piątek, 24 lipca 2015

Capitulo 33

*Francesca*

Rzuciłam się na szyję mojego taty, a ten mnie podniósł.
- Ale jak to?- mówiłam przez łzy wzruszenia. Już dawno nie płakałam takimi.
W ramionach mojego taty czułam się cudownie... Taka kochana i bezpieczna.
Od zawsze byłam, tak zwaną "córeczką tatusia", co doskonale widać było parę dni temu, kiedy był tak nadopiekuńczy... Zawsze miałam z nim dobry kontakt i nie oszukujmy się... tata marzył o córce od zawsze... Dlatego Luca był czasem zazdrosny, ale za to ja padałam ofiarą TAKICH akcji nadopiekuńczości... Jednak z bratem byliśmy kwita, bo to nie ja, a on podzielał pasję kulinarną ojca. Często czułam się dziwnie, że tylko ja śpiewam, tańczę, gram, ale nie zamieniłabym tego na żadne inne talenty.
Teraz w ramionach taty poczułam tą miłość, której zabrakło mi przez ostatni czas... Coś czym obdarzał mnie zawsze, czego tak mi brakowało we wściekłym i niezadowolonym ojcu.
- Po prostu zrozumiałem parę spraw dzisiaj...- zaczął stawijąc mnie na podłodze.- To twoje życie, a ty nie jesteś już małą dziewczynką. Jesteś piękną i utalentowaną nastolatką. Oprócz tego jesteś niesamowicie mądrą dziewczyną i wiem, że nie robisz żadnych głupot... Kocham cię. Wybacz, że sprawiłem, że tak strasznie cierpiałaś.
- Też cię kocham tatusiu.- mówiłam opanowując łzy i się uspakajając.- Dziękuje.- szepnęłam.- Ale nadal nie rozumiem, jak ta od tak zmieniłeś decyzję? -  mówiłam z zachwytem.- mogę się spotykać z Diego?- spytałam z mniejszą ekscytacją, bojąc się odpowiedzi ojca.
- Absolutnie.- powiedział poważnym tonem, a ja wytrzeszczyłam oczy.- Żartuje.- zaśmiał się.
- Tato...- skarciłam go, oddychając z ulgą.
- Chcecie wiedzieć, jak zmieniłem zdanie?- spytał nas, a wszyscy przytaknęliśmy. Po pierwsze od rana zaczęło robić mi się dziwnie, że moja córka wyjeżdża tak daleko od nas i to z mojego rozkazu... Później była rozmowa z mamą, która powiedziała mi, że Diego to dobry chłopak, a nawet jak wam nie wyjdzie. Masz prawo popełniać własne błędy i się na nich uczyć... Potem zobaczyłem jak rozmawiałaś z swoim chłopakiem.- spojrzał się w stronę Hiszpana, a potem na mnie.- Jak cię zapewniał, że będziecie razem, jaka jesteś przy nim szczęśliwa... No a na koniec jeszcze przyszli twoi znajomi i powiedzieli o STUDIO i przyjaciołach... Zrozumiałem, że twoje miejsce jest tutaj.- uśmiechnął się, a ja raz jeszcze się do niego przytuliłam i odwróciłam się do gromadki nastolatków.
- Nie wiem jak mam wam dziękować.- popatrzyłam na każdego po kolei.- Gdyby nie wy, za parę godzi byłabym już we Włoszech i...
- Fran...- na środek wyszła Viola, która tak jak ja powstrzymywała łzy.- Nie musisz dziękować. Tak się cieszymy, że zostajesz z nami.- pisnęła i mocno mnie przytuliła.
- Nie tylko ty.- usłyszałam śmiech Cam, więc odsunęłam się od Violetty i ją również mocno uściskałam.
- Ja też dostanę przytulasa?- Naty już szła w moją stronę z rozłożonymi ramionami.
Tak przytuliłam każdego z osobna, a kiedy w końcu oderwałam się od Lud, został mi jeszcze Diego.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wręcz rzuciłam na jego szyję, a on podobnie jak niektórzy chłopcy podniósł mnie do góry.
- Kocham cię.- wyszeptał mi do ucha, ściskając jeszcze mocniej.
- Ja ciebie też.- w tym momencie Hiszpan postawił mnie z powrotem.
Nasze twarze zaczęły się powoli zbliżać i już chciałam złączyć nasze usta w pocałunku, kiedy na całą restauracje rozległ się głos Andresa.
- MUSIMU UCZCIĆ TO, ŻE FRANCCESCA Z NAMI ZOSTAJE!- Odskoczyłam od mojego chłopaka, a wszyscy moi znajomi, patrzyli na nim morderczym spojrzeniem, bo pewnie tylko czekali, aż pocałuje Diego.- Co się tak gapicie? Wiem, że jestem genialny, nie musicie mi tego mówić.
Pokręciliśmy tylko  głowami i westchnęliśmy, co dało dość śmieszny rezultat, bo każdy wybuchł śmiechem, nawet TATA.
- Jak masz zamiar to uczcić Andres?- spytała jego dziewczyna, jak się uspokoiliśmy.
- Impreza?- dał propozycje.
- Za niedługo jest impreza urodzinowa Violetty, geniuszu.- Leon walnął go lekko w tył głowy.
- JESTEŚMY DUŻYMI DZIEĆMI!- powiedział Argentyńczyk z buntem.- Słyszałeś pana Cauviglia.- DWIE IMPRY MOGĄ BYĆ!
- Andres...- znów westchnęliśmy równo.
- To jak inaczej?- naburmuszył się.
- Ta impreza to nie taki głupi pomysł...- wyszczerzył zęby Feder.- Ale jeszcze to obgadamy.
- MÓJ POMYSL NIE JEST GŁUPI! SŁYSZELIŚCIE?- Ucieszył się Argentyńczyk.
- Dobra, dobra.- zaśmiał się mój tata.- Fajnie, że wpadliście, ale mam dużo pracy, więc...
- Jasne.- przerwała mu Vils i się uśmiechnęła.- Już się zbieramy. Dziękuje, że nas pan wysłuchał.
- To ja dziękuje, że przemówiliście do mojego rozsądku.- uśmiechnął się.
- Do widzenia.- powiedzieli wszyscy i wyszli, ale ja zostałam w tyle i się nie ruszałam.
- Nie idziesz?- Diego ujął moją dłoń.
-Nie. Chcę zostać chwilę z tatą.- uśmiechnęłam się.- Poczekasz?
- Pewnie.- musnął mój policzek.- Do widzenia.- zwrócił się do mojego taty.
- Do widzenia.- odpowiedział mu odprowadzając go wzrokiem, a potem spojrzał się na mnie-  Co chciałaś?- Ja tylko założyłam ręce na biodra i popatrzyłam na niego znacząco.- No co?
- Nadal mu nie ufasz?- wskazałam na drzwi.
- Będę miał go na oku.- powiedział poważnie, a ja się zaśmiałam i przytuliłam go.
- Za wszystkie czasy mnie wyściskasz.- Zaczął udawać, że się dusi.
- Po prostu cieszę się, że zmieniłeś zdanie.
- Ja też się cieszę.
- Między nami już w porządku?
- Jasne, że tak kochanie. O ile mi wybaczasz?
- Pewnie!- uścisnęłam go jeszcze mocniej, po czym udałam się w stronę wyjścia.- Idę z Diego powiedzieć mamie.- uśmiechnęłam się do taty i wyszłam.
Mój chłopak siedział za ladą i wpatrywał się we mnie.
- Pójdziesz ze mną do domu? Mama wciąż nie wie, że zostaję.- podeszłam do niego.
- Z tobą wszędzie pójdę.- wyszeptał mi do ucha, a ja zachichotałam.
- Chodź.- pociągnęłam go za rękę w wyszliśmy z restauracji.

- Ale j się cieszę, że ty zostajesz.- Diego odezwał się w połowie drogi.
- To pomyśl sobie, jak ja się cieszę.- zaśmiałam się.
- Przyznam ci się, że byłem załamany twoim wyjazdem.
- No co ty? Widziałam jak udajesz.
- Co?- zdziwił się, a ja wybuchłam śmiechem.
- Ale to, że byś przyjeżdżał mówiłeś szczerze... Gorzej ci wychodziło to, że ojciec cię nie obchodzi, bo chyba doskonale wiedziałeś, ze to nie będzie takie proste.
- O patrz jesteśmy.- wskazał na mój dom, udając niewiniątko, a ja tylko wspięłam się na palcach i pocałowałam jego policzek.
Otworzyłam drzwi i razem weszliśmy do środka.
Z kuchni wyszła mama i spojrzała na nas.
- Fran...? Mam trzy pytania.- zaczęła.- 1. Gdzie tata? Musimy już jechać. 2. Jesteś spakowana? i trzy? Co ty taka rozbawiona?
- 1. W pracy, bo nigdzie nie jedziemy.- zaśmiałam się.- 2. Tak, ale zaraz się rozpakuje. i Trzy Po prostu się cieszę, że tata zmienił zdanie i mogę zostać w Buenos Aires.- uśmiechnęłam się. W oczach rodzicielki rozbłysły małe iskiereczki, a już po chwili kobieta mocno mnie ściskała.
- Ale co jak to?- była zdezorientowana, tak jak ja jeszcze pół godziny temu.
- Przekonałaś go ty, Diego i ja no i... moi znajomi, którzy przyszli dziś do taty. Dosłownie wszyscy.- mówiłam z ekscytacją.- Lud, Fede, Maxi, Naty...- zaczęłam wyliczać na palcach.- Violetta, Cami, Brouey, Matylda, Andres, Leon i Diego.
- Jaka niespodzianka!- krzyknęła.- Jak się bardzo cieszę!- jeszcze raz mnie uściskała.
- Ja też.- zaśmiałam się.
- Ja też.- odezwał się Diego.

*Violetta*

Jestem z Leonem u mnie w pokoju. On siedzi na łóżku a ja chodzę po pokoju i nie mogę się opanować.
- Ale ja się cieszę, że ona zostaje!- pisnęłam.
-Wiem skarbie.- mój chłopak się zaśmiał.- Mówisz to po raz setny.
- No wiem, ale to takie niesamowite.- podskoczyłam, a Meksykanin wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie.
- Ja też się bardzo cieszę, a skoro ty tak piszczysz i skaczesz ze szczęścia, to ja się boję pomyśleć jak reagują Diego i Fran.
- Ha ha ha.- zaśmiałam się sarkastycznie.
- Ja bym wybuch z radości, jakby była taka sytuacja z tobą.
- Oj wiem, że mnie kochasz.- zachichotałam i wpiłam się w jego usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a palce wplotłam w jego bujną czuprynę, za to on przycisnął mnie mocnej do siebie trzymając w biodrach.
Całowaliśmy się tak i pewnie byśmy się całowali dalej, gdyby nie to, że do pokoju weszła Ludmiła, więc od siebie odskoczyliśmy.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam...- zaczęła sarkastycznie, ale Olga mówiła, że za 15 minut macie zejść na kolację.- sztucznie się uśmiechnęła i wyszła trzaskając drzwiami.
- Yhhhhhhhhhhhh- kopnęłam w łóżko.- Jak ja jej nie znoszę! Ja dłużej z nią Leon nie wytrzymam!
- Kochanie...- zaczął drapiąc się po karku, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
- No co jest?- wiedziałam, że chcę mi coś powiedzieć, ale się bał.
- Bo w sumie dziś nieźle naskoczyłaś na Ferro, a ona całkiem pomogła i dał ten cały wykład o Studio i w ogóle...- powiedział niepwnie spuszczając głowę.
- Stoisz po jej stronie?!- krzyknęłam, aż chłopak podskoczył.
- Jasne, że nie, ale...
- Nie no nie wierzę!- opadłam zrezygnowana na łóżko.- Super, po prostu świetnie!
- Violu...- usiadł obok mnie, łapiąc mnie za dłoń, którą ja wyrwałam.- Chodzi mi o to, że wiem jaka ona jest i jaka ty jesteś i, że się często kłócicie, ale dzisiaj nie słusznie na nią naskoczyłaś...
Westchnęłam ciężko.
- Nie nawidzę kiedy masz rację.- nerwowo wstałam i nacisnęłam na klamkę.
- Gdzie idziesz?- Leon zmarszczył brwi.
- Sama w to nie wierzę, ale przeprosić Ludmiłę.

Wyszłam z pokoju i podeszłam pod sypialnię mojej sis, lekko pukając.
- Proszę...- usłyszałam głos blondynki, więc weszłam do środka.- Czego?- warknęła, jak tylko mnie zobaczyła.
- Przyszłam pogadać...- westchnęłam i zamknęłam za sobą drzwi.- Nie słusznie dziś na ciebie naskoczyłam... Pomogłaś nam w dużym stopniu, dlatego chciałam cię...- zacięłam się.- PRZEPROSIĆ.
SUPER NOVA, wstała z fotela, odłożyła gitarę, ogarnęła loki do tyłu i spojrzała na mnie, dumnym spojrzeniem.
- Przeprosiny przyjęte. Cieszże się, że mogłam pomóc i że Francesca zostaje.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z jej sypialni, udając się do własnej.
- I jak poszło?- spytał Leon, odkładając moją książkę, którą właśnie czytam, na szafkę nocną.
- Chyba dobrze.- westchnęłam i zamknęłam drzwi.- Przyjęłam przeprosiny.- sprostowałam.- Chyba.- zaśmiałam się.
- To dobrze. - uśmiechnął się do mnie.
- Dlaczego tak ci zależało, żebym przeprosiła?
- Nie wiem.- wzruszył ramionami.- Wiem jaka jest Lud, ale po prostu tym razem okazała się być inna, a my ją nie słusznie oskarżyliśmy.
- Właśnie mądralo.- zabrałam z fotela małą, puchatą, fioletową poduszkę i rzuciłam nią w mojego chłopaka.- Może ty też ją przeprosisz?
- Już to zrobiłem.- wyszczerzył zęby.- Jak tylko wyszliśmy z RESTO, ale z Cami, byłyście takie podjarane, że nawet nie zauważyłaś.- zaśmiał się, a ja wytknęłam mu język.
- Lepiej chodźmy na tą kolację.- wstałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą on złapał i razem wyszliśmy z sypialni, kierując się do jadalni.
Na dole wszyscy już siedzieli na swoich miejscach.
- O Leon je dzisiaj z nami?- ucieszył się mój tata, na widok chłopaka.
Jest przeszczęśliwy, że ja i Leon tworzymy parę. Marzył o tym jak jeszcze byłam małą dziewczynką i z Leonem bawiliśmy się samochodami i lalkami, albo robiliśmy babki w piasku, więc widok mnie i Meksykanina trzymających się za ręce, jest dla niego bezcenny. Rodzice chłopaka, też bardzo cieszą się, że to ja jestem dziewczyną ich syna... Śmiesznie się zdarzyło, ale mi to pasuje. Co prawda jak byliśmy dziećmi obrażaliśmy się za to, bo byliśmy przyjaciółmi, a sprawy takie jak całowanie, trzymanie się za rączki i ciągłe przytulanie, były dla nas co najmniej obleśne... Teraz jesteśmy ze sobą szczęśliwi, a rodzice aż posiadając się z radości. Cieszę się, że nie mam takiego problemu, jaki miała Fran. Diego dla jej taty nie jest odpowiednim chłopakiem, dla jej córki, a Leon dla mojego IDEALNYM.
- Tak, Leon zje dziś z nami.- uśmiechnęłam się.- To nie żaden problem?- uniosłam brwi.
- Zwariowałaś?- ojciec spojrzał na mnie jak na wariatkę.- Możesz do nas wpadać kiedy tylko zechcesz Leon.- zwrócił się do mojego chłopaka.- Siadajcie.- wskazał na dwa wolne miejsca, które zajęliśmy.
- Tooooo- zaczęła Priscilla.- Jak wam minął dzień? - Zapytała.- Udała się ta sprawa z tatą twojej przyjaciółki?- zwróciła się do mnie.
- Tak.- powiedziałam zachwycona.- udało się i Fran nie musi wyjeżdżać. Było super. Poszliśmy wszyscy... - spojrzałam na Ludmiłę, która grzebała w jedzeniu, zamyślona.- Ludmiła też.- uśmiechnęłam się do kobiety, a ta spojrzała na swoją córkę.
- Co?- Ferro podniosła wzrok znad talerza.- Przepraszam nie słyszała.- zwróciła się do matki.
- Violetta powiedziała, że byłaś z nimi u pana Cauviglia.- wyjaśniła.
- A tak...- powiedziała.- Chociaż na początku nie była pewna, czy na pewno im pomogę.- spojrzała na mnie ze sztucznym uśmiechem.
- Przeprosiłam.- westchnęłam.
- Ta, ta...
- O co ci znowu chodzi?!- trochę podniosłam głos.
- A o to, że już ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. To, że nie znoszę ciebie, nie musi oznaczać, że nienawidzę CAŁEGO ŚWIATA!
- No wybacz, że nie sądziłam, że ktoś co na ogół jest wredny dla ludzi, będzie chciał pomóc.- prychnęłam, a od taty dostałam tylko karcące spojrzenie.
- No wybacz, że nie jestem taka miłą i kochaną królewną jak ty.- ona również warknęła i zaczęła jeździć widelcem w sałatce.
- Tak ja jestem królewną.- mówiłam z ironią.- To nie ja jadę po wszystkich jak nie dostanę tego, na co mam ochotę.
- Tego na co masz ochotę?!- zaśmiała się.- Problem w tym, że ty DOSTAJESZ to na co masz ochotę, a jak czegoś nie możesz, zamieniasz się w taką małą słodką dziewczynkę i w końcu to dostajesz!- Wstała od stołu i aż walnęła pięścią o stół.
- Tak?!- powtórzyłam jej gest.- A jak ty czegoś nie dostaniesz, zamieniasz się we wredną świruskę, która na każdym się wyżywa!- wydarłam się.- Straciłam apetyt.- zwróciłam się do taty.- DZIĘKUJE ZA KLACJE.- dodałam z ironią i nerwowym krokiem, poszłam do swojego pokoju.
Tam usiadłam na łóżko i głośno warknęłam.
Po chwili drzwi od mojej sypialni się otworzyły i stanął w nich Leon, z tacą w ręku.
Był na niej talerz z kurczakiem i sałatką, oraz sok pomarańczowy.
- Przyniosłem ci kolację do pokoiku.- uśmiechnął się i usiadł obok mnie, kładąc wszystko na biurku.- Co się stało?
- Każdego dnia jest coraz gorzej.- westchnęłam.- Nie mogę dogadać się z Ludmiłą i we własnym domu, czuję się tak nieswojo...
- Może postaraj się z nią dogadać.- wzruszył ramionami.
- Dlaczego zawsze ja?- powiedziałam z wyrzutem.
- Vilu... Znam Ludmiłę dłużej niż ty i wiem jaka jest uparta. Jej duma nie pozwoli przeprosić jako pierwsza.
- W takim razie w ogóle się nie dogadamy, bo ja znów przepraszać nie będę.- naburmuszyłam się, na co Leon się zaśmiał.
- Violetta... Można zawsze spróbować.
- Przemyślę to, ale do niczego się na razie nie zobowiązuje. - podniosłam ręce w geście obronnym.- Dziękuje.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Za kolację?- wskazał na tackę.
- Nie. Za wszystko. Że przy mnie jesteś, że mi pomagasz. Kocham cię.- zmarszczyłam nosek i oczy, a Meksykanin mnie do siebie przytulił.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- zachichotałam.- A Lud nie popsuje mojego dobrego humoru.- W sumie i tak Leoś mi go już poprawił. W jego ramionach zły nastrój znika od razu. Doprowadza mnie wtedy do stanu ogromnego szczęścia i wiem, że tylko on tak umie. Bynajmniej tylko on umie tak ze mną...

*Diego*

- Jesteś pewna, że nie mam ci pomóc?- spytałem mojej dziewczyny, która wyciągała z walizki rzeczy, po czym je składała, lub zawieszała na wieszaki i wkładała do szafy.
- Tak jestem pewna.- zaśmiała się i wyciągnęła kolejną bluzkę.
- Wciąż zaskakuje mnie to, ile rzeczy mają kobiety. - Fran tylko zachichotała i robiła swoje dalej.
- Kochanie no weź... Przecież mogę ci pomóc.- wstałem, bo miałem dość bezczynnego siedzenia.
- Mam ci pozwolić grzebać w moich rzeczach?- powiedziała żartobliwie.- Nie ma mowy. Siadaj.
- Ok...- westchnąłem. - Ale ty siadasz ze mną.- powiedziałem łapiąc Fran w pasie i siadając z nią na łóżko, tak, że siedziała ki na kolanach.
Włoszka tylko pisnęła.
- Puść...- przybrała ton małego dziecka, któremu się coś nie podoba.- Mam jeszcze dużo ubrań to wypakowania.
- Nigdzie nie idziesz. Wypakujesz się potem.
- Diego...- dziewczyna próbowała mi się wyrwać, ale nie wychodziło jej to.
- Może i cię puszcze, ale...- przekręciłem ją sobie żebyśmy siedzieli twarzą w twarz. Francesce nie przeszkadzało to, ze siedzi na mnie okrakiem, a bynajmniej nie pokazywała tego.- Za pewną opłatą.- uśmiechnąłem się i wskazałem na moje usta.
Fran tylko zachichotała i musnęła moje usta, jednak odsunęła się, zanim zdążyłem pogłębić pocałunek.
- Teraz mnie puść.- powiedziała dumna i zadowolona.
- Chyba nie.- prychnąłem.
Włoszka wywróciła oczami i ponownie wpiła się w moje usta.
Zarzuciła mi ręce na szyję, a ja cały czas mocno trzymałem ją w pasie.
Moja dziewczyna ujęła moją twarz w dłonie, przez co jeszcze bardziej przycisnęła mnie do siebie.
- Yhyhym.- usłyszałem odchrząknięcie.
Fran odsunęła się o de mnie i razem spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stała pani Cauviglia.
- Wiesz co by było, gdyby to tata tu wszedł, a nie ja? - zaśmiała się, zwracając się do córki.
Fran zsznurowała usta i powoli zeszła z moich kolan stając na przeciwko mamy, lekko zarumieniona.
- Nie dobrze.- powiedziała w końcu, powstrzymując wybuch śmiechu.
Jej mama tylko westchnęła.
- Przyszłam powiedzieć, ze jest już kolacja.
- W takim razie będę się zbierał.- wstałem z łóżka i już chciałem pocałować Fran w policzek.
- Nie ma mowy.- pani Cauviglia udała obrażoną.- Zostajesz na kolacji.
- A tata będzie.- zapytała Francesca.
- Będzie.
- T może to nie jest naj...
- Sam to zaproponował.
- Teraz to już jestem pewna, że to nie najlepszy pomysł.- dodała pewnie, na co jej mama się zaśmiała.
- Diego zostaniesz?- zwróciła się do mnie.
- Jeżeli to nie problem...
- Żaden.- uśmiechnęła się do mnie.- Zejdźcie za chwilkę- puściła nam oczko i wyszła.
- Czego moja mała księżniczka się boi?- szepnąłem do ucha, zamyślonej Włoszce.
- Hyyyym pomyślmy.- zaczęła z ironią.- Głupich pytań, oceniania, kłótni, zakazu spotykania się z tobą, narobienia siary... Wymieniać dalej, czy starczy?
- Ok, ok.- zaśmiałem się.- Będzie ok, nie przejmuj się. Idziemy?- wyciągnąłem do niej dłoń, a ona westchnęła i ją złapała.






HEJ HEJ.
Obiecałam, że będzie szybciej i jest.
Wybaczcie, że taki trochę krótszy i mogą być błędy, ale cóż.
Ok muszę lecieć, więc się nie rozpisuje.
BUZIAKI


LOVCIAM DIECESCE
















wtorek, 21 lipca 2015

Capitulo 32

*Francesca*

Dzisiejszego ranka obudziło mnie ciche pukanie, do drzwi mojego pokoju.
Zachrypniętym głosem powiedziałam PROSZĘ, a następnie usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Śniadanie jest na stole, kochane.- Rozpoznałam głos mojej rodzicielki, lecz ani się nie odezwałam, ani nawet nie odwróciłam w jej stronę. - Córeczko.- Kobieta westchnęła i usiadła obok mnie.
- TY też jesteś po stronie ojca, prawda?!- prawie krzyczałam. Dzisiejszej nocy spałam tyle co nic, bo dużo płakałam...
- Jak możesz tak myśleć? Uważam jego pomysł za beznadziejny i...
- I...? Proszę cię mamo.- prychnęłam.- Obiecałaś z nim porozmawiać. Zresztą, nie możesz się mu sprzeciwić? Przecież jestem też twoją córką!
- Wiem to... Ale przekonanie twojego ojca, nie jest takie proste. Rozmawiam z nim prawie co dziennie. Jest uparty...- pogłaskała mnie po głowie, ale ja szybko wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, zabierając z niej ten zestaw:
Znalezione obrazy dla zapytania ubrania na codzień
- Zjem jak pójdziecie do pracy. SAMA.
Moja rodzicielka ciężko westchnęła, a ja weszłam do swojej łazienki.
 " JUTRO LECISZ DO WŁOCH" To zdanie cały czas miałam w głowie, a usłyszałam je wczoraj od ojca, podczas kolacji...
Strasznie się zdenerwowałam. Jestem smutna i wściekła.
Smutna, bo mój wyjazd zbliża się wielkimi krokami i nic nie mogę z tym zrobić. Stracę mojego ukochanego, moje pierwsze prawdziwe przyjaciółki i na dodatek świetną szkołę. WŚCIEKŁA, ponieważ to wszystko przez wymysły mojego ojca i dlatego, że mama nic z tym nie chce zrobić!
FRANCESCA STOP!
Twoja mama robi bardzo dużo i co w jej mocy. Wiesz jaki jest twój ojciec? Nie przekona go! ALE BARDZO TEGO CHCE! Nie bądź idiotką i nie obwiniaj o wszystko tej  kobiety, której też jest w tej sytuacji nie wesoło...
Weszłam do kabiny prysznicowej z postanowieniem przeproszenia kobiety.

Po wykonaniu porannych czynności okropnie zgłodniałam, więc zeszłam na dół.
Co się okazało, kiedy weszłam do kuchni, rodzice jeszcze nie wyszli, tylko prowadzili dyskusję, a raczej się kłócili i nawet nie zauważyli, że przyszłam.
- PRZESTAŃCIE! - Krzyknęłam a oni ucichli.- Mamo, możemy porozmawiać?- zapytałam opanowując ton, unikając spojrzenia ojca.
- Tak.- westchnęła.
Wyszłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na kanapie.
- Przepraszam.- wyszeptałam ze spuszczoną głową. Nigdy wcześniej nie zachowywałam się w taki sposób, jak dziś rano.- Poniosło mnie. Wiem, że jestem inna, ale... Tak bardzo nie chcę wyjeżdżać...Tu jest Diego, Violetta, Camilla, chłopacy, zespół... Nawet z Nathalią i Matyldą mi się dobrze gada, a są starsze. Co ja mówię! Nawet Ludmiła jest ok...- zachichotałam.- W Buenos Aires jest moja wymarzona, muzyczna szkoła, a w Milano nie będę miała tego wszystkiego, rozumiesz? Nie wytrzymuje i tak się dzieje. To napięcie... Jestem nerwowa. Nie śpię po nocach... Już w tym momencie tęsknie za przyjaciółmi, a co dopiero jak serio będzie czas wyjazdu...- po moim policzku zaczęły spływać łzy, a kobieta mocno mnie przytuliła.- Przepraszam.- wyszeptałam ponownie.
Wyswobodziłam się z jej objęć i odwróciłam się w stronę kuchni, w której progu stał tata bacznie nam się przyglądając. Sama nie wiem, co wyrażało jego spojrzenie... Z jednej strony stał jak słup soli, jakby nie wzruszony... Z drugiej w jego oczach dało się zobaczyć coś w rodzaju smutku i bezradności... Nie wiedziałam o co mu chodzi.
Pokręciłam tylko głową i poszłam zrobić sobie śniadanie.
Postawiłam na płatki z mlekiem, które zjadłam szybko, chociaż nie miałam apetytu.
W momencie kiedy ja zmywałam naczynia, a rodzice zbierali się do pracy, bo byli już mocno spóźnieni, usłyszałam dzwonek do drzwi. Chciałam otworzyć, ale wyprzedził mnie mój ojciec...
- Czego?- warknął kiedy tylko zobaczył, kto do nas zawitał.
Ja od samego początku wiedziałam, że to mój chłopak, bo to ja go wczoraj zaprosiłam, aby powiedzieć mu, że... że to dziś wracam do Włoch.
- Przestań! - powiedziałam. - Chcę mu o czymś powiedzieć, chociaż na tyle mi pozwól! - spojrzałam na niego znacząco, a ten westchnął i ruchem dłoni wpuścił Hiszpana do środka.
- Cześć Fran.- chłopak musnął mój policzek, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Cześć Diego.
- Co mi chciałaś powiedzieć? - cztery słowa, które spowodowały łzy w moich oczach, o wiele za szybkie bicie serca i miękkość nóg.
- Chodźmy do ogrodu...- zaproponowałam i wskazałam na drzwi od tarasu. Ujęłam jego dłoń i zaprowadziłam na wielką huśtawkę znajdującą się na środku.
- Wczoraj na kolacji, mój tata... powiedział kiedy jadę do Europy...-spuściłam głowę w dół, ale Diego złapał mój podbródek i podniósł tak, że patrzyłam wprost w jego piwne oczka.
- Kiedy...?- w jego oczach widziałam strach i smutek...
- Dziś...- rozpłakałam się i mocno w niego wtuliłam.
Musiał być w ciężkim szoku, bo najpierw nic nie zrobił i dopiero po dłuższej chwili objął mnie ramionami i mocno do siebie przycisnął, chowając twarz w moich włosach.
Byliśmy w tej pozycji dość długo i żadne z nas nic nie mówiło.
- Co teraz?- przerwałam ciszę między nami.
- Ej, ej, ej.- odsunął mnie od siebie, a mi się serce krajało, kiedy zobaczyłam, że twardy DIEGO HERNANDEZ, właśnie uronił kilka łez, bo jego policzki były troszkę mokre. - Przecież ci mówiłem, że bardzo, bardzo, bardzo cię kocham i to się nie zmieni, czy będziesz tu, czy tam, we Włoszech. Skarbie...- pogłaskał mnie po poliku.- KOCHAM CIĘ. Obiecuje, że będę cię odwiedzał i nie obchodzi mnie to, że twój tata nam za karze. Jak będzie trzeba, wdrapie się do twojego pokoju i wejdę przez okno, żeby chociaż powiedzieć ci te dwa słowa. KOCHAM CIĘ. Pamiętaj, ze nie ma nic ważniejszego od tego. To co do siebie czujemy jest mocne, silne i trwałe i nic, a już na pewno nie NIKT nas nie rozdzieli, rozumiesz?
- Tak.- uśmiechnęłam się.- Jesteś dla mnie baaardzo ważny. Kocham cię najmocniej we wszechświecie, a moja przeprowadzka tego nie zmieni.
Diego nadal trzymał mój polik, a drugą ręką, złapał moją dłoń i przybliżył się do mnie, a ja złączyłam nasze usta w długim i słodkim pocałunku.
- Widzisz co jej zabierasz?- usłyszałam głos mamy, więc oderwałam się od mojego chłopaka i odwróciłam.
W drzwiach od tarasu, stali moi rodzice.
Tata miał to same spojrzenie co przedtem... jedyne co mnie zdziwiło to fakt, że nie zaczął histeryzować, ze właśnie się całowałam z Diego.
- Jak długo tu stoicie?- założyłam ręce na biodra.
- A jak długo tu jesteście?- zaśmiała się mama, a ja skarciłam ich wzrokiem.
- Nie podsłuchuje się ludzi.- warknęłam.- Myślałam, że mam jeszcze prawo do prywatności, ale już chyba nawet to mi zabierasz.- mówiłam patrząc na ojca i zdenerwowana chwyciłam Hiszpana za rękę i wyszłam poza podwórko, więc znajdowaliśmy się na chodniku.
Chłopak nagle wyciągnął telefon i zaczął coś na nim pisać.
- Co robisz?- spytałam.
- Odwołuje próbę. Ten dzień będzie tylko dla nas. O której masz samolot?
- Wieczorem. Chyba 21:00.
- Spędźmy ten dzień tak, jakby nigdy nic dobrze? Jakbyś wcale nie wyjeżdżała. Wiem, że nie umiesz o tym zapomnieć, ale postaraj się nie przejmować. Już ci mówiłem, że wyjazd nic między nami nie zmieni, a będziemy robić wszystko co tylko chcesz.- objął mnie w pasie i musnął wargi.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a potem złapaliśmy za ręce i zaczęliśmy iść po prostu w przód.- To co moja księżniczka ma zamiar robić?- zaśmiał się.
- Może... Chodźmy po Adagio i pojedziemy w miejsce naszej pierwszej randki?
- Świetny pomysł.

Tak jak chcieliśmy tak zrobiliśmy i godzinę później siedzieliśmy już na pomoście, mocząc nogi w dość ciepłej wodzie, zajadając się lodami i śmiejąc z najróżniejszych głupot, które ostatnio wywinął Gregorio.
- Weź...- mój chłopak już nie wytrzymywał ze śmiechu.- Mój ojciec nie daje mi żyć. Cały czas łazi po domu i mówi coś po Włosku, a jak nie rozumiem, to wyskakuje z tekstami..." PAJAC. ZAMIAST SIĘ UCZYĆ Z OJCEM TO TY NIE, BO PO CO..." Ostatnio powiedział coś takiego co mnie zatkało... " Jak będziecie mieli dzieci, to Fran na sto procent, będzie rozmawiała z nimi po Włosku, a ty cymbale nie będziesz rozumiał nic!"
Zaczęłam śmiać się na cały głos, a Diego aż ubrudził się lodem, więc ja jeszcze bardziej zwijałam się ze śmiechu.
- W sumie ma rację.- zachichotałam.
- E tam...- zaśmiał się.- Przy mnie będziecie mówić po Hiszpańsku.- puścił mi oczko.
- Ewentualnie...- westchnęłam na co znów wybuchłam śmiechem.
- Ciekawe czy nasza córcia będzie taka śliczna jak ty.
- A nasz syn taki przystojny jak ty...- FRAN!- Jakie my tematy ruszamy Diego?- zaśmiałam się.
- Bardzo normalne dla pary nastolatków.- zaczął się śmiać, a ja mocno się w niego wtuliłam.
- Szkoda, że mój ojciec nie patrzy na tą sprawę, tak jak Gregorio.
- Uwierz on już traktuje cię jak najlepszą z możliwych synowych.- znów się zachichrał.- A twój tata mimo pozorów bardzo cię kocha i się o ciebie martwi.
- Aż trudno uwierzyć, ze po tym wszystkim jeszcze go bronisz.- spojrzałam się w jego oczy.
- Nie bronie. Jego decyzja jest beznadziejna i bez podstawna, ale robi to bo cię kocha. Popatrz... może mu przejdzie i nawet będziesz mogła do nas wrócić. Tu do BA...
- Nie sądzę.- westchnęłam.- Ok Diego. Nie mieliśmy o tym rozmawiać. Zraz ja się poryczę, a nie chcę.
- Dobrze. Idziemy odwieźć Adagio i idziemy na dobry obiad?
- Tak.- uśmiechnęłam się i wstałam.

*Federico*

Pospiesznym krokiem szedłem ulicami Buenos Aires, aby dojść na czas w umówione miejsce... Violetta wezwała dzisiaj wszystkich, abyśmy przyszli pod RESTO BAR o godzinie 17:00... WSZYSCY, czyli VIOLA, LEON, CAMI, BRODUEY, MAXI, NATY, ANDRES, MATYLDA, JA I OCZYWIŚCIE DIEGO... My wszyscy mamy przekonać ojca Włoszki, aby zmienił zdanie i wszyscy nie chcemy, żeby Fran wyjeżdżała. Mogłoby się wydawać, że wszystkim, prócz Vils, Cami i Diego, jest to obojętne, ale tak na serio wszyscy wymienieni polubiliśmy dziewczynę, a Hernandez mega się w niej zakochał, więc chcemy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby zatrzymać ją w Argentynie.
Plan jest oczywisty... Przekonać człowieka, że wywiezienie córki do Włoch nie jest dobrym rozwiązaniem... Ale trzeba zrobić to tak, żeby się Francesca o tym nie dowiedziała...
Ogólnie Diego zabrał ją gdzieś na cały dzień, a teraz miał się jakoś zmyć. Współczuje mu, bo musi zrobić tak, żeby jego dziewczyna nie pomyślała, że ona jest tu ostatni dzień, a on na przykład idzie na próbę... Z tego co wiem coś tam nazmyślał no i jeszcze wykorzystał fakt, że Francesca musi przygotować się do wyjazdu...
Oczywiście jest już dosyć późno, mimo, że wyszedłem już jakieś pół godziny temu, ale NIE. Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie pojawił się wianuszek dziewcząt, z którymi miałem zrobić sobie zdjęcia, porozdawać autografy i specjalnie dla nich zaśpiewać. Bardzo to lubię i kocham wszystkie nasze fanki, ale teraz było to uciążliwe... Jednak tego nie pokazałem i zrobiłem to o co mnie prosiły, więc teraz muszę wręcz biec pod restaurację.
- Gdzie się tak spieszysz?- usłyszałem za sobą dobrze mi znany, szyderczy głosik.
- Nie mam czasu Ludmiła...- westchnąłem i odwróciłem się w stronę blondynki... Wyglądała tak ślicznie... Jej blond włosy powiewały na wietrze, a parę kosmyków nachodziło na jej twarz, co dawało Argentynce, jeszcze więcej uroku... FEDERICO!!!!!!!!! STOP! Co ty gadasz? Przecież Ludmiła Ferro to najbrzydsza... Dobra. Kogo ja oszukuje? Przecież to najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałeś, a sporo ich widziałeś...
- Halo... Ziemia do Federico...- otrząsnąłem się dopiero, kiedy blondynka, zaczęła machać mi rękoma, przed oczami.
- Mówiłem spieszę się.- bąknąłem, odwróciłem się i zacząłem iść w swoją stronę.
- A ja pytałam gdzie.- zatrzymałem się, lecz nie spojrzałem w jej stronę.
- Od kiedy muszę ci się tłumaczyć, gdzie idę?
- Idziesz do RESTO, prawda?- stanęła na przeciwko mnie, a ja zmarszczyłem brwi.- Violetta mówiła dziś o tym, przy śniadaniu.- sprostowała.
- Skoro wiesz dokąd idę, to po jaką cholerę pytasz?- stanąłem z założonymi rękoma, wgapiając się w Ferro, chcąc, lecz nie mogąc, oderwać od niej wzroku a ona tylko wzruszyła ramionami.
Po jakimś czasie udało mi się ogarnąć, więc odwróciłem spojrzenie i wyminąłem dziewczynę.
- Zaczekaj!
- Co znowu?- westchnąłem, jednak tym razem nie ryzykowałem i już się nie odwracałem.
- Czy ja też mogę iść?
W tym momencie oczy prawie wyskoczyły mi z orbit.
- Żartujesz prawda?- byłem w takim szoku, że tylko to potrafiłem z siebie wydusić.
Spojrzałem w jej stronę. Stała z głową spuszczoną w dół...
- Tylko chciałam pomóc... Wyobraź sobie, że mam dość tego, że wszyscy mają mnie za zołzę... Nienawidzę Violetty i ciebie, ale to nie znaczy, że teraz nienawidzę każdego... Myślałam, ze im więcej osób, tym łatwiej przekonacie jej tatę, ale nie to nie!- odwróciła się nerwowo i zaczęła iść w przeciwną stronę.
Ciężko westchnąłem i mimo braku czasu, podbiegłem do niej, złapałem za dłoń.
- Przepraszam... Po prostu się zdziwiłem, ale jeżeli tak chcesz pomóc, to pewnie. Chodź.- uśmiechnąłem się, a blondynka spojrzała na mnie.
- Nie wiem...- powiedziała jakby onieśmielona tym, że jesteśmy tak blisko siebie.
- Mówię poważnie. Chodź z nami. Twoja pomoc serio się przyda. Potrafisz być przekonująca.- zaśmiałem się, a ona lekko się uśmiechnęła.
- Dobrze.- przegryzła dolną wargę, a mnie przeszły takie przyjemne dreszcze. Dopiero zdałem sobie sprawę, że cały czas trzymam jej dłoń, ale co mnie to? Patrzyłem się w jej cudne oczka i nagle tak jakoś one znalazły się bliżej moich, tak jak cała twarz Ludmiły...
NASZCZĘŚCIE OD POCAŁOWANIA MOJEGO WROGA URATOWAŁ MNIE DZWONEK TELEFONU.
V: GDZIE TY JESTEŚ?
F: Violetta wyluzuj. Przepraszam. Już lecę. Jesteśmy nie daleko.
V: JesteśMY?
F: Tak, ale za dużo do gadania. Zobaczysz na miejscu.
V: POSPISZ SIĘ.
F: TA, TA.
- Violetta?- Lud spytała chociaż znała odpowiedź. Chyba chciała odsunąć temat, tego "pocałunku"... Mi w sumie to pasowało, bo najchętniej bym o tym zapomniał. Przecież ja jej nienawidzę. Tak? JASNE, ŻE TAK DEBILU.- Odpowiesz mi?- zachichotała, bo cały czas się na nią gapiłem zamyślony.
- YYYYY... Jakie było pytanie?- Argentynka wybuchła śmiechem.
- Czy to Casillo dzwoniła.
- Y tak, ona... MAMY SIĘ SPIESZYĆ. CHODŹ.- Pociągnąłem ją za rękę w stronę restauracji rodziców Francesci...
Droga nie minęła nam długo, bo już po paru minutach byliśmy na miejscu...
Wszystkie pary oczu zwróciły się na nas. Poprawka. Wszystkie wytrzeszczone pary oczu... Pewnie chodzi o to, że Ludmiła tu jest...
O KURDE! ALBO O TO, ŻE NADAL TRZYMAM JEJ RĘKE... Momentalnie pościłem dłoń dziewczyny.
- YyYYYYYY- Zaciąłem się.- Jesteśmy.- wyszczerzyłem zęby, a Violetta pokiwała tylko głową.
- Co ONA tutaj robi.- wskazała na Ludmiłę, mordując mnie spojrzeniem.
- Ludmiła chcę pomóc...- odpowiedziałem nieśmiało.
- Nie znasz jej?- szatynka prychnęła.- Jeszcze nagada coś jej ojcu, żeby jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że wyjazd Fran jest SUPER pomysłem.
- Violetta!- krzyknęła Nata.- Przestań!
- Nie Naty...- zaczęła Lud i podeszła do Vils.- To, że nienawidzę cię, bo jesteś najgorszą siostrą na świecie...
- Nawzajem...- prychnęła Castillo.
- NIE PRZERYWAJ MI!- Ferro zaczęła być... no... DIVĄ I TYPOWIĄ LUDMIŁĄ.- WIĘC... To, że nie znoszę ciebie, to nie znaczy, że jestem jakaś podła... Chcę pomóc...
- JASNE. Chcesz pomóc, żeby MOJA przyjaciółka, została?- zaczęła się sztucznie uśmiechać.- Jakoś nie wierzę.
- Dziewczyny przestańcie się kłócić.- wtrącił się Diego. - Nie wiem jak wy, ale mi zależy na tym, żeby Fran nie jechała i chcę to załatwić.- Był już poddenerwowany.
-Chodźmy.- zażądała Violetta.- Nie ty.- zwróciła się do Lud.
- Ja chcę żeby Ludmiła poszła z nami!- uparła się Nathalia.
- Ja też jestem za...- dodała Matylda.
- A ja przeciw!- wrzasnęła Violetta i spojrzał na Leona.
- Ja też nie sądzę żeby to był dobry pomysł...- odezwał się Meksykanin.
- Ja też.- dopowiedziała Cam.
- I ja.- dodał Broduey.
- A ja chcę żeby szła.- odezwał się Maxi.
- Andres...- Polka spojrzała wyczekująco na swojego chłopaka.
- Yyyyy ja też.
- I ja.- dodałem.
- Diego...- Viola zwróciła się do Hiszpana.
- A MI WSZYSKO JEDNO! MOŻEMY IŚĆ?!
- Przegłosowane.- Ferro odgarnęła włosy do tyłu.
- OK...- westchnęła Viola.- Ale jak to sknocisz...
- Nie jestem taka!
- IDZIEMY!- zażądał Hernandez i otworzył drzwi lokalu.

*Diego*

Byłem okropnie zdenerwowany całym zajściem.... Od tej rozmowy zależało, czy moja księżniczka zostanie ze mną w Buenos Aires, czy będzie zmuszona wyjechać do rodzinnego miasta, we Włoszech...
Starałem się ukrywać, przy Francesce, że jestem zdezorientowany całą sytuacją, ale nie wiem czy mi to wychodziło...
Nie rozumiem pana Cauviglia... Przecież kocha swoją córkę, a mimo to pozbawia ją nauki w prestiżowej szkole muzycznej, pierwszych, prawdziwych przyjaciół i jeszcze pierwszego chłopaka... Z jednej strony czuję się winny całej tej sytuacji, bo w sumie... Przecież gdyby nie ja, Fran nie musiała by teraz wyjeżdżać. Jednak nie żałuje, że jestem z nią... Bardzo ją kocham, a świadomość, że ona czuje to samo do mnie, daje mi takiego kopa w dupę, że mogę iść przenosić góry.
- Nie ma go?- Violetta rozglądała się na wszystkie strony restauracji Włochów.
- Na pewno jest w kuchni.- wskazałem na drzwi, za ladą.
- Nie możemy tam tak sobie wejść.- westchnęła Camilla.
- Jak nie?- Andres wzruszył ramionami i bardzo zdziwił się stwierdzeniem Argentynki.
Wszedł sobie za ladę na luzie i wyciągnął rękę , by otworzyć drzwi.
- ANDRES!- krzyknęliśmy wszyscy, a wszyscy goście spojrzeli na naszą grupkę.
Jednak było już za późno, bo brunet nacisną na klamkę i drzwi się uchyliły.
Wszyscy westchnęliśmy i poszliśmy w ślady Argentyńczyka, który już dawno był w środku.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłem po przekroczeniu progu był pan Cauviglia, który wpatrywał się w nas w wielkim szoku... Zresztą co się dziwić? Była nas równa jedenastka.
- Czego tu szukacie?- powiedział stojąc z założonymi rękoma.
- Chodzi o Fran...- pierwsza odezwał się Violetta.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- wywrócił oczami i westchnął.
- Chcemy z panem porozmawiać.- dodała Torres.
- Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać.- prychnął nie zmieniając pozy.
- Prosimy...- dopowiedział Fede.
- Francesca jest ważna dla nas, wiec niech pan nas chociaż wysłucha. - powiedziałem błagalnym wręcz tonem.
- Niech wam będzie, ale zaczekajcie. - gestem dłoni wskazał nam żebyśmy ucichli i odwrócił się do kucharzy.- Możecie na chwilę zrobić sobie przerwę?
Wszyscy przytaknęli i w rządku wyszli z kuchni, pozostawiając nas sam na sam z ojcem mojej dziewczyny.
- Słucham.- oparł się dłonią o jeden z blatów.
- Chodzi o to, że rozumiemy pana w pewnym stopniu.- zaczął Leon.- Martwi się pan o córkę.
- Boi się pan, że będę w stanie ją zranić...- dodałem.
- Ale nie widzi pan, że wysyłając ją do Włoch, strasznie ją pan rani.- przerwała mi Naty.
- Fran ma tu tak naprawdę wszystko.- zaczęła Lud.
- Wszystko w dwa miesiące. Wszystko czego nigdy nie miała we Włoszech.- dokończył Ponte.
- Przyjaciół, szkołę marzeń i... chłopaka.- Wypalił Andres.
- Chłopaka, którego bardzo kocha i który bardzo kocha ją.- powiedział Broduey.
- On jest trzy lata starszy...- wycedził.
- Proszę pana...- westchnęła Matylda.- Andres jest o de mnie starszy o dwa, a Broduey od Cami też trzy, tak jak Leon od Vilu.
- Co prawda Violetta zna Leona od zawsze, ale ja mojego chłopaka mniej więcej tyle co Fran, jest między nami taka sama różnica wieku, jak między Francescą i Diego, Broduey też jest w zespole a jest nam ze sobą dobrze...- dopowiedziała rudowłosa.
- Ja naprawdę bardzo kocham Fran i nigdy bym jej nie zranił. Ja wiem, że to, że mam 19 lat i jestem popularny może pana odstraszać. Może jestem nie wymarzonym kantydatem na syna dla pana córki ale to właśnie mnie Francesca obdarzyła pięknym uczuciem, którym jest miłość. I musi mi pan uwierzyć na słowo, że ona jest dla mnie wszystkim i że bardzo mocno ją kocham.
- Tu już nie chodzi tylko o Diego...- zaczęła Ludmiła.- A np. Studio? My wszyscy do niego należymy, lub w przypadku chłopców należeli i to czego można się tam nauczyć, jaka panuje tam atmosfera to idealne miejsce dla osoby, która kocha muzykę. Pana córka należy do takich osób.
- A przyjaciółki?- dorzuciła Naty.
- Przecież Francesca nawiązała z Violettą i Camillą idealny kontakt.- powiedział Verdas z ekscytacją.
W tym momencie każdy ucichł...
Tata Włoszki stał nieruchomo, a z jego twarzy dało się wyczytać tylko głębokie zamyślenie.
- Tato...?- usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos. Wszyscy się odwróciliśmy i zobaczyliśmy w drzwiach moją dziewczynę.
- Co wy tu...?- zaczęła w szoku.
- Francesca?- jej ojciec chyba kompletnie zignorował pytanie.- Czy ci ludzie na prawdę są dla ciebie tacy ważni? Czy Studio jest dla ciebie takie ważne? Czy Diego to chłopak, któremu można zaufać? Czy naprawę tak dobrze ci w Buenos Aires i czy na prawdę tak bardzo zraniłem cię WYJAZDEM?- przełkną ślinę.
Wszyscy czekaliśmy na reakcje Fran i chyba nikomu nie przychodziło do głowy, o co chodzi Włochowi?
- Jasne, że tak. To moi przyjaciele. To, że tu przyszli cię nie przekonuje? Studio to szkoła moich marzeń już jako mała dziewczynka marzyłam by się w nim uczyć, a Diego? To najlepszy chłopak, którego można mieć. Kocham go. Ich wszystkich też.- powiedziała spoglądając na nas, a w oczach miała łzy wzruszenia i smutku związanym z wyjazdem naraz.
- Przepraszam.- szepnął.- Kocham cię. Jesteś moją córką. Nigdy nie chciałem cię zranić... Wybacz...
- Czy to znaczy, że..- zaczęła patrząc na niego, a wszyscy wstrzymali oddech.
- ŻE ZOSTAJESZ W ARGENTYNIE.



RANY LUZISKA TAK WAS PRZERASZAM.
Znowu się spóźniłam :(
Jestem głupia wiem, wiem... ale napisałam go a teraz będą pojawiać się częściej na pewno.
FRAN ZOTAJE!
Jak podoba wam się rozdział po dłuższej przerwie? Mam nadzieje ze się podoba :)
Liczę na szczere komentarze :*****


BUZIAKI


LOVCIAM DIECESCE


























poniedziałek, 13 lipca 2015

do rzeczy

Ludzie wiem ze rozdział miał być w weekend ale się nie pojawił.  Bardzo was za to przepraszam ale serio znalezienie czasu na to ugh.  Sami rozumiecie. Jestem za granicą na tel pisać nie znoszę a jeszcze jestem z kuzynka i wiecie.
Pojawi się e tym tygodniu ale wynagrodzenia wam to obiecuje bo mam pomysł na on shota :*****

BUZIAKI


LOVCIAM DIECESCE

niedziela, 5 lipca 2015

Capitulo 31

*Diego*

Szedłem do Studia, cały czas spoglądając na zegarek. Musiałem tam dojść zanim Fran skończy zajęcia i właśnie zdałem sobie sprawę, że jej ostatnia dziś lekcja kończy się za parę minut a ja nie jestem nawet w połowie drogi, więc przyspieszyłem kroku. W ten sposób dotarłem pod szkołę.
Do dzwonka były dwie minuty, więc usiadłem pod drzewem.
W pewnym momencie rozległ się dzwonek i wszyscy zaczęli się powoli zbierać na dworzu, a ja wzrokiem zacząłem szukać Francesci. 
-Fran!- krzyknąłem, kiedy zobaczyłem ją, wychodząc z budynku. 
- Diego?- lekko uśmiechnęła się na mój widok, jak do niej podbiegłem.- Co ty tu robisz? 
- Jesteś smutna. - zignorowałem jej pytanie.
- Nie jestem.- spuściła głowę w dół. 
- Jesteś. - złapałem ją za podbródek i podniosłem go do góry, aby Fran patrzyła mi teraz w oczy.
- Studio- westchnęła. -Już się tu nie będę uczyć. Właśnie wyszłam z mojej ostatniej tu lekcji. - jej łzy zaczęły spływać po policzku,  więc je otarłam.- Ja nie chce wyjeżdżać. - teraz już płakała bardzo mocno i się w mnie wtuliła a ja objąłem ją ramieniem. 
Czułem się taki bezradny.  No bo co ja jeszcze moge?
chciałem  porozmawiać z tak zwanym jej ojcem. 
- Gadałem z nim. - Nie chciałem jej bardziej dobijac, ale musiałem powiedzieć. 
-Co?- dziewczyna odsunęła się o de mnie i na moment przestała płakać. 
- Na początku chciałem dobrze, ale on zaczął mówić głupie rzeczy i powiedziałem mu wszystko co o nim myślę...
- Co? - krzyknęła na mnie.- Co chciałeś osiągnąć w ten sposób?  Może to żebym jeszcze szybciej wyjechała?!
- Zwariowałaś?!- teraz i ja się wydałem.- Co ty sobiem yślisz? ! Nawet nie wierz jak bardzo cie kocham i jak boli.mnie to, że wyjeżdżasz! 
- Wiem. bym dostsł w twarz. - wyszeptała spokojnie i spuściła głowę w dół, a ja mocno ją do siebie przytuliłem. 
-Przepraszam- pocałowałem.Wloszke w czubek główki. - To te emocje. 
- Nie chciałam- wyszeptała. - Nie klocomy się,  bo do Europy mogę jechać nawet dziś. Diego... chodźmy gdzieś. Obiecałes,  że pójdziemy. 
- I idziemy.  - puściłem jej oczko. 
- Gdzie? - zaśmiała się. 
- Gdzie tylko będziesz chciała, ale najpierw coś tak mi się wydaje, że pewien kon stesknilSię  za pewna księżniczką. 
- Adagio!  - wykrzyknęła. - kompletnie o nim zapomniałam. - walnęła się w czoło.- Idziemy! - zażądała i pociągnęła mnie za rękę. 
- To co..?- zacząłem. - najpierw stajnia potem obiad? 
- Masz same dobre pomysły.- zaśmiał się, ale po chwili znów zrobiła się smutna. - Wiesz jak bardzo będę za tobą tęsknila? - zatrzymała sięi sspojrzała w moje oczy. 
- Wiem, bo ja będę tęsknił tak samo.

- Kocham cię.  - po jej policzku zaczęła spływać łza. 
- Skarbie ty moje ja ciebie tez i dlatego nie pozwolę żeby cokolwiek nas rozdzielilo.  Nawet jak wyjedziesz będę cię odwiedzać. 
- nie Diego. - pokręciła przecząco głową.  - Oni nie pozwolą. 
- Ale ja wiem, ze będziemy się widywać nie martw się.
- Jak?
- Tego jeszcze nie wiem, ale będę cię odwiedzać a twoi rodzice nawet nie będą o tym wiedzieć. - pocałowałem ja w nos, na co Fran zachichotała.
- Ok.- westchnęła.- Nie myślę już o tym,  że niedługo wyjeżdżam. Mama ma jeszcze gadać z ojcem. A teraz chodźmy do Adagio.-pociągnęła mnie za dłoń.
Doszliśmy do stajni dużo rozmawiając, tak jakby nigdy nic.
- Możemy się nim przejechać?  - spytała Francesca, głaszczac grzywe konia.
- Pewnie,  że tak. - uśmiechnąłem się do niej.
Zabraliśmy zwierzaka na dłuuugą przejażdżkę, a później trzeba było go oddać do jego domu.
- Będę za nim tęsknić...-Francesca przerwała dłuższe milczenie między nami, kiedy wyszliśmy ze stajni. Westchnąłem i objąłem ją ramieniem.
- Założe się, że on za tobą też. - posłałem dziewczynie uśmiech.- Jak tylko przyjdziesz. ..
- Nie Diego!- Fran staneła i spojrzała na mnie z irytacją.- Cały czas mówisz " Kiedy przyjedziesz" albo " Jak cie odwiedzę", a prawda jest taka, ze nasze kontakty będą ograniczone.-zaczęła płakać.-I to do minimum!!!!!!!!
- Nie Francesca! Obiecałem, że będziemy się widywać i tak będzie.
- Chyba nie znasz mojego ojca...
- Fran...
- Zrozum, że prawdopodobnie nie będziemy się spotykać wogóle! Tata na to nie pozwoli i tyle...
- Ale ja...
- Najlepiej dla ciebie będzie jak o mnie zapomnisz...- powiedziała całkiem poważnie.
- Chyba żartujesz.
- Mówię serio.- widziałem jak próbowała pochamować łzy.- Mój ojciec wysyła mnie do Włoch, żeby cię idolozować o de mnie, a ty myślisz, że tak po prostu się spotkamy? Związek na odległość???
- Kocham cię.- byłem bezradny.
- Będzie nam łatwiej im szybciej to zakończymy.
- Fran twój ojciec tego właśnie chce! Rozdzielić nas.-złapałem ją za dłonie.
- Udało mu się-z jej oczu spłyneła łza, a ja poczułem się jakbym dostał w twarz.
- Zrywasz ze mną ? - wydusiłem, ale w gardle miałem straszna gule.
- Wiesz, że Cię Kocham,  ale- zaciela się. - Ale nie chce nas ranić.
- Teraz mnie ranisz.
- Diego...- westchnęła. - Jak będziemy ze sobą na odległość obydwoje będziemy cierpieć. A tak uda ci się szybciej zapomnieć.
- Nie zapomnę o tobie Fran, choćbym miał dostać amnezji. - dziewczyna się lekko uśmiechnęła. - Jesteś dla mnie ważna...
- A ty ważny dla mnie.- przerwała mi. - Dlatego...
- Dlatego ze mną Zrywasz?
- Nie utrudniaj tego. Ja przemyślałam sprawę. Chcę twojego szczęścia. Właśnie dlatego uważam ze powinniśmy się rozstać a ty znaleźć kogoś i być z nią szczęśliwy.
- Kiedy ja wiem, ze tylko z tobą mogą być szczęśliwym Fran. - mówiłem szczerze i bardzo nerwowo, spoglądając w oczy Włoszki.
Ta nic nie odpowiedziała, tylko mocno mnie przytuliła.
- Wierze w to, ze jak rozstaniemy się tu i teraz. ..
- Fran ja cie błagam.  Ojciec zrobił ci wodę z mózgu? KOCHAM CIĘ. Wiem, ze ty mnie też.
Włoszka zrezygnowała z poważnej miny, ale zaczęła głośno płakać.
Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła i pobiegła w odwrotna stronę.
Stałem chwilę w miejscu i klucilem się z samym sobą.
IDŹ ZA NIĄ CWELU!  PRZECIEŻ WŁAŚNIE ZE MNĄ ZERWALA. NO I?! Zapierniczaj ZA NIĄ. PRZECIEŻ JA KOCHASZ. KOCHAM ALE...
ŻADNE ALE RUCHY!
W tym momencie zacząłem biec za Francescą.
Nie zajęło mi długo dogonienie dziewczyny,  a jak tylko znalazłem się w zasięgu jej dłoni,  złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie.
- Kochasz mnie? - wyszeptałem. - Fran pytam czy mnie kochasz.
- Kocham i to bardzo.- mówiła wciąż płacz. - Ale tak nie może być.  Jasne bez ciebie będzie mi mega źle. NIE WIEM CO ZROBIE. Moje życie jest tu, chociaż mieszkam tu jakieś dwa miesiące. Dużo się zmieniło. Bez dziewczyn i Studia... Bez CIEBIE? !- mówiła tak szybko, że nie mogłem jej uciszyć.- Nie rozumiesz, że nie chce z tobą zrywać ale to... tak trzeba!
- Skończyłaś?- ona tylko pokiwała twierdząco głową.
Ja też nic już nie mówiłem i złączyłem  Nasze wargi.  Francesca się nie odsunęła,  ale pocałunku nie oddawała.
Ale przestała się upierać w momencie kiedy moje dłonie powędrowała na jej talię. Wtedy jej ręce znalazły się na mojej szyi, przez co jeszcze mocniej przyciągnęła mnie do siebie.
- Kocham cię. - wyszeptałem jej prosto w twarz, a ta się lekko uśmiechnęła i westchnęła.  - Spróbujmy chociaż z tym zwiazkem na odległość.
- One się zawsze źle kończą.
- Ale nie w tym przypadku. Bo to co nas łączy jest piękne i mocne. A naszej miłości nie zniszczy nawet odległość.
- Kocham cię- Fran mocno się do mnie przytuliła.
odetchnął em z ulgą... na serio bałem się, że nasz związek się skończy. Pierwszy raz czuje do kogokolwiek coś takiego. Coś takiego, że bez tej osoby byłbym nikim, nawet jako sławny piosenkarz. Coś takiego, że gdy ja widzę chce  się chce się uśmiechać. Stała się dla mnie oczkiem głowie. Chcę o nią dbać, i chronić. Jak ona jest smutna, chce mi się płakać, nawet jakbym jeszcze przed chwilą miał super chmur.  Kody jest szczęśliwa i ja jestem. Fran jest dla mnie prawdziwym dopełnieniem. Po prostu pierwszy raz czuje że się zakochałem.
- O czym tak myślisz?
- O tym jak mocno cię kocham.
- A ja ciebie.
- Idziemy na ten obiad?
- Genialny pomysł. - zaśmiała się.
ująłem jej dłoń i poszliśmy do jednej z restauracji.

*Violetta*

- Już jestem. - oznajmiłam wchodząc do domu. - Nikogo nie ma?- ze zdziwieniem Spojrzałam na Leona, który przyszedł ze mną.
- Olga przed chwilą wyszła na zakupy,  Ramallo i twój tata załatwiają jakieś służbowe sprawy na mieście, a moja mama jest w pracy. - Ze schodów zeszła Ludmiła,  która znudzona była chyba tylko tym, że musi się do mnie odezwać. 
- Dzięki za informacje. - posłałem jej sztuczny uśmiech. 
- Jeśli chodzi o obiad to... zjedliśmy bez ciebie.-na jej twarzy malował się dumny uśmieszek. 
- Nie martw się. - Z
zaczęłam z ironią. - Jakbym nie poinformowała Olgity,  że zjem na mieście z moim chłopakiem, nie zjedlibyscie sami.- Założyłam ręce Na biodra, czekając na jej reakcje. 
- Jestem ciekawa ile z nią wytrzymasz?- Zwróciła się do Leona, wskazując na mnie
- Z Vilu przyjaźniliśmy się od dziecka, a teraz jesteśmy razem. Znam ją od kilku dobrych lati spędzamy ze sobą mnmnóstwo wolnego czasu. Serio pytasz ile z nią wytrzymam? - prychnął.
- Obydwoje jesteście siebie warci kochani. Obydwoje jesteście głópimi nastolatkami. 
- Zaznaczam, że jestem od ciebie starszy. - wtrącił sie chłopak.
- Ale intelektualnie to ja jestem starsza.
- Widać.  - zaśmiał się. 
- Ok Ludmiła. DARUJ SOBIE. - tym razem to ja się  wtraciłam. 
- Nie będę tracić czasu. Rozmowa z wami jest Co najmniej głupia.
- No to zejdź z drogi, bo idziemy do mojego pokoju. - złapałam Leona z rękę i pociągnęła do swojej sypialni. - Jak ja jej nie znoszę. - pisnęłam i zaatrzasnelam drzwi. 
- Ej...- zaśmiał się. - Nie denerwuj się tak.
- Łatwo powiedzieć.  Ty nie masz za siostry Ludmiły Ferro.
- Nie mam, ale to nie twoja prawdziwa siostra. 
- Nie, ale musze z nią mieszkać. - jęknęłam i usiadłam na łóżko.
- No wiem... 
- Dobra... Nie chce mi się gadać o Ludmile.
- Co ci jest?
- Mi? Nic.
- Przecież widzę. Nie wmówisz mi, że zachowujesz się tak przez Ferro.
- Wkurzasz mnie tym, bo tak dobrze mnie znasz. - zasmiałam się i rzuciłam w niego poduszką.-Ok. .. chodzi też o Fran.  
- Wyjeżdża a ty i Cam bardzo się z nią zaprzyjaźnilyscie co?
- To dziwne.  Nie znamy jej długo, a jest tak jakbyśmy się przyjaźnily już lata... Nie chce żeby wyjeżdżała. Jeszcze Studio i przede wszystkim Diego.  Co byś zrobił na jego miejscu?
- Nie wiem. - westchnął i usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. - Nie byłbym zadowolony z tego faktu.
- No chyba.- powiedziałam sarkastycznie.- Mam pewien pomysł. 
- Jaki? - zmarszczył brwi.
- Skoro dziś był ostatni dzień w szkole Fran. Znaczy ze wyjeżdża za niedługo. - wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. - Weźmy zespół, dziewczyny i chodźmy pogadać z jej ojcem. Co nam szkodzi?  No wyżej się nie uda. Powiemy mu jakie Studio, przyjaciółki i jej chłopak, ssą ważne dla jego córki. 
- Nie wiem Vilu, czy to najlepszy pomysł. 
- Proszę cię Leon.
- Dobra. Skoro chcesz to ci pomogę.  Ale nie rób sobie większych nadziei.  Diego już z nim gadał i mu nie wyszło.  
Ja i tak tryskam energią.  Wiem, ze nie wyjdę z domu Cauvigliow dopóki nie przekonamy Włocha, że Fran musi zostać. 
- Dziękuje.  - usiadłam mu na kolanach i mocno przytuliłam.
- Nie ma za co skarbie. 
Cieszę się, że mój chłopak chce mi pomóc. Postaram się już ja o to aby Fran nie wyjechała.
- Ale Francesca.nie ma wiedzieć. - pogroziłam mu palcem. - Bo od razu powie ze to zły pomysł i bla bla bla.
- Dobra. - westchnął. - pogadam z chłopakami.  
- Nie. - zaprzeczyłam.- To zostaw mnie. Zwołam każdego i będzie ok.
- Dobrze. To ja już się nie mieszam.  Ale wiesz co kochanie? 
- Co?
- Zdaje się, że ktoś tu ma niedługo 16...
- Tak..?- zaśmiałam się.  - Kto taki?
- Najsłodsza w świecie dziewczyna. Co lepsze... Moja dziewczyna. 
- Jesteś słodki. 
- Ty też. - musnął moje wargi. 
- Mam nadzieje ze na moich urodzinach będzie Fran.  - westchnęłam. 
- Myślisz ze juz wyjedzie? 
- Leon ja nie chce żeby ona w ogóle wyjeżdżała. 
- I dlatego porozmawiamy z jej tatą.  Nie martw się. 
- Donrze...

*Francesca*

To takie piękne. Leżeć na tej polanie, wśród kwiatów na tle zachodu słońca, z Diego.
- Jak tu pięknie.-  wtuliłam się w tors chłopaka.
- Ty jesteś piękna. - zaśmiał się i y całował czubek mojej głowy.
- Ty jesteś przystojny.
- Mów mi rzeczy, których jeszcze nie wiem.
Spojrzałam się na niego ze zdziwieniem, a ten zaczął się śmaić.
- Żartuje. - pogładził mnie po ramieniu, a ja sie zachichrałam i ponownie położyłam na chłopaku.
- Wiesz co...?- zaczęłam. - Nie mam ochoty wracać do domu.
- To nie wracaj.
- Ha Ha Ha.  Nie Chce wracać teraz.
- Od prowadzę cię jak tylko będziesz chciała. A teraz możemy być tu, albo iść gdzieś indziej.
- A jak myślisz?  Tu jest cudownie.
- Też tak sądzę.
Podniosłam głowę i otarłam podbródek o tors Hiszpana.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie.  - przejechałem dłonią po jego policzku.  - Przepraszam. Dziś prawie z tobą zerwałam.
- Nie myśl już o tym kochanie.
- Poniosły mnie emocje. Boje się, że nam się nie uda , że nasz związek nie przetrwa tej odległości. Że to wszystko nie będzie miało se...- w tym momencie poczułam na moich ustach słodki dotyk warg Diegusia.
Kocham to jak niespodziewanie mnie całuje.
W tym momencie wszystkie wątpliwości zniknęły. Wiedziałam, że nasza miłość przetrwa mój wyjazd do Włoch.
przestałam soe już martwić. Cieszyłam się tą chwilą, że właśnie całuje mojego księcia z bajki.
Jednak w końcu nadszedł moment,  kiedy oboje potrzebowaliśmy powietrza, więc się od siebie oderwaliśmy.
- Idziemy na lody? - spytał.
- Jasne.  - uśmiechnęłam się i wstałam a Diego ze mną.
Złapaliśmy się za ręce i podeszliśmy do budki z lodami.
- Dwa razy po 3 gałki proszę.  - mój chłopak zwrócił się do sprzedawcy.  - Jakie smaki.? - zapytał mnie.
- Truskawka wanilia i cytryna.
- To tak i drogi taki sam ale zamiast wanilia śmietanka.
- Bardzo proszę. Jeden dla pani.  - mężczyzna podał mi jednego. - A drugi dla Pana. - odezwał się do Diego.
- Dziękujemy.  - chłopak wyciągnął portfel i zapłacił. - Do widzenia.
- Miłego wieczoru.
- Nawzajem. - uśmiechnęłam się.  - Do widzenia.
Postanowiliśmy przejść się na spacer i zjeść lody.

- Diego robi się późno. - stwierdziłam, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam 22:00
- Chcesz do domu?
- Z tobą bym wolała zostać,  ale serio będę wracać.
- Chodźmy.  - ujął moja dłoń i poszliśmy razem pod mój dom.







Co by powiedzieć.
Bardzo bardzo przepraszam za takie opóźnienie ale nic nie zrobię.
Jsresm na wyjeździe i nie mam czasu.
Wracam jakość w połowie Lipca dlatego następny rozdział pojawi się w weekend.
Przepraszam za błędy ale pisałam z telefonu i trochę na szybko.
Ogląda ktoś powtórki Vilu?

BUZIAKI

LOVCIAM DIECESCE