*Francesca*
Zaraz po tym, jak z Diego wróciliśmy z dworu, on poszedł do Federa się NAPIĆ, a ja poplotkowałam sobie z Cami.Mojego ukochanego odnalazłam po parunastu minutach. A właściwie on odnalazł mnie, kiedy dobierałam się do żarcia.
- Kochanie...- szepnął mi do ucha.- Mogę ci cos pokazać? - wyciągnął do mnie dłoń i spojrzał na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Co on odwala?
- Yyyyyyy...- zawahałam się na moment.- No ok...- wzruszyłam ramionami i złapałam jego rękę.
Zaczęliśmy przepychać się przez tłumy, aż doszliśmy do SCHODÓW?
Nie wiedzieć po co mój chłopak, zaciągnął mnie na piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Oczywiście tata Vilu jak już wynająć cały lokal, musiał wynająć również kilka pokoi, ponieważ niektórzy ze starych znajomych Vils, są zza miasta.
- Po co tu przyszliśmy? - zmarszczyłam czoło. - Chcesz ze mną porozmawiać a na dole jest za głośno?- zaśmiałam się.
- Powiedzmy.- uśmiechnął się i podszedł bliżej mnie. Z zadziwieniem patrzyłam co mój głupek odstawia, ale TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM.
Nie stąd nie z owąd wziął mnie na ręce i zaczął całować. Na początku byłam zdziwiona, ale później zaczęłam oddawać pocałunki, zarzucając mu ręce na szyję. Z początku nie myślałam o niczym, a fakty połączyłam w logiczną całość, dopiero jak Hiszpan otworzył drzwi do jednego z pokoi, wchodząc tam i je zamykając.
Kiedy mądra ja zorientowałam się co Diego ma zamiar zrobić, leżałam już na łóżku, a on siedział na mnie nie przestając mnie całować.
Nie wiem co się ze mną stało, ale zamiast się wyrywać, zaczęłam całować go z jeszcze większym zapałem. Co lepsze zaczęłam nawet odpinać guziki od jego koszuli, podczas kiedy on zabierał się za zamek od mojej sukienki...
Było cudnie, ale na całe szczęście JESTEM CHODŹ TROCHĘ INTELIGENTNA i odwróciłam głowę w inną stronę. NIE, NIE, NIE. Mój pierwszy raz z Diego po pierwsze nie może być podczas kiedy on jest pijany! A po 2... BEZ ZABEZPIECZENIA?!?!?!?!?!? Zerknęłam na niego. Patrzył na mnie zdezorientowany. Kiedy już odwróciłam głowę w jego stronę od nowa zaczął mnie całować, ale odepchnęłam go lekko.
- Diego...- szepnęłam.- Zejdź ze mnie proszę. - Dobrze, że jest zgaszone światło, bo pewnie jestem czerwona jak burak.
- Co?- zdziwił się.
- Zejdź.
Ku mojemu zaskoczeniu Diego nie protestował tylko zszedł ze mnie i usiadł obok. Myślałam, że pod wpływem alkoholu będzie się sprzeciwiał, ale nie...
Wstałam do pozycji siedzącej.
- Co jest?- spytał gładząc mnie po ręce, a mnie przeszły dreszcze.
- Nie mogę...- spuściłam spojrzenie.- Nie będę tak ryzykowała. Jesteś pijany... Ja... nie chcę żeby to tak wyglądało...
- Nie mogłam dobrać słów.
- Skarbie...- złapał mój podbródek.- Franuś, ale wiesz, ze ja jestem kompletnie świadomy?
- Tak, ale... jednak. Poza tym nie będę ryzykowała ciążą.- popatrzył na mnie ze zdziwieniem , a po chwili zajarzył.
- Oj... nie przemyślałem tego. - zaśmiał się.
- Zabawne.- prychnęłam.
- Oj nie denerwuj się tak. - musnął mój policzek.
- Dobra...- odgarnęłam włosy za uch.- A teraz... Możesz zapiąć tą sukienkę z powrotem? - odwróciłam się do niego plecami.
- A mogę rozpiąć do końca?- zaśmiał się, a ja strzeliłam go w ramię.- Oj dobra, dobra...- zachichrał się i w końcu zapiął ten zamek.- zadowolona?
- Tak. - wyszczerzyłam zęby.- Idziemy?- wstałam z łóżka.
- Moment...- zaśmiał się zapinając koszulę.- Teraz.- ujął moją rękę.
- Diego czekaj.- zatrzymałam go w połowie drogi.- Dziękuję.
- Za co?
- No, ze nie naciskasz. I że jesteś świadomy.- zaśmiałam się.
- Czyli jak będę trzeźwy, to...
- Diego...
- Dobra, dobra.- musnął moje usta, i oczywiście musiał rękoma zjechać poniżej pasa.
- HERNANDEZ!
- Jaki ty masz pisk.- zatknął uszy. - Już się tak nie denerwuj. Chodź. Wracajmy do reszty.
*Broduey*
Obudziłem się z niemałym bólem głowy. Nawet nie trudziłem się w otwieraniu oczu. Mruknąłem tyko niezadowolony i przyłożyłem do twarzy poduszkę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że wczoraj była imprezka urodzinowa Violetty. Nieźle zabalowaliśmy z chłopakami. Ale nie mogliśmy dłużej znieść myśli rozstania z ukochanymi na tak długo. One zaczęły podejrzewać, że coś nas trapi, więc... No właśnie. Popiliśmy sobie TROSZKĘ. Ej no bez przesady. Świadomości nie straciłem. pamiętam całą imprezę, zaczynając od przyjścia z Cami, kończąc na tym, jak odebrał mnie ojciec, kiedy po niego zadzwoniłem nad ranem.- Dzień dobry.- usłyszałem cichy chichot najpiękniejszej dziewczyny na tej ziemi, więc momentalnie odwróciłem głowę w stronę drzwi. Oczywiście kosztowało mnie to, kolejnym bólem głowy, ale było warto. Zobaczyłem moją ślicznotkę uśmiechniętą od ucha do ucha i z drewnianą tacką w ręku, a na niej talerz z jajecznicą, chlebek posmarowany masłem i sok pomarańczowy.
- Co tu robisz?
- Tak się wita własną dziewczynę, która natrudziła się ze zrobieniem ci tego śniadania? - odłożyła wszystko na moją szafkę nocną i założyła ręce na biodrach, udając urażoną.
- Masz rację kochanie. - wstałem do pozycji siedzącej i szybko chwyciłem rudowłosą w pasie przyciągając do siebie, tak, że ja znów leżałem, a moja księżniczka na mnie.
Złączyłem nasze usta w pocałunku, który ze słodkiego przerodził się w bardziej namiętny. Zacząłem rękoma jeździć po plecach Argentynki, a ona oderwała się o de mnie.
- Takie powitanie może być kochanie?- musnąłem jej policzek.
- Jak najbardziej.- zeszła ze mnie i wzięła do rąk tackę.- Jedz bo wystygnie.
- Dobrze ale powiedz co tu robisz? Tata cię wpuścił? Właściwie która godzina?
- Jest 15:00, a twój tato jest w pracy, dlatego przyszłam. Po wczorajszej imprezie nie mogłam zostawić cię samego w domu.- zaśmiała się.
- Dobrze zrobiłaś.- puściłem jej oczko.- I śniadanko do łóżka... Chyba częściej będę imprezował.
- O nie! W taki układ nie wchodzę.- zagroziła mi palcem.
- Niech będzie...
- Kocham cię.
- A ja ciebie...- i w tym momencie przypomniało mi się, że niedługo będę musiał powiedzieć jej o... o trasie. NIE TERAZ. Nie w takim momencie. Ja jestem na pół trzeźwy, taka atmosfera. NIE. Pogadam jeszcze z chłopakami... W końcu prawie każdy też musi powiedzieć to swojej dziewczynie, dlaczego ja mam być pierwszy, tylko dlatego, że moja ukochana jest taka cudowna, że przyszła się mną zaopiekować?
- Co się dzieje?- złapała mój podbródek. Zdałem sobie sprawę, ze od paru minut lampię się w prawie pusty talerz.
- Zamyśliłem się tylko.
- Nad czym?
- Nad nami...- palnąłem. Od razu zauważyłem niepewność na twarzy Cam.- W dobrym sensie.- wybrnąłem. O tym, że cię kocham i zawsze chcę być blisko ciebie.
- Ja ciebie też kocham.- uśmiechnęła się uroczo, zarzucając ręce na moją szyję i mocno przytulając.
- Co dzisiaj robimy?- Zapytałem niechętnie wstając z łóżka.- Bo mam nadzieje, że spędzamy dzień razem?- uśmiechnąłem się do rudowłosej.
- Jeżeli masz ochotę.- zatrzepotała rzęsami.
- Mam. Ale najpierw daj mi się ogarnąć.
- Ok. To widzimy się za pół godziny w salonie?
- Za pół godziny?- roześmiałem się. -Kotek... Myślisz, że spędzam w łazience aż połowę mniej czasu niż ty? Nieeee. Widzimy się w salonie za parę minut.
- Dobrze. - zachichotała.
Westchnąłem i udałem się do łazienki. Cieszę się na spędzenie czasu z moją księżniczką, ale nie wiem co ze sobą zrobić... Cały czas myślami jestem gdzie indziej. Myślami jestem w trasie koncertowej, pół roku bez Kamili, a przede wszystkim... moje myśli krążą wokół rozmowy z dziewczyną o tym wszystkim. Cały dzień będę czuł na sobie ciężar, że moja ukochana myśli, że zawsze będziemy razem mega super szczęśliwi, a ja... wyjeżdżam. Nie wiem czy Cami to zaakceptuje. Zresztą... Nie będę się jej dziwił jak ze mną zerwie. Wiem, ze nie kocha, ale ma 16 lat, a ja jestem jej pierwszym poważnym chłopakiem. Może uznać, że związek na odległość nie przejdzie. Chociaż z drugiej strony...zależy jej na mnie, a to znaczy, że tak nie postąpi. Prawda?
Zanim się spostrzegłem byłem już na dole. Aż tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem jak wykonałem wszystkie poranne czynności. Obym się tak nie wyłączał przy Cams.
- Jestem kochanie.
- 6 Minut.- Rudowłosa nie kryła zdziwienia. - 6 minut? W 6 minut to ja nawet włosów dobrze nie umyje.- zaśmiałem się tylko i musnąłem jej policzek.
- Jestem bardziej zaradny.
- Wredny!- walnęła mnie z poduszki.
- Jaki jestem?- złapałem jej nadgarstki i zbliżyłem twarz do buzi Argentynki.
- Słodki.- zachichotała i pocałowała mnie.
- To rozumiem.
*Diego*
- Nareszcie wstałeś.- burknął ojciec zalewając kawę wodą.- Miłe powitanie.- odpowiedziałem tym samym tonem, ziewając.
- A jakie ma być? - odwrócił się w moją stronę. Był bardzo niezadowolony. Wracasz nad ranem, drzesz się na cały dom, że już jesteś, wali od ciebie alkoholem i kładziesz się spać, jakby nigdy nic.
- Nie przesadzaj.- podrapałem się po policzku. - Robisz aferę z niczego.
- Niczego?- wrzasnął.
- Jestem dorosły.
- Mieszkasz pod moim dachem.- bąknął.
- Robisz mi problem, bo w wieku 19 lat zaszalałem na urodzinach przyjaciółki? Serio?- prychnąłem podchodząc do lady, aby nalać sobie wody.
- Nie robiłbym z tego takiej afery gdyby nie fakt, że dziś niedziela i chyba zapomniałeś co dzisiaj jest.- spojrzałem tylko na niego i zamyśliłem się. Nie. Za Chiny sobie przypomnieć nie mogłem o co chodzi.- No właśnie.- spojrzał na mnie karcąco. - DZISIAJ przyjeżdżają dziadkowie, w odwiedziny. Zostają na tydzień. Wiedziałeś o tym.
Palnąłem się w czoło. Kompletnie zapomniałem o odwiedzinach rodziców ojca. Taaaa już wszystko jasne czemu tata zrobił awanturę o imprezę. Mój ojciec jest bardzo surowy, prawda? NOOOO Nie ma tego tak od tak. Wyobraźmy sobie teraz jego rodziców, dwa razy bardziej jak on. Mowa o dziadku. Bo on to masakra. TYDZIEŃ Z NIM POD JEDNYM DACHEM?! Toż to wybuchnie. On nie wie co to ZABAWA. Twierdzi, że jak był w moim wieku to miał już rodzinę i dobrą pracę. Więc jest chyba jasne, że jak tylko dowiedział się o mojej nauce w Studio, a później o KARIERZE, w jego oczach spadłem i to BARDZO. Oczywiście ojciec też miał gadane, że taniec? Że nauczyciel w takiej szkole? Ale ostatecznie dziadek stwierdził, że ojciec tylko naucza, więc nie jest sławny, ma rodzinę, zarabia pieniądze... Czyli może być, tym bardziej, że według niego zawód nauczyciela ( oczywiście surowego i wymagającego), jest bardzo dobrym zawodem. W ogóle ubzdurał sobie, że ja jako jego jedyny wnuk ( tata ma same siostrzenice, więc od jego strony ja same kuzynki) będę prawnikiem, czy tam lekarzem. HA. Nigdy nie zapomnę jego miny jak dowiedział się, że zaczynam naukę w Studio. (Tu również wina została zwalona na ojca, bo on w niej uczy, więc według dziadka przez to tym bardziej zainteresowało mnie to miejsce.) Już nie wspominam o jego minie jak dowiedział się o mojej karierze. Uuuuuuuuu hahahaha. Dla niego każda kariera związana ze sławą ( ok. nie każda. Przecież są sławni muzycy muzyki klasycznej i takie tam, ale sława typu aktor, piosenkarz, model, itd.) jest beznadziejna, nie przydatna i bla bla bla. Wkurza mnie takie jego poronione gadanie. To moje życie. Ale on wie lepiej. No HALO. Mamy 21 wiek, a on myśli, że my nadal żyjemy w czasach, kiedy dziwne było, żeby dziewczyna założyła spodnie!
- Co taki zdziwiony stoisz?- warknął znowu, a ja się otrząsnąłem.
- Zapomniałem.- mruknąłem niezadowolony. Musze znaleźć sobie parę zajęć poza domem na te parę dni...
- Wiem. - Wziął łyk kawy, którą właśnie przygotował. - Ja za moment wyjeżdżam odebrać rodziców z lotniska. Weź się trochę ogarnij dobra?- nadal miał nieprzyjemny ton głosu.
- A gdzie mama?- zmieniłem temat.
- Musiała zajść na chwil do szkoły, bo dyrektor ją poprosił o jakieś papiery, ponieważ do jej klasy dochodzi ktoś nowy, czy coś tam.- machnął ręką. - W każdym razie wróci, zanim pojawię się w domu z naszymi gośćmi.
- Taaa...- bąknąłem.
- Mówię poważnie Diego. Weź prysznic, ubierz się, spryskaj perfumami...
- Może jeszcze garniak założyć i zrobić włosy na żel?- prychnąłem z ironią.
- Chodzi mi o to, żeby nie było ani śladu po twojej wczorajszej imprezie.
- Dobra, dobra. - podniosłem ręce w geście obronnym.- Ale jak chcesz żebym się wyrobił, daj mi się najeść.- wskazałem palcem na lodówkę, której ie mogłem otworzyć, bo ojciec się o nią opierał.
Ten westchnął i usiadł na krześle przy stole. Po chwili milczenia znowu się odezwał.
- Diego...
- Co?- tym razem ja westchnąłem.
- Zachowuj się proszę. Wiesz jaki jest mój ojciec.
- Bardzo podobny do mojego.- mruknąłem, ale on puścił tą uwagę mimo uszu.
- Możesz chociaż postarać się dobrze zachowywać.- Nic nie odpowiedziałem.- Diego...
- Dobra.- odwróciłem się do niego zrezygnowany.- Będę grzeczny.
- Wiesz...- zaczął. CO ZNOWU?- Tak sobie myślę, że może by tak przedstawić im Francescę?
- No nie żartuj. - jęknąłem z rezygnacją.- Tylko nie to. Wiesz jaki on...
- Ale...- przerwał mi. - Dziadkowi zależy na rodzinie, wnukach i takich tam, a Fran to twoja w sumie pierwsza poważniejsza dziewczyna. Poza tym po ojcu mam dużo. Dobrze wiesz, że dziadek kocha Włochy. A ona jest Włoszką... I na dodatek tato uwielbia ich język i kulturę i... jego marzeniem było kiedyś tam zamieszkać. Myślę, że poprawiło by to twoją ocenę u niego.
Patrzyłem na niego jak na debila. Co jakiś czas tylko mrugałem. Jak upewniłem się, że skończył, krótko odpowiedziałem.
- Nie.
- DIEGO!
- NIE
- DLACZEGO?
- BO NIE! - Brnąłem dalej. Jednak on spojrzał na mnie znacząco. CZEMU BO NIE NIE MOZE BYĆ DOBRYM ARUMENTEM?- NIE NIE NIE. Dziadek narobi mi siary. Zresztą nie lubi mnie. Zacznie jeszcze gadać coś Fran. Zresztą nienawidzi tej naszej całej muzyki a moja dziewczyna tez ma w planach karierę z tym związaną.
- No tak... Ale...
- NIE
- NO DIEGO
- NIE
- SYNU
- NIE
- DIE...
- ZASTANOWIE SIĘ I POGADAM Z FRAN,A LE NICZEGO CI NIE OBIECUJE!
- Dziękuje.- zdecydowanie się rozpromienił.
Szybko dopił kawę i odłożył kubek do zlewu.
- Ok...- wybiegł z kuchni.- Ja jadę po tych moich staruszków, a ty weź się w garść i się ogarnij. Wracamy za jakąs godzinę, więc nie masz za dużo czasu. Masz wyglądać jak zawsze, a nie jak ktoś kto jest po całonocnej imprezie, tak?
- Ty weź już idź, bo oni zdążą wrócić do Hiszpanii zanim po nich wyjedziesz.
- Zabawne.- odparł z ironią i wyszedł.
Ja tylko westchnąłem zrezygnowany i zacząłem przygotowywać żarełko...
ZAPOWIADA SIĘ DŁUUUUGI TYDZIEŃ.
Hej ludzie.
Nie było mnie chyba znowu długo. Nie wiem nie liczyłam nawet.
Po 1 mam do was pytanie. Załatwmy najpierw formalności. Umawiamy się na jakiś konkretny dzień, co jakiś czas( nie wiem co tydziń albo co dwa) żeby się pojawiał rozdział, czy wlicie, żeby to było takie sponaniczne jak do tej pory?
Decyzja kochani nalży do was mi obie wersje odpowiadają.
Co do rozdziału Fran i Broduey wyszli krótko, ale postarałam się żeby nadrobić to perspektywą Diego.
Hahahah nwet nie miałam tego dziś pisać, ale tak mnie tchnęło i przyszedł mi do głowy pomysł . XD
Poooowiedzmy, że postaram się żeby było zabawnie XD
Pewnie większość z was myślała, że to dziś. Capitulo 38 i... 1 noc Dieceski, ale nieeeee! Hahahaha yy. nie teraz. jeszcze nie :)
Ok ja już spadam.
Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie w komentarzach co myślicie i co z tymi rozdziałami? Spontan czy nie spontan XD
LOVCIAM DIECESCE