czwartek, 14 stycznia 2016

rozdział 43

*Francesca*

- Możesz powtórzyć?- Violetta wręcz zakrztusiła się powietrzem. 
- Gdzie jadą?- dodała Cam, kiedy po dłuższym czasie blondynka nie odpowiadała.
Ludmiła przyłożyła sobie dłoń do ust. Wyglądała na zmieszaną, a w jej oczach dało się wyszukać współczucie.
- Jejku dziewczyny...- jęknęła ze łzami w oczach.- Przepraszam...-westchnęła i ku zdziwieniu nas wszystkich, mocno przytuliła Violettę i przycisnęła ją do siebie. - Byłam pewna, że wiecie...- zapewniła, przepraszającym tonem.
- Nie wierzę....- wydusiłam z siebie w końcu i opadłam na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Z moich oczu popłynął strumień łez. rozmazując mi cały makijaż.
Rudowłosa usiadła obok mnie, przytuliła i również zaczęła solidnie płakać. Trwałyśmy tak w jednej pozie ogromną ilość czasu. 
Po kilku minutach zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu, szlochem którejś  z nas...
- Ludmiła...- odezwała się Violetta. Obie z Camillą spojrzałyśmy na dwie siostry.  - Powiedz nam wszystko co wiesz i skąd, proszę.
Blondynka pokiwała twierdząco głową i usiadła na puszystym fotelu, a Vils dołączyła do nas. Cała nasza trójka siedziała teraz na przeciwko osiemnastolatki, która zabrała głos:
- Wiem o trasie od Federico. - zaczęła, a z każdym słowem, jej twarz coraz bardziej się wykrzywiała w smutku.- Spotkaliśmy się nie dawno w parku i mi o tym powiedział... Wyjeżdżają na pół roku...- urwała i przypatrzyła się każdej z nas osobna, wyczekując na naszą reakcję.
Miałam ochotę ponownie się rozpłakać. Rzucić biegiem do wyjścia i uciec jak najdalej, zgubić wszystkie smutki po drodze i wpaść w objęcia Diego, który powiedziałby mi, że to tylko zły sen i mogę się już obudzić...
Zacisnęłam zęby i dłonie w pięści. Starałam się być silna, mimo że łzy uwalniały się błyskawicznie spod moich powiek, nie chciałam zacząć histeryzować. Dziewczyny postąpiły inaczej, bo nie usłyszałam ani jednego jęku.
- Nie wiedzą jeszcze kiedy jadą... Nic więcej nie wiem...- skończyła i westchnąwszy, podeszła bliżej nas i kucnęła przed nami. - Porozmawiajcie z nimi. Oni wam wszystko wyjaśnią.- poradziła nam i wstała, kierując się do drzwi. - Olga wołała na kolacje,..- dodała na odchodnym i wyszła...
Tak strasznie chciałam żeby kłamała. Żeby znów okazała na co ją stać i obrzydliwie kłamała... Ale wiedziałam, ze to prawda. Wszystko złożyło się do kupy. Dziwne zachowane chłopaków, ich ostatnie powodzenie w Europie... Nie miałam żadnych wątpliwości, że blondynka mówi prawdę. Jeszcze bardziej od wyjazdu w trasę, bolało mnie to, w jaki sposób musiałam się o tym dowiedzieć.
Dlaczego?! Dlaczego mój chłopak nie mógł powiedzieć mi tego sam?! Przytuliłby, powiedział, że kocha i będzie tęsknił... Przecież bym zrozumiała... Ale nie. Chyba wolał żebym dowiedziała się na ostatnią chwilę... Tak jak Leon i Brroduey. Są super, mega gwiazdami, a takie z nich cholerne tchórze!
- Chodźmy...- ciszę przerwał zachrypnięty głos Violetty. - Słyszałyście...- szepnęła, bo na więcej nie było ją w tym momencie stać.- Olga wołała na kolację...
- Może pójdziemy najpierw do łazienki?- zaproponowała Camilla, tak samo cichym tonem jak Viola.- Wyglądamy jak zombi.- uśmiechnęła się lekko, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Przytaknęłyśmy jej tylko i wyszłyśmy z sypialni Vils, jak zahipnotyzowane. Wszystkie z głowami spuszczonymi w dół... W łazience obmyłyśmy twarze zimną wodą i poprawiłyśmy makijaż. Zrobiłyśmy to tak straszne cicho, że aż zrobiło mi się dziwnie, jednak nic nie mówiąc, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się na dół do jadalni. Nabrałam do płuc powietrza i je wypuściłam, przybierając (a bynajmniej starając się to zrobić) normalny wyraz twarzy i wymusiłam uśmiech. Moje przyjaciółki zdaje się zrobiły to samo - dobre miny, do złej gry.
- Witajcie dziewczynki.- przywitała nas promiennie Olga i tak jak jeszcze chwilę temu myślałam, że wyglądam na zadowoloną z życia, jak ją zobaczyłam wiedziałam, że ani ja, anie dziewczyny nie będziemy w stanie teraz takich udawać. - Czy coś się stało?- zapytała, przybierając zmartwiony wyraz twarzy.
- Nie Olgita.- uspokoiła ją Viola, próbując wymusić uśmiech, ale nie udało jej się to, w ogóle. - Jesteśmy po prostu zmęczone pisaniem. - odparła i po raz kolejny ponowiła próbę uśmiechnięcia się, ale i tym razem poniosła klęskę.
- Jak uważasz złotko...- powiedziała, nie do końca przekonana, kobieta.
W tym momencie na dół zeszła Ludmiła - z nie lepszą miną od naszych ), a tuż za nią Pricilla. Chwilę później, ze swojego gabinetu, wyszedł i German. Przy stole siedzieliśmy już wszyscy.
Kiedy mężczyzna spojrzał na naszą czwórkę, my jak na znak spuściłyśmy głowy, w dół.
- Wszystko dobrze, dziewczyny?- zapytał zdziwiony naszym dziwnym zachowaniem. Przeważnie, kiedy Violetta, Camilla i ja, jadłyśmy razem, nie dało się opanować naszego gadulstwa. A teraz?  Każda siedziała cicho. Zdecydowanie zbyt cicho, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Jest ok, tato.- westchnęła Vilu i zaczęła miętolić skrawek swojej jedwabnej spódniczki.
- Jasne... A ja jestem Św. Franciszek z Asyżu.- chyba chciał zażartować, aby nas rozśmieszyć, ale kompletnie mu nie wyszło. Spojrzałyśmy tylko na niego i ponownie opuściłyśmy głowy. - Violetta, jestem twoim ojcem, możesz mi powiedzieć co cię trapi.
- Wiem...- szepnęła.- Ale tym razem muszę załatwić to sama.
- Ludmiła?- głos zabrała żona Germana, zwracając się do swojej córki.
- Ja też mamo, nie mam ochoty o tym rozmawiać.- odparła krótko.
- Przyniosłam kolację.- zawołała wesoło Olga i postawiła przed nami, ogromnej wielkości kurczaka.
Bez żadnych słów, zabrałyśmy swoje porcję i wybłagałyśmy dorosłych, abyśmy mogły zjeść u góry. Nawet Ludmiła przyłączyła się do prośby. Małżeństwo zgodziło się, chyba tylko dlatego, bo oznaczało to, że ich córki zaczynają się dogadywać.
Całą czwórką poszłyśmy do pokoju Castillo. Ja i Ludmiła usiadłyśmy na łóżku, a Violetta z Camillą przy biurku. 
Widelcem zaczęłam grzebać w sałatce, która znajdowała się tuż przy kawałku mięsa.
Nagle blondynka wstała z miejsca i podeszła do drzwi.
- Sorka dziewczyny. - powiedziała.- To wasze nocowanko, już znikam.
- Daj spokój Ludmiła.- odparła Violetta. - Siadaj. 
- Na pewno?
Ja i Camilla przytaknęłyśmy tylko, a ona lekko się uśmiechnęła i ponownie usiadła obok mnie.
- Lud...- zaczęła Viola. Chyba miała zadać jej pytanie, które i mi krążyło po głowie, ale nie aż tak bardzo interesowało, aby je zadać. 
Blondynka podniosła spojrzenie, z nad talerza, na swoją siostrę.
- Dlaczego właściwie płaczesz, bo chłopacy wyjeżdżają. Przecież ich nie lubisz.
Ferro zasznurowała usta i nic nie odpowiedziała. Lekko przegryzła dolną wargę, a w oczach zebrał się nowy zapas, łez.
- Ludmiła...- tym razem głos zabrała Camilla.- Czy te plotki, które krążą o tobie i Federi...- nie dane jej było skończyć, bo nastolatka wstała i nerwowym krokiem, opuściła pokój Violetty.
Popatrzyłyśmy na siebie, z dziewczynami. Każda z nas już wiedziała, jaka jest odpowiedź, ale żadna się nie odezwała. 
Ponownie zapadła głucha cisza. Zaczęłam jeść kolację, aby nie zrobić Oldze przykrości, ale nie miałam na nią kompletnie ochoty.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSA.  Wstałam z miejsca i podeszłam do fotela, gdzie leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej mojego i'phone'a. Prychnęłam tylko, kiedy zobaczyłam numer swojego chłopaka. Odblokowałam komórkę i przeczytałam:

"Hej Fran :) Nie chcę przeszkadzać, ale chciałem zapytać tylko jak idzie wam piosenka? "

Rzuciłam telefonem o łóżko i rozwścieczona usiadłam. 
- Nie wierze.- warknęłam.- Najpierw kłamie w żywe oczy, a później udaje jakby nigdy nic.
- Leon nie jest lepszy.- powiedziała równie wzburzona Violetta.
Camilla też kipiała złością. Nagle nasz smutek, przerodził się w rozwścieczenie i założę się, że one tak jak ja, najchętniej by teraz coś rozerwały. ALBO KOGOŚ!
- Nie wierze, że tak nas oszukali!- wrzasnęła Cam.- TO PODŁE!
- Bardzo...- mruknęłam.- Nie mam do nich sił!
- Co tu za krzyki.- zaśmiała się Olga, wchodząc do pokoju.- Przyniosłam wam przysmaki.- uśmiechnęła się, pokazując tacę z czekoladą, paluszkami, popcornem i napojami.
- Dzięki.- burknęła Violetta, ale już po chwili uświadomiła sobie, że traktuje Olg z góry, bez powodu. Natychmiast wstała i po prostu przytuliła kobietę. - Przepraszam.- westchnęła, zabierając od niej tacę i stawiając na biurku.
- Co się dzieje, kochane?- zapytała zmartwiona, widząc nasze miny przepełnione smutkiem  złością na raz.
- Nic Olga... Nie chcemy o tym rozmawiać.
- Jak wolicie, ale zawsze możecie do mnie przyjść.
- Wiemy, dziękujemy.- ucałowała jej policzek, a my z rudowłosą, posłałyśmy jej uśmiechy.

Później już całe nasze nocowanie, polegało na rozpaczaniu i wściekaniu się na chłopaków. Rozpaczanie i wściekłość, ryk i wściekłość... W końcu zmęczone zasnęłyśmy na podłodze, z poduszkami pod głową i mokrymi od płaczu- policzkami.

*Matylda*

Rano obudził mnie zapach... naleśników? Momentalnie się przebudziłam i zaczęłam rozglądać się, po nie swoim pokoju. Prze de mną stał wielki, plazmowy telewizor, na szklanej szafce... 
Przymrużyłam oczy i je otarłam. Zasnęłam w salonie?
Zaczęłam sobie przypominać, co robiłam wczoraj wieczorem... Poszłam się przygotować do snu, po czym zeszłam na dół żeby obejrzeć program telewizyjny na żywo i pewnie musiałam zasnąć. Odkryłam koc, którym byłam przykryta i wyszłam na korytarz, idąc w stronę kuchni.
- Hej mamo.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Mówiłam żebyś nie siedziała do późna- zaśmiała się, kładąc na stół najróżniejsze dżemy, twarogi i nutellę. 
- Tak wiem, ale to był finał.- wytłumaczyłam się.
- Dobrze, że wstałaś, bo właśnie miałam cię budzić na śniadanie. Możesz zawołać tatę?- poprosiła, a ja skinęłam głową i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi, prowadzące do gabinetu taty. Ten siedział tyłem do wejścia, na obrotowym krześle, przy biurku, na którym jak zwykle, leżał stos papierów - idealnie poukładanych. 
- Hej tato.- podeszłam do niego, całując w policzek.- Mama zrobiła śniadanie.
- Oh, już idę.- uśmiechnął się i dopisał jeszcze coś na jakimś dokumencie, po czym wstał i razem poszliśmy na dół.

Po skończonym posiłku, udałam się do swojego pokoju i ubrałam w to:

Następnie ruszyłam do łazienki, w celu wykonania porannych czynności.


- Hej Lena.- przywitałam się z moją przyjaciółką, która stała na korytarzu w Studio.
- No nareszcie jesteś. - westchnęła.
- Sorka... Troszkę się spóźniłam.- powiedziałam przepraszającym tonem.
- No nic...- Uśmiechnęła się.- Wciąż nie wyjaśniłaś sobie tego z Andresem?
- Nie...- przyznałam, a w moich oczach stanęły łzy.- Przegięłam prawda?
- Szczerze?- zawahała się.- To tak.- powiedziała w końcu.
- Dzięki.- mruknęłam.
- Ej, no... Miałam mówić prawdę, tak? Jesteś moją przyjaciółką. Mówię to co powinnaś usłyszeć, a nie to co chcesz.
- Wiem Lena...- przytuliłam ją, mocno ściskając, jakby to miało pomóc mi w powstrzymaniu na toku łez.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, więc pożegnałam się z dziewczyną i ruszyłam do sali głównej, bo Pablo miał rozmawiać z nasza klasą o występie.
- Dzień dobry.- przywitał się z wszystkimi, stając na środku sceny.- Jak wiecie dziś zapada ostateczna decyzja o przebiegu koncertu. A więc... Z waszej klasy, wyłoniliśmy jedną solistkę oraz dwójkę chłopaków, którzy zaśpiewają wspólnie. Będą nimi Mark i Vincent. Natomiast solistką zostaniesz ty Matyldo.- wskazał na mnie, a ja zrobiłam oczy jak 5 zł.- Stwierdziliśmy, że to będzie ciekawe, gdybyś zaśpiewała swoją piosenkę, po Polsku. Co ty na to?- uśmiechnął się.
- Jasne.- wykrztusiłam z siebie, pełna entuzjazmu.
- Świetnie.
Byłam taka szczęśliwa. TO MOJA PIERWSZA SOLÓWKA, ODKĄD SIĘ TU UCZĘ!!! Spełnienie marzeń, pomyślałam i od razu zrobiło mi się głupio... Czy nie za to właśnie, byłam zła na mojego chłopaka od paru dni? Za to, że spełnia marzenia...? Głęboko westchnęłam i wyciągnęłam telefon komórkowy, wyszukując na nim numer Andresa.
A: Halo? - odebrał już po pierwszym sygnale.
M: Cześć Andres...
A:Tak się cieszę, że zadzwoniłaś, posłuchaj mnie, ja...
M: Poczekaj.- przerwałam mu.- Chciałam Cię przeprosić. Okropnie się zachowałam... Nie miałam prawa się na ciebie wściekać...
A: Kochanie...- tym razem, to on wciął mi się w zdanie. - Rozumiem Cię, w stu procentach. Nie rozmawiajmy o tym teraz. Przyjdę po ciebie, jak tylko skończysz zajęcia, zgoda?
M: Dobrze, czekam.
A: Pa. Kocham Cię.
M: A ja Ciebie.
Rozłączyłam się, a po kilku  sekundach obok mnie stała już moja przyjaciółka.
- Tak się cieszę. - pisnęła.
- Podsłuchiwałaś?- zaśmiałam się.
- Odrobinę.- ścisnęła mnie mocno.
- Mam jeszcze jedne super wieści.
- Jakie?
- Śpiewam solówkę na przedstawieniu.- klasnęłam w dłonie i podskoczyłam.
Na początku Lena nic nie mówiła, ale już po chwili była uszczęśliwiona ta samo, jak ja.

*Diego*

Od wczoraj, Francesca, nie odbiera o de mnie telefonów, ani nie odpisuje na smsy... Byłem tym faktem, naprawdę bardzo, ale to bardzo zmartwiony. Nie wiem co się stało, ale na pewno jedynym powodem nie jest to, że nocowała u Violi. Napisałaby mi wtedy, coś w stylu, że nie ma teraz czasu, a nie wyłączyła telefon... 
Nie mam zamiaru tak tego zostawiać, więc równo o godzinie 16:30, stanąłem pod studiem, aby zaczekać tam, na swoją dziewczynę.
- Fran!- podbiegłem do Włoszki i już wiedziałem, że coś jest nie halo. Ta nie zareagowała kompletnie. Szła jakby mnie ta nie było. - FRAN.- Złapałem ją za nadgarstek, ale ona się nawet nie odwróciła. Uwolniła rękę z mojego uścisku i szła dalej przed siebie. O NIE, TAK TEGO NIE ZOSTAWIĘ, pomyślałem i stanąłem do niej przodem. Dopiero teraz, zdołałem zauważyć jej smutne, załzawione oczy. - Ej... co się stało?- zapytałem z troską, a w jej oczach pojawił się gniew.
- Co się stało?! Porąbało Cię?!
- Chyba mam prawo wiedzieć, za co jesteś na mnie wściekła?-  mówiłem starając się opanować.
- JA MAM CI MÓWIĆ WSZYSTKO, A TY MI NIE BYŁEŚ ŁASKA POWIEDZIEĆ, ZE WYJEŻDŻASZ W TRASĘ?!-  Wykrzyknęła,a le zaraz potem rozpłakała się. Przeszły mnie okropne wyrzuty sumienia. Nie takie jak wcześniej. Jeszcze gorsze. Nie dość, ze jej nie powiedziałem, nie skonsultowałem z nią, to jeszcze... dowiedziała się od osób trzecich... Nie o de mnie.
- Francesca ja...- tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Nastała cisza. Głucha cisza.- Nie wiedziałem jak Ci powiedzieć. Wybacz kochanie, ale...
- Boli mnie to, że jedziesz. Ale i tak cieszę się z twojego sukcesu. Bardziej boli mnie to, ze nie porozmawiałeś ze mną przed podjęciem decyzji. Czy w ogóle, którykolwiek zapytał nas co myślimy? Ty i twoi dwój koledzy nawet nie mieliście odwagi nam powiedzieć!- nie musiałem się zastanawiać, o których "dwóch kolegach" mowa... To było jasne, ze chodzi o Brdueya i Leona.
- Fran wybacz mi, nie wiedziałem jak zareagujesz, chciałem najpierw z tobą porozmawiać, ale stchórzyłem, a później już Mayson postawił nas przed faktem dokonanym, decyzje musieliśmy podjąć na miejscu... Naprawdę chciałem porozmawiać.
- Coś Ci nie wyszło...- powiedziała i odwróciła się w przeciwnym kierunku. Wiedziałem, ze nie ma sensu biec za nią. Musi to sobie przemyśleć i poukładać... 
Ale ze mnie debil, pomyślałem... Byłem tchórzem i dostałem za swoje... Ogromną nauczkę. 
Nawet nie wiem ile krążyłem wokół Studia, aż w końcu postanowiłem, że powiadomię moich przyjaciół, że Cam i Vils na pewno wiedzą. Chociaż... Mnie nikt nie uprzedził, dlaczego oni mają mieć łatwiej? STOP... Natychmiast odgoniłem od siebie tą wstrętną myśl i zadzwoniłem do Brazylijczyka.
B; Hej stary.
D:Cześć...
B: Co jest?
D: Dziewczyny wiedzą.
B: CO? SKĄD?
D: Nie mam pojęcia... Chyba od wczoraj, bo od tego czasu Fran się do mnie nie odzywała, a jak przyszedłem pod Studio wszystko stało się jasne... Dzwonię, żebyś wiedział...
B: Dziki...- westchnął. W jego głosie dało się wyczuć, ze również ma wyrzuty i żal do samego siebie, za tchórzostwo w tej sprawię.
D: Idź lepiej do Cami, a ja się przejdę do Leona...
B: Tak... Jeszcze raz dzięki. Pa.
D: Na razie...
 Rozłączyłem się i skierowałem w stronę domu przyjaciela... Przed oczami cały czas miałem zapłakaną Fran, która patrzyła na mnie oczami pełnymi smutku i żalu... 
- Dzień dobry.- przywitałem się z panią Verdas, która otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry. uśmiechnęła się do mnie promiennie.- Ty zapewne szukasz Leona? Jest u siebie.
- Dziękuje. - odpowiedziałem troszkę oschle, ale na nic więcej nie było mnie stać. Po schodach wdrapałem się na piętro i wszedłem do pokoju Leona, pomijając tą zbędną rzecz, jaką jest pukanie do drzwi.
Bez żadnego "hej" usiadłem na fotelu.
- Dziewczyny wiedzą.
- Co wiedzą?
- O trasie debilu. - mruknąłem.- Nie wiem jak i skąd, ale wiedzą. Francesca, Camila i Violetta też.
- Wiem...- westchnął, a ja spojrzałem na niego, pytającym wzrokiem.- właśnie wróciłem od Violetty... Nie wpuściła mnie nawet do domu. - kontynuował.- Chciałem jej własnie powiedzieć, ale widzę, że ktoś mnie uprzedził...
- Co robimy?
- Nie wiem... Chyba musimy dać im czas...
- Niby ile? Przecież niedługo wyjeżdżamy...
I w tym momencie, jak na sygnał nasze telefony zawibrowały... Okazało się, ze to nasz menadżer wysłał nam smsa o treści"

"Za 20 minut w moim gabinecie. To ważne

Mayson.



















Hejka ludzie... O ile kto kolwiek to pozostał... O masakra... Nie wiem ile mnie nie było... Serio i nie chcę wiedzieć.
Kolejna moja gadka z wytłumaczeniami... wiecie... szkoła, przyjaciele, szkoła, rodzina, nauka, szkoła, zajęcia dodatkowe, szkoła, projekt, szkoła i czy wspomniałam już o SZKOLE? Sero tyle tego, ze aż trudno nadązyć. Sami widziecie ile pisałam te  rozdział... Szczerze nie wiem kiedy kolejny... nie będę was okłamywała przed drugim półroczem, muszę trochę popracować żeby mieć jak najlepsze oceny, więc znaleźć czas jest mega trudno... Innym razem nie mam weny... Sami wiecie... Vils się skończyła nam lata ubywają i mimo, ze zawsze będę lbiła ten serial, czasem już mi się kmpletnie wena na to kończy. Ale jak narazie jestem i póki nie będzie tu notki, że opuszczam bloga będę, chodźby z takimi przerwami jak teraz. Gryzły mnie wyrzuty sumienia, kiedy widziałam, ze tyle osób codziennie wyświetla bloga, aby się upewnić czy aby coś nie dodałam... No to SUPRISE dla tych, którzy stracili nadzieje xD.
Ok ja lecę . papa :)

LOVCIAM DIECESCE

P.S Na blogu o Diecesce i Naxi też niedługo coś się ppjawi xD