wtorek, 21 lipca 2015

Capitulo 32

*Francesca*

Dzisiejszego ranka obudziło mnie ciche pukanie, do drzwi mojego pokoju.
Zachrypniętym głosem powiedziałam PROSZĘ, a następnie usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Śniadanie jest na stole, kochane.- Rozpoznałam głos mojej rodzicielki, lecz ani się nie odezwałam, ani nawet nie odwróciłam w jej stronę. - Córeczko.- Kobieta westchnęła i usiadła obok mnie.
- TY też jesteś po stronie ojca, prawda?!- prawie krzyczałam. Dzisiejszej nocy spałam tyle co nic, bo dużo płakałam...
- Jak możesz tak myśleć? Uważam jego pomysł za beznadziejny i...
- I...? Proszę cię mamo.- prychnęłam.- Obiecałaś z nim porozmawiać. Zresztą, nie możesz się mu sprzeciwić? Przecież jestem też twoją córką!
- Wiem to... Ale przekonanie twojego ojca, nie jest takie proste. Rozmawiam z nim prawie co dziennie. Jest uparty...- pogłaskała mnie po głowie, ale ja szybko wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, zabierając z niej ten zestaw:
Znalezione obrazy dla zapytania ubrania na codzień
- Zjem jak pójdziecie do pracy. SAMA.
Moja rodzicielka ciężko westchnęła, a ja weszłam do swojej łazienki.
 " JUTRO LECISZ DO WŁOCH" To zdanie cały czas miałam w głowie, a usłyszałam je wczoraj od ojca, podczas kolacji...
Strasznie się zdenerwowałam. Jestem smutna i wściekła.
Smutna, bo mój wyjazd zbliża się wielkimi krokami i nic nie mogę z tym zrobić. Stracę mojego ukochanego, moje pierwsze prawdziwe przyjaciółki i na dodatek świetną szkołę. WŚCIEKŁA, ponieważ to wszystko przez wymysły mojego ojca i dlatego, że mama nic z tym nie chce zrobić!
FRANCESCA STOP!
Twoja mama robi bardzo dużo i co w jej mocy. Wiesz jaki jest twój ojciec? Nie przekona go! ALE BARDZO TEGO CHCE! Nie bądź idiotką i nie obwiniaj o wszystko tej  kobiety, której też jest w tej sytuacji nie wesoło...
Weszłam do kabiny prysznicowej z postanowieniem przeproszenia kobiety.

Po wykonaniu porannych czynności okropnie zgłodniałam, więc zeszłam na dół.
Co się okazało, kiedy weszłam do kuchni, rodzice jeszcze nie wyszli, tylko prowadzili dyskusję, a raczej się kłócili i nawet nie zauważyli, że przyszłam.
- PRZESTAŃCIE! - Krzyknęłam a oni ucichli.- Mamo, możemy porozmawiać?- zapytałam opanowując ton, unikając spojrzenia ojca.
- Tak.- westchnęła.
Wyszłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na kanapie.
- Przepraszam.- wyszeptałam ze spuszczoną głową. Nigdy wcześniej nie zachowywałam się w taki sposób, jak dziś rano.- Poniosło mnie. Wiem, że jestem inna, ale... Tak bardzo nie chcę wyjeżdżać...Tu jest Diego, Violetta, Camilla, chłopacy, zespół... Nawet z Nathalią i Matyldą mi się dobrze gada, a są starsze. Co ja mówię! Nawet Ludmiła jest ok...- zachichotałam.- W Buenos Aires jest moja wymarzona, muzyczna szkoła, a w Milano nie będę miała tego wszystkiego, rozumiesz? Nie wytrzymuje i tak się dzieje. To napięcie... Jestem nerwowa. Nie śpię po nocach... Już w tym momencie tęsknie za przyjaciółmi, a co dopiero jak serio będzie czas wyjazdu...- po moim policzku zaczęły spływać łzy, a kobieta mocno mnie przytuliła.- Przepraszam.- wyszeptałam ponownie.
Wyswobodziłam się z jej objęć i odwróciłam się w stronę kuchni, w której progu stał tata bacznie nam się przyglądając. Sama nie wiem, co wyrażało jego spojrzenie... Z jednej strony stał jak słup soli, jakby nie wzruszony... Z drugiej w jego oczach dało się zobaczyć coś w rodzaju smutku i bezradności... Nie wiedziałam o co mu chodzi.
Pokręciłam tylko głową i poszłam zrobić sobie śniadanie.
Postawiłam na płatki z mlekiem, które zjadłam szybko, chociaż nie miałam apetytu.
W momencie kiedy ja zmywałam naczynia, a rodzice zbierali się do pracy, bo byli już mocno spóźnieni, usłyszałam dzwonek do drzwi. Chciałam otworzyć, ale wyprzedził mnie mój ojciec...
- Czego?- warknął kiedy tylko zobaczył, kto do nas zawitał.
Ja od samego początku wiedziałam, że to mój chłopak, bo to ja go wczoraj zaprosiłam, aby powiedzieć mu, że... że to dziś wracam do Włoch.
- Przestań! - powiedziałam. - Chcę mu o czymś powiedzieć, chociaż na tyle mi pozwól! - spojrzałam na niego znacząco, a ten westchnął i ruchem dłoni wpuścił Hiszpana do środka.
- Cześć Fran.- chłopak musnął mój policzek, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Cześć Diego.
- Co mi chciałaś powiedzieć? - cztery słowa, które spowodowały łzy w moich oczach, o wiele za szybkie bicie serca i miękkość nóg.
- Chodźmy do ogrodu...- zaproponowałam i wskazałam na drzwi od tarasu. Ujęłam jego dłoń i zaprowadziłam na wielką huśtawkę znajdującą się na środku.
- Wczoraj na kolacji, mój tata... powiedział kiedy jadę do Europy...-spuściłam głowę w dół, ale Diego złapał mój podbródek i podniósł tak, że patrzyłam wprost w jego piwne oczka.
- Kiedy...?- w jego oczach widziałam strach i smutek...
- Dziś...- rozpłakałam się i mocno w niego wtuliłam.
Musiał być w ciężkim szoku, bo najpierw nic nie zrobił i dopiero po dłuższej chwili objął mnie ramionami i mocno do siebie przycisnął, chowając twarz w moich włosach.
Byliśmy w tej pozycji dość długo i żadne z nas nic nie mówiło.
- Co teraz?- przerwałam ciszę między nami.
- Ej, ej, ej.- odsunął mnie od siebie, a mi się serce krajało, kiedy zobaczyłam, że twardy DIEGO HERNANDEZ, właśnie uronił kilka łez, bo jego policzki były troszkę mokre. - Przecież ci mówiłem, że bardzo, bardzo, bardzo cię kocham i to się nie zmieni, czy będziesz tu, czy tam, we Włoszech. Skarbie...- pogłaskał mnie po poliku.- KOCHAM CIĘ. Obiecuje, że będę cię odwiedzał i nie obchodzi mnie to, że twój tata nam za karze. Jak będzie trzeba, wdrapie się do twojego pokoju i wejdę przez okno, żeby chociaż powiedzieć ci te dwa słowa. KOCHAM CIĘ. Pamiętaj, ze nie ma nic ważniejszego od tego. To co do siebie czujemy jest mocne, silne i trwałe i nic, a już na pewno nie NIKT nas nie rozdzieli, rozumiesz?
- Tak.- uśmiechnęłam się.- Jesteś dla mnie baaardzo ważny. Kocham cię najmocniej we wszechświecie, a moja przeprowadzka tego nie zmieni.
Diego nadal trzymał mój polik, a drugą ręką, złapał moją dłoń i przybliżył się do mnie, a ja złączyłam nasze usta w długim i słodkim pocałunku.
- Widzisz co jej zabierasz?- usłyszałam głos mamy, więc oderwałam się od mojego chłopaka i odwróciłam.
W drzwiach od tarasu, stali moi rodzice.
Tata miał to same spojrzenie co przedtem... jedyne co mnie zdziwiło to fakt, że nie zaczął histeryzować, ze właśnie się całowałam z Diego.
- Jak długo tu stoicie?- założyłam ręce na biodra.
- A jak długo tu jesteście?- zaśmiała się mama, a ja skarciłam ich wzrokiem.
- Nie podsłuchuje się ludzi.- warknęłam.- Myślałam, że mam jeszcze prawo do prywatności, ale już chyba nawet to mi zabierasz.- mówiłam patrząc na ojca i zdenerwowana chwyciłam Hiszpana za rękę i wyszłam poza podwórko, więc znajdowaliśmy się na chodniku.
Chłopak nagle wyciągnął telefon i zaczął coś na nim pisać.
- Co robisz?- spytałam.
- Odwołuje próbę. Ten dzień będzie tylko dla nas. O której masz samolot?
- Wieczorem. Chyba 21:00.
- Spędźmy ten dzień tak, jakby nigdy nic dobrze? Jakbyś wcale nie wyjeżdżała. Wiem, że nie umiesz o tym zapomnieć, ale postaraj się nie przejmować. Już ci mówiłem, że wyjazd nic między nami nie zmieni, a będziemy robić wszystko co tylko chcesz.- objął mnie w pasie i musnął wargi.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a potem złapaliśmy za ręce i zaczęliśmy iść po prostu w przód.- To co moja księżniczka ma zamiar robić?- zaśmiał się.
- Może... Chodźmy po Adagio i pojedziemy w miejsce naszej pierwszej randki?
- Świetny pomysł.

Tak jak chcieliśmy tak zrobiliśmy i godzinę później siedzieliśmy już na pomoście, mocząc nogi w dość ciepłej wodzie, zajadając się lodami i śmiejąc z najróżniejszych głupot, które ostatnio wywinął Gregorio.
- Weź...- mój chłopak już nie wytrzymywał ze śmiechu.- Mój ojciec nie daje mi żyć. Cały czas łazi po domu i mówi coś po Włosku, a jak nie rozumiem, to wyskakuje z tekstami..." PAJAC. ZAMIAST SIĘ UCZYĆ Z OJCEM TO TY NIE, BO PO CO..." Ostatnio powiedział coś takiego co mnie zatkało... " Jak będziecie mieli dzieci, to Fran na sto procent, będzie rozmawiała z nimi po Włosku, a ty cymbale nie będziesz rozumiał nic!"
Zaczęłam śmiać się na cały głos, a Diego aż ubrudził się lodem, więc ja jeszcze bardziej zwijałam się ze śmiechu.
- W sumie ma rację.- zachichotałam.
- E tam...- zaśmiał się.- Przy mnie będziecie mówić po Hiszpańsku.- puścił mi oczko.
- Ewentualnie...- westchnęłam na co znów wybuchłam śmiechem.
- Ciekawe czy nasza córcia będzie taka śliczna jak ty.
- A nasz syn taki przystojny jak ty...- FRAN!- Jakie my tematy ruszamy Diego?- zaśmiałam się.
- Bardzo normalne dla pary nastolatków.- zaczął się śmiać, a ja mocno się w niego wtuliłam.
- Szkoda, że mój ojciec nie patrzy na tą sprawę, tak jak Gregorio.
- Uwierz on już traktuje cię jak najlepszą z możliwych synowych.- znów się zachichrał.- A twój tata mimo pozorów bardzo cię kocha i się o ciebie martwi.
- Aż trudno uwierzyć, ze po tym wszystkim jeszcze go bronisz.- spojrzałam się w jego oczy.
- Nie bronie. Jego decyzja jest beznadziejna i bez podstawna, ale robi to bo cię kocha. Popatrz... może mu przejdzie i nawet będziesz mogła do nas wrócić. Tu do BA...
- Nie sądzę.- westchnęłam.- Ok Diego. Nie mieliśmy o tym rozmawiać. Zraz ja się poryczę, a nie chcę.
- Dobrze. Idziemy odwieźć Adagio i idziemy na dobry obiad?
- Tak.- uśmiechnęłam się i wstałam.

*Federico*

Pospiesznym krokiem szedłem ulicami Buenos Aires, aby dojść na czas w umówione miejsce... Violetta wezwała dzisiaj wszystkich, abyśmy przyszli pod RESTO BAR o godzinie 17:00... WSZYSCY, czyli VIOLA, LEON, CAMI, BRODUEY, MAXI, NATY, ANDRES, MATYLDA, JA I OCZYWIŚCIE DIEGO... My wszyscy mamy przekonać ojca Włoszki, aby zmienił zdanie i wszyscy nie chcemy, żeby Fran wyjeżdżała. Mogłoby się wydawać, że wszystkim, prócz Vils, Cami i Diego, jest to obojętne, ale tak na serio wszyscy wymienieni polubiliśmy dziewczynę, a Hernandez mega się w niej zakochał, więc chcemy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby zatrzymać ją w Argentynie.
Plan jest oczywisty... Przekonać człowieka, że wywiezienie córki do Włoch nie jest dobrym rozwiązaniem... Ale trzeba zrobić to tak, żeby się Francesca o tym nie dowiedziała...
Ogólnie Diego zabrał ją gdzieś na cały dzień, a teraz miał się jakoś zmyć. Współczuje mu, bo musi zrobić tak, żeby jego dziewczyna nie pomyślała, że ona jest tu ostatni dzień, a on na przykład idzie na próbę... Z tego co wiem coś tam nazmyślał no i jeszcze wykorzystał fakt, że Francesca musi przygotować się do wyjazdu...
Oczywiście jest już dosyć późno, mimo, że wyszedłem już jakieś pół godziny temu, ale NIE. Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie pojawił się wianuszek dziewcząt, z którymi miałem zrobić sobie zdjęcia, porozdawać autografy i specjalnie dla nich zaśpiewać. Bardzo to lubię i kocham wszystkie nasze fanki, ale teraz było to uciążliwe... Jednak tego nie pokazałem i zrobiłem to o co mnie prosiły, więc teraz muszę wręcz biec pod restaurację.
- Gdzie się tak spieszysz?- usłyszałem za sobą dobrze mi znany, szyderczy głosik.
- Nie mam czasu Ludmiła...- westchnąłem i odwróciłem się w stronę blondynki... Wyglądała tak ślicznie... Jej blond włosy powiewały na wietrze, a parę kosmyków nachodziło na jej twarz, co dawało Argentynce, jeszcze więcej uroku... FEDERICO!!!!!!!!! STOP! Co ty gadasz? Przecież Ludmiła Ferro to najbrzydsza... Dobra. Kogo ja oszukuje? Przecież to najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałeś, a sporo ich widziałeś...
- Halo... Ziemia do Federico...- otrząsnąłem się dopiero, kiedy blondynka, zaczęła machać mi rękoma, przed oczami.
- Mówiłem spieszę się.- bąknąłem, odwróciłem się i zacząłem iść w swoją stronę.
- A ja pytałam gdzie.- zatrzymałem się, lecz nie spojrzałem w jej stronę.
- Od kiedy muszę ci się tłumaczyć, gdzie idę?
- Idziesz do RESTO, prawda?- stanęła na przeciwko mnie, a ja zmarszczyłem brwi.- Violetta mówiła dziś o tym, przy śniadaniu.- sprostowała.
- Skoro wiesz dokąd idę, to po jaką cholerę pytasz?- stanąłem z założonymi rękoma, wgapiając się w Ferro, chcąc, lecz nie mogąc, oderwać od niej wzroku a ona tylko wzruszyła ramionami.
Po jakimś czasie udało mi się ogarnąć, więc odwróciłem spojrzenie i wyminąłem dziewczynę.
- Zaczekaj!
- Co znowu?- westchnąłem, jednak tym razem nie ryzykowałem i już się nie odwracałem.
- Czy ja też mogę iść?
W tym momencie oczy prawie wyskoczyły mi z orbit.
- Żartujesz prawda?- byłem w takim szoku, że tylko to potrafiłem z siebie wydusić.
Spojrzałem w jej stronę. Stała z głową spuszczoną w dół...
- Tylko chciałam pomóc... Wyobraź sobie, że mam dość tego, że wszyscy mają mnie za zołzę... Nienawidzę Violetty i ciebie, ale to nie znaczy, że teraz nienawidzę każdego... Myślałam, ze im więcej osób, tym łatwiej przekonacie jej tatę, ale nie to nie!- odwróciła się nerwowo i zaczęła iść w przeciwną stronę.
Ciężko westchnąłem i mimo braku czasu, podbiegłem do niej, złapałem za dłoń.
- Przepraszam... Po prostu się zdziwiłem, ale jeżeli tak chcesz pomóc, to pewnie. Chodź.- uśmiechnąłem się, a blondynka spojrzała na mnie.
- Nie wiem...- powiedziała jakby onieśmielona tym, że jesteśmy tak blisko siebie.
- Mówię poważnie. Chodź z nami. Twoja pomoc serio się przyda. Potrafisz być przekonująca.- zaśmiałem się, a ona lekko się uśmiechnęła.
- Dobrze.- przegryzła dolną wargę, a mnie przeszły takie przyjemne dreszcze. Dopiero zdałem sobie sprawę, że cały czas trzymam jej dłoń, ale co mnie to? Patrzyłem się w jej cudne oczka i nagle tak jakoś one znalazły się bliżej moich, tak jak cała twarz Ludmiły...
NASZCZĘŚCIE OD POCAŁOWANIA MOJEGO WROGA URATOWAŁ MNIE DZWONEK TELEFONU.
V: GDZIE TY JESTEŚ?
F: Violetta wyluzuj. Przepraszam. Już lecę. Jesteśmy nie daleko.
V: JesteśMY?
F: Tak, ale za dużo do gadania. Zobaczysz na miejscu.
V: POSPISZ SIĘ.
F: TA, TA.
- Violetta?- Lud spytała chociaż znała odpowiedź. Chyba chciała odsunąć temat, tego "pocałunku"... Mi w sumie to pasowało, bo najchętniej bym o tym zapomniał. Przecież ja jej nienawidzę. Tak? JASNE, ŻE TAK DEBILU.- Odpowiesz mi?- zachichotała, bo cały czas się na nią gapiłem zamyślony.
- YYYYY... Jakie było pytanie?- Argentynka wybuchła śmiechem.
- Czy to Casillo dzwoniła.
- Y tak, ona... MAMY SIĘ SPIESZYĆ. CHODŹ.- Pociągnąłem ją za rękę w stronę restauracji rodziców Francesci...
Droga nie minęła nam długo, bo już po paru minutach byliśmy na miejscu...
Wszystkie pary oczu zwróciły się na nas. Poprawka. Wszystkie wytrzeszczone pary oczu... Pewnie chodzi o to, że Ludmiła tu jest...
O KURDE! ALBO O TO, ŻE NADAL TRZYMAM JEJ RĘKE... Momentalnie pościłem dłoń dziewczyny.
- YyYYYYYY- Zaciąłem się.- Jesteśmy.- wyszczerzyłem zęby, a Violetta pokiwała tylko głową.
- Co ONA tutaj robi.- wskazała na Ludmiłę, mordując mnie spojrzeniem.
- Ludmiła chcę pomóc...- odpowiedziałem nieśmiało.
- Nie znasz jej?- szatynka prychnęła.- Jeszcze nagada coś jej ojcu, żeby jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że wyjazd Fran jest SUPER pomysłem.
- Violetta!- krzyknęła Nata.- Przestań!
- Nie Naty...- zaczęła Lud i podeszła do Vils.- To, że nienawidzę cię, bo jesteś najgorszą siostrą na świecie...
- Nawzajem...- prychnęła Castillo.
- NIE PRZERYWAJ MI!- Ferro zaczęła być... no... DIVĄ I TYPOWIĄ LUDMIŁĄ.- WIĘC... To, że nie znoszę ciebie, to nie znaczy, że jestem jakaś podła... Chcę pomóc...
- JASNE. Chcesz pomóc, żeby MOJA przyjaciółka, została?- zaczęła się sztucznie uśmiechać.- Jakoś nie wierzę.
- Dziewczyny przestańcie się kłócić.- wtrącił się Diego. - Nie wiem jak wy, ale mi zależy na tym, żeby Fran nie jechała i chcę to załatwić.- Był już poddenerwowany.
-Chodźmy.- zażądała Violetta.- Nie ty.- zwróciła się do Lud.
- Ja chcę żeby Ludmiła poszła z nami!- uparła się Nathalia.
- Ja też jestem za...- dodała Matylda.
- A ja przeciw!- wrzasnęła Violetta i spojrzał na Leona.
- Ja też nie sądzę żeby to był dobry pomysł...- odezwał się Meksykanin.
- Ja też.- dopowiedziała Cam.
- I ja.- dodał Broduey.
- A ja chcę żeby szła.- odezwał się Maxi.
- Andres...- Polka spojrzała wyczekująco na swojego chłopaka.
- Yyyyy ja też.
- I ja.- dodałem.
- Diego...- Viola zwróciła się do Hiszpana.
- A MI WSZYSKO JEDNO! MOŻEMY IŚĆ?!
- Przegłosowane.- Ferro odgarnęła włosy do tyłu.
- OK...- westchnęła Viola.- Ale jak to sknocisz...
- Nie jestem taka!
- IDZIEMY!- zażądał Hernandez i otworzył drzwi lokalu.

*Diego*

Byłem okropnie zdenerwowany całym zajściem.... Od tej rozmowy zależało, czy moja księżniczka zostanie ze mną w Buenos Aires, czy będzie zmuszona wyjechać do rodzinnego miasta, we Włoszech...
Starałem się ukrywać, przy Francesce, że jestem zdezorientowany całą sytuacją, ale nie wiem czy mi to wychodziło...
Nie rozumiem pana Cauviglia... Przecież kocha swoją córkę, a mimo to pozbawia ją nauki w prestiżowej szkole muzycznej, pierwszych, prawdziwych przyjaciół i jeszcze pierwszego chłopaka... Z jednej strony czuję się winny całej tej sytuacji, bo w sumie... Przecież gdyby nie ja, Fran nie musiała by teraz wyjeżdżać. Jednak nie żałuje, że jestem z nią... Bardzo ją kocham, a świadomość, że ona czuje to samo do mnie, daje mi takiego kopa w dupę, że mogę iść przenosić góry.
- Nie ma go?- Violetta rozglądała się na wszystkie strony restauracji Włochów.
- Na pewno jest w kuchni.- wskazałem na drzwi, za ladą.
- Nie możemy tam tak sobie wejść.- westchnęła Camilla.
- Jak nie?- Andres wzruszył ramionami i bardzo zdziwił się stwierdzeniem Argentynki.
Wszedł sobie za ladę na luzie i wyciągnął rękę , by otworzyć drzwi.
- ANDRES!- krzyknęliśmy wszyscy, a wszyscy goście spojrzeli na naszą grupkę.
Jednak było już za późno, bo brunet nacisną na klamkę i drzwi się uchyliły.
Wszyscy westchnęliśmy i poszliśmy w ślady Argentyńczyka, który już dawno był w środku.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłem po przekroczeniu progu był pan Cauviglia, który wpatrywał się w nas w wielkim szoku... Zresztą co się dziwić? Była nas równa jedenastka.
- Czego tu szukacie?- powiedział stojąc z założonymi rękoma.
- Chodzi o Fran...- pierwsza odezwał się Violetta.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- wywrócił oczami i westchnął.
- Chcemy z panem porozmawiać.- dodała Torres.
- Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać.- prychnął nie zmieniając pozy.
- Prosimy...- dopowiedział Fede.
- Francesca jest ważna dla nas, wiec niech pan nas chociaż wysłucha. - powiedziałem błagalnym wręcz tonem.
- Niech wam będzie, ale zaczekajcie. - gestem dłoni wskazał nam żebyśmy ucichli i odwrócił się do kucharzy.- Możecie na chwilę zrobić sobie przerwę?
Wszyscy przytaknęli i w rządku wyszli z kuchni, pozostawiając nas sam na sam z ojcem mojej dziewczyny.
- Słucham.- oparł się dłonią o jeden z blatów.
- Chodzi o to, że rozumiemy pana w pewnym stopniu.- zaczął Leon.- Martwi się pan o córkę.
- Boi się pan, że będę w stanie ją zranić...- dodałem.
- Ale nie widzi pan, że wysyłając ją do Włoch, strasznie ją pan rani.- przerwała mi Naty.
- Fran ma tu tak naprawdę wszystko.- zaczęła Lud.
- Wszystko w dwa miesiące. Wszystko czego nigdy nie miała we Włoszech.- dokończył Ponte.
- Przyjaciół, szkołę marzeń i... chłopaka.- Wypalił Andres.
- Chłopaka, którego bardzo kocha i który bardzo kocha ją.- powiedział Broduey.
- On jest trzy lata starszy...- wycedził.
- Proszę pana...- westchnęła Matylda.- Andres jest o de mnie starszy o dwa, a Broduey od Cami też trzy, tak jak Leon od Vilu.
- Co prawda Violetta zna Leona od zawsze, ale ja mojego chłopaka mniej więcej tyle co Fran, jest między nami taka sama różnica wieku, jak między Francescą i Diego, Broduey też jest w zespole a jest nam ze sobą dobrze...- dopowiedziała rudowłosa.
- Ja naprawdę bardzo kocham Fran i nigdy bym jej nie zranił. Ja wiem, że to, że mam 19 lat i jestem popularny może pana odstraszać. Może jestem nie wymarzonym kantydatem na syna dla pana córki ale to właśnie mnie Francesca obdarzyła pięknym uczuciem, którym jest miłość. I musi mi pan uwierzyć na słowo, że ona jest dla mnie wszystkim i że bardzo mocno ją kocham.
- Tu już nie chodzi tylko o Diego...- zaczęła Ludmiła.- A np. Studio? My wszyscy do niego należymy, lub w przypadku chłopców należeli i to czego można się tam nauczyć, jaka panuje tam atmosfera to idealne miejsce dla osoby, która kocha muzykę. Pana córka należy do takich osób.
- A przyjaciółki?- dorzuciła Naty.
- Przecież Francesca nawiązała z Violettą i Camillą idealny kontakt.- powiedział Verdas z ekscytacją.
W tym momencie każdy ucichł...
Tata Włoszki stał nieruchomo, a z jego twarzy dało się wyczytać tylko głębokie zamyślenie.
- Tato...?- usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos. Wszyscy się odwróciliśmy i zobaczyliśmy w drzwiach moją dziewczynę.
- Co wy tu...?- zaczęła w szoku.
- Francesca?- jej ojciec chyba kompletnie zignorował pytanie.- Czy ci ludzie na prawdę są dla ciebie tacy ważni? Czy Studio jest dla ciebie takie ważne? Czy Diego to chłopak, któremu można zaufać? Czy naprawę tak dobrze ci w Buenos Aires i czy na prawdę tak bardzo zraniłem cię WYJAZDEM?- przełkną ślinę.
Wszyscy czekaliśmy na reakcje Fran i chyba nikomu nie przychodziło do głowy, o co chodzi Włochowi?
- Jasne, że tak. To moi przyjaciele. To, że tu przyszli cię nie przekonuje? Studio to szkoła moich marzeń już jako mała dziewczynka marzyłam by się w nim uczyć, a Diego? To najlepszy chłopak, którego można mieć. Kocham go. Ich wszystkich też.- powiedziała spoglądając na nas, a w oczach miała łzy wzruszenia i smutku związanym z wyjazdem naraz.
- Przepraszam.- szepnął.- Kocham cię. Jesteś moją córką. Nigdy nie chciałem cię zranić... Wybacz...
- Czy to znaczy, że..- zaczęła patrząc na niego, a wszyscy wstrzymali oddech.
- ŻE ZOSTAJESZ W ARGENTYNIE.



RANY LUZISKA TAK WAS PRZERASZAM.
Znowu się spóźniłam :(
Jestem głupia wiem, wiem... ale napisałam go a teraz będą pojawiać się częściej na pewno.
FRAN ZOTAJE!
Jak podoba wam się rozdział po dłuższej przerwie? Mam nadzieje ze się podoba :)
Liczę na szczere komentarze :*****


BUZIAKI


LOVCIAM DIECESCE


























11 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaa!!!!!!
    Fean zostaje !!!
    Im happy !!
    Jak to sie mowi w grupie sila xD
    Rozdzial przewspanialy
    Ale... Nie podoba mi sie zachowanie Violetty. -.-
    Mogla by byc milsza
    Czekam na next
    Mam.nadzieje ze jednak bedzie troche szybciej
    Pozdrawiam i zycze weny :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      No mogła być milsza, ale bądź miły dla wroga nr. 1 :P Ale jej zachowanie było zamierzone, bo chciałam pokazać, że nie tylko Lud jest ta nie dobra. Jednak lubie Viole i nie zrobie z niej zołzy nie marwcie się :)

      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń
  2. Hmmmm... Nie warto było czekać na tak beznadziejny rozdział!
    ŻARTUJĘ!!! ROZDZIAŁ FANTASTYCZNY! CHCIAŁABYM ZOBACZYĆ DIEGO WSPINAJĄCEGO SIĘ DO OKNA FRANCESCI! FRANCESCA ZOSTAJE W ARGENTYNIE! KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ?!
    KOCHAM TO OPOWIADANIE
    LODO LOVE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no słaby to słaby... ;(
      HAHAHAHAHA Nie no wielkie dzięki :*
      Postaram się żeby był jak najszybciej... ;D


      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń
    2. Świetnie! Dzięki :) Już w Polsce? Tak w ogóle gdzie byłaś/ jesteś?
      Lodo Love

      Usuń
    3. Tak już w domeczku kochanym :)
      W Belgii

      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń
  3. HAHAHAH BARDZO CI DZIĘKUJE!
    Jakie bezsensowne?! UWIELBIAM TWOJE KOMENTARZE I na twoje między innymi zawsze czekam i liczę :)
    Jasne, że wpadnę :)

    LOVCIIAM DIECESCE

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest cudowny, warto było czekać. Piszesz na prawdę świetnie, ale mam nadzieję, że na kolejny nie będziemy tyle czekać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuje :)
      Nie. Nie będziecie tyle czekać :D

      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń
  5. Rozdział cudowny jak zawsze. Końcówka najlepsza, dobrze, że Fran zostaje. Wreszcie jej ojciec coś zrozumiał. Oczywiście czekam na kolejny <3
    pozdrawiam -I♥diecesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje :)
      Ona nie mogła wyjechać, chociaż z początku plany miałam inne.
      :D


      LOVCIAM DIECESCE

      Usuń