poniedziałek, 12 października 2015

Capitulo 37

*Diego*

NASTĘPNY DZIEŃ

Obudziłem się dziś baaaardzo wcześnie. Zdecydowanie ZA wcześnie. Jaki normalny nastolatek musi wstawać w Sobotę o 05:00?! A no tak. Sławny nastolatek, który musi iść na próbę chyba nie jest normalnym... No cóż. Nie wiem jak to zrobiłem, ale w końcu wywlokłem się z łóżka. Oczywiście wszystkie poranne czynności zajęły mi maks 15 minut.
Bardzo cicho, aby nie obudzić rodziców, zszedłem na dół i postanowiłem przygotować sobie tosty z dżemem. Po śniadaniu zabrałem moją torbę i wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę garażu. Ponieważ zostało mi jeszcze 10 minut, postanowiłem, że dziś nie przejdę się do wytwórni piechotą, a pojadę samochodem...
To był genialny pomysł, bo na miejsce z powodu niezłych korków, dojechałem na ostatnią chwilę, więc pospiesznie udałem się do sali prób.
Wszedłem do środka i zauważyłem, że wszyscy moi przyjaciele już tam są.
- Cześć chłopaki.
- Hej Diego.- przywitali się ze mną.
- Wszyscy?- zapytał Leon, z lekka zniecierpliwiony.
- Ej...- zaśmiał się Andres.- A co ci się tak spieszy?
- Sory... Ale zależy mi żeby wszystko poszło szybko i zwinnie, bo jakbyście zapomnieli, dziś są urodziny Violetty i mam zamiar zobaczyć ja, zanim zacznie się jej imprezka.
- No tak...- przytaknął mu Federico. - Ok chłopaki. Zaczynamy.
Próba serio poszła nam bardzo dobrze. Chyba pierwszy raz od dawna... Byłem na maksa z nas zadowolony.
Kiedy mieliśmy przerwę i prowadziliśmy zawziętą dyskusję na temat urodzin Castillo, do sali wszedł nasz menadżer
- Siemka chłopaki.- przywitał się z nami z takim entuzjazmem, że każdy zaczął się mu przyglądać. Jednego jestem pewien. MA DLA NAS DOBRE WIEŚCI.
- Heeeeej...- powiedzieliśmy wszyscy, a ten się zaśmiał.
- Słuchajcie. Jak skończycie próbę, to przyjdźcie do mnie do gabinetu. Razem z Valentino mamy dla was wieści...
Mega mnie tym zdziwił. Valentino to szef całej wytwórni... A Mayson- nasz menadżer przychodzi cały w skowronkach i mówi, że mamy do nich przyjść... Dziiiiiwne...
- Ok.- pierwszy odezwał się Broduey. To my kończymy przerwę i w sumie za niecałą godzinę mamy koniec próby.
- Super. Jak skończycie widzę was u siebie. - uśmiechnął się do nas promienie i wyszedł z pokoju. Uuuuuuu.  Wiadomość musi być co najmniej tak ważna i świetna jak ta o sławie w krajach Europejskich.
Widać było, że moi przyjaciele też zastanawiają się nad tym samym co ja, więc postanowiłem ich z tego wyrwać.  W końcu trzeba było zacząć próbę.
- Chłopaki! - Oni od razu oprzytomnieli i spojrzeli na mnie.- koniec rozmyślania o ważnej wiadomości Mayson'a. Dowiemy się szybciej jak skończymy się zastanawiać i zabierzemy się do pracy.
Oni przyznali mi rację i podeszli do swoich instrumentów.

- ok koniec na dziś. - oznajmił Maxi odkładając pałeczki na bok.
- Idziemy do Mayson'a! - Andrés poleciał do drzwi z prędkością światła.
- Halo...- Broduey się zaśmiał.  Może najpierw posprzątamy?
- Właśnie. - przyznał mu rację Federico,  a Argentyńczyk ze zrezygnowaniemzzabrał się za porządki.
Oczywiście schowane instrumentów zajęło nam mniej niż 10 minut wiec już po chwili staliśmy na przeciwko menadżera i dyrektora.
- No to jesteśmy. - odezwał się Leon.
- chcieliście nam coś powiedzieć. - dodałem.
Mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco.
- pamiętacie jak mówiłem wam o tym, że planujemy wasza trasę koncertową?
- tak. - nie churek.
- No i... jakbyście mieli czas i chęci zajrzelibyscie na oficjalną stronę waszego zespołu, gdzie widnieje pewna ankieta... - popatrzył na nas  wyrzutem.  Spojrzałem na chłopaków i oni tak jak ja byli zdziwieni co oznacza, że nie mają pojęcia o jakiejś ankiecie.
- jaka ankieta? - spytał Brazylijczyk.
- Zrobiliśmy ankietę o nazwie "gdzie powinien odbyć się koncert All for you." Daliśmy tam kraje z Ameryki Południowej oraz Europy.  Wszystkie dostały po parenascie tysięcy głosów.
Galy prawie wyszły nam na wierzch.
- Juz wiecie co chcemy wam powiedzieć?  - głos przejął dyrektor ale my byliśmy w szoku i nie mogliśmy nic z siebie wydusic.  Koncerty w Europie i Południowej Ameryce czyli...
- Za parę tygodni wyjeżdżacie w waszą pierwszą trasę koncertową.
Mnie i moich przyjaciół dopadł kompletny wybuch EUFORII.
Zachowywaliśmy się jak małe dzieci, które właśnie wygrały jakaś grę ze starszymi. Po prostuooddalił nam kompletnie. Gdyby nie to, że jednak trochę chamowalismy, bo byli tu Mayson i dyrektor,  to pewnie pokój byłby teraz w powietrzu.
- Rozumiem, że się panowie zgadzają.- zaśmiał się dyrektor.
- JASNE.- Znowu chórek...
- W takim razie, czeka was niesamowita, półroczna przygoda.
Od razu przestaliśmy się cieszyć jak debile i stanęliśmy jak wryci w ziemię, wyszczerzając oczy.
- ILE?! - Wydarliśmy się, zaszczycając mężczyzn ponownym chórkiem.
- No pół roku.- nasz szef był wyraźnie zdziwiony naszym zachowaniem. Od razu przestał się uśmiechać i patrzył na nas uważnie.
- Jak to?!- krzyknął Maxi.
- Normalnie.- westchnął Mayson.- A wy myśleliście, że ile taka trasa po obu kontynentach może trwać?! Wywiady, spotkania z fanami... w niektórych krajach koncert w kilku miastach. - zaczął wyliczać, z coraz to bardziej podniesionym tonem.
- Dobra chłopaki... - dyrektor odchrząknął. - Widzę Mayson, że masz z nimi parę spraw do obgadania.- spojrzał na niego znacząco. Widać było, że nie jest zadowolony z przebiegu sytuacji.
Skierował się ku drzwiom i już po chwili zniknął za nimi, a nasz menadżer spojrzał na nas gniewnie.
- Co wy sobie wyobrażacie?! - zaczął się drzeć.- Odstawiacie jakieś szopki przy szefie i moim i waszym! Jak wam coś nie pasuje,  możecie zerwać współpracę z naszą wytwórnią! Już nie jesteście dzieciakami uczącymi się w studiu! Teraz to wasza praca! Wasz zakichany obowiązek, to starć się zdobyć coraz większą popularność. Udało się zyskać tak wielu fanów w tak krótkim czasie i to wasza decyzja czy to uszanujecie i dobrze wykorzystacie, czy olejecie! DOROŚNIJCIE!- Nabuzowany wyszedł z gabinetu. Miałem wrażenie, że nas zaraz rozszarpie... Wszyscy byliśmy zaskoczeni jego wybuchem agresji. Staliśmy nie ruchomo.
- On ma rację.- moich uszu dobiegło westchnięcie Federico.
- To nie tak, że ja nie chcę. - odpowiedział mu Leon.- To super. Trasa... spełnienie marzeń. Ale... Nie wyobrażam sobie zostawić Violetty na pół roku...- posmutniał.
- Dokładnie.- poparłem przyjaciela.- Gdyby nie Fran, nadal bym był przeszczęśliwy z trasy koncertowej. Nawet rocznej. Ale co z Francescą?
- Dziewczyny się załamią...- dopowiedział Feder.
- A ja tez nie dam rady zostawić MATYLDY...- Andres prawie ryczał...
- Co robimy?- westchnął Maxi.- Trzeba z nimi porozmawiać.
- Nie ma sensu.- odparł Verdas.- I tak powiedzą, ze mamy jechać, bo to nasze marzenia...
- Dokładnie...- poparłem go.
- Ale powinniście z nimi porozmawiać za nim się zgodzimy na 100%... przecież jak podpiszecie umowę, a nie uzgodnicie tego z nimi, będą myślały, że ich decyzja się nie liczy. I tak powiedzą, że macie jechać, chociaż by wolały żebyście zostali, ale jednak... Yh logiki kobiet nie zrozumiesz. Ja sam jej nie rozumiem.- zaśmiał się Fede, próbując rozładować atmosferę.
- Ta...- odparł Maxi. - Tak musimy zrobić.
Po tych słowach drzwi się otworzyły, a do pomieszczenie weszli zdenerwowani mężczyźni...
- Jaka decyzja?- spytał niepewnie nasz menadżer.
- Ok...- powiedział Włoch.- Wstępnie mówimy tak, ale... - ostudził ich zapał.- Najpierw musimy dokładnie przeczytać umowę i porozmawiać z paroma osobami, jasne?
- Oczywiście!- teraz oni zaszczycili nas chórkiem.
- To my się zbieramy.- powiedziałem.
-DO WIDZENIA!- Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy z gabinetu...
- Chłopacy...- zaczął Leon jak już mieliśmy iść w swoje strony.- Możecie rozmawiać z dziewczynami nie dziś? Będą miały złe humory, a są urodziny Violetty...
- Pewnie stary.- powiedział Maxi.- Zachowujmy się normalnie. Nie będziemy psuć naszej przyjaciółce szesnastki.
- Dzięki.
Każdy poszedł do swoich domów...  Miałem cholernie mieszane odczucia.
Z jednej strony trasa, fani, sława, muzyka... to spełnienie moich marzeń. EUROPA. Jak zakładaliśmy zespół było to naszym wielkim marzeniem, które od spełnienia dzieli kroczek... Ale z drugiej strony stała najważniejsza osoba w moim życiu... Pół roku bez przytulenia jej, pocałowania, złapania za ręce, słodkiego oddechu... To będzie męczarnia nie tylko da mnie, ale co najgorsze... dla niej... wiem, że będziemy pisać, rozmawiać przez telefon, kamerki i będę ją odwiedzał jak tylko znajdę sekundę, a jak wrócę będzie tak jak jest, ale to nie to samo... Moja księżniczka będzie smutna, a ja nie umiem bez niej żyć. Z 2 strony będę cholernie żałował jak nie pojadę w tę trasę... oj... czemu ona nie może jechać ze mną?! Nie... To byłby już egoizm. Ma tutaj swoją ukochaną i wymarzoną szkołę, która dla niej jest spełnieniem marzeń... OK HERNANDEZ. WEŹ SIĘ W GARŚĆ. OBIECAŁEŚ COŚ KUMPLOWI. NIE ZEPSUJ URODZIN VILS. Z takim postanowieniem otworzyłem furtkę i przeszedłem przez szary chodnik, trzy małe stopnie i w końcu od kluczyłem drewniane drzwi. Rodzice pojechali do znajomych, więc w domu było pusto. W tym momencie odpowiadało mi to całkowicie. Zadowolenie ojca i śmiech matki dobiłyby mnie teraz całkowicie.
Poszedłem na górę i wszedłem pod prysznic, a później zacząłem szykować się na urodziny Castillo...

*Violetta*

- NO jesteś nareszcie!- rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi, który obiecał przyjść wcześniej i ( lekko spóźniony) dotrzymał słowa.
- Witaj skarbie.- uśmiechnął się do mnie najpiękniej jak potrafił, ale znam go zbyt długo. Widzę, że jest czymś bardzo zdenerwowany. Nikt oprócz mnie nie byłby wstanie tego zobaczyć, ale ja to po prostu wiem.
- Violka...- westchnął. Nie przejmuj się... Po prostu nie jestem przekonany czy spodoba ci się prezent o de mnie.- zaśmiał się nerwowo, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- Spełnienia marzeń złotko.- wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż, oraz małą torebeczkę, w której znajdował się prezent.
- Jakie piękne.- pisnęłam wąchając kwiaty.- Dziękuje.- szepnęłam i mocno się w niego wtuliłam. Sama już nie wiem czy chodziło tylko o ty, czy o coś jeszcze... A może histeryzuje niepotrzebnie? Jak to zwykle ja? Zapewne tak jest, ale coś mi nie gra... Oj VILS! Jakby Leon miał coś ważnego do powiedzenie powiedziałby ci to...
- Może otworzysz...- z rozmyśleń wyrwał mnie śmiech chłopaka. - Bo padnę z nerwów.
- Tak.- oderwałam się od niego i wyciągnęłam z torebeczki, małe, różowe pudełeczko w fioletowe kwiatki.- Już samo opakowanie mi się podoba.- zaśmiałam się i otworzyłam wieczko. Zatkało mnie. W środku był cudowny, srebrny naszyjnik a na nim zawieszka w kształcie serca... Jednak to nie wszystko. Na sercu było: V&L...
Byłam wdzięczna, że nie zrobiłam jeszcze makijażu, bo zaczęłam ryczeć jak dzieciak.
- Nie podoba ci się?- zaśmiał się.
- Jest cudowny.- powiedziałam zachrypniętym głosem.- Dziękuje.- przytuliłam się do chłopaka.
- Vio...- do salonu weszła Olga.- AAAA!- wrzasnęła. - Została ci tylko godzina do przyjęcia, a ty jeszcze nie gotowa?! Dawaj te kwiaty wstawię je do wazonu, a ty marsz na górę.- roześmiałam się tylko i pocałowałam Leosia w policzek.
- Poczekasz na mnie?
- Pomogę Oldze.- zadeklarował się i ruszył za kobietą do kuchni. Poszłam na górę i z pokoju zabrałam swój zestaw na imprezkę.


Po namyśle zrezygnowałam tylko z naszyjnika. Stwierdziłam, że założę ten, który przed chwilą dostałam od mojego chłopaka.
Poczłapałam do łazienki i czym prędzej się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. W sumie kąpiel nie zajęła mi sporo czasu. Szybko się wysuszyłam i zaczęłam układać swoje włosy, stawiając w końcu na lekko pofalowane. Następnie starannie wykonałam delikatny makijaż, świetnie pasujący do mojego stroju i na koniec się ubrałam. Z efektu końcowego byłam w pełni (nieskromnie mówiąc) zadowolona.
Kiedy zeszłam na dół mój tata i Leon siedzieli na kanapie i o czymś dyskutowali... Zapewne o mnie...
- Łoł.- Mój chłopak przestał słuchać co mówi mój ojciec. Wstał z kanapy i podszedł bliżej mnie.- Wyglądasz...- chyba nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.- Prześlicznie.- powiedział w końcu.
- Dziękuję.- zarumieniłam się.
- Śliczna córcia.- tata nie krył wzruszenia i mocno mnie do siebie przytulił.
- Musimy już jechać.- powiedziałam odsuwając się od niego.- Za pół godziny zaczyna się przyjęcie, a mnie jeszcze nie ma na miejscu.- zaśmiałam się.
- Racja.- Tato podszedł do drzwi.- Chodźmy kochani.- otworzył je przed nami, a Meksykanin i ja, trzymając się za ręce, wyszliśmy na podwórko. Pogoda była idealna. Słońce grzało, ale chłodny wiaterek, nie pozwalał odczuć gorąca. Takie pogody uwielbiam.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do lokalu, w którym miało odbyć się moje przyjęcie urodzinowe.
Muszę przyznać, że wszystko wyglądało lepiej niż to sobie wyobrażałam. Balony w moich ulubionych, pastelowych kolorach, pełno okrągłych stoliczków, dużo miejsca aby tańczyć d rana... Biorąc pod uwagę to, że w sumie większość zaproszonych należy do Studia, pomyślałam również o wielkiej scenie, na której każdy może coś zaśpiewać.
- Idealnie.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Masz naszyjnik.- usłyszałam szept Leosia.
- Tak.- posłałam mu uśmiech.- Co nie, że świetnie do mnie psuje?- zarzuciłam mu ręce na szyje.
- Idealnie.- puścił mi oczko.
- Dlatego mam zamiar nosić go cooodziennie.- zaśmiałam się i zbliżyłam do chłopaka. Nasz usta dzielił jakiś milimetr, kiedy usłyszałam głos taty i musiałam odsunąć się od ukochanego.
- Dobrze Violu...- podszedł do mnie.- Baw się dobrze.- pocałował mnie w czoło. - Bez głupstw, alkoholu, papierosów, dopalaczy i...
- Tato.- przerwałam mu ze śmiechem.- Jestem durzą dziewczynką. Umiem o siebie zadbać.
- Wiem...- westchnął.- No cóż.- Dobrej zabawy.- uścisnął mnie mocno i wyszedł, a zaraz po nim weszli pierwsi goście...

Impreza trwa w najlepsze... Oczywiście moi kochani, starsi koledzy nie widzą dobrej zabawy bez alkoholu. Mam tylko nadzieje, że tato się nie dowie... No ale to chyba nie moja wina, że Federico wparował z wielkimi siatami szampana, wina i wódki...
Ja jak na razie nie wzięłam ani łyka... Nie chcę mieć problemów z tatą. Zresztą. Moje przyjaciółki też się nie przekonały...
- Violu...!- o wilku mowa.
- Co tam Fran?
- Niezła zabawa.- zaśmiała się. - Ale chłopacy chyba przesadzają.
- Tak.- zachichotałam. Chłopcy ( chociaż nie tylko oni. Dziewczyny ze starszego rocznika też piły chociaż nie tak jak oni.) nieźle zabalowali. Ale byłam dumna z mojego chłopaka, który powstrzymywał się od większego picia. W końcu to moje urodziny i on stwierdził, że nie będzie się upijał.
- Ale nie jest tak znowu źle... - odparła.
- Oj uwierz mi Fran.- zaśmiałam się.- Widziałam ich już nie raz w innym stanie. Chociażby wtedy, jak opijali kontrakt z U-MIX.
Włoszka zamyśliła się na momencik, a po chwili zrobiła wystraszoną, zniesmaczoną minę. Zaczęłam się z niej śmiać. Najwyraźniej wyobraziła sobie nasz kochany zespół, świętujący rozpoczęcie kariery.
- Wolałabym tego na twoim miejscu nie widzieć.- stwierdziła.
- Ja też.- zaśmiałam się.
- Nasze pidżama party, aby napisać piosenkę aktualne?
- Jak najbardziej.
- Diego!- nastolatka krzyknęła za swoim chłopakiem.- Przepraszam  cię Violu, ale wszędzie go szukałam. Złapię cię później.
- Jasne. Pójdę poszukać Leona.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zaczęłam szukać chłopaka.

*Francesca*

- Tu jesteś skarbie.- złapałam Hiszpana za rękę. Nareszcie go znalazłam. Niesamowite ile osób zaprosiła Violka. Nie dość, że jest tu PÓŁ STUDIA, to jeszcze jej znajomi z gimnazjum... Nic dziwnego, że zgubiłam swojego chłopaka na taki szmal czasu.
- Hej kotku.- szepnął mi do ucha, a ja ciężko westchnęłam. Od momentu, kiedy ostatni raz się widzieliśmy (czyt. jakieś pół godziny) pompił z kolegami... DOŚĆ...
- Piłeś...- stwierdziłam odsuwając się od niego.
- Tylko trochę.- uśmiechnął się.
-Oczywiście.- wywróciłam teatralnie oczami. Nie będę mu przecież robiła wyrzutów... Jest dorosły i jesteśmy na imprezie. Może się wybawić, a mi to nie będzie przeszkadzało, póki zachowuje się stosownie wobec mnie i innych...
- Nie marudź...- cmoknął mój policzek i chwycił dłoń.
- To może ja napije się z tobą?- zabrałam mu z dłoni piwo. Chciałam go podpuścić...
- Nie ma mowy.- wyrwał mi je.
- Niby dlaczego? - stanęłam z założonymi rękoma.
- Masz kochanie 16 lat. Nie jesteś za młoda?- spytał ironicznie.- Zresztą... Nigdy nie ciągnęło cię do alkoholu. Skąd ta zmiana?- przybrał poważny wyraz twarzy, a ja się zaśmiałam.
- Sprawdzałam tylko czy upiłeś się na tyle, żeby pozwolić mi się napić... Widać, że jednak wcale nie piłeś tak wiele.- tym razem to ja musnęłam jego policzek i złapałam go za dłoń, kierując w stronę stolików, bo
zagradzaliśmy drogę tańczącym.
- Stałaś się za sprytna księżniczko.
- Wiem.- wyszczerzyłam zęby.- Zatańczymy?- spytałam, gdy usłyszałam piosenkę, która zyskała u mnie miano HITU MIESIĄCA.
- Moment...- uciął dopijając piwo. Westchnęłam tylko i przytupując cierpliwie poczekałam, aż odłożył opróżnioną puszkę i złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą na parkiet.
Mieliśmy w sumie zatańczyć jedna piosenkę, a przetańczyliśmy kilkadziesiąt minut, aż zdecydowanie potrzebowałam odpoczynku. Kocham tańczyć, ale teraz byłam wykończona.
- Kochanie...- zaczęłam zdyszana, zwracając się do Diego.
- Tak?
- Pójdziemy się przewietrzyć? - wskazałam na drzwi.
- Tak chodźmy.- złapał mnie za rękę...








Heeeej kochani. O jenki wiem, że Francesca bardzo krutka, ale długo nie było rozdziału, a Viola i Diego wyszli całkiem całkiem i postanowiłam już nie pisać więcej, koro nie mam pomysłu tylko dać tak jak jest. Nie obraźcie się :D

LOVCIAM DIECESCE














7 komentarzy:

  1. Swietny rozdzial kochana!!! Uwielbiam twoje opki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest świetnie. Mi się ten rozdział bardzo podoba. Ciekawe czy coś się wydarzy między Vilu i Leonem lub Fran i Diego :)
    Oczywiście czekam na kolejny, dzisiaj nie umiem się jakoś rozpisać
    ~Zuza~ kiedyś -I❤diecesca-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha hahaha ciekawe czy coś się wydarzy. Hym. To zależy od mojej zrytej bani ale wydaje mi się ze nie.

      LOVCIAM DIECECE

      Usuń
    2. Hah, no wiesz skoro Diego jest pod wpływem alkoholu to nigdy nic nie wiadomo. Na prawdę rozdział cudny a ty piszesz najlepiej na świecie
      ~Zuza~

      Usuń