*Francesca*
Rzuciłam się na szyję mojego taty, a ten mnie podniósł.- Ale jak to?- mówiłam przez łzy wzruszenia. Już dawno nie płakałam takimi.
W ramionach mojego taty czułam się cudownie... Taka kochana i bezpieczna.
Od zawsze byłam, tak zwaną "córeczką tatusia", co doskonale widać było parę dni temu, kiedy był tak nadopiekuńczy... Zawsze miałam z nim dobry kontakt i nie oszukujmy się... tata marzył o córce od zawsze... Dlatego Luca był czasem zazdrosny, ale za to ja padałam ofiarą TAKICH akcji nadopiekuńczości... Jednak z bratem byliśmy kwita, bo to nie ja, a on podzielał pasję kulinarną ojca. Często czułam się dziwnie, że tylko ja śpiewam, tańczę, gram, ale nie zamieniłabym tego na żadne inne talenty.
Teraz w ramionach taty poczułam tą miłość, której zabrakło mi przez ostatni czas... Coś czym obdarzał mnie zawsze, czego tak mi brakowało we wściekłym i niezadowolonym ojcu.
- Po prostu zrozumiałem parę spraw dzisiaj...- zaczął stawijąc mnie na podłodze.- To twoje życie, a ty nie jesteś już małą dziewczynką. Jesteś piękną i utalentowaną nastolatką. Oprócz tego jesteś niesamowicie mądrą dziewczyną i wiem, że nie robisz żadnych głupot... Kocham cię. Wybacz, że sprawiłem, że tak strasznie cierpiałaś.
- Też cię kocham tatusiu.- mówiłam opanowując łzy i się uspakajając.- Dziękuje.- szepnęłam.- Ale nadal nie rozumiem, jak ta od tak zmieniłeś decyzję? - mówiłam z zachwytem.- mogę się spotykać z Diego?- spytałam z mniejszą ekscytacją, bojąc się odpowiedzi ojca.
- Absolutnie.- powiedział poważnym tonem, a ja wytrzeszczyłam oczy.- Żartuje.- zaśmiał się.
- Tato...- skarciłam go, oddychając z ulgą.
- Chcecie wiedzieć, jak zmieniłem zdanie?- spytał nas, a wszyscy przytaknęliśmy. Po pierwsze od rana zaczęło robić mi się dziwnie, że moja córka wyjeżdża tak daleko od nas i to z mojego rozkazu... Później była rozmowa z mamą, która powiedziała mi, że Diego to dobry chłopak, a nawet jak wam nie wyjdzie. Masz prawo popełniać własne błędy i się na nich uczyć... Potem zobaczyłem jak rozmawiałaś z swoim chłopakiem.- spojrzał się w stronę Hiszpana, a potem na mnie.- Jak cię zapewniał, że będziecie razem, jaka jesteś przy nim szczęśliwa... No a na koniec jeszcze przyszli twoi znajomi i powiedzieli o STUDIO i przyjaciołach... Zrozumiałem, że twoje miejsce jest tutaj.- uśmiechnął się, a ja raz jeszcze się do niego przytuliłam i odwróciłam się do gromadki nastolatków.
- Nie wiem jak mam wam dziękować.- popatrzyłam na każdego po kolei.- Gdyby nie wy, za parę godzi byłabym już we Włoszech i...
- Fran...- na środek wyszła Viola, która tak jak ja powstrzymywała łzy.- Nie musisz dziękować. Tak się cieszymy, że zostajesz z nami.- pisnęła i mocno mnie przytuliła.
- Nie tylko ty.- usłyszałam śmiech Cam, więc odsunęłam się od Violetty i ją również mocno uściskałam.
- Ja też dostanę przytulasa?- Naty już szła w moją stronę z rozłożonymi ramionami.
Tak przytuliłam każdego z osobna, a kiedy w końcu oderwałam się od Lud, został mi jeszcze Diego.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wręcz rzuciłam na jego szyję, a on podobnie jak niektórzy chłopcy podniósł mnie do góry.
- Kocham cię.- wyszeptał mi do ucha, ściskając jeszcze mocniej.
- Ja ciebie też.- w tym momencie Hiszpan postawił mnie z powrotem.
Nasze twarze zaczęły się powoli zbliżać i już chciałam złączyć nasze usta w pocałunku, kiedy na całą restauracje rozległ się głos Andresa.
- MUSIMU UCZCIĆ TO, ŻE FRANCCESCA Z NAMI ZOSTAJE!- Odskoczyłam od mojego chłopaka, a wszyscy moi znajomi, patrzyli na nim morderczym spojrzeniem, bo pewnie tylko czekali, aż pocałuje Diego.- Co się tak gapicie? Wiem, że jestem genialny, nie musicie mi tego mówić.
Pokręciliśmy tylko głowami i westchnęliśmy, co dało dość śmieszny rezultat, bo każdy wybuchł śmiechem, nawet TATA.
- Jak masz zamiar to uczcić Andres?- spytała jego dziewczyna, jak się uspokoiliśmy.
- Impreza?- dał propozycje.
- Za niedługo jest impreza urodzinowa Violetty, geniuszu.- Leon walnął go lekko w tył głowy.
- JESTEŚMY DUŻYMI DZIEĆMI!- powiedział Argentyńczyk z buntem.- Słyszałeś pana Cauviglia.- DWIE IMPRY MOGĄ BYĆ!
- Andres...- znów westchnęliśmy równo.
- To jak inaczej?- naburmuszył się.
- Ta impreza to nie taki głupi pomysł...- wyszczerzył zęby Feder.- Ale jeszcze to obgadamy.
- MÓJ POMYSL NIE JEST GŁUPI! SŁYSZELIŚCIE?- Ucieszył się Argentyńczyk.
- Dobra, dobra.- zaśmiał się mój tata.- Fajnie, że wpadliście, ale mam dużo pracy, więc...
- Jasne.- przerwała mu Vils i się uśmiechnęła.- Już się zbieramy. Dziękuje, że nas pan wysłuchał.
- To ja dziękuje, że przemówiliście do mojego rozsądku.- uśmiechnął się.
- Do widzenia.- powiedzieli wszyscy i wyszli, ale ja zostałam w tyle i się nie ruszałam.
- Nie idziesz?- Diego ujął moją dłoń.
-Nie. Chcę zostać chwilę z tatą.- uśmiechnęłam się.- Poczekasz?
- Pewnie.- musnął mój policzek.- Do widzenia.- zwrócił się do mojego taty.
- Do widzenia.- odpowiedział mu odprowadzając go wzrokiem, a potem spojrzał się na mnie- Co chciałaś?- Ja tylko założyłam ręce na biodra i popatrzyłam na niego znacząco.- No co?
- Nadal mu nie ufasz?- wskazałam na drzwi.
- Będę miał go na oku.- powiedział poważnie, a ja się zaśmiałam i przytuliłam go.
- Za wszystkie czasy mnie wyściskasz.- Zaczął udawać, że się dusi.
- Po prostu cieszę się, że zmieniłeś zdanie.
- Ja też się cieszę.
- Między nami już w porządku?
- Jasne, że tak kochanie. O ile mi wybaczasz?
- Pewnie!- uścisnęłam go jeszcze mocniej, po czym udałam się w stronę wyjścia.- Idę z Diego powiedzieć mamie.- uśmiechnęłam się do taty i wyszłam.
Mój chłopak siedział za ladą i wpatrywał się we mnie.
- Pójdziesz ze mną do domu? Mama wciąż nie wie, że zostaję.- podeszłam do niego.
- Z tobą wszędzie pójdę.- wyszeptał mi do ucha, a ja zachichotałam.
- Chodź.- pociągnęłam go za rękę w wyszliśmy z restauracji.
- Ale j się cieszę, że ty zostajesz.- Diego odezwał się w połowie drogi.
- To pomyśl sobie, jak ja się cieszę.- zaśmiałam się.
- Przyznam ci się, że byłem załamany twoim wyjazdem.
- No co ty? Widziałam jak udajesz.
- Co?- zdziwił się, a ja wybuchłam śmiechem.
- Ale to, że byś przyjeżdżał mówiłeś szczerze... Gorzej ci wychodziło to, że ojciec cię nie obchodzi, bo chyba doskonale wiedziałeś, ze to nie będzie takie proste.
- O patrz jesteśmy.- wskazał na mój dom, udając niewiniątko, a ja tylko wspięłam się na palcach i pocałowałam jego policzek.
Otworzyłam drzwi i razem weszliśmy do środka.
Z kuchni wyszła mama i spojrzała na nas.
- Fran...? Mam trzy pytania.- zaczęła.- 1. Gdzie tata? Musimy już jechać. 2. Jesteś spakowana? i trzy? Co ty taka rozbawiona?
- 1. W pracy, bo nigdzie nie jedziemy.- zaśmiałam się.- 2. Tak, ale zaraz się rozpakuje. i Trzy Po prostu się cieszę, że tata zmienił zdanie i mogę zostać w Buenos Aires.- uśmiechnęłam się. W oczach rodzicielki rozbłysły małe iskiereczki, a już po chwili kobieta mocno mnie ściskała.
- Ale co jak to?- była zdezorientowana, tak jak ja jeszcze pół godziny temu.
- Przekonałaś go ty, Diego i ja no i... moi znajomi, którzy przyszli dziś do taty. Dosłownie wszyscy.- mówiłam z ekscytacją.- Lud, Fede, Maxi, Naty...- zaczęłam wyliczać na palcach.- Violetta, Cami, Brouey, Matylda, Andres, Leon i Diego.
- Jaka niespodzianka!- krzyknęła.- Jak się bardzo cieszę!- jeszcze raz mnie uściskała.
- Ja też.- zaśmiałam się.
- Ja też.- odezwał się Diego.
*Violetta*
Jestem z Leonem u mnie w pokoju. On siedzi na łóżku a ja chodzę po pokoju i nie mogę się opanować.- Ale ja się cieszę, że ona zostaje!- pisnęłam.
-Wiem skarbie.- mój chłopak się zaśmiał.- Mówisz to po raz setny.
- No wiem, ale to takie niesamowite.- podskoczyłam, a Meksykanin wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie.
- Ja też się bardzo cieszę, a skoro ty tak piszczysz i skaczesz ze szczęścia, to ja się boję pomyśleć jak reagują Diego i Fran.
- Ha ha ha.- zaśmiałam się sarkastycznie.
- Ja bym wybuch z radości, jakby była taka sytuacja z tobą.
- Oj wiem, że mnie kochasz.- zachichotałam i wpiłam się w jego usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a palce wplotłam w jego bujną czuprynę, za to on przycisnął mnie mocnej do siebie trzymając w biodrach.
Całowaliśmy się tak i pewnie byśmy się całowali dalej, gdyby nie to, że do pokoju weszła Ludmiła, więc od siebie odskoczyliśmy.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam...- zaczęła sarkastycznie, ale Olga mówiła, że za 15 minut macie zejść na kolację.- sztucznie się uśmiechnęła i wyszła trzaskając drzwiami.
- Yhhhhhhhhhhhh- kopnęłam w łóżko.- Jak ja jej nie znoszę! Ja dłużej z nią Leon nie wytrzymam!
- Kochanie...- zaczął drapiąc się po karku, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
- No co jest?- wiedziałam, że chcę mi coś powiedzieć, ale się bał.
- Bo w sumie dziś nieźle naskoczyłaś na Ferro, a ona całkiem pomogła i dał ten cały wykład o Studio i w ogóle...- powiedział niepwnie spuszczając głowę.
- Stoisz po jej stronie?!- krzyknęłam, aż chłopak podskoczył.
- Jasne, że nie, ale...
- Nie no nie wierzę!- opadłam zrezygnowana na łóżko.- Super, po prostu świetnie!
- Violu...- usiadł obok mnie, łapiąc mnie za dłoń, którą ja wyrwałam.- Chodzi mi o to, że wiem jaka ona jest i jaka ty jesteś i, że się często kłócicie, ale dzisiaj nie słusznie na nią naskoczyłaś...
Westchnęłam ciężko.
- Nie nawidzę kiedy masz rację.- nerwowo wstałam i nacisnęłam na klamkę.
- Gdzie idziesz?- Leon zmarszczył brwi.
- Sama w to nie wierzę, ale przeprosić Ludmiłę.
Wyszłam z pokoju i podeszłam pod sypialnię mojej sis, lekko pukając.
- Proszę...- usłyszałam głos blondynki, więc weszłam do środka.- Czego?- warknęła, jak tylko mnie zobaczyła.
- Przyszłam pogadać...- westchnęłam i zamknęłam za sobą drzwi.- Nie słusznie dziś na ciebie naskoczyłam... Pomogłaś nam w dużym stopniu, dlatego chciałam cię...- zacięłam się.- PRZEPROSIĆ.
SUPER NOVA, wstała z fotela, odłożyła gitarę, ogarnęła loki do tyłu i spojrzała na mnie, dumnym spojrzeniem.
- Przeprosiny przyjęte. Cieszże się, że mogłam pomóc i że Francesca zostaje.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z jej sypialni, udając się do własnej.
- I jak poszło?- spytał Leon, odkładając moją książkę, którą właśnie czytam, na szafkę nocną.
- Chyba dobrze.- westchnęłam i zamknęłam drzwi.- Przyjęłam przeprosiny.- sprostowałam.- Chyba.- zaśmiałam się.
- To dobrze. - uśmiechnął się do mnie.
- Dlaczego tak ci zależało, żebym przeprosiła?
- Nie wiem.- wzruszył ramionami.- Wiem jaka jest Lud, ale po prostu tym razem okazała się być inna, a my ją nie słusznie oskarżyliśmy.
- Właśnie mądralo.- zabrałam z fotela małą, puchatą, fioletową poduszkę i rzuciłam nią w mojego chłopaka.- Może ty też ją przeprosisz?
- Już to zrobiłem.- wyszczerzył zęby.- Jak tylko wyszliśmy z RESTO, ale z Cami, byłyście takie podjarane, że nawet nie zauważyłaś.- zaśmiał się, a ja wytknęłam mu język.
- Lepiej chodźmy na tą kolację.- wstałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą on złapał i razem wyszliśmy z sypialni, kierując się do jadalni.
Na dole wszyscy już siedzieli na swoich miejscach.
- O Leon je dzisiaj z nami?- ucieszył się mój tata, na widok chłopaka.
Jest przeszczęśliwy, że ja i Leon tworzymy parę. Marzył o tym jak jeszcze byłam małą dziewczynką i z Leonem bawiliśmy się samochodami i lalkami, albo robiliśmy babki w piasku, więc widok mnie i Meksykanina trzymających się za ręce, jest dla niego bezcenny. Rodzice chłopaka, też bardzo cieszą się, że to ja jestem dziewczyną ich syna... Śmiesznie się zdarzyło, ale mi to pasuje. Co prawda jak byliśmy dziećmi obrażaliśmy się za to, bo byliśmy przyjaciółmi, a sprawy takie jak całowanie, trzymanie się za rączki i ciągłe przytulanie, były dla nas co najmniej obleśne... Teraz jesteśmy ze sobą szczęśliwi, a rodzice aż posiadając się z radości. Cieszę się, że nie mam takiego problemu, jaki miała Fran. Diego dla jej taty nie jest odpowiednim chłopakiem, dla jej córki, a Leon dla mojego IDEALNYM.
- Tak, Leon zje dziś z nami.- uśmiechnęłam się.- To nie żaden problem?- uniosłam brwi.
- Zwariowałaś?- ojciec spojrzał na mnie jak na wariatkę.- Możesz do nas wpadać kiedy tylko zechcesz Leon.- zwrócił się do mojego chłopaka.- Siadajcie.- wskazał na dwa wolne miejsca, które zajęliśmy.
- Tooooo- zaczęła Priscilla.- Jak wam minął dzień? - Zapytała.- Udała się ta sprawa z tatą twojej przyjaciółki?- zwróciła się do mnie.
- Tak.- powiedziałam zachwycona.- udało się i Fran nie musi wyjeżdżać. Było super. Poszliśmy wszyscy... - spojrzałam na Ludmiłę, która grzebała w jedzeniu, zamyślona.- Ludmiła też.- uśmiechnęłam się do kobiety, a ta spojrzała na swoją córkę.
- Co?- Ferro podniosła wzrok znad talerza.- Przepraszam nie słyszała.- zwróciła się do matki.
- Violetta powiedziała, że byłaś z nimi u pana Cauviglia.- wyjaśniła.
- A tak...- powiedziała.- Chociaż na początku nie była pewna, czy na pewno im pomogę.- spojrzała na mnie ze sztucznym uśmiechem.
- Przeprosiłam.- westchnęłam.
- Ta, ta...
- O co ci znowu chodzi?!- trochę podniosłam głos.
- A o to, że już ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. To, że nie znoszę ciebie, nie musi oznaczać, że nienawidzę CAŁEGO ŚWIATA!
- No wybacz, że nie sądziłam, że ktoś co na ogół jest wredny dla ludzi, będzie chciał pomóc.- prychnęłam, a od taty dostałam tylko karcące spojrzenie.
- No wybacz, że nie jestem taka miłą i kochaną królewną jak ty.- ona również warknęła i zaczęła jeździć widelcem w sałatce.
- Tak ja jestem królewną.- mówiłam z ironią.- To nie ja jadę po wszystkich jak nie dostanę tego, na co mam ochotę.
- Tego na co masz ochotę?!- zaśmiała się.- Problem w tym, że ty DOSTAJESZ to na co masz ochotę, a jak czegoś nie możesz, zamieniasz się w taką małą słodką dziewczynkę i w końcu to dostajesz!- Wstała od stołu i aż walnęła pięścią o stół.
- Tak?!- powtórzyłam jej gest.- A jak ty czegoś nie dostaniesz, zamieniasz się we wredną świruskę, która na każdym się wyżywa!- wydarłam się.- Straciłam apetyt.- zwróciłam się do taty.- DZIĘKUJE ZA KLACJE.- dodałam z ironią i nerwowym krokiem, poszłam do swojego pokoju.
Tam usiadłam na łóżko i głośno warknęłam.
Po chwili drzwi od mojej sypialni się otworzyły i stanął w nich Leon, z tacą w ręku.
Był na niej talerz z kurczakiem i sałatką, oraz sok pomarańczowy.
- Przyniosłem ci kolację do pokoiku.- uśmiechnął się i usiadł obok mnie, kładąc wszystko na biurku.- Co się stało?
- Każdego dnia jest coraz gorzej.- westchnęłam.- Nie mogę dogadać się z Ludmiłą i we własnym domu, czuję się tak nieswojo...
- Może postaraj się z nią dogadać.- wzruszył ramionami.
- Dlaczego zawsze ja?- powiedziałam z wyrzutem.
- Vilu... Znam Ludmiłę dłużej niż ty i wiem jaka jest uparta. Jej duma nie pozwoli przeprosić jako pierwsza.
- W takim razie w ogóle się nie dogadamy, bo ja znów przepraszać nie będę.- naburmuszyłam się, na co Leon się zaśmiał.
- Violetta... Można zawsze spróbować.
- Przemyślę to, ale do niczego się na razie nie zobowiązuje. - podniosłam ręce w geście obronnym.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Za kolację?- wskazał na tackę.
- Nie. Za wszystko. Że przy mnie jesteś, że mi pomagasz. Kocham cię.- zmarszczyłam nosek i oczy, a Meksykanin mnie do siebie przytulił.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- zachichotałam.- A Lud nie popsuje mojego dobrego humoru.- W sumie i tak Leoś mi go już poprawił. W jego ramionach zły nastrój znika od razu. Doprowadza mnie wtedy do stanu ogromnego szczęścia i wiem, że tylko on tak umie. Bynajmniej tylko on umie tak ze mną...
*Diego*
- Jesteś pewna, że nie mam ci pomóc?- spytałem mojej dziewczyny, która wyciągała z walizki rzeczy, po czym je składała, lub zawieszała na wieszaki i wkładała do szafy.- Tak jestem pewna.- zaśmiała się i wyciągnęła kolejną bluzkę.
- Wciąż zaskakuje mnie to, ile rzeczy mają kobiety. - Fran tylko zachichotała i robiła swoje dalej.
- Kochanie no weź... Przecież mogę ci pomóc.- wstałem, bo miałem dość bezczynnego siedzenia.
- Mam ci pozwolić grzebać w moich rzeczach?- powiedziała żartobliwie.- Nie ma mowy. Siadaj.
- Ok...- westchnąłem. - Ale ty siadasz ze mną.- powiedziałem łapiąc Fran w pasie i siadając z nią na łóżko, tak, że siedziała ki na kolanach.
Włoszka tylko pisnęła.
- Puść...- przybrała ton małego dziecka, któremu się coś nie podoba.- Mam jeszcze dużo ubrań to wypakowania.
- Nigdzie nie idziesz. Wypakujesz się potem.
- Diego...- dziewczyna próbowała mi się wyrwać, ale nie wychodziło jej to.
- Może i cię puszcze, ale...- przekręciłem ją sobie żebyśmy siedzieli twarzą w twarz. Francesce nie przeszkadzało to, ze siedzi na mnie okrakiem, a bynajmniej nie pokazywała tego.- Za pewną opłatą.- uśmiechnąłem się i wskazałem na moje usta.
Fran tylko zachichotała i musnęła moje usta, jednak odsunęła się, zanim zdążyłem pogłębić pocałunek.
- Teraz mnie puść.- powiedziała dumna i zadowolona.
- Chyba nie.- prychnąłem.
Włoszka wywróciła oczami i ponownie wpiła się w moje usta.
Zarzuciła mi ręce na szyję, a ja cały czas mocno trzymałem ją w pasie.
Moja dziewczyna ujęła moją twarz w dłonie, przez co jeszcze bardziej przycisnęła mnie do siebie.
- Yhyhym.- usłyszałem odchrząknięcie.
Fran odsunęła się o de mnie i razem spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stała pani Cauviglia.
- Wiesz co by było, gdyby to tata tu wszedł, a nie ja? - zaśmiała się, zwracając się do córki.
Fran zsznurowała usta i powoli zeszła z moich kolan stając na przeciwko mamy, lekko zarumieniona.
- Nie dobrze.- powiedziała w końcu, powstrzymując wybuch śmiechu.
Jej mama tylko westchnęła.
- Przyszłam powiedzieć, ze jest już kolacja.
- W takim razie będę się zbierał.- wstałem z łóżka i już chciałem pocałować Fran w policzek.
- Nie ma mowy.- pani Cauviglia udała obrażoną.- Zostajesz na kolacji.
- A tata będzie.- zapytała Francesca.
- Będzie.
- T może to nie jest naj...
- Sam to zaproponował.
- Teraz to już jestem pewna, że to nie najlepszy pomysł.- dodała pewnie, na co jej mama się zaśmiała.
- Diego zostaniesz?- zwróciła się do mnie.
- Jeżeli to nie problem...
- Żaden.- uśmiechnęła się do mnie.- Zejdźcie za chwilkę- puściła nam oczko i wyszła.
- Czego moja mała księżniczka się boi?- szepnąłem do ucha, zamyślonej Włoszce.
- Hyyyym pomyślmy.- zaczęła z ironią.- Głupich pytań, oceniania, kłótni, zakazu spotykania się z tobą, narobienia siary... Wymieniać dalej, czy starczy?
- Ok, ok.- zaśmiałem się.- Będzie ok, nie przejmuj się. Idziemy?- wyciągnąłem do niej dłoń, a ona westchnęła i ją złapała.
HEJ HEJ.
Obiecałam, że będzie szybciej i jest.
Wybaczcie, że taki trochę krótszy i mogą być błędy, ale cóż.
Ok muszę lecieć, więc się nie rozpisuje.
BUZIAKI
LOVCIAM DIECESCE