sobota, 6 czerwca 2015

Capitulo 24

* Francesca *

Dziś wstałam bardzo wcześnie, bo o 08:30... No ok... Wcześnie jak na moje możliwości,  wstawania w Sobotę.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, aby wziąść rzeczy do ubrania.
Odświeżyłam jeszcze sypialnię, wpuszczając do niej powietrzę, przez okno i udałam się do łazienki... Wykonałam poranne, codzienne, czynności i zeszłam na dół, żeby zrobić sobie śniadanie.
- Dzień dobry.- powiedziałam do mojej rodzicielki, stojąc w połowie schodów.- Gdzie tata?
- W pracy.- na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który od razu został zauważony...
- Co się tak szczerzysz?- zaśmiała się.
- Bo chyba mogę wykorzystać to, że go nie ma co?- zrobiłam maślane oczka i zatrzepotałam rzęsami.
- Francesca...- westchnęła i odłożyła teczkę z papierami na bok.- Tata dał ci karę i trzeba to uszanować.
- Niesłuszną.- naburmuszyłam się.
- Ok nie słuszną, ale jednak. Pozwalam ci łamać zakaz, ale robisz to zdecydowanie za często. Jest mi głópio, kiedy twój ojciec mówi, że jeszcze parę dni i o nim zapomnisz, kiedy wiem, ze spotykasz się z nim praktycznie codziennie.- skoczyła i popatrzyła na mnie z podniesionymi brwiami, a ja tylko westchnęłam.
- Oj no wiem...- jąknęłam.- Ale to ten jeden raz... Ojć proszę... - zrobiłem słynną minkę proszącego psiaka.- Oczywiście nie licząc tego, że czasem przypadkiem możemy się spotkać na drodze do Stdia...- sprostowałam, a ta się zasmiałą.
- No idź... Ale wróć przed 15:00, ok?
- Dziekuje!- podsjkoczyłam i szybko złapałam się poręczy, bo bym spadła.- Przed 15:00. Ok.- zachichotałam i pobiegłam do kuchni, gdzie zjadłam płatki z mlekiem, aby zjeść cokolwiek w jak najszybszym czasie.
Pochłonęłam je megaśnie szybko i tak samo szybko, zabrałam z pokoju torebeczkę i oznajmiając, że " JUŻ IDĘ" wybiegłam z domu, prędko udając się do miejsca zamieszkania mojego chłopaka.
Kiedy byłam już nie daleko, spojrzała na zegarek w telefonie i dowiedziałam się, ze jest 10:00...
- Żadnych smsów.- uśmiechnęłam się do sibie.- Czyli Diego, jeszcze śpi...- zachichotałam i przyspieszyłam kroku.
W końcu dotarłam na miejsce i delikatnie zapukałam w nowoczesne drzwi, należące do domu, mojego uochanego.
Zapukałam jeszcze raz, aż otworzył mi je Gregorio...
- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się niepewnie do mężczyzny.
- Dzień dobry.- zaśmiał się. - Ty zapewne przyszłaś do Diego.- potwierdziłam to przytaknięciem.- No chyba nie domnie.- prychnął i wpuścił mnie do środka...- A więc...- zaczął.- Twój KSIĄŻE...- zaśmiał się.- Jeszcze śpi...- sprostował.- Jak chcesz to go obudź.- machnął dłonią.
- A w którą to stronę?- zapytałam.
- Po schodach i w lewo.
- Dziękuje.- uśmiechnęłam się i poszłam w skazanym kierunku.
- Czekaj.- zachłysną się kawą.
- Taaaak?
- Lepiej zapukaj.
- Yyyy dobrze... Ale...- zaczęłam niepewna.- Czy on nie śpi?
- Tak śpi...- podrapał się po głowie.- Albo się przebiera.- odchrząknął.- Rozumiesz...
- Tak.- przerwałam mu.
- Chociaż znając wasze możliwości nie raz widiałaś.- popatrzyłam tylko na niego w szoku i zamrugałam parę razy.
- Dlaczego?- zaśmiałam się i odgarnęłam kosmyki włosów za ucho.
- Jako "przyjaciele", chcieliście się całować, a jako para to pewnie...
- Ja już lepiej pójdę go obudzić.- znowu przerwałam i pospiesznie weszłam po schodach...
Nie słuchając rady nauzyciela, weszłam bez tego pukania, bardzo cicho i delikatnie otwierając drzwi...
Na początku nie byłam pewna, czy weszlam do jego sypialni,  lecz zobaczyłam na wielgaśnym łóżku, mojego księcia, który spał odwrócony tyłem o de mnie...
W jego pokoju, było inaczej niż u mnie... Nie chodziło tylko o wustrój, ale i o ład i porządek, którego tu brakowałao.
Zaśmiałam się sama do siebie na widok porozwalanych nut i najróżniejszych mazaków na biurku...
Weszłam dalej i zamknęłam za sobą drzwi.
Pokój chłopaka był dość spory...
Ściany pomalowane na niebisko, a na nich obrazy z instrumentami. Większość mebli są tu czarne  szare.
Podeszłam do okna i je odsłoniłam.
Spojrzałam na chłopaka, który przymrużył oczy i mruknął.Zaśmiałąm się...
Diego miał rację, mówiąc, ze śpi bez koszulki... Nie wiem czemu, ale onieśmieliło mnie to w tej chwili... Jego klata była wyrobion tak dobrze, że aż chciałam jej dodtknąć, ale skarciłam się w myśach i po prostu podeszłam do niego, postanawiając obudzić Diego, jego własnym sposobem, budzenia mnie, więc delikatnie musnęłam jego wargi i się odsunęłam.
On miał już otwarte oczy i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Przecież mówiłam, ze kiedyś to ja będę chciała cię obudzić.
- Wtedy kiedy powiedziałem, że śpię w samych bokserkach?- poruszał brwaim, a ja spłonęłam rumieńcem.- Nie no spoko.- zaśmiał się.
- Ha Ha Ha.
- Ktoś- odchrząknął, udając kaszel.- Jest.- znowu powtórzył gest- jakoś- ponownie to zrobił.- Napalony.- znów kaszlną, a ja zabrałam poduszkę z drugiej strony  zaczęłam nawalać ją mojego chłopaka.- Oj dobra dobra- mówił przez śmiech... Za ten żart nie byłam zła, bo miał trochę racji.... FRANCESCA! Chociaż to nie moja wina, że tak pociąga.- No nie bulwersuj się już tak.- usiadł, po czym złapał mnie za ręce i mocno przyciągnął do siebie, tak, że teraz on leżał na jednej z poduszek, a ja na nim.
Złączył nasze wargi w pocałunku, który ja pierwsza, zaczęłam pogłębiać.
W pewnym  momencie to on znalazł się na górze. Nie przeszkadzało mi to.
To,eże jest mega sexi to nie naczy, że chcę tak szybko zaczynać z nim współżycie... Pomyślałam,eże jeżeli to on będzie robił coś w tego kierunku, po prostu go odepchnę, ale na razie nic takiego nie zrobił.
Ja wplotłam palce w jego włosy, a on łokciami, opierał się o materac, więc leżałam między jego ramionami.
Ten nasz dość spory pocałunek, został jednak przerwany... Ani z winy Hiszpana, ani z mojej... NO W SUMIE TO Z WINY HISZPANA, ALE NIE TEGO MOJEGO, A JEGO TATY, BO WSZEDŁ DO POKOJU, A MY OD SIEBIE ODSKOCZYLIŚMY.
- Przepraszam!- krzyknął zakrywając oczy.
Diego zeskoczył ze mnie, a ja wstałam i stanęłam obok niego, patrząc na Gregorio, który cały czas trzymał twarz w dłoniach i głową spuszczoną w dół.
- Weźcie ostrzegajcie, jak chcecie uprawiać se...
- Tato...- Diego westchnął.- My się tylko całowaliśmy.
- Yhym.- prychnął, nadal nie zmieniając pozycji.- No właśnie widzę. Takie kity to ty se możesz dzieciom wciaskać, jak już je będziesz miał, a nie mi.
- Tylko się całowaliśmy.- powtórzył.
- Prędzej uwieżę w to,eże bocian cię przyniósł.- prychnął, a ja się lekko zaśmiałam.
- Ok tato.- westchnął Diego.- Nie wygłupiaj już się i weź odsłoń twarz.- Gregorio, wykonał polecenie syna i popatrzył na nas.
- Dobra... Ja was zostawiam i idę na dół... Jak coś to ten nie... Macie klucz.- wyszedł z pokoju, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Dieguś na początku, nie był zachwycony, ale po chwili również sę śmia smiał.
- Chyb dużo czasu spędzasz na ćwiczeniu...- przegryzłam nieświadomie dolną wargę i podeszłam do niego bliżej, kładąc dłonie, na jego ramionach.
- Najwyraźniej wystarczająco, by sproadzić cię do...- zaciął się.- Nieważne.- zaśmiał się i odsunął, przelotnie muskając moje usta, po czym podszedł do szafki i wziął z niej jakieś ubrania.
Cicho jęknęłam i po raz kolejny dzisiaj się zdziwiłam, dlaczego wcale nie mam ochoty, żeby mój chłopak się ubrał.
- Co jest?- moje rozżalenie, nie przeszło jego uwadze.
- Nic.- westchnęłam i zrezygnowana usidłam na łóżko.- Idź się przyszykuj.- puściłam mu oczko, a ten z uśmiechem, wyszedł z pokoju.
Zaczęłam się po nim rozglądać i zobaczyłam zdjęcie na szafce nocnej...
- Słodziak...- zasmiałam się pod nosem.

- Jestem.- usłyszałam rozbawiony głos, Hiszpana.
- Co?- odwróciłam się ze zdziwieniem i dokładnie zmierzyłam chłopaka od stóp do głowy... - Już?
- Tak.- zaczął się śmiać.- Wiesz... Ja nie jestem kobietą i niesiedzę w łazience GODZINY jak niektórzy z nas...
- HaHaHa.- wytknęłam mu język.
- Co robiłaś?- podszedł do mnie i spojrzał na fotkę.- A to...- prychnął.
- Masz ładny pokój. - rozejtrzałam się jeszcze raz.- Ale chyba sprzątać ci się go niechce.- zachichotałam.
- Powtarzam.- udawał naburmuszonego.- JA NIE JESTEM KOBIETĄ.
- Czyli twoim zdaniem kobiety są od spraw domowych i wychowania dzieci?- założyłam ręce na bodra.
- Nie...- pisnął, a ja zabrałam leżącą za mną poduszkę i walnęłam nią chłopaka. - Oj przecież żartuje. Ale nas tak nie przejmuje porządek.- wzruszył ramionami. - Jakym wiedziałeże wpadniesz to bym tak nie nabałaganił... No i się ubrał.- podniósł brwi.
- A to, to mi nie przeszkadzało.- zaśmiałam się.- Byłeś bardzo...- ugryzłam się w mój niwyparzoy jęzor.- Zaspany.- wymyśiłam na poczekaniu.
- A ty bardzo...- też się zaciął.- Wyspana.- zachichrał się.
- Co robiłeś tak późno w nocy, że śpisz o 10:00?
- Myślałem o toboie. - zaczał być szalmancki.
- I wymyśliłeś coś?
- No... - stwerdził pewnie.- Że jesteś słodka i piękna, i cudowna, aż w końcu zabrakło mi przymiotników i stwierdziłem, że nie da się cię opisać.- Wyszczerzył zęby.
- Czemu mi tak słodzisz?- zapytałam podejrzliwie, lekko rozbawiona.
- Może coś zrobiłem...- wzruszył ramionami i tajeminiczo się zaśmiał.- A może czegoś chcę...- powtórzył gesty.
- Czego chcesz?
- A może coś zrobiłem?
- Ok.- westchnęłam.- Co zrobiłeś?
- A może czegoś chcę?- zaśmiał się.
- Nie da się z tobą gadać, wiesz?- założyłam ręce na biodra.
- Po co gadać?- zbliżył się do mnie.- Jak można się całować? - złączył nasze usta w pocałunku.
Mocno objęłam jego szyję, a on przyciągnął mnie do sibie, łapiąc moje biodra. W tym, jak w każdym pocałunku, czułam coś... niesamowitego... Miłość... Cudowne ciepłe uczucie, przyjemne dreszcze, motyle, zatrzymanie się czasu, oddalenie od rzeczywistości...
- Kocham cię.- powiedział w końcu po oderwaniu się, a ja zdałam sobie sprawę, że i mi i mojemu chłopakowi, kompletnie brakuje już powierza.- Jadłaś śniadanie?- spytał lekko się o de mnie odsuwając i idąc w stronę drzwi.
- Tak. A ty lepiej coś zjedz.
- No to chodź.- wyciągnął do mnie dłoń, którą ja złapałam i razem poszliśmy na dół.
- Tato, gdzie mama?- zwrócił się do mojego nauczyciela, Diego, w momencie, kiedy weszliśmy do kuchni.
- Pojechała z przyjaciółką na zakupy. Wróci po obiedzie.- odpowiedział mu i pozmywał kubek po kawie.
- Aha... To co my dzisiaj jemy?
- Pff...- prychnął jego ojciec.- Możemy iść na miasto.- zaśmiał się.- Lepiej żebyśmy my nie gotowali.
- To, że ty nie umiesz, nie znaczy, iż ja też nie.- powiedział pod nsem, ale dokładnie go słyszeliśmy.
- Że ja nie umiem gotowć?- oburzył się.- Dzieciaku. Gotuje tak dobrze jak tańczę!
- Chyb tak dobrze jak uczysz.- zaśmiał się mój chłopak.- Na marginesie... Uczysz fatalnie.
- Że co słucham?! Ja źle uczę? - Diego już nie wyrbiał ze śmiechu, a ja sznurowałam usta, żeby powstrzymać się od tego. - Czy ja źle uczę Francesca?- zwrócił się do mnie pewny siebie.  Ja tylko pokręciłam przecząco głowa, a te znowu spojrzał na syna. - Spójrz! Twa dziewczyna szanuje mnie bardziej niż ty! - zaśmiał się, ponownie spglądając na mne.- Wtamy w rodzinie.- podał mi dłoń, a ja niepewnie ją ścisnęłam.- Swoją drogą...- patrzył po kolei to na mnie i na Diego.- Już skończyliście?- zaczął się śmiać.
Chłopak walną się z otwartej dłoni w czoło, a ja już nie wytrzymałam i zaczęłam się solidnie śmiać.
- Mogę zjeść raz w spokoju?- wycedził.- Odkąd wiesz, że ja i Francesca się znamy, walisz nam głupie teksty... Ty weź dokuczaj komuś innemu, a nie mnie, co?!- był już lekko wkurzony, więc było mi głupio, ze oprócz Gregorio, ja również nie mogę wyrobić ze śmianiem się.
- Oj dorze...-mężczyzna podniósł ręce w obronnym geście. Jedz sobie...- wyszedł z kuchni.- Ps.- znowu pojawił się w jej progu.- Szybcy jesteście.- puścił nam oczko.- No wiecie... Szybko się uwinęliście...- mój chłopak, skarcił go spojrzeniem, a Gregorio z uśmiechem i zadowoleniem, wyszedł.
- Oj już się tak nie wkurzaj.- złapałam za jego dżinsową katanę i poprawiłam mu kołnierzyk. - To żarty są.
- Ty nie masz takich na co dzień.
- Chcesz się licytować, który ojciec jest gorszy, w kwesti naszego związku?- podniosłam brwi, rozbawiona
- Wygrywasz.- zaśmiał się.
- Ok weź zrób sobie śniadanie i coś porobimy.- wskazałam na blat.
- A co będziemy robić?- wyszeptał mi do ucha, a po de mną nogi się zagięły.
- Nie to co byś sobie myślał.- zaśmiałam się ironicznie, a on z udawaną rozpaczom, zaczął przygotowywać jedzonko.

* Diego*

- To co chcemy robić?- zapytałem Fran, kiedy już wyszliśmy z mojego domu, bo nie miałem zamiaru siedzieć tam, ani chwili dłużej, ponieważ mój GENIALNY ojciec, znowu palnął by coś o stosunkach. Ok... Ja też parę razy zażartuje, odkąd Francescę to bawi, a nie obraża, ale i tak muszę uwarzać, żeby się śmiała, a nie czuła urażona... ALE JA JESTEM JEJ CHŁOPAKIEM, A NIE JEGO OJCEM... Czy on nie ma życia towarzyskiego i musi mieszać się w moje sprawy i to jeszcze SEXUALNE z Fran?!
- No nie wiem... - zamyśliła się.- Patrząc na czas, mam jeszcze 3 godziny...
- Co my mamy zrobić przez 3 godziny?
- Nie wiem.- jąknęła, przy okazji lekko szturachając moją rękę, którą trzymała.- Chodźmy...- pomyślała- Chodźmy po prostu na spacer. Posiedzimy, porozmawiamy...- spojrzała na mnie.- Co?- zatrzepotała rzęsami.
- Brzmi świetnie.- uśmiechnąłem się do niej.- Potem możemy iść na jakieś gofry, czy lody, czy picie, czy ciastko, albo na wszystko na raz...- zaśmiałem się.- I wtedy pójdę cię odprowadzić - dokończyłem.
- Podoba mi się ten pomysł.- wtuliła się we mnie i w takiej pozycji szliśmy dalej.
To serio był dobry plan. Pogoda dopisywała świetnie! Słońce świeciło, ale nie byłoto, aż tak odczuwalne, bo wiał chłodny wiaterek.
Przechadzalismy się najróżniejszymi uliczkami miasta.
- Powiedz...- Zacząłem, przerywając głuchą ciszę między nami.- Na serio, nie masz za złe mojemu tacie?-  Francesca odsunęła się o de mnie.
- Ani trochę.- zaśmiała się lekko.- Wiem, że żartuje... Poza tym jest miły i inny niż na lekcji...
- Miły?- prychnąłem.
- Wiesz, po miesiącu znajomości z tobą, już się do żarcików tego typu przyzwyczajam.- powiedziała ironicznie.
- No dobra...

Szliśmy sobie dobre pół godziny, mówiąc o wszystkim, kiedy dotarliśmy do kawiarenki, więc postanowiliśmy tam wejść, bo wiatr ucichł i słońce nie dawało nam spokoju, ponieważ uczepiło się jak rzep psiego ogona.
- Co podać?- podeszła do nas jakaś blondynka, odrywając spojrzenie od notesu i spoglądając na nas. Na jej twarzy zagościł zaciesz, źrenice się powiększyły i aż ją zamurowało.
- Ty jesteś DIEGO HERNANDEZ!- wykrzyknęła i przytuliła mnie tak mocno, że prawie spadliśmy z krzesła. Blondynka, cały czas piszczała mi coś nad uchem.
Spojrzałem na Fran, która z wzroiem wbitym w Menu, postukiwała paluszkami o stół.
- Kawałek tiramitzu i sok pomarańczowy, poproszę.- odezwała się w końcu, patrząc na dziewczynę, która cały czas uwieszała się na mojej szyi i omal nie siedziała na mnie. Fran odchrząknęła dość głośno, więc kelnerka odsunęła się o de mnie, otrzepała pognieciony fartuszek, podniosła notesik, który wypadł jej z dłoni, kiedy się rzuciła się, na moją szyję i delikatnie uśmiechnęła się do Włoszki. I ja na nią spojrzałem.
Fran mówiła do mnie spojrzeniem " Czy ja coś zrobiłam...?" Z drugiej strony, mówiła też. " Masz przerąbane..." Zaśmiałem się, kręcąc głową.
- A ja kawę i kawałek szarlotki.- uśmiechnąłem się do kelnerki, a ona wszystko zapisała i poszła w kierunku lady, od czsu do czasu, patrząc na mnie przez ramie.
- Miał być koniec z zazdrością. ZAZDROŚNICO.- Zacząłem się śmaić, a Francesca, spojrzała na mnie z ironią.
- HaHaHa.- wytknęła mi język.- Wcale nie jestem zazdrosna, tylko chcę zjeść, zanim będę musiała wyjść.- sprostowała dumnie i zaczęła przewracać kartki z meni, a ja parsknąłem śmiechem.
- Wasze zamówienie.- podeszła do nas ta sama dziewczyna.
-Dziękujmy.
- Ymm...- zamyśliła się na chwilę, nadal stojąc przy naszym stoliczku, mimo tego, że nic już nie musiała nam dawać.- Mógłbyś... Dać mi autograf i cyknać sobie ze mną fotę?- uśmiechnęła się.
- Jasne. wzruszyłem ramionami, a ona pisnęła i pdała mi notesik z długopisem.
- Z dedykiem?
- Tak.- zaśmiała się.- jeżeli to nie problem, to dla Linsy.
- Żaden prblem. Masz śliczne imię.- uśmiechnąłem się i napisałem jej autograf, po czym zrobiliśmy sobie zdjęcie, a ja znowu zasiadłem do stolika, po czym Linsy, radośnie powędrowała za ladę.
- Dziękuje!- krzyknęła jeszcze.
- Spoko.- zaśmiałem się.
Moja dziewczyna dubała widelcem w cieście, nie biroąc ani kawałka do buzi.
- Wszystko w porządku?- wziałem łyka soku.
- Tak.- warknęła i odłożyła widelec, tak, że ten wylądował z hukiem na talerzu.
- Chyba jednak nie.- zaśmiałem się.- Jesteś zazdrosna o jedną fankę?
- Z dedykiem?- zaczęła mnie przedrzeźniać.- Proszę cię.- prychnęła.- Po co ją podrywasz na moich oczach?
- Słucham?- wytrzeszczyłem gały.- Ja ją podrywałm? Nie słyszałaś nigdy o tym, że daje się fanką autograf z dedykacją?
- Jakoś jak wtedy podleciał do ciebie tłum nastolatek, nie pytałeś każdej o imię. A może ona ci się podoba?
- Po pierwsze. Jak jest tłum, przykszyujących się dziewczyn, to trudno wyłapać imię, więc jak już to pytam, jak są sytuacje takie jak dziś. Po drógie. Mi podobasz się tylko ty.- uśmiechnąłem się i złapałem jej dłoń, którą ona wyrawała.
- Daruj sobie.- prychnęła.
- O co ci chodzi?
- O nic.- warknęła i zaczęła jeść to tiramitzu. - Przyznaj, że ci się spodobała.- popatrzyła na mnie.
- Ile razy mam ci mówić, że nie.
- Czyli nie jest ładna?
- Francesca...- westchnąłem.- Ty jesteś ładniejsza.
- To nie odpowiedź na moje pytanie.
- Weź! O co ci w ogóle codzi? Chyba o tym rozmawialiśmy?!- podniosłem ton głosu.
- Nie drzyj się na mnie!
- Wcale się nie drę!
- Drzesz!
- Tak jak ty!
- Wiesz co?- wstała z krzesła. - Mogłam sobie tu przyjść z kmś innym, bo z tobą straciłam apetyt nawet na ulubione ciasto.- zabrała torebkę.
- Niby z kim?
- Z Marco, na przykład. Nie olał by mnie dla jakiejś fanki.
- Bo on nie ma fanek.- prychnąłem.
- A ty masz i możesz być z siebie dumny! Z resztą weź je sobie! Bo widzę, że ja już nie jestem ci do niczego potrzebna!- wrzasnęła i nerwowym krokiem wyszła z kawiarni.

*Violetta*

Sobotni wieczór, a ja siedzę sama w domu, bo Cam, korzysta z wolnego dnia swojego chłopaka, razem z Brodueyem, Francesca w sumie nie wiem co robi, ale na pewno jest z Diego, poza tym jak nie, to znaczy, że jest w domu, bo tata dał jej szlaban, a Leon...? A z Verdasem już nie mam ochoty gadać... Nadal go kocham, ale odkąd powiedział mi, że się zakochał...
Nawet na samą myśl łzy zebrały mi się do oczu...
Nie zdążyłam się porządnie rozryczeć, bo usłyszałam głos mojego taty z dołu.
- Volu! Leon przszedł!
Kiedyś na te słowa, zrywałam się na równe nogi i biegłam do niego... Dzisiaj tylko westchnęłam, otarłam łzy i leniwym krokiem podeszłam do drzwi sypialni, które otworzyłam i niechętnie zeszłam na dół, gdzie w salonie stał już uśmiechnięty od ucha do ucha Leon...
- Hej!- przywitał się ze mną radośnie, całując mój policzek.
- Cześć.- Odpowiedziałam lekko chłodniej niż zwykle, wiec szybko się uspokoiłam i wymusiłam uśmieszek.- Co cię sprowadza w moje skromne progi?- zasmiałam się. Jak to dobrze, że w nowej szkole, mamy naukę o emocjach, o ich przekazywaniu i przede wszystkim o ich maskowaniu, bo to się przydaje na przykład na scenie, kiedy śpiewasz posenkę o miłości z osobą, której nie cierpisz... Udawanie... Teraz mogłam nieźle poćwiczyć. W Studiu mnie docenią...
- Wszystko ok...?- zpaytał.
- Tak.- pokiwałam twierdząco głową. - Wszystko jest w jak najlepszym porzadku.
- Ok.- zaśmiał się.- To rozumiem, że masz ochotę pójść ze mną na spacer?
- A po co?
- Muszę ci opowiedzieć o tej randce... Wiesz... Czy dobrze to zrobiłem... Chcę ci pokazać to miejsce.
Czułam jak moje serce się łamie, a do oczu ciśnie się woda.
- Ok...- westchnęłam.- Bardzo chętnie.- poprawiłam się z udawaną ekscytacją.- Tylko wezmę torbkę.- pobiegłam na górę i dałam trochę łzą, uwolnić się, po czym zabrałam fioletową torebeczkę, oraz ocierając policzki i oczka, zeszłam na dół.
- Gotowa.- uśmiechnęłam się do chłopaka.- Możemy iść.
- Świetnie!

Ruszyliśmy przed siebie... Cały czs milczeliśmy, co zdawało mi się dziwne, bo mieliśmy gadać o tej randeczce mojego przyjaciela, ale nie móiłam mu tego, bo wiedziałam, że w przypływie emocji, zdradzę jak bardzo mi na nim zależy.
Cały czas patrzyłam w buty.
- Jesteśmy.- usłyszałam głos chłopaka i podniosłam spojrzeie. Prze de mną była polanka nad rzeczką, na której był kocyk, ze słodyczami i owocami, które uwielbiam... Obok stała gitara, a wszystko podkreślał zachod słońca...
- Nie wspominałeś, że ranka jest dziś.- wydusiłam, chamując łzy, chociaż obraz już miałam zamazany.
- Bo nie chciałem psuć ci niespozianki.- powiedział nie pewnie, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach.








- HY? - Tylko to słowo, a raczej dźwięk, zdołałam z siebie wyrzucić.
- Serio myślałaś, że się zakochałem?
- T-t-tak.- zająkałam się.
 - To jest randka...- złapał mnie za dłonie.- Nasza.- odgarnął mi kosmyki włosow, a po moim policzku zaczęły spływać, powstrzymywane wcześniej łzy, które ze smutku, przerodziły się w wzruszenie.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć.
- Po prostu chodź.- poprowadził mnie na kocyk, na którym zasiedliśmy.
Przez chwilę milczeliśmy, a w kńcu Leon, oderwał spojrzenie od moich oczu i zaczął zajadać się czekoladkami, które wręcz podsunął mi pod nos.
Zaśmiałam się i również wzięłam jedną...
- Violu...- powiedział z pełną buzią, na co ja zaczęłam się śmiać, a on po chwili też. Prrzełkną jedzenie i zaczął mówić dalej.- Muszę ci coś powiedzieć... Chciałem, aby ta randka była wyjątkowa... Od pewnego czasu... Od pewnego czasu mi się podobaz... Nawet więcej. Ja jestem pewien, że cię kocham. Wiem, iż to łatwo może zepsuć coś między nami... Dlatego mówię ci to dopiero teraz... Nie wiem czy ty tesz coś do mnie czujesz, ale musiałem ci to wyznać...
BYŁAM HAPPY! LEON VERDAS MNIE KOCHA! Mój brzuch przepełnialy stada motyli, a w głowie wszystko się mieszało. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- JA TEŻ CIĘ KOCHAM!- rzuciłam się na jego szyję. Leon mocno mnie uścikał i w pewnym momencie się odsunął.
- Zostaniesz moją dziewczyną?
- A chcesz być moim chłopakiem?- zaśmiałam się.
- Chcę.
- W takim razie, ja się zgadzam.- uśmiechnęłam się, a on przymknął oczy i zaczął się zbliżać... Wiedziałam, o co chodzi. Zadowolona, zmniejszyłam odległość między nami i się pocałowaliśmy!
ZNOWU COŚ PIĘKNEGO! Mój pierwszy pocałunek... Niesamowite... Cudowne... Piękne... Ciepłe uczucie, kiedy nasze wargi się złączyły.
- Jest jeszcze coś.- zaśmiał się, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- co?
- To.- zabrał gitarę i zaczął na niej grać...
( No ja wiem, że to na balonie, ale innego jakoś nie widziałam (na dworze) chyba, że Neustro camino(ale to nie piosenka Leona, jak pisałam w poprzednim rozdziale) i śpiewali też razem, więc wybrałam tą:)
- Jest piękna.- uśmiechnęłam się i przytuliłam MOJEGO chłopaka.- Dziękuje.
- Jest la ciebie.- zaśmiał się.
Po uroczym pikniku, chłopak odprowadził mni pod dom.
Z wrażenia dłuuugo nie mogłam spać, ale w końcu mi się to udało, o 04:00.











JEST 24!!!!
Znowu musieliście czekać dwa dni...
PRZEPRASZAM!
Chodzi o to, ze nie wiem czy będę się wyrabiać w terminach i czasem będą pojawiać się co drugi dzień... Nie miejcie mi za złe... Ja bardzo lubię pisać, ale wiecie... Takie codzienne jest czasem nie do wykonania, bo napisze pół i muszę coś zrobić, albo iść spać, tak jak teraz HAHAHA ;*
No nic ;)
Pokłóciłam Diecesce, ale jest Leonetta...
Nie martwcie się nie będzie kłótni jakiejś wielkiej...

LOVCIAM DIECESCE


5 komentarzy:

  1. Dzięki
    ale popatrz na to ze jeszcze 3 dno i wystaw i anie ocen wiec wiesz...

    No to sz mówię że nie będzie jakiejś mega dużej kłótni wiec mnie nie dus heh e
    LOVCIAM DIECESCE

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa nie moja biedna Diecesca ;(
    Poklucona ;-;
    Fran sie fochnela na Diego ;-;
    Mam nadzieje ze niedlugo potrwa ich klutnia.
    I nareszcie Leonetta ;)
    A vilu sie nie domyslila xD
    Przynajmniej teraz jest szczesliwa ;)
    Czekam na kolejny rozdzial z niecierpliwoscia Pozdrawiam i zycze weny ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki :*
      No nie nie będzie dużej kłótni przecież są razem od niedawna. ..

      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń
  3. Jesteś podła!!! Żeby kłócić Diecescę? Czekam na pogodzenie i tym samym na 25! Ciao

    OdpowiedzUsuń