środa, 28 października 2015

Capitulo 38

*Francesca*

Zaraz po tym, jak z Diego wróciliśmy z dworu, on poszedł do Federa się NAPIĆ, a ja poplotkowałam sobie z Cami.
Mojego ukochanego odnalazłam po parunastu minutach. A właściwie on odnalazł mnie, kiedy dobierałam się do żarcia.
- Kochanie...- szepnął mi do ucha.- Mogę ci cos pokazać? - wyciągnął do mnie dłoń i spojrzał na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Co on odwala?
- Yyyyyyy...- zawahałam się na moment.- No ok...- wzruszyłam ramionami i złapałam jego rękę.
Zaczęliśmy przepychać się przez tłumy, aż doszliśmy do SCHODÓW?
Nie wiedzieć po co mój chłopak, zaciągnął mnie na piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Oczywiście tata Vilu jak już wynająć cały lokal, musiał wynająć również kilka pokoi, ponieważ niektórzy ze starych znajomych Vils, są zza miasta.
- Po co tu przyszliśmy? - zmarszczyłam czoło. - Chcesz ze mną porozmawiać a na dole jest za głośno?- zaśmiałam się.
- Powiedzmy.- uśmiechnął się i podszedł bliżej mnie. Z zadziwieniem patrzyłam co mój głupek odstawia, ale TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM.
Nie stąd nie z owąd wziął mnie na ręce i zaczął całować. Na początku byłam zdziwiona, ale później zaczęłam oddawać pocałunki, zarzucając mu ręce na szyję. Z początku nie myślałam o niczym, a fakty połączyłam w logiczną całość, dopiero jak Hiszpan otworzył drzwi do jednego z pokoi, wchodząc tam i je zamykając.
Kiedy mądra ja zorientowałam się co Diego ma zamiar zrobić, leżałam już na łóżku, a on siedział na mnie nie przestając mnie całować.
Nie wiem co się ze mną stało, ale zamiast się wyrywać, zaczęłam całować go z jeszcze większym zapałem. Co lepsze zaczęłam nawet odpinać guziki od jego koszuli, podczas kiedy on zabierał się za zamek od mojej sukienki...
Było cudnie, ale na całe szczęście JESTEM CHODŹ TROCHĘ INTELIGENTNA i odwróciłam głowę w inną stronę. NIE, NIE, NIE. Mój pierwszy raz z Diego po pierwsze nie może być podczas kiedy on jest pijany! A po 2...  BEZ ZABEZPIECZENIA?!?!?!?!?!? Zerknęłam na niego. Patrzył na mnie zdezorientowany. Kiedy już odwróciłam głowę w jego stronę od nowa zaczął mnie całować, ale odepchnęłam go lekko.
- Diego...- szepnęłam.- Zejdź ze mnie proszę. - Dobrze, że jest zgaszone światło, bo pewnie jestem czerwona jak burak.
- Co?- zdziwił się.
- Zejdź.
Ku mojemu zaskoczeniu Diego nie protestował tylko zszedł ze mnie i usiadł obok. Myślałam, że pod wpływem alkoholu będzie się sprzeciwiał, ale nie...
Wstałam do pozycji siedzącej.
- Co jest?- spytał gładząc mnie po ręce, a mnie przeszły dreszcze.
- Nie mogę...- spuściłam spojrzenie.- Nie będę tak ryzykowała. Jesteś pijany... Ja... nie chcę żeby to tak wyglądało...
- Nie mogłam dobrać słów.
- Skarbie...- złapał mój podbródek.- Franuś, ale wiesz, ze ja jestem kompletnie świadomy?
- Tak, ale... jednak. Poza tym nie będę ryzykowała ciążą.- popatrzył na mnie ze zdziwieniem , a po chwili zajarzył.
- Oj... nie przemyślałem tego. - zaśmiał się.
- Zabawne.- prychnęłam.
- Oj nie denerwuj się tak. - musnął mój policzek.
- Dobra...- odgarnęłam włosy za uch.- A teraz... Możesz zapiąć tą sukienkę z powrotem? - odwróciłam się do niego plecami.
- A mogę rozpiąć do końca?- zaśmiał się, a ja strzeliłam go w ramię.- Oj dobra, dobra...- zachichrał się i w końcu zapiął ten zamek.- zadowolona?
- Tak. - wyszczerzyłam zęby.- Idziemy?- wstałam z łóżka.
- Moment...- zaśmiał się zapinając koszulę.- Teraz.- ujął moją rękę.
- Diego czekaj.- zatrzymałam go w połowie drogi.- Dziękuję.
- Za co?
- No, ze nie naciskasz. I że jesteś świadomy.- zaśmiałam się.
- Czyli jak będę trzeźwy, to...
- Diego...
- Dobra, dobra.- musnął moje usta, i oczywiście musiał rękoma zjechać poniżej pasa.
- HERNANDEZ!
- Jaki ty masz pisk.- zatknął uszy. - Już się tak nie denerwuj. Chodź. Wracajmy do reszty.

*Broduey*

Obudziłem się z niemałym bólem głowy. Nawet nie trudziłem się w otwieraniu oczu. Mruknąłem tyko niezadowolony i przyłożyłem do twarzy poduszkę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że wczoraj była imprezka urodzinowa Violetty. Nieźle zabalowaliśmy z chłopakami. Ale nie mogliśmy dłużej znieść myśli rozstania z ukochanymi na tak długo. One zaczęły podejrzewać, że coś nas trapi, więc... No właśnie. Popiliśmy sobie TROSZKĘ. Ej no bez przesady. Świadomości nie straciłem. pamiętam całą imprezę, zaczynając od przyjścia z Cami, kończąc na tym, jak odebrał mnie ojciec, kiedy po niego zadzwoniłem nad ranem.
- Dzień dobry.- usłyszałem cichy chichot najpiękniejszej dziewczyny na tej ziemi, więc momentalnie odwróciłem głowę w stronę drzwi. Oczywiście kosztowało mnie to, kolejnym bólem głowy, ale było warto. Zobaczyłem moją ślicznotkę uśmiechniętą od ucha do ucha i z drewnianą tacką w ręku, a na niej talerz z jajecznicą, chlebek posmarowany masłem i sok pomarańczowy.
- Co tu robisz?
- Tak się wita własną dziewczynę, która natrudziła się ze zrobieniem ci tego śniadania? - odłożyła wszystko na moją szafkę nocną i założyła ręce na biodrach, udając urażoną.
- Masz rację kochanie. - wstałem do pozycji siedzącej i szybko chwyciłem rudowłosą w pasie przyciągając do siebie, tak, że ja znów leżałem, a moja księżniczka na mnie.
Złączyłem nasze usta w pocałunku, który ze słodkiego przerodził się w bardziej namiętny. Zacząłem rękoma jeździć po plecach Argentynki, a ona oderwała się o de mnie.
- Takie powitanie może być kochanie?- musnąłem jej policzek.
- Jak najbardziej.- zeszła ze mnie i wzięła do rąk tackę.- Jedz bo wystygnie.
- Dobrze ale powiedz co tu robisz? Tata cię wpuścił? Właściwie która godzina?
- Jest 15:00, a twój tato jest w pracy, dlatego przyszłam. Po wczorajszej imprezie nie mogłam zostawić cię samego w domu.- zaśmiała się.
- Dobrze zrobiłaś.- puściłem jej oczko.- I śniadanko do łóżka... Chyba częściej będę imprezował.
- O nie! W taki układ nie wchodzę.- zagroziła mi palcem.
- Niech będzie...
- Kocham cię.
- A ja ciebie...- i w tym momencie przypomniało mi się, że niedługo będę musiał powiedzieć jej o... o trasie. NIE TERAZ. Nie w takim momencie. Ja jestem na pół trzeźwy, taka atmosfera. NIE. Pogadam jeszcze z chłopakami... W końcu prawie każdy też musi powiedzieć to swojej dziewczynie, dlaczego ja mam być pierwszy, tylko dlatego, że moja ukochana jest taka cudowna, że przyszła się mną zaopiekować?
- Co się dzieje?- złapała mój podbródek. Zdałem sobie sprawę, ze od paru minut lampię się w prawie pusty talerz.
- Zamyśliłem się tylko.
- Nad czym?
- Nad nami...- palnąłem. Od razu zauważyłem niepewność na twarzy Cam.- W dobrym sensie.- wybrnąłem. O tym, że cię kocham i zawsze chcę być blisko ciebie.
- Ja ciebie też kocham.- uśmiechnęła się uroczo, zarzucając ręce na moją szyję i mocno przytulając.
- Co dzisiaj robimy?- Zapytałem niechętnie wstając z łóżka.- Bo mam nadzieje, że spędzamy dzień razem?- uśmiechnąłem się do rudowłosej.
- Jeżeli masz ochotę.- zatrzepotała rzęsami.
- Mam. Ale najpierw daj mi się ogarnąć.
- Ok. To widzimy się za pół godziny w salonie?
- Za pół godziny?- roześmiałem się. -Kotek... Myślisz, że spędzam w łazience aż połowę mniej czasu niż ty? Nieeee. Widzimy się w salonie za parę minut.
- Dobrze. - zachichotała.

Westchnąłem i udałem się do łazienki. Cieszę się na spędzenie czasu z moją księżniczką, ale nie wiem co ze sobą zrobić... Cały czas myślami jestem gdzie indziej. Myślami jestem w trasie koncertowej, pół roku bez Kamili, a przede wszystkim... moje myśli krążą wokół rozmowy z dziewczyną o tym wszystkim. Cały dzień będę czuł na sobie ciężar, że moja ukochana myśli, że zawsze będziemy razem mega super szczęśliwi, a ja... wyjeżdżam. Nie wiem czy Cami to zaakceptuje. Zresztą... Nie będę się jej dziwił jak ze mną zerwie. Wiem, ze nie kocha, ale ma 16 lat, a ja jestem jej pierwszym poważnym chłopakiem. Może uznać, że związek na odległość nie przejdzie. Chociaż z drugiej strony...zależy jej na mnie, a to znaczy, że tak nie postąpi. Prawda?
Zanim się spostrzegłem byłem już na dole. Aż tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem jak wykonałem wszystkie poranne czynności. Obym się tak nie wyłączał przy Cams.
- Jestem kochanie.
- 6 Minut.- Rudowłosa nie kryła zdziwienia. - 6 minut? W 6 minut to ja nawet włosów dobrze nie umyje.- zaśmiałem się tylko i musnąłem jej policzek.
- Jestem bardziej zaradny.
- Wredny!- walnęła mnie z poduszki.
- Jaki jestem?- złapałem jej nadgarstki i zbliżyłem twarz do buzi Argentynki.
- Słodki.- zachichotała i pocałowała mnie.
- To rozumiem.

*Diego*

- Nareszcie wstałeś.- burknął ojciec zalewając kawę wodą.
- Miłe powitanie.- odpowiedziałem tym samym tonem, ziewając.
- A jakie ma być? - odwrócił się w moją stronę. Był bardzo niezadowolony. Wracasz nad ranem, drzesz się na cały dom, że już jesteś, wali od ciebie alkoholem i kładziesz się spać, jakby nigdy nic.
- Nie przesadzaj.- podrapałem się po policzku. - Robisz aferę z niczego.
- Niczego?- wrzasnął.
- Jestem dorosły.
- Mieszkasz pod moim dachem.- bąknął.
- Robisz mi problem, bo w wieku 19 lat zaszalałem na urodzinach przyjaciółki? Serio?- prychnąłem podchodząc do lady, aby nalać sobie wody.
- Nie robiłbym z tego takiej afery gdyby nie fakt, że dziś niedziela i chyba zapomniałeś co dzisiaj jest.- spojrzałem tylko na niego i zamyśliłem się. Nie. Za Chiny sobie przypomnieć nie mogłem o co chodzi.- No właśnie.- spojrzał na mnie karcąco. - DZISIAJ przyjeżdżają dziadkowie, w odwiedziny. Zostają na tydzień. Wiedziałeś o tym.
Palnąłem się w czoło. Kompletnie zapomniałem o odwiedzinach rodziców ojca. Taaaa już wszystko jasne czemu tata zrobił awanturę o imprezę. Mój ojciec jest bardzo surowy, prawda? NOOOO Nie ma tego tak od tak. Wyobraźmy sobie teraz jego rodziców, dwa razy bardziej jak on. Mowa o dziadku. Bo on to masakra. TYDZIEŃ Z NIM POD JEDNYM DACHEM?! Toż to wybuchnie. On nie wie co to ZABAWA. Twierdzi, że jak był w moim wieku to miał już rodzinę i dobrą pracę. Więc jest chyba jasne, że jak tylko dowiedział się o mojej nauce w Studio, a później o KARIERZE, w jego oczach spadłem i to BARDZO. Oczywiście ojciec też miał gadane, że taniec? Że nauczyciel w takiej szkole? Ale ostatecznie dziadek stwierdził, że ojciec tylko naucza, więc nie jest sławny, ma rodzinę, zarabia pieniądze... Czyli może być, tym bardziej, że według niego zawód nauczyciela ( oczywiście surowego i wymagającego), jest bardzo dobrym zawodem. W ogóle ubzdurał sobie, że ja jako jego jedyny wnuk ( tata ma same siostrzenice, więc od jego strony ja same kuzynki) będę prawnikiem, czy tam lekarzem. HA. Nigdy nie zapomnę jego miny jak dowiedział się, że zaczynam naukę w Studio. (Tu również wina została zwalona na ojca, bo on w niej uczy, więc według dziadka przez to tym bardziej zainteresowało mnie to miejsce.) Już nie wspominam o jego minie jak dowiedział się o mojej karierze. Uuuuuuuuu hahahaha. Dla niego każda kariera związana ze sławą ( ok. nie każda. Przecież są sławni muzycy muzyki klasycznej i takie tam, ale sława typu aktor, piosenkarz, model, itd.) jest beznadziejna, nie przydatna i bla bla bla. Wkurza mnie takie jego poronione gadanie. To moje życie.  Ale on wie lepiej. No HALO. Mamy 21 wiek, a on myśli, że my nadal żyjemy w czasach, kiedy dziwne było, żeby dziewczyna założyła spodnie!
- Co taki zdziwiony stoisz?- warknął znowu, a ja się otrząsnąłem.
- Zapomniałem.- mruknąłem niezadowolony. Musze znaleźć sobie parę zajęć poza domem na te parę dni...
- Wiem. - Wziął łyk kawy, którą właśnie przygotował. - Ja za moment wyjeżdżam odebrać rodziców z lotniska. Weź się trochę ogarnij dobra?- nadal miał nieprzyjemny ton głosu.
- A gdzie mama?- zmieniłem temat.
- Musiała zajść na chwil do szkoły, bo dyrektor ją poprosił o jakieś papiery, ponieważ do jej klasy dochodzi ktoś nowy, czy coś tam.- machnął ręką. - W każdym razie wróci, zanim pojawię się w domu z naszymi gośćmi.
- Taaa...- bąknąłem.
- Mówię poważnie Diego. Weź prysznic, ubierz się, spryskaj perfumami...
- Może jeszcze garniak założyć i zrobić włosy na żel?- prychnąłem z ironią.
- Chodzi mi o to, żeby nie było ani śladu po twojej wczorajszej imprezie.
- Dobra, dobra.  - podniosłem ręce w geście obronnym.- Ale jak chcesz żebym się wyrobił, daj mi się najeść.- wskazałem palcem na lodówkę, której ie mogłem otworzyć, bo ojciec się o nią opierał.
Ten westchnął i usiadł na krześle przy stole. Po chwili milczenia znowu się odezwał.
- Diego...
- Co?- tym razem ja westchnąłem.
- Zachowuj się proszę. Wiesz jaki jest mój ojciec.
- Bardzo podobny do mojego.- mruknąłem, ale on puścił tą uwagę mimo uszu.
- Możesz chociaż postarać się dobrze zachowywać.- Nic nie odpowiedziałem.- Diego...
- Dobra.- odwróciłem się do niego zrezygnowany.- Będę grzeczny.
- Wiesz...- zaczął. CO ZNOWU?- Tak sobie myślę, że może by tak przedstawić im Francescę?
- No nie żartuj. - jęknąłem z rezygnacją.- Tylko nie to. Wiesz jaki on...
- Ale...- przerwał mi. - Dziadkowi zależy na rodzinie, wnukach i takich tam, a Fran to twoja w sumie pierwsza poważniejsza dziewczyna. Poza tym po ojcu mam dużo. Dobrze wiesz, że dziadek kocha Włochy. A ona jest Włoszką... I na dodatek tato uwielbia ich język i kulturę i... jego marzeniem było kiedyś tam zamieszkać. Myślę, że poprawiło by to twoją ocenę u niego.
Patrzyłem na niego jak na debila. Co jakiś czas tylko mrugałem. Jak upewniłem się, że skończył, krótko odpowiedziałem.
- Nie.
- DIEGO!
- NIE
- DLACZEGO?
- BO NIE! - Brnąłem dalej. Jednak on spojrzał na mnie znacząco. CZEMU BO NIE NIE MOZE BYĆ DOBRYM ARUMENTEM?- NIE NIE NIE. Dziadek narobi mi siary. Zresztą nie lubi mnie. Zacznie jeszcze gadać coś Fran. Zresztą nienawidzi tej naszej całej muzyki a moja dziewczyna tez ma w planach karierę z tym związaną.
- No tak... Ale...
- NIE
- NO DIEGO
- NIE
- SYNU
- NIE
- DIE...
- ZASTANOWIE SIĘ I POGADAM Z FRAN,A LE NICZEGO CI NIE OBIECUJE!
- Dziękuje.- zdecydowanie się rozpromienił.
Szybko dopił kawę i odłożył kubek do zlewu.
- Ok...- wybiegł z kuchni.- Ja jadę po tych moich staruszków, a ty weź się w garść i się ogarnij. Wracamy za jakąs godzinę, więc nie masz za dużo czasu. Masz wyglądać jak zawsze, a nie jak ktoś kto jest po całonocnej imprezie, tak?
- Ty weź już idź, bo oni zdążą wrócić do Hiszpanii zanim po nich wyjedziesz.
- Zabawne.- odparł z ironią i wyszedł.
Ja tylko westchnąłem zrezygnowany i zacząłem przygotowywać żarełko...
ZAPOWIADA SIĘ DŁUUUUGI TYDZIEŃ.






Hej ludzie.
Nie było mnie chyba znowu długo. Nie wiem nie liczyłam nawet.
Po 1 mam do was pytanie. Załatwmy najpierw formalności. Umawiamy się na jakiś konkretny dzień, co jakiś czas( nie wiem co tydziń albo co dwa) żeby się pojawiał rozdział, czy wlicie, żeby to było takie sponaniczne jak do tej pory?
Decyzja kochani nalży do was mi obie wersje odpowiadają.
Co do rozdziału Fran i Broduey wyszli krótko, ale postarałam się żeby nadrobić to perspektywą Diego.
Hahahah nwet nie miałam tego dziś pisać, ale tak mnie tchnęło i przyszedł mi do głowy pomysł . XD
Poooowiedzmy, że postaram się żeby było zabawnie XD
Pewnie większość z was myślała, że to dziś. Capitulo 38 i... 1 noc Dieceski, ale nieeeee! Hahahaha yy. nie teraz. jeszcze nie :)
Ok ja już spadam.
Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie w komentarzach co myślicie i co z tymi rozdziałami? Spontan czy nie spontan XD

LOVCIAM DIECESCE






ZAPRASZAM.

Hejka.

Jak już pewnie niektórzy was czytali na drugim blogu, który piszę z przyjaciółką moja druga BFF :) założyła bloga.
Nie. Nie jest to blog ani z opowiadaniami, ani o Violettcie. Jest to blog o życiu. Opowiada o sobie, odpowiada na pytania, doradza... Taki mały internetowy pamiętnik. Hym... Dowiecie się więcej jak już na niego wejdziecie.
Naprawdę polecam zajrzyjcie tam i polecajcie bloga znajomym. 
Tutaj macie linka:

http://zyciegeni.blogspot.com/?m=1

SERDECZNIE ZAPRASZAM :*

poniedziałek, 19 października 2015

Heeeej!!!!!

ZAPYTAJ BOHATERA!!!!!!!!!!!

Jak już pewnie zauważyliście, bądź nie na blogu jest nowa zakładka. ( Dzięki mojej kochanej przyjaciółce, bez której by tej zakładki nie było, bo kompletnie nie wiedziałam jak się do tego zabrać XD DZIĘKUJE KOCHANA!!!! )

możecie tam zadawać pytania do postaci, na każde uzyskacie odpowiedź!!! ZAPRASZAM... ;D

poniedziałek, 12 października 2015

Capitulo 37

*Diego*

NASTĘPNY DZIEŃ

Obudziłem się dziś baaaardzo wcześnie. Zdecydowanie ZA wcześnie. Jaki normalny nastolatek musi wstawać w Sobotę o 05:00?! A no tak. Sławny nastolatek, który musi iść na próbę chyba nie jest normalnym... No cóż. Nie wiem jak to zrobiłem, ale w końcu wywlokłem się z łóżka. Oczywiście wszystkie poranne czynności zajęły mi maks 15 minut.
Bardzo cicho, aby nie obudzić rodziców, zszedłem na dół i postanowiłem przygotować sobie tosty z dżemem. Po śniadaniu zabrałem moją torbę i wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę garażu. Ponieważ zostało mi jeszcze 10 minut, postanowiłem, że dziś nie przejdę się do wytwórni piechotą, a pojadę samochodem...
To był genialny pomysł, bo na miejsce z powodu niezłych korków, dojechałem na ostatnią chwilę, więc pospiesznie udałem się do sali prób.
Wszedłem do środka i zauważyłem, że wszyscy moi przyjaciele już tam są.
- Cześć chłopaki.
- Hej Diego.- przywitali się ze mną.
- Wszyscy?- zapytał Leon, z lekka zniecierpliwiony.
- Ej...- zaśmiał się Andres.- A co ci się tak spieszy?
- Sory... Ale zależy mi żeby wszystko poszło szybko i zwinnie, bo jakbyście zapomnieli, dziś są urodziny Violetty i mam zamiar zobaczyć ja, zanim zacznie się jej imprezka.
- No tak...- przytaknął mu Federico. - Ok chłopaki. Zaczynamy.
Próba serio poszła nam bardzo dobrze. Chyba pierwszy raz od dawna... Byłem na maksa z nas zadowolony.
Kiedy mieliśmy przerwę i prowadziliśmy zawziętą dyskusję na temat urodzin Castillo, do sali wszedł nasz menadżer
- Siemka chłopaki.- przywitał się z nami z takim entuzjazmem, że każdy zaczął się mu przyglądać. Jednego jestem pewien. MA DLA NAS DOBRE WIEŚCI.
- Heeeeej...- powiedzieliśmy wszyscy, a ten się zaśmiał.
- Słuchajcie. Jak skończycie próbę, to przyjdźcie do mnie do gabinetu. Razem z Valentino mamy dla was wieści...
Mega mnie tym zdziwił. Valentino to szef całej wytwórni... A Mayson- nasz menadżer przychodzi cały w skowronkach i mówi, że mamy do nich przyjść... Dziiiiiwne...
- Ok.- pierwszy odezwał się Broduey. To my kończymy przerwę i w sumie za niecałą godzinę mamy koniec próby.
- Super. Jak skończycie widzę was u siebie. - uśmiechnął się do nas promienie i wyszedł z pokoju. Uuuuuuu.  Wiadomość musi być co najmniej tak ważna i świetna jak ta o sławie w krajach Europejskich.
Widać było, że moi przyjaciele też zastanawiają się nad tym samym co ja, więc postanowiłem ich z tego wyrwać.  W końcu trzeba było zacząć próbę.
- Chłopaki! - Oni od razu oprzytomnieli i spojrzeli na mnie.- koniec rozmyślania o ważnej wiadomości Mayson'a. Dowiemy się szybciej jak skończymy się zastanawiać i zabierzemy się do pracy.
Oni przyznali mi rację i podeszli do swoich instrumentów.

- ok koniec na dziś. - oznajmił Maxi odkładając pałeczki na bok.
- Idziemy do Mayson'a! - Andrés poleciał do drzwi z prędkością światła.
- Halo...- Broduey się zaśmiał.  Może najpierw posprzątamy?
- Właśnie. - przyznał mu rację Federico,  a Argentyńczyk ze zrezygnowaniemzzabrał się za porządki.
Oczywiście schowane instrumentów zajęło nam mniej niż 10 minut wiec już po chwili staliśmy na przeciwko menadżera i dyrektora.
- No to jesteśmy. - odezwał się Leon.
- chcieliście nam coś powiedzieć. - dodałem.
Mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco.
- pamiętacie jak mówiłem wam o tym, że planujemy wasza trasę koncertową?
- tak. - nie churek.
- No i... jakbyście mieli czas i chęci zajrzelibyscie na oficjalną stronę waszego zespołu, gdzie widnieje pewna ankieta... - popatrzył na nas  wyrzutem.  Spojrzałem na chłopaków i oni tak jak ja byli zdziwieni co oznacza, że nie mają pojęcia o jakiejś ankiecie.
- jaka ankieta? - spytał Brazylijczyk.
- Zrobiliśmy ankietę o nazwie "gdzie powinien odbyć się koncert All for you." Daliśmy tam kraje z Ameryki Południowej oraz Europy.  Wszystkie dostały po parenascie tysięcy głosów.
Galy prawie wyszły nam na wierzch.
- Juz wiecie co chcemy wam powiedzieć?  - głos przejął dyrektor ale my byliśmy w szoku i nie mogliśmy nic z siebie wydusic.  Koncerty w Europie i Południowej Ameryce czyli...
- Za parę tygodni wyjeżdżacie w waszą pierwszą trasę koncertową.
Mnie i moich przyjaciół dopadł kompletny wybuch EUFORII.
Zachowywaliśmy się jak małe dzieci, które właśnie wygrały jakaś grę ze starszymi. Po prostuooddalił nam kompletnie. Gdyby nie to, że jednak trochę chamowalismy, bo byli tu Mayson i dyrektor,  to pewnie pokój byłby teraz w powietrzu.
- Rozumiem, że się panowie zgadzają.- zaśmiał się dyrektor.
- JASNE.- Znowu chórek...
- W takim razie, czeka was niesamowita, półroczna przygoda.
Od razu przestaliśmy się cieszyć jak debile i stanęliśmy jak wryci w ziemię, wyszczerzając oczy.
- ILE?! - Wydarliśmy się, zaszczycając mężczyzn ponownym chórkiem.
- No pół roku.- nasz szef był wyraźnie zdziwiony naszym zachowaniem. Od razu przestał się uśmiechać i patrzył na nas uważnie.
- Jak to?!- krzyknął Maxi.
- Normalnie.- westchnął Mayson.- A wy myśleliście, że ile taka trasa po obu kontynentach może trwać?! Wywiady, spotkania z fanami... w niektórych krajach koncert w kilku miastach. - zaczął wyliczać, z coraz to bardziej podniesionym tonem.
- Dobra chłopaki... - dyrektor odchrząknął. - Widzę Mayson, że masz z nimi parę spraw do obgadania.- spojrzał na niego znacząco. Widać było, że nie jest zadowolony z przebiegu sytuacji.
Skierował się ku drzwiom i już po chwili zniknął za nimi, a nasz menadżer spojrzał na nas gniewnie.
- Co wy sobie wyobrażacie?! - zaczął się drzeć.- Odstawiacie jakieś szopki przy szefie i moim i waszym! Jak wam coś nie pasuje,  możecie zerwać współpracę z naszą wytwórnią! Już nie jesteście dzieciakami uczącymi się w studiu! Teraz to wasza praca! Wasz zakichany obowiązek, to starć się zdobyć coraz większą popularność. Udało się zyskać tak wielu fanów w tak krótkim czasie i to wasza decyzja czy to uszanujecie i dobrze wykorzystacie, czy olejecie! DOROŚNIJCIE!- Nabuzowany wyszedł z gabinetu. Miałem wrażenie, że nas zaraz rozszarpie... Wszyscy byliśmy zaskoczeni jego wybuchem agresji. Staliśmy nie ruchomo.
- On ma rację.- moich uszu dobiegło westchnięcie Federico.
- To nie tak, że ja nie chcę. - odpowiedział mu Leon.- To super. Trasa... spełnienie marzeń. Ale... Nie wyobrażam sobie zostawić Violetty na pół roku...- posmutniał.
- Dokładnie.- poparłem przyjaciela.- Gdyby nie Fran, nadal bym był przeszczęśliwy z trasy koncertowej. Nawet rocznej. Ale co z Francescą?
- Dziewczyny się załamią...- dopowiedział Feder.
- A ja tez nie dam rady zostawić MATYLDY...- Andres prawie ryczał...
- Co robimy?- westchnął Maxi.- Trzeba z nimi porozmawiać.
- Nie ma sensu.- odparł Verdas.- I tak powiedzą, ze mamy jechać, bo to nasze marzenia...
- Dokładnie...- poparłem go.
- Ale powinniście z nimi porozmawiać za nim się zgodzimy na 100%... przecież jak podpiszecie umowę, a nie uzgodnicie tego z nimi, będą myślały, że ich decyzja się nie liczy. I tak powiedzą, że macie jechać, chociaż by wolały żebyście zostali, ale jednak... Yh logiki kobiet nie zrozumiesz. Ja sam jej nie rozumiem.- zaśmiał się Fede, próbując rozładować atmosferę.
- Ta...- odparł Maxi. - Tak musimy zrobić.
Po tych słowach drzwi się otworzyły, a do pomieszczenie weszli zdenerwowani mężczyźni...
- Jaka decyzja?- spytał niepewnie nasz menadżer.
- Ok...- powiedział Włoch.- Wstępnie mówimy tak, ale... - ostudził ich zapał.- Najpierw musimy dokładnie przeczytać umowę i porozmawiać z paroma osobami, jasne?
- Oczywiście!- teraz oni zaszczycili nas chórkiem.
- To my się zbieramy.- powiedziałem.
-DO WIDZENIA!- Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy z gabinetu...
- Chłopacy...- zaczął Leon jak już mieliśmy iść w swoje strony.- Możecie rozmawiać z dziewczynami nie dziś? Będą miały złe humory, a są urodziny Violetty...
- Pewnie stary.- powiedział Maxi.- Zachowujmy się normalnie. Nie będziemy psuć naszej przyjaciółce szesnastki.
- Dzięki.
Każdy poszedł do swoich domów...  Miałem cholernie mieszane odczucia.
Z jednej strony trasa, fani, sława, muzyka... to spełnienie moich marzeń. EUROPA. Jak zakładaliśmy zespół było to naszym wielkim marzeniem, które od spełnienia dzieli kroczek... Ale z drugiej strony stała najważniejsza osoba w moim życiu... Pół roku bez przytulenia jej, pocałowania, złapania za ręce, słodkiego oddechu... To będzie męczarnia nie tylko da mnie, ale co najgorsze... dla niej... wiem, że będziemy pisać, rozmawiać przez telefon, kamerki i będę ją odwiedzał jak tylko znajdę sekundę, a jak wrócę będzie tak jak jest, ale to nie to samo... Moja księżniczka będzie smutna, a ja nie umiem bez niej żyć. Z 2 strony będę cholernie żałował jak nie pojadę w tę trasę... oj... czemu ona nie może jechać ze mną?! Nie... To byłby już egoizm. Ma tutaj swoją ukochaną i wymarzoną szkołę, która dla niej jest spełnieniem marzeń... OK HERNANDEZ. WEŹ SIĘ W GARŚĆ. OBIECAŁEŚ COŚ KUMPLOWI. NIE ZEPSUJ URODZIN VILS. Z takim postanowieniem otworzyłem furtkę i przeszedłem przez szary chodnik, trzy małe stopnie i w końcu od kluczyłem drewniane drzwi. Rodzice pojechali do znajomych, więc w domu było pusto. W tym momencie odpowiadało mi to całkowicie. Zadowolenie ojca i śmiech matki dobiłyby mnie teraz całkowicie.
Poszedłem na górę i wszedłem pod prysznic, a później zacząłem szykować się na urodziny Castillo...

*Violetta*

- NO jesteś nareszcie!- rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi, który obiecał przyjść wcześniej i ( lekko spóźniony) dotrzymał słowa.
- Witaj skarbie.- uśmiechnął się do mnie najpiękniej jak potrafił, ale znam go zbyt długo. Widzę, że jest czymś bardzo zdenerwowany. Nikt oprócz mnie nie byłby wstanie tego zobaczyć, ale ja to po prostu wiem.
- Violka...- westchnął. Nie przejmuj się... Po prostu nie jestem przekonany czy spodoba ci się prezent o de mnie.- zaśmiał się nerwowo, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- Spełnienia marzeń złotko.- wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż, oraz małą torebeczkę, w której znajdował się prezent.
- Jakie piękne.- pisnęłam wąchając kwiaty.- Dziękuje.- szepnęłam i mocno się w niego wtuliłam. Sama już nie wiem czy chodziło tylko o ty, czy o coś jeszcze... A może histeryzuje niepotrzebnie? Jak to zwykle ja? Zapewne tak jest, ale coś mi nie gra... Oj VILS! Jakby Leon miał coś ważnego do powiedzenie powiedziałby ci to...
- Może otworzysz...- z rozmyśleń wyrwał mnie śmiech chłopaka. - Bo padnę z nerwów.
- Tak.- oderwałam się od niego i wyciągnęłam z torebeczki, małe, różowe pudełeczko w fioletowe kwiatki.- Już samo opakowanie mi się podoba.- zaśmiałam się i otworzyłam wieczko. Zatkało mnie. W środku był cudowny, srebrny naszyjnik a na nim zawieszka w kształcie serca... Jednak to nie wszystko. Na sercu było: V&L...
Byłam wdzięczna, że nie zrobiłam jeszcze makijażu, bo zaczęłam ryczeć jak dzieciak.
- Nie podoba ci się?- zaśmiał się.
- Jest cudowny.- powiedziałam zachrypniętym głosem.- Dziękuje.- przytuliłam się do chłopaka.
- Vio...- do salonu weszła Olga.- AAAA!- wrzasnęła. - Została ci tylko godzina do przyjęcia, a ty jeszcze nie gotowa?! Dawaj te kwiaty wstawię je do wazonu, a ty marsz na górę.- roześmiałam się tylko i pocałowałam Leosia w policzek.
- Poczekasz na mnie?
- Pomogę Oldze.- zadeklarował się i ruszył za kobietą do kuchni. Poszłam na górę i z pokoju zabrałam swój zestaw na imprezkę.


Po namyśle zrezygnowałam tylko z naszyjnika. Stwierdziłam, że założę ten, który przed chwilą dostałam od mojego chłopaka.
Poczłapałam do łazienki i czym prędzej się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. W sumie kąpiel nie zajęła mi sporo czasu. Szybko się wysuszyłam i zaczęłam układać swoje włosy, stawiając w końcu na lekko pofalowane. Następnie starannie wykonałam delikatny makijaż, świetnie pasujący do mojego stroju i na koniec się ubrałam. Z efektu końcowego byłam w pełni (nieskromnie mówiąc) zadowolona.
Kiedy zeszłam na dół mój tata i Leon siedzieli na kanapie i o czymś dyskutowali... Zapewne o mnie...
- Łoł.- Mój chłopak przestał słuchać co mówi mój ojciec. Wstał z kanapy i podszedł bliżej mnie.- Wyglądasz...- chyba nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.- Prześlicznie.- powiedział w końcu.
- Dziękuję.- zarumieniłam się.
- Śliczna córcia.- tata nie krył wzruszenia i mocno mnie do siebie przytulił.
- Musimy już jechać.- powiedziałam odsuwając się od niego.- Za pół godziny zaczyna się przyjęcie, a mnie jeszcze nie ma na miejscu.- zaśmiałam się.
- Racja.- Tato podszedł do drzwi.- Chodźmy kochani.- otworzył je przed nami, a Meksykanin i ja, trzymając się za ręce, wyszliśmy na podwórko. Pogoda była idealna. Słońce grzało, ale chłodny wiaterek, nie pozwalał odczuć gorąca. Takie pogody uwielbiam.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do lokalu, w którym miało odbyć się moje przyjęcie urodzinowe.
Muszę przyznać, że wszystko wyglądało lepiej niż to sobie wyobrażałam. Balony w moich ulubionych, pastelowych kolorach, pełno okrągłych stoliczków, dużo miejsca aby tańczyć d rana... Biorąc pod uwagę to, że w sumie większość zaproszonych należy do Studia, pomyślałam również o wielkiej scenie, na której każdy może coś zaśpiewać.
- Idealnie.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Masz naszyjnik.- usłyszałam szept Leosia.
- Tak.- posłałam mu uśmiech.- Co nie, że świetnie do mnie psuje?- zarzuciłam mu ręce na szyje.
- Idealnie.- puścił mi oczko.
- Dlatego mam zamiar nosić go cooodziennie.- zaśmiałam się i zbliżyłam do chłopaka. Nasz usta dzielił jakiś milimetr, kiedy usłyszałam głos taty i musiałam odsunąć się od ukochanego.
- Dobrze Violu...- podszedł do mnie.- Baw się dobrze.- pocałował mnie w czoło. - Bez głupstw, alkoholu, papierosów, dopalaczy i...
- Tato.- przerwałam mu ze śmiechem.- Jestem durzą dziewczynką. Umiem o siebie zadbać.
- Wiem...- westchnął.- No cóż.- Dobrej zabawy.- uścisnął mnie mocno i wyszedł, a zaraz po nim weszli pierwsi goście...

Impreza trwa w najlepsze... Oczywiście moi kochani, starsi koledzy nie widzą dobrej zabawy bez alkoholu. Mam tylko nadzieje, że tato się nie dowie... No ale to chyba nie moja wina, że Federico wparował z wielkimi siatami szampana, wina i wódki...
Ja jak na razie nie wzięłam ani łyka... Nie chcę mieć problemów z tatą. Zresztą. Moje przyjaciółki też się nie przekonały...
- Violu...!- o wilku mowa.
- Co tam Fran?
- Niezła zabawa.- zaśmiała się. - Ale chłopacy chyba przesadzają.
- Tak.- zachichotałam. Chłopcy ( chociaż nie tylko oni. Dziewczyny ze starszego rocznika też piły chociaż nie tak jak oni.) nieźle zabalowali. Ale byłam dumna z mojego chłopaka, który powstrzymywał się od większego picia. W końcu to moje urodziny i on stwierdził, że nie będzie się upijał.
- Ale nie jest tak znowu źle... - odparła.
- Oj uwierz mi Fran.- zaśmiałam się.- Widziałam ich już nie raz w innym stanie. Chociażby wtedy, jak opijali kontrakt z U-MIX.
Włoszka zamyśliła się na momencik, a po chwili zrobiła wystraszoną, zniesmaczoną minę. Zaczęłam się z niej śmiać. Najwyraźniej wyobraziła sobie nasz kochany zespół, świętujący rozpoczęcie kariery.
- Wolałabym tego na twoim miejscu nie widzieć.- stwierdziła.
- Ja też.- zaśmiałam się.
- Nasze pidżama party, aby napisać piosenkę aktualne?
- Jak najbardziej.
- Diego!- nastolatka krzyknęła za swoim chłopakiem.- Przepraszam  cię Violu, ale wszędzie go szukałam. Złapię cię później.
- Jasne. Pójdę poszukać Leona.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zaczęłam szukać chłopaka.

*Francesca*

- Tu jesteś skarbie.- złapałam Hiszpana za rękę. Nareszcie go znalazłam. Niesamowite ile osób zaprosiła Violka. Nie dość, że jest tu PÓŁ STUDIA, to jeszcze jej znajomi z gimnazjum... Nic dziwnego, że zgubiłam swojego chłopaka na taki szmal czasu.
- Hej kotku.- szepnął mi do ucha, a ja ciężko westchnęłam. Od momentu, kiedy ostatni raz się widzieliśmy (czyt. jakieś pół godziny) pompił z kolegami... DOŚĆ...
- Piłeś...- stwierdziłam odsuwając się od niego.
- Tylko trochę.- uśmiechnął się.
-Oczywiście.- wywróciłam teatralnie oczami. Nie będę mu przecież robiła wyrzutów... Jest dorosły i jesteśmy na imprezie. Może się wybawić, a mi to nie będzie przeszkadzało, póki zachowuje się stosownie wobec mnie i innych...
- Nie marudź...- cmoknął mój policzek i chwycił dłoń.
- To może ja napije się z tobą?- zabrałam mu z dłoni piwo. Chciałam go podpuścić...
- Nie ma mowy.- wyrwał mi je.
- Niby dlaczego? - stanęłam z założonymi rękoma.
- Masz kochanie 16 lat. Nie jesteś za młoda?- spytał ironicznie.- Zresztą... Nigdy nie ciągnęło cię do alkoholu. Skąd ta zmiana?- przybrał poważny wyraz twarzy, a ja się zaśmiałam.
- Sprawdzałam tylko czy upiłeś się na tyle, żeby pozwolić mi się napić... Widać, że jednak wcale nie piłeś tak wiele.- tym razem to ja musnęłam jego policzek i złapałam go za dłoń, kierując w stronę stolików, bo
zagradzaliśmy drogę tańczącym.
- Stałaś się za sprytna księżniczko.
- Wiem.- wyszczerzyłam zęby.- Zatańczymy?- spytałam, gdy usłyszałam piosenkę, która zyskała u mnie miano HITU MIESIĄCA.
- Moment...- uciął dopijając piwo. Westchnęłam tylko i przytupując cierpliwie poczekałam, aż odłożył opróżnioną puszkę i złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą na parkiet.
Mieliśmy w sumie zatańczyć jedna piosenkę, a przetańczyliśmy kilkadziesiąt minut, aż zdecydowanie potrzebowałam odpoczynku. Kocham tańczyć, ale teraz byłam wykończona.
- Kochanie...- zaczęłam zdyszana, zwracając się do Diego.
- Tak?
- Pójdziemy się przewietrzyć? - wskazałam na drzwi.
- Tak chodźmy.- złapał mnie za rękę...








Heeeej kochani. O jenki wiem, że Francesca bardzo krutka, ale długo nie było rozdziału, a Viola i Diego wyszli całkiem całkiem i postanowiłam już nie pisać więcej, koro nie mam pomysłu tylko dać tak jak jest. Nie obraźcie się :D

LOVCIAM DIECESCE