niepewnie, a Fran spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Zwariowałeś?
- Kochanie... Twój ojciec jest wściekły, a jak zaraz nie przyjdziesz, pogorszysz sprawę. Zresztą pójdę z tobą.
- To nie jest dobry pomysł. Pójdę sama.- wstała z ławki.
- Nie chcę żebyś szła sama. Fran... Nie pogorszę już sprawy.- uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła mój gest.
- Dziękuje.- wstałem z ławki, a ona mnie przytuliła.
- Nie ma za co.- musnąłem jej policzek i ująłem dłoń, drugą wycierając poliki Włoszki.- Idziemy?
- Idziemy.- odetchnęła.







No i jest 27...
Teraz wyjaśnienia.
Rozdział spóźniony i to o dwa dni...
Miał być w Piątek potem wczoraj, a jast dzisiaj...
W czwartek napisałam tylko z perspetywy Francesci, a resztę dzisiaj... Czemu?
W Piątek była u mnie kuzynka, a tak w ogóle chyba w dzień finału i tak bym nic nie napisała. W Sobotę też ona była, b była na noc, a potem urodziny kuzyna, z których teoretycznie wróciłam dzisiaj hahahaha.
Więc jest dopiero dziś, ale jest spotkanie ojca Fran z Diego...
Hym... Ciekawe co takiego będzie się działo jak Diecesca razem wejdzie do domu... Co miał na myśli jej tata mówić, że dopilnuje aby nie spotkała się więcej z Hiszpanem ? ;D
Mam nadzieje, że nie jesteście źli za przedłużanie, ale nic nie poradzę...
A jak po finale?
Ja trochę ryczałm, ale to i tak nie  było jeszcze pożegnanie... Ryczeć to będę owszem. JAK BĘDĄ SIĘ ŻEGNAĆ W 81!!!!!!! ;'(
Tyle pięknych odcinków o miłości, przyjaźni, paji, muzyce, rodzinie...
Będę tęsknić... Z otpałami Andresa i Lafontine i GREGORIO.
Za wiecznie skłóconą Leonettą... Za zawodami miłosnymi Germana, Angie I licznych żon, czy narzeczonych mężczyzny.
Za miłością- rywalizacją BROMI.
Za tą całą gadką o gwiazdach Fedemiły...
Za słodką Naxi...
A przede wszystkim za moją... ok naszą heh Diecescą i ich skomplikowanym związku.
Co teraz?! Ten kto jedzie na ViolettaLive, ma jeszcze szansę zobaczyć ekipę ( prawie całą) w grópie... Jednak potem każde pójdzie swoją drogą. Mimo tego ja będę wspierać i śledzić ich drogę...
Viola zawsze będzie z nami... Mimo końca serialu.
Bardzo go kochałam, ale bynajmniej wszystko się dobrze i fajnie, myśle, że pomyślnie dla wszystkich skończyło ;D

BUZIAKI :*******

LOVCIAM DIECESCE



















środa, 10 czerwca 2015

Capitulo 26

* Francesca *

Nasz wspólny uścisk, został przerwany, przez charakterystyczny dźwięk, mojej komórki, który zawiadamiał mnie, o tym że, dostałam SMS...
- Diego.- przełknęłam ślinę, jak tylko zobaczyłam na wyświetlaczu, jego imię.
Popatrzyłam na moje przyjaciółki.
- No czytaj!- Cami, podbiegła do mnie.
- Zwariowałaś?- Viola obeszła mnie z drugiej strony.- Od razu usuń tą wiadomość.
-Chyba żartujesz?!- prychnęła rudowłosa. - Jakie "usuń"?! Przecież to jej chłopak!
- Chłopak, który ją zdradził!
- Nie masz pewności! Broduey też podpisuje przy mnie notesiki i robi sobie zdjęcia z laskami, ale to nie znaczy, ze mnie zdradza!
- A czy spotyka się ze swoimi fankami, zaraz po waszej kłótni?!
- DZIEWCZYNY!- krzyknęłam, a one się uspokoiły i spojrzały na mnie.- Camilla ma rację. W końcu jest moim chłopakiem, a ja bardzo go kocham. - Sprostowałam,- Z drugiej strony, Viola też ma rację.- przeniosłam spojrzenie, na zadowoloną Cams.- Przecież kłótnia ze mną nie jest powodem, dla którego miał spotykać się z inną...- powiedziałam i jednym ruchem palca, odblokowałam ekran, a następnie wcisnęłam wiadomości, oraz numer Diego...

" Cześć Francesca. Pisze do ciebie, bo mam tego dosyć... Źle mnie zrozumiałaś, rozumiesz? Nie będę tłumaczył ci tego SMSEM. Powinniśmy się spotkać... Możesz był zła na tą fankę, albo może ci być przykro, ale mnie i Linsy nic nie łączy. ZAUFAJ MI. Proszę cię...  Możemy się dziś spotkać? Wyrwiesz się z domu? Mam nadzieję, że dasz radę...
Całuje... "

Uniosłam głowę, znad ekranu.
- Iiiii?- w oczach obu Argentynek, dało się dostrzec, małe, wirując iskierki, które ciągnęły do informacji, na temat, CO JEST W SMSIE.
- Co za bezczelność.- zrezygnowana usiadłam na łóżko i schowałam twarz w dłoniach, rzucając telefon, na dywan.
Szybko został zabrany, przez Cami, która już wertowała tekst wiadomości, a zaraz później, pojawiła się przy niej Vilu.
- Można wiedzieć, gdzie w tym bezczelność?- zapytała, zdezorientowana Camilla.
- W CAŁYM SMSIE!- Wrzasnęła Viola.- W całym Camilla, całym!- krzyczała, wymachując rękoma.
- BEZCZELNOŚĆ JEST W TYM, ŻE NAPISAŁ " NIC MNIE Z LINSY NIE ŁĄCZY"!- ja również wrzasnęłam, wstając na równe nogi, a dziewczyny ucichły. - Nic ich nie łączy?! A widziałam ich dzisiaj! Rozumiecie?! Nie wierzę...- znowu usiadłam.- Jak można być tak ślepym?! On mnie oszukuje dziewczyny... Bawi się mną... Manipuluje.- najpierw zaczęłam cicho szlochać, ale już po chwili solidnie płakałam.
Argentynki podbiegły do mnie, usiadły z dwóch stron i zaczęły przytulać.
- My zawsze ci pomożemy i będziemy z tobą.- Vilu ścisnęła mnie jeszcze mocniej.
- Tego dotyczy nasz kodeks przyjaźni.- zaśmiała się Cami.
- Dziękuje dziewczyny.- wybełkotałam. - Jesteście najlepszymi przyjaciółkami, jakie można sobie wyobrazić.- uśmiechnęłam się.
- Wiemy...- powiedziały równo, na co wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
- Ok...- Violetta wstał.- Koniec tych smutasów. Pidżamy w ruch! Chyba trzeba jakoś zacząć to PIDŻAMA party.
- Ok, ok.- Camilla wstała i zabrała z torby swoją pidżamkę.- To ja idę do łazienki pierwsza.
- Nie Fair.- odparła Viola, udając oburzoną. Cam tylko zachichotała i pobiegła się przebrać.- Wszystko ok? - zapytała brązowowłosa, siadając obok mnie. - Strzelam, ze nie.- westchnęła.
- Jest w porządku... Ale chyba będę musiała z nim porozmawiać... Wyjaśnić... Sama nie wiem...
- Wiesz... Diego zachował się beznadziejnie, ale tak na serio nie wiemy, po co spotkał się z Linsy... Jak tak na was patrzę to widzę w was pełno gorącego uczucia.
- Przed chwilą mówiłaś coś innego.- zaśmiałam się, ocierając łzy.
- Wiem... Jestem zmienna. Ale chodzi o to, że zachował się jak czub, ale to nie znaczy chyba, że już go nie kochasz.
- Kocham, ale co jeśli on mnie nie?
- Nie widzisz tego?
- Widzę...- westchnęłam.
- Więc?
- Dziękuje.- uśmiechnęłam się i objęłam szyję Vils.
- Jestem!- do pokoju wbiegła Camilla.- Coś mnie ominęło?- zmarszczyła brwi, zauważając nas w pozycji "PRZYTULASA", po czym pisnęła i się do nas dołączyła.
- Ok Viola. Możesz iść teraz ty, a ja odpiszę Diego...- uśmiechnęłam się do przyjaciółki, a ta zabrała swoje rzeczy i pobiegła do łazienki.
- Czyli jednak coś mnie ominęło.- stwierdziła rudowłosa, siadając na krześle, przy biurku.
- Postanowiłam wyjaśnić sobie coś z Diego...-mówiłam jednocześnie odpisując.
- Świetnie! I ty i on, zasługujecie na to, aby sobie szczerze pogadać.
- Yhym.- mruknęłam i wysłałam wiadomość:

" Cześć! Może i powinniśmy pogadać... Ok... Nie będę wszystkiego co do ciebie czuje przekreślać przez smsa. Zresztą w ogóle tego nie chcę Diego. Ale to c się wydarzyło, robi mi mentlik w głowie ;( "

Nie musiałam czekać długo na odpowiedź...

" Co się wydarzyło Fran?! DAŁEM JEJ AUTOGRAF I ROBILIŚMY SOBIE FOTKĘ! Wiedziałaś na co się piszesz, umawiając się ze mną. O co ci chodzi?! "

Na maksa się wkurzyłam! Co on sobie wyobraża!? Że może sobie ze mnie robić kretynkę?! O nie, nie, nie!

" Jesteś kompletnym kretynem! Nie zgrywaj niewiniątka Diego! Wszystko wiem i widziałam! Po co kłamiesz?! Wiesz co nie odpowiadaj! Nie chcę mi się z tobą gadać, wiec lepiej będzie, jak skończymy tą rozmowę. O " spotkani " też lepiej zapomnij, bo nie mam ci już nic do powiedzenia. CIAO! "

Cicho wrzasnęłam i wyłączyłam telefon, ciskając go na łóżko. W tym momencie do pokoju weszła Violetta.
- Teraz to ja się pytam.- zamknęła drzwi.- Co mnie ominęło.
- Też chciałabym wiedzieć.- dodała Cam.
- On nie rozumie o co mi chodzi! - wrzasnęłam.- HA! Co za kompletny... yh... Normalnie brak słów.- zaczęłam chodzić po pokoju, nie dając dziewczyną dojść do słowa.- Nie wiecie wy co? Nie gadajmy już o tym. Viola jak tam z Leonem?- usiadłam na fotelu, zarzucając nogę na nogę.- Cami... Jak sprawy z Brodueyem.
One patrzyły na mnie niedowierzająco i lekko się zaśmiały.
- Co?!
- Nic, nic.- mówiła Vilu.- Nie gadajmy dziś o facetach.
- Ale ty i Diego, powinniście sobie pogadać.- dodała Camilla.
- Zastanowię się.- rzuciłam.
- Ok...- Viola chciała nas uspokoić.- Idź się zrób, a my z Camillą przygotujemy coś do przegryzienia i zrobimy sobie maraton filmowy, hym?- wyciągnęła do mnie dłoń, którą ja uścisnęłam.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się do przyjaciółek i poszłam do łazienki.
Tam przebrałam się w pidżamę i związałam włosy w kucyka, po czym poszłam do kuchni i pomogłam dziewczyną w układaniu pysznych słodyczy, paluszków, popcornu i picia na tackach.
- Właściwie jaki film będziemy oglądać?- zapytałam, wchodząc do pokoju.
- Właściwie...- zaczęła Viola, kładąc tacę na biurko.- Myślałam o jakimś maratonie.
- Horrorów?- zaśmiała się.
- Nie!- zaprzeczyła Cami, bo najwyraźniej wpadła na inny pomysł.- Jakieś romansidła...- rozmarzyła się, a Viola, najmocniej jak umiała, walnęła ją z poduszki.
- Zwariowałaś?- wycedziła, pokazując głową na mnie.
- Dziewczyny dajcie spokój.- zaśmiałam się. - To żaden problem oglądać romansidła.
- Może lepiej jakąś komedię?- zaproponowała Violetta, upierając się.
- Ale jaką?- jąknęła Cami.- Ja chce maraton Zmierzchu...
- Tyle, że jutro mamy zajęcia i jak chcemy się wyrobić, musimy wstać o...- szatynka zaczęła liczyć na palcach.- O 07:00. Więc z maratonu nici.- wzruszyła ramionami.
- Ok. - westchnęłam.- Zobaczmy cos polecanego, co żadna z nas jeszcze nie widziała, nie patrząc na gatunek, hym?- założyłam ręce na biodra, a one mi przytaknęły...
Viola zabrała z biurka laptopa i wszystkie usiałyśmy na jej łóżku, pod kołdrą.
- Wiecie co?- zaczęła Cam. - A ten...- wskazała na jakiś film, który zdobył dużą popularność...
- Ok...- wzruszyłyśmy ramionami... Tytuł nie zdradzał za wiele, bo było nim " Wakacje ", ale jak tylko nacisnęłyśmy na niego, okazało się, że jest to nowy hit, opowiadający o przyjaciółkach, które wyjechały na wakacje i poznały tam jakichś facetów... Vils od razu chciała wyłączać, ale ją powstrzymałam...
-Ej, ej, ej.- zabrałam jej laptopa i wcisnęłam PLAY.- Była umowa? Oglądamy.- zarządziłam.
Ona tylko westchnęła i położyła sobie sprzęt na kolanach...
Film oczywiście okazał się nie złym romansidłem, na którym nie zabrakło naszych łez wzruszenia, śmiechu i smutku... Oczywiście musiało skończyć się dobrze i wszystkie pary były ze sobą...
Kiedy skończyłyśmy oglądać, było dość późno, więc odłożyłyśmy tylko tace i laptopa, na biurko i poszłyśmy spać.

*Violetta*

Wstałam dzisiaj równo o siódmej, bo równo o tej godzinie, zadzwonił budzik. Camilla i Francesca, również wstały, o tej jakże wczesnej porze, jak na wstawanie, po pidżama party...
- Dzień dobry dziewczyny.- ziewnęłam.
- Dzień dobry. - odpowiedziały mi zachrypniętymi głosami.
Rozejrzałam się po pokoju... Na biurku nie leżały już tace, a okno było otwarte...
- Jak miło...- opadłam na poduszki.- Olga już po nas uprzątnęła.
Dziewczyny zaczęły się rozglądać.
- Faktycznie.- Fran też się położyła na miękkie poduchy
- Trzeba podziękować.- Cami też opadła.
- Dobra laski...- wstałam na łóżku i zeszłam na podłogę, pokonując przeszkodę, jaką była Camilla.- Wstajemy, idziemy do łazienek, na śniadanie i do Studia.
- Yhym...- mruknęły.
- Ej!- walnęłam je mocno z poduszki.- Mówię poważnie. Idę do łazienki.
- Yhym.- znowu mruknęły, po czym się zaśmiały.
- Lepiej myślcie, która idzie po mnie.- powiedziałam ze śmiechem i zabierając rzezy z garderoby, udałam się do łazienki, która jakimś cudem, nie była okupywana, przez moją SISTER.
Wzięłam zimny prysznic, jak co ranka, aby dokładnie pozbyć się zaspania, po czym opatuliłam się ręcznikiem i umyłam zęby. Ubrałam się, rozczesałam, zostawiając na rozpuszczone włosy i nałożyłam bardzo delikatny makijaż.
Jak weszłam do pokoju, dziewczyny już siedziały na łóżku, z ciuchami w dłoniach i zawzięcie plotkowały.
- O czym rozmawiacie?- zapytałam.
- O tym wczorajszym filmie.- odpowiedziała mi Francesca.- Ok... Teraz ja idę.- dodała i w podskokach udała się do łazienki.
- I co teraz?- zapytała Cami.
- Ale z czym?
- Z Fran i Diego.
- Nie wiem...- wzruszyłam ramionami.- Chyba sami będą musieli sobie wszystko wyjaśnić...
- Chyba tak...- westchnęła.- Pożyczyłyśmy sobie od Olgi prasowalnicę i żelazko, żeby wyprasować ciuszki...
- Ok.
- Już oddałyśmy.- sprostowała. - Przez to wszystko, nawet ci dobrze nie pogratulowałam sprawy z Leonem. Ale się ciesze.- przytuliła mnie.- Jak to się stało, że jesteście parą?
- No wiesz... Mówił mi, że się w kimś zakochał i poprosił, bym powiedziała mu, jak według mnie, wyglądać powinna idealna randka... Nie było mi fajnie, ale udawałam że jest OK i mu powiedziałam. No i przedwczoraj, zabrał mnie na spacer i...
- okazało się, że randka jest dla ciebie...
- Tak.- westchnęłam szczęśliwa.
- Patrz ile się zmieniło, przez te wakacje. Mamy chłopków, zaprzyjaźniłyśmy się z Fran, jesteśmy w Studio...

Po dwóch godzinach, wszystkie byłyśmy już gotowe, aby zejść na dół na śniadanie... A jednak to prawda, że my potrzebujemy minimum 45 minut, na przygotowanie się...
- Dzień dobry.- powiedziałyśmy równo do Olgi, która nakrywał dla nas śniadanie.
- Już myślałam, że nie zejdziecie.

 Śniadanie pochłonęłyśmy szybko, bo w sumie inaczej nie zdążyłybyśmy na pierwsze zajęcia.
Po skończonym posiłku, prędko pobiegłyśmy po torby, ja jeszcze podziękowałam Oldze za usprzątanie mojej sypialni i wybiegłyśmy w kierunku szkoły.
- Gdzie się tak śpieszy moje kochanie.- W połowie drogi, usłyszałam za sobą głos Leona, więc się zatrzymałam i spojrzałam na niego.
- Cześć.- zaśmiałam się i musnęłam jego policzek.- Do szkoły, wyobraź sobie.
- Właśnie!- krzyknęła Cam.- Gratulacje związku!- wyszczerzyła zęby.
- Podpisuje się.- Fran podniosła rękę, jak w szkole, kiedy chce się dostać pozwolenie, na zadanie pytania, albo odpowiedź.
- Dzięki.- mój chłopak się zaśmiał.
- A ty? Gdzie idziesz?- zapytałam.
- Na próbę z chłopakami. - powiedział.-Z waszymi też.- zaśmiał się patrząc na moje przyjaciółki.- Mówię, bo wtedy będą wasi, więc ty nie będziesz zajęta, co...?- zrobił minkę proszącego psiaka i objął mnie w pasie, jednak ja się odsunęłam, więc Leon, spojrzał na mnie, ze zdziwieniem.
Nie chciałam żeby mojej przyjaciółce było przykro... Wiedziałam, iż jak teraz zaczną się romantyczne zagrania ja i Leon, a ona jest w kłótni z CHŁOPAKIEM, BĘDZIE JEJ SMUTNO, więc właśnie to wyszeptałam chłopakowi na ucho.
- Ahaaaa.... - za kumał.- Dlatego jak z nim dzisiaj gadałem, taki naburmuszony był.- powiedział, a ja palnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Chyba po cos mówiłam ci to jednak na ucho.- spiorunowałam go.
- Ojć...- syknął.
- W porządku, Vilu.- odezwała się Francesca.
- Nie! Nie jest w porządku! Ty i Diego musicie pogadać!
- Zgadzam się z nią.- mój chłopak, wskazał kciukiem w moją stronę.
- Mówisz tak po jesteś jej chłopakiem.- stała z założonymi rękoma.
- Mówię tak, bo twój chłopak, to mój przyjaciel i wiem, ze on wcale nie chce być z tobą...
- Nie chce?!- Włoszka się wydarła.
- Nie chce być z tobą w kłótni. Daj skończyć.- podniósł ręce w geście obronnym.- Dziewczyny...- mruknął pod nosem. - Wiecznie niecierpliwe. Tylko Bla, bla, bla,bla, bla, bla...
- LEON! - Krzyknęłam a ten się zamknął.
- Ok... - Cami spojrzała na zegarek.- Jak chcemy zdążyć to musimy iść.- powiedziała.  - A i Fran...- popatrzyła na nią.- Ja tam się z nimi zgadzam.-
- Oj weźcie już chodźcie.- ruszyła w stronę Studia...
- Pa kochanie.- pocałowałam Leona w policzek. - Do potem.- rzuciłam.- FRANCESCA CZEKAJ!- Krzyknęłam za brunetką, po czym razem z Cami, ją dogoniłyśmy.

Doszłyśmy do szkoły i od razu udałyśmy się pod salę śpiewu, gdzie dowiedziałyśmy się, ze na tej właśnie przerwie jest spotkanie w sali głównej, więc się tam wybraliśmy.
- Dzień dobry.- powiedziałyśmy, wchodząc do środka.
- Witajcie.- uśmiechnął się do nas dyrektor.- Czu to już każdy z klas pierwszych?
- Chyba tak...- powiedział jakiś chłopak.
- Ok. To zaczynamy.- klasnął w dłonie i usiadł na scenie.- A więc... Jesteście tutaj nowi, ale to nie znaczy, ze jesteście gorsi, a raczej powiedziałbym, mniej doświadczeni. Mimo tego, powinniśmy zrobić... rocznikowy koncert.- Wszyscy popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem, a po szeptach, dało się zrozumieć, że nie za bardzo wiemy, o co chodzi.- W każdym razie... Chodzi o to, żeby każdy rocznik, czyli 1, 2 i 3, przygotował utwory do zaśpiewania w duetach, zespołach i tak dalej, a potem zostaną one przedstawione na koncercie... Co wy na to?
- Świetnie, Super, Extra!- właśnie takie słowa teraz padały.
- Czy macie już jakieś pomysły, piosenki...- spytała Angie.
- Można zrobić zespół dziewcząt śpiewający o przyjaźni.- zaproponowała Camilla i spojrzała na mnie i Fran.- Piosenek o miłości jest pełno i nie mowie, że one, albo uczucie jest złe, al. przyjaźń też jest ważna.- sprostowała.
- Masz całkowitą rację Camilla.- pochwaliła ja nauczycielka.- Rozumiem, że ten zespół będzie składał się z ciebie...
- Violi i Fran.- przerwała nauczycielce.- Jeżeli się zgodzicie.- popatrzyła na nas.
- TAK!- Krzyknęłyśmy równo i się zaśmiałyśmy.
- Świetnie- kobieta klasnęła w dłonie.- W takim razie, przygotujcie jakąś piosenkę o przyjaźni, oczywiście taką, której jeszcze nikt nie słyszał. A bynajmniej nikt z zewnątrz... Wasza, a nie jakichś piosenkarzy. Jasne?- Przytaknęłyśmy jej.
- Ok...- powiedział Pablo.- Skoro mamy zespół dziewcząt, przydał by się i jakiś męski...
- Może my?!- zgłosili się pewni chłopacy, a w śród nich był Marco...
- Przygotujemy coś mega!- zapewnił jeden.
- Dobrze.- uśmiechnął się Pablo.- Jeszcze będziecie musieli stworzyć, piosenkę grupową. Nie zapominajcie o tym.
- Musimy porozmawiać jeszcze z resztą klas, ale myślę, że z każdej wyłonimy jeszcze jednego solistę, czy solistkę.- dodała Angie.- A teraz wracajcie na zajęcia. Zdaje się, że część z was, ma je teraz ze mną.- uśmiechnęła się i poprowadziła nas do klasy...

*Diego*

- Diego co jest?!- powiedział poddenerwowany Maxi.- Mylisz się dzisiaj 5 raz. C jest stary?
- Nic.- bąknąłem.- Możemy jeszcze raz?
- Weź idź i pogadaj z Francescą.- odezwał się Leon.- Robimy przerwę na lancz, a ty idziesz i się z nią godzisz.
- Skąd wiesz, że jesteśmy pokłóceni?
- Violetta.
- Jego dziewczyna.- zaśmiał się Broduey. - My zawsze mówimy, że wy się kochacie, to wy zaprzeczacie, i co? I co? Kto jest teraz LEONETTĄ!!??
- A ty pokłóciłeś się z Fran?- Feder odłożył gitarę.
- Tak.- westchnąłem.- Poszło o jedna fankę. Tą od telefonu.
- Serio chcesz się pokłócić z dziewczyną o zwykłą fankę?- odezwał się Andres.- Powaliło?!
- Po co była zazdrosna?!
- A mylisz, że Naty na początku nie była?- zaśmiał się Maxi.- Co chwilę, ale przekonałem ją, że kocham tylko ją. Fran musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji, a ty zamiast jeszcze się z nią wykłócać, masz robić wszystko, żeby uświadamiać jej, że zależy ci tylko na jednej dziewczynie i jest nią Fran.
- Maxi ma racje.- znowu wtrącił się Garnier.- Z Matyldą tez tak było.- westchnął.- I z Cam i Vilu, też tak będzie,- popatrzył ostrzegawczo na Leona i Brodueya.
- Ale chciałem się pogodzić, to ona wyłącza telefon.- usiadłem na krześle.
- To do niej idź KRETYNIE!- zaśmiał się Ponte.- Ja 550000 razy szedłem do Nathali, jak nie odbierała z nieufności do mnie  fanek.
- Myślicie?
- TAK!- odpowiedzieli chórem, a ja wstałem i wyszedłem.
Spojrzałem na zegarek... 13:56... Fran jest w szkole...
W Studiu byłem jakoś szybko... Korytarz świecił pustkami, co tylko informowało mnie, że moja dziewczyna musi mierz teraz lekcję, tak jak reszta. Spojrzałem na plan i aż jąknąłem. TANIEC!
Poszedłem w kierunku sali tanecznej, z nadzieją, że dziś lekcję tą, prowadzi Jackie. Bez pukania wszedłem i pierwsze co zobaczyłem, to ojca, który, próbował wycelować piłką w radio.
- Co ty tu znowu szukasz?!- wrzasnął na mnie, a ja kompletnie go zignorowałem, tylko wzrokiem odszukałem Włoszkę, podbiegłem do niej i bez zbędnych wyjaśnień złapałem za dłoń, wyciągając na korytarz.
- Co ty robisz? - opierała się.
- Właśnie!- krzyknął nauczyciel.- Co ty sobie myślisz??!! Że skoro ja jestem twoim ojcem, a to twoja dziewczyna, możesz sobie mi ją z lekcji zabierać?!
- Na chwilę!- krzyknąłem i odetchnąłem.- Proszę.
- Masz kilka sekund!
- Ta, ta...- powiedziałem i szedłem dalej, ciągnąc Francescę za sobą.
- W końcu byliśmy przed klasą, więc zamknąłem drzwi, które trzasnęły.
- JESZCZE MI DRZWI CHCE WYWARZYĆ!- Wrzasnął zza nich mój ojciec.- Robią co chcą! No nie wieżę!
- Czego chcesz!?- brunetka warknęła.
- Nie odpisujesz i nie odbierasz. Mało tego. Wyłączasz telefon.
- Ups!
- Fran...- westchnąłem.- Wczoraj... Chciałem żebyśmy się spotkali, bo chciałem przeprosić... Jeżeli poczułaś się urażona, to wybacz mi, ale między mną a Linsy nic nie ma. To fanka, całego zespołu i nie chcę przez nią kłócić się z tobą.
- Widzisz?!- krzyknęła.- Nawet nie umiesz się do niczego przyznać Diego! Z resztą! Skoro tak ci na mnie zależy, to dlaczego zadzwoniłeś dopiero wczoraj wieczorem? No tak... Cały dzień miałeś mnie w dupie.
- TELEFON MI SIĘ ZGÓBIŁ.
- Ha!- zaśmiała się ironicznie.- Lepszej wymówki, nie mogłeś wymyśleć. Telefon mi się zgubił. Jeżeli nie chcesz już ze mną być, bo ci nie starczam to gadaj, a nie mówisz, ze "telefon mi się zgóbił...." Proszę cię.- mówiła sarkastycznie i wymachiwała rękoma.- Słyszeliście? -Telefon mu się zgubił.
- Francesca!
- Co?! Tak wiem... ZGUBIŁ CI SIĘ TELEFON, OCZYWIŚCIE...- mocno złapałem ją za nadgarstki i przyciągnąłem do siebie, uciszając ją, złączając nasze wargi w pocałunku. Moje ciało przeszło nieopisywane ciepło i nagle miałem wrażenie, że ktoś podkręcił temperaturę, bo aż gotowałem się od środka... Takie przyjemne uczucie, tych jej słodkich warg...
Kiedy się od niej odsunąłem w jej oczach zobaczyłem łzy.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytała, ledwo słyszalnie.
- Ale co?
- Czmu mnie całujezsz?- powiedziała bardziej głośno.
- Bo cię kocham?- zaśmiałem się.- Jesteś moją dziewczyną...
- PRZESTAŃ!
- Skończyliście już?- mój tata, otworzył drzwi od sali.
- Chwila!- zamknąłem mu je przed nosem, ale po chwili, one znou zostały przez niego otwarte.
- Trochę szacunku! Wpadasz mi do sali! Zabierasz uczennicę.- mówił gestykulując rękoma.- Mówię, że msz parę ekund, więc uprzejmie pytam, czy skończyliśmy, a ty mi gówniarzu przed nosem drzwi zamykasz?!
Pokręciłem głową i znowu zamknąłem drzwi.
- DIEEEEGO!- Krzyknął i pchnął drzwi, stojąc w nich z założonymi rękoma, przytupując nogą.
Machnąłem ręką i spojrzałem na Francescę.
- Co się dzieje?- złapałem jej dłonie, a ona szybko się wyrwała.
- WIDZIAŁAM WAS!
- Co?
- Widziałam was w tej kawiarni!!!!!
- Francesca...- westchnąłem.- To nie tak...
- A jak?!- po jej policzku zaczęły spływać łez, a ja szybko je otarłem.
- Kiedy wybiegłaś, ja tylko zapłaciłem i również wyszedłem nie zabirając komórki... Linsy zadzwoniła z niej, do mojej mamy, bo znalazła, jak sprzątała i chciała oddać. W podziękowani postawiłem jej picie i ciasto. Rozuiesz? - ona patrzyła mi w oczy, w których szukała parawdy.- Tylko na tobie mi zależy. Kocham cię. Jeżlei to ci nie uspokaja, to powiem ci że wczoraj Linsy, powiedziała mi, iż ma chłopaka.
- Na prawdę?- zapytała.
- Tylko ciebie kocham. Popatrz w moje oczy, a dowiesz się czy mówię szczerze. Jak możesz myśleć, że bym cię zdradził. Byłbym idiotką, a nim nie jestem co?- Zaśmiałem się.
- Nie wiem jak to robisz, ale ci wierzę.- powiedziała i mocno mnie przytuliła.- Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Ja cię też kocham.- odsunąłem się od niej.- Między nami, w porządku?
- Jasne.- zachichotała i wspięła się na palcach, aby mnie pocałować.
- yhyhyhm.- YHHHHHH OJCIEC! - Skoro już się godzicie i tak dalej...- zaczął i spojrzał na Francescę. - To może wejdziesz zanim mój syn ci się oświadczy, ja zostanę dziadkiem i będę musiał iść na wesele?- dodał znudzony.
- TATO!
- No co?!- podniósł ręce w geście obronnym.- Ja tylko proszę, aby weszła do klasy!
- To trzeba było powiedzieć po prostu " Francesca wejdź do klasy " !
- Powiedziałem.
- Z dodatkami.- wycedziłem.
- Dobra, dobra Masz problem, co?! Poproś swoją dziewczynę, narzeczoną, żonę, byłą, przyjaciółkę, czy kogo tam do klasy.
- Widzimy się później?- ująłem jej dłoń.
- Tak.- zachichotała.- Pa- musnęła mój policzek.
- Pa.
- No wchodź córko.- zaśmiał się i wpuścił Fran przodem.- Ok... Tak jakby córko. SYNOWA! Tak! SYNOWA! Wchodź SYNOWO!- Pokiwałem głową i poszedłem na próbę, zadowolony, bo pogodziłem się z moją dziewczyną.



Macie 26 ;***
Mam nadzieję, ze się podoba :D
Pogodziłam wam Diecesce, macie Gregoria, więc nie narzekać HAHAHA
Nie no piszcie co myślicie ;D
Next jutro albo pojutrze
BUZAKI :* :********** :**********


LOVCIAM DIECESCE

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Capitulo 25

*Diego*

Myślę i myślę o tej wczorajszej kłótni z Francescą,  już od samego rana i wciąż mi nie przechodzi... Jak wybiegła z tej kawiarni to ja też wkurzony wyszedłem i do teraz, ani ja ani ona, się nie odzywamy.  
Jest Niedziela, a ja siedzę w pokoju i cały czas rozmyślam.  Jest mi smutno,  kiedy wiem, że Fran jest smutna i mega zdenerwowana.  Pewnie czuje do mnie żal... Ale ja tak na serio, nic nie zrobiłem, a moja dziewczyna powinna przyzwyczaić się do tego, że spotyka się z sławnym nastolatkiem, który ma fanki...
- Diego!- usłyszałem głos mojej mamy. - Taki z ciebie leń śmierdzący,   nie chce ci się,  żeby zejść,  tylko dzwonisz do mnie? !
Zdziwiony zszedłem na dół,  gdzie w salonie stała, moja rodzicielka,  trzymając w ręku dzwoniący telefon. 
- Ja do ciebie nie dzwoniłem. 
- Jak to? - zmarszczyła czoło. - Gdzie masz komórkę? - Ja tylko wzruszyłem ramionami i wziąłem komórkę od mamy. 
D: Halo?
L: Halo? Diego? 
D: Kto mówi i czemu masz mój telefon? 
L: To ja.  Linsy.  KELNERKA I TWOJA FANKA.  Sprzątałam wczoraj stolik po tobie i twojej dziewczynie i znalazłam komórkę, więc zadzwoniłam z niej pod ten numer telefonu...
D: A Linsy!  Bardzo ci dziękuję. Nawet nie skapnąłem się, że go nie ma. Możemy spotkać się w tej kawiarni za chwile? Wezmę go od ciebie. 
L: NIE ma problemu.  Do za chwilę. 
D: No pa.
-Trzymaj- podałem mamie jej komórkę. - Zostawiłem wczoraj w kawiarence mój telefon, więc idę go teraz odebrać. - wyjaśniłem i wyszedłem z domu, kierując się w stronę umówionego miejsca. 
Szedłem dość szybko, zastanawiając się, jak można być takim kretynem i zostawić komórkę w kawiarni... Po prostu myśli zajęte miałem wtedy, zazdrosną Franusią, a nie telefonem... Ledwo nie zapomniałem zapłacić.  
No nic... Każdemu mogło się zdarzyć, ale sławny człowiek nie powinien... 
TAK na serio rozmyślania o moim zapominalstwie i roztrzepaniu nie było już takie łatwe,  bo wiedziałem, że zaraz dostane moją zgubę... Prościej przychodziła mi na myśl moja dziewczyna... Nie chce o tym myśleć ale nie mogę przestać. ... Przecież jest dla mnie zbyt ważna, żeby się z nią kłócić. Postanowiłem, że po odbiorze fona, zadzwonię do niej i może spróbuję spotkać.  Jak nie będzie mogła, poczekam do jutra. Jak nie będzie chciała, rozważę opcje konfrontacji i rozmowy z jej ojcem i po prostu do niej pójdę. 
Przestałem rozmyślać, bo doszedłem do kawiarni, więc wszedłem do niej i wzrokiem odszukałem Linsy. Ta siedziała przy jednym ze stolików. Podeszłam do niej.
- Hej. - uśmiechnąłem się.
- CZEŚĆ! - wstała i pocałowała mój policzek. 
Usiadłem na przeciwko niej.
- Mam Twa komórkę.  - wyciągnęła z torebki, czarną komórkę i mi ją podała.
- Bardzo dziękuje. - uśmiechnąłem się do niej.
- To ja już idę.  - westchnęła i wstała. 
Zaśmiałem się.
- Siadaj muszę ci podziękować, więc stawiam, co sobie chcesz. 
-  Nie chce zajmować ci czasu. 
- Daj spokój i siadaj.  - wskazałem na jej poprzednie miejsce.
- NA pewno?  
- TAK
Dziewczyna z uśmiechem usiadła na krześle.
- Masz  szczęście ze fon nie jest na hasło,  bo byś go tak szybko nie dostał.
- Powiem ci, że mimo tego jeszcze dziś założę hasło. - zaśmiałem się. - Wyobraź sobie, że to ktoś inny znalazł telefon sławnego nastolatka i dał cenne informacje gazetą. Z wszystkimi prywatnymi zdjęciami,  kontaktami i smsami. 
- Uuuu- zaczęła się śmiać. - Nie miałabyś życia w SHOW. 
- WEŹ NIC NIE MÓW. - Też się zaśmiałem
- CZY sos podać?  -podszedł do nas jeden z kelnerów. 
Ja zamówiłem to co wczoraj, a Linsy to samo.
- Pokłóciłeś się prze ze mnie ze swoją dziewczyną? - zapytała w końcu. 
- NIE. Nie przez ciebie. - Linsy spojrzała do mnie niedowierzając moim słowom.  - TO nie twoja wina, że Fran jest zazdrosna. 
- Jak uważasz. ..
-Tak...
- Państwa zamówienie. - kelner podał nam desery.

* Francesca*

V: Francesca? No nareszcie odebrałaś!
F: Przepraszam... Myślałam, ze to Diego.
V: I to jest powód do nie odbierania? Powinnaś pierwsza lecieć do fona, jeśli Diego dzwoni.
F: Niby tak... Nie ważne. Mała sprzeczka.
V: Właśnie, ze ważne. Ale opowiesz jak się dziś zobaczymy.
F: Vilu... Nie mogę. Tata mnie nie puści.
V: Nie chce słyszeć odmowy Ty, ja i Cam robimy dziś u mnie pidżama party. Muszę wam o czymś opowiedzieć, a ty ze szczegółami opowiedzieć o tej waszej :sprzeczce".
F: Postaram się wpaść. Idę zapytać i puszczę smsa.
V: Świetnie! To leć zapytać i widzimy się u mnie o 16:00.
F: Jeszcze napiszę.
V: Tak, tak. To ja dzwonię do Cams.
F: No ciao.
V: CIAO!
Rozłączyłam się ze śmiechem i poszłam na dół...
Tata siedział na kanapie, rozmawiając z mamą.
- Możemy odpuścić mi dziś karę?- zapytałam z maślanymi oczkami patrząc w stronę taty.
- Chcesz się spotkać z tym chłopakiem?- zmarszczył brwi, bulwersując się.
- NIE! - szybko zaprzeczyłam.- Violetta robi dzisiaj imprezę w pidżamach, no i chciałabym pójść.
- Masz karę i chcesz iść na imprezę?
- Ale będziemy tylko we 3... Tato prozę. Nie mogę siedzieć wiecznie w domu.
- Niech będzie. Ale to ten jeden raz.
- Dziękuje.- pocałowałam go w policzek i poszłam na górę.
Usiadłam na łóżko i wyciągnęłam komórkę z kieszeni, miętowych spodenek.

" Pakuje się i już się do ciebie zbieram ;**** "

" Bardzo się cieszę! Cami też będzie. No to zaszalejemy!"

" Ta, ta..."

Westchnęłam i zaczęłam pakować rzeczy, do torby.
Cieszyłam się, że tata się zgodził... Mam już dość siedzenia i rozmyślania o Diego! Yh... Aż mi się chce tłuc talerze, kiedy patrzę na wyświetlacz telefonu i nie widzę na nim, ani jednego smsa od Hiszpana, ani nieodebranego połączenia... NIC!
To jest dołujące, denerwujące, wkurzające, przykre i nie wiem co jeszcze... Może tata ma rację... Może bycie z taką osobą, nie może być takim zwyczajnym, cudownym związkiem... Może to wymaga, aby znosić to wszystko, czego inni nie muszą...
Jednak nie chcę pozbywać się tego co mamy.
KOCHAM GO, A TO JEST PIĘKNE! Pytanie czy mu zależy na mnie tak, jak mi na nim...
DOŚĆ!
Miałam już o tym nie myśleć, a tym czasem co ja robię?! Właśnie o nim rozmyślam.
Wpakowałam ostatnie rzeczy do torby i zeszłam na dół.
- Wychodzę!- oznajmiłam rodzica, kierując się do drzwi.- Wrócę jutro, po Studio.
- Baw się dobrze.- odpowiedziała mi mama.
- BEZ CHŁOPCÓW!- Podkreślił tata, a ja tylko westchnęłam i wyszłam, ledwo nie trzaskując drzwiami.

Szłam dalej myśląc o mnie i o moim chłopaku...
Tak mi go brakuje... Chociażby porozmawiać z nim przez telefon... Nie mogę już dłużej tak... Przecież ja muszę coś zrobić! On jest wściekły, tak jak ja... Może i przegięłam... A może nie... Chcę to z nim wyjaśnić.
Wyjęłam komórkę z dłoni i stanęłam, pod jednym z drzew przy ulicy, aby załatwić sobie cień...
Napisałam:

" Diego... Nie chcę się z tobą kłócić. Musimy porozmawiać nie uważasz? Masz czas dzisiaj? Proszę... Idę na noc do Vilu, więc możemy się spotkać nawet w nocy, ale błagam. Musimy porozmawiać... Przepraszam cię za wczoraj... Może głupio zareagowałam, ale i tak chcę cię zobaczyć. Dasz radę? "

Spojrzałam znad telefonu i spojrzałam w przód.
Prze de mną, była wielka szyba, na całą ścianę, należąca do kawiarni, w której wczoraj pokłóciłam się z Diego. Nie to przykuło moją uwagę tak bardzo... Przy jednym ze stolików, przy ogromniastym oknie, siedzieli sobie MÓJ chłopak i ta cała Linsy... Śmiali się w najlepsze i zajadali deserami.
Do moich oczu napłynęły łzy...
Skasowałam smsa, ciesząc się, że go nie wysłałam i udałam się w stronę mieszkania Violetty.

*Camilla*

Zapukałam do drzwi, a za momencik, pojawiła się w nich Olga.
- Dzień dobry.- przyjemnie uśmiechnęłam się do czarnowłosej.- Jest Viola?
- Jasne.- ona również się uśmiechnęła.- Wejdź kochana. Viola jest na górze.
Pobiegłam do pokoju mojej BFF.
- Hej Vils!- przytuliłam ją, całując w policzek.
- Hej Cams.- zaśmiała się.
- I co będzie Francesca?
- Tak.
- Chciałaś coś powiedzieć...- zaczęłam.- Czekamy na Francescę?
- Tak.- zaśmiała się.
Usiadłyśmy na łóżko i zaczęłyśmy plotkować o moim wczorajszym dniu z Brodueyem.
- j dziewczyny.- do pokoju weszła Fran... Zamiast uśmiechu, na jej twarzy był smutek...
- Co jest? - spytałyśmy podchodząc do niej, a ona się rozpłakała.
- Wczoraj...- zaczęła uspokajając się.- Pokłóciłam się z Diego, bo byłam zazdrosna o jedną fankę. On mnie zapewniał, ze to noc takiego, ale ja się wkurzyłam... No i dziś zobaczyłam go z tą laską w kawiarni.
- Co?- powiedziałyśmy równo.
- A to palant- wrzasnęła Viola.
- Ale rozmawiałaś z nim?- dodałam?
- No nie! Chciałam się z nim spotkać, ale jak zobaczyłam go z Linsy kasowałam smsa.
- A może by tak, jednak z nim porozmawiać?- podsunęła Fran pomysł.
- Chyba żartujesz! - Oburzyła się Viola. - Sam powinien ja przepraszać, a jak nie to nie jest jej wart...
- A moim zdaniem...- zaczęłam.

- Dziewczyny!- wrzasnęła Włoszka.- Kłócicie się już od pół godziny... Nie chcę mi się o tym rozmawiać.
- Ok...- westchnęłyśmy.
- Miałam powiedzieć coś ważnego!- Vils błysnęła, a my się zaśmiałyśmy.
- No dawaj.- uśmiechnęłam się.
- MAM CHŁOPAKA I JEST NIM LEOŚ!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA- Z Fran się zaczęłyśmy drzeć i przytulać Violę!
- No wiem, zarąb!- zaśmiała się.
- Wiecie co?- powiedziałam.- Śpiewamy!
- Ok!- zaśmiały się.- Ale co?
- Fran!- Vilu wyrwała się z objęć.- Z Camillą napisałyśmy w wakacje. - Podeszła do biurka i zaczęła szperać w szufladach.- Masz.- podała Francesce nuty.

- Wiecie co?- Włoszka wstała.- Jesteście świetne. Od razu poprawił mi się humor.
- Wiecie co?- zaśmiała się Viola.- Uwielbiam was.
- Wiecie co?- dodałam.- Przyjaźniłyśmy się we dwie.- zwróciłam się do Argentynki.- Ale teraz... Chcę zawrzeć kod przyjaźnie...- popatrzyłam na nie/.- We trzy.
- Na serio?- Fran się zdziwiła.
- TAK!- Zaśmiałam się.
- PRZYJACIÓŁKI NA ZAWSZE!- Viola wyciągnęła dłoń.
- PRZYACIÓŁKI NA ZAWSZE.- powiedziałam i położyłam swoją dłoń na jej.
- Przyjaciółki na zawsze.- Fran powtórzyła nasz gest.
- KOD PRZYYJAŹNI!- Krzyknęłyśmy wszystkie i się przytuliłyśmy.








Jest 25!!!!
Wiem, że krótki i może wam się nie podobać, ale nie miało go dziś być...
Uczyłam się dość sporo... Chyba zacznę rozmyślać nad opcją dodawania rozdziałów co drugi dzień...

BUZIAKOLE ;*******        LOVCIAM DIECESCE