niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 21

ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA MARTYNA TERKA- LODOFANATICA :)

*Francesca*

Rano wstałam dość wcześnie, bo o 09:00. ( TAK, TO JEST WCZEŚNIE! BYNAJMNIEJ DLA KOGOŚ KTO PÓŁ NOCY (ZNOWU) NIE SPAŁ, BO ROZMYŚLAŁ O JURZEJSZYM WYJEŹDZIE DO HISZPANII)
W każdym razie. Wstałam, wykonałam poranne czynności i zjadłam śniadanie.
Potem zaczęłam się pakować. Musiałam wziąć duuuużo rzeczy. LUDZIE TO JEST MIESIĄC! RÓWNE 4 TYGODNIE, OBLICZYŁAM SOBIE!
Więc w poniedziałek wyjeżdżamy i w poniedziałek ( ale 4 tygodnie później) wracamy....
Ależ ja się jaram, na poznanie rodzinki Diego! Czemu? Nie wiem. Może, albo na pewno serio mam związane z nim jakieś szersze plany i to, że chce mnie przedstawić swojej rodzinie, i to nie tylko mama, tata, ale i tej dalszej...
Cieszę się, iż Diegusio traktuje nas poważnie. Kocham go bardzo mocno! WIEM, ŻE ON MNIE TEŻ!
A co do tej rodzinki, to mam nadzieję, że mnie polubią. Ciekawe ile Dieguś ma w rodzinie małych kuzynów, czy kuzyneczek... NO CO?! Uwielbiam małe dzieci. Dlatego, sama w przyszłości chciałabym je mieć... ALE W PRZYSZŁOŚCI.
Teraz skupiam się na DIEGO, paczce, którą mam nadzieję uchronimy przed rozpadem, DIEGO, mojej karierze, DIEGO, czy wspomniałam już o DIEGO?
Tak moja miłość do tego chłopaka jest po prostu nieopisana. Nie  jest dziwna, jest trudna do hymmmmm wyjaśnienia, ale nie jest dziwna. Jest czymś wyjątkowym. Jeżeli ludzie, którzy myślą, że wiedzą jak czuje się człowiek zakochany, ale nigdy w tej sytuacji nie był NIECH W OGÓLE SIĘ NIE UDZIELA, bo nie ma pojęcia co to jest. To coś tak jak smak... Nie umiemy wyobrazić sobie smaku. Możemy myśleć, że coś jest ohydne, lub przepyszne, ale nie odtworzymy tego w swoich kubkach smakowych, zanim nie spróbujemy. Jest tak jak muzyka. Nie da się odtworzyć piosenki, której nigdy nie słyszeliśmy. ODTWORZYĆ NIE NAPISAĆ.
Najlepsze jest w niej to, że sami prowadzimy historię. Sami wybieramy drogo, którymi chcemy iść. Sami wybieramy rodzaj miłości. To jest coś czego nikt i nic nie może popsuć. MIŁOŚĆ.
Jak to dobrze, że ktoś wymyślił " KOCHAM CIĘ", bo są to 2 pięknie słowa. Każdy powinien je usłyszeć.
 A no właśnie. Ludzie, którzy nigdy nie poznali miłości...
NIE WIEŻCIE W TO CO PISZĄ, ALBO CO MÓWIĄ O MIŁOŚCI INNI.
Nie wyobrażajcie sobie tego uczucia, bo wszytkie takie słowa są po prostu PUSTE! Jasne opisują cudowne uczucie, ale tak naprawdę zamiast 50 stron (np. w książkach, gazetach) jaka to miłość jest cudowna i takie tam. Powinno być tylko jedno zdanie. " MIŁOŚĆ TO UCZUCIE NIE DO OPISANIA, NA KTÓRE BRAK SŁÓW"
Tak sobie rozmyślałam, aż w końcu zabrakło mi rzeczy do składania, bo zdałam sobie sprawę, że wszystko popakowałam w tempie expressowym.
Była dopiero 13:00! Postanowiłam spotkać się z moim przyjaciółkami.
W końcu nie będziemy się widzieć przez miesiąc!
Zadzwoniłam do nich i umówiłyśmy się w kawiarni, na mieście.
Zabrałam torebkę i tam pobiegłam.
- Hej Viola.- przywitałam się z kumpelą, która siedziała już przy stoliczku.
- No hej.
- Gdzie Camila?
- Tego nie wi... O! O wilku mowa.
- Jestem! Hek dziewczyny.-Cami się z nami przywitała.
- Czemu nazwałaś ją wilkiem? Jak już to lisem. Przecież jest ruda...
Dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Tak się mówi kochana.- zaśmiała się Cams.
- Właśnie!- dodała Violettka.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Prosiłam bez takich metafor!
Długo plotkowałyśmy... O WIELU RZECZACH, JAK NA PRAWDZIWE PRZYJACIÓŁKI PRZYSTAŁO.
Vilu poleciła mi miejsca do zwiedzenia w Madrycie, bo sama tam kiedyś mieszkała. Oczywiście jej wysłuchałam,bo nie dała mi dojść do słowa. Więc dopiero jak wymieniła chyba 17 rzecz dałam jej do zrozumienia, że przecież będę tam raze z DIEGO ( HISZPANEM, KTÓRY MIESZKAŁ TAM 17 LAT)
Dopiero wieczorem, o 20:00, zebrałyśmy się do domów. Tam spokojnie wykonałam wieczorne czynności i z podekscytowaniem, na jutrzejszą wycieczkę poszłam HASIU!

(następnego dnia)

*Diego*

- Diego, czekaj!- zawołał tata, jak już miałem wychodzić z domu.
- Co jest?
- Miłej zabawy.
- Dziękuje.- uśmiechnąłem się i odwróciłem, aby wyjść.
- Diego zaczekaj!
- Tak?
- Pozdrów Francescę.
- Yhym- znów miałem zamiar wyjść.
- Diego zaczekaj!
- Ja pierdo... - odetchnąłem- Słucham?
- Pozdrów mamę.
- Tak, jasne.- już naciskałęm na klamkę.
- Diego zaczekaj!
- O ja pierniczę CO?!!!!!!!!
- Dobra nie będę owijał w bawęłne,
- No chyba sobie żartujesz...
- Uważaj.
- Tak. Pa!
- Diego zaczekaj!
- TATO!!!!!!
- Uważaj, że no wy tyyyyyyym.
- Czy ty msz inne rozrywkowe tematy, do rozmawiania ze mną? Bo mam wrażenie, że gadaliśmy o tym więcej razy niż w ogóle to robiłem.
- Po prostu, ja nie dawno dowiedziałem się, że mam syna, a jak tu wrócisz to pewnie oznajmisz mi, że dziadkiem zostanę.- Walnąłem się z otwartej w czoło.
- Sugerujesz mi, że nie wiem jak się zabzpieczać?
- Wiesz?!
- PROSZĘ CIĘ! CZY TY MNIE MASZ ZA KRETYNA?!
- Nie, no ale... Stosujesz?
- No raczej...
- A jakie?
- Weź tato, przestań, co?!
- Dobrze, dobrze! Bawcie się dobrze! Nie tylko w nocy.- puścił mi oczko.
Przytuliłem go i wyszłem NARESZCIE Z HAŁUPY!
Podjechałem od dom mojej dziewczyny...
- Hej, kochanie.- powiedziałem jak otworzyłam mi drzwi.
- NO HEJ! CHODŹ ZMYWAMY SIĘ!- złapała za 1 z 4 WALIZEK! i chciała wychodzić.
- Co się tak spieszysz mamy czas.
- Mój ta...
- O witaj Diego!- do przedpokoju wparował pan Cauviglia.
Fran zrezygnowana upadła na małą kanapkę, która tam stała.
- Dzień dobry panu.
- Oglądałeś ten mecz?
- Tak, razem z tatą.
- Ooooooooo ale daliśmy im popalić!- tata mojej dziewczyny przybił mi 5
- Wolałam cię w wersji " NIE NAWIDZĘ TEGO CHŁOPAKA"- mruknęła Fran pod nosem, ale jej papa wszystko słyszał.
- Mam go nienawidzić i zabronić ci jechać?
- NIE!
- No więc...
- To my już lecimy, No jeszcze musimy zapakować te walizy...
- Pomogę wam.
Ojciec  mojej księżniczki, czyli mój KRÓL?!  wziął 2 i ja wziąłem 2, więc Fran pozostała torebka.
- Ok to my lecimy.- uśmiechnęła się Włoszka.
- Francesca zaczekaj!- nie no zaczyna się. NA SE SERIO?
- Tak?
- Masz tu kase za nadbagaż.- zaśmiał się.
- Nie, no bez przesady. -powiedziałem.- Ja Fran zapraszam, więc ja zapłacę.
Francesca wybuchła śmiechem.
- myślisz, że pozwolę ci zapłacić za to wszystko?!
- Taaaaak
- NIE!
- Nie no Francesca. Niech pan schowa ten portwel.
- Nie będziesz mi guwniażu mówił co mam robić!
- YYYYYHHHHH TATO!
- Żartowałem!- zaczął wykonywać dziwne wymachy. - To miłe z twojej strony pan DŻENTELMEN, ale pozwól, że Francesca zapłaci za siebie.
- Daj! Dziękuje tatku.- Fran pocałowała ojca w policzek i wzięła kasę. JAK ONA MYŚLI, ŻE COKOLWIEK ZAPŁACI TO NIECH SIĘ STUKNIE!
Jak dojechaliśmy na miejsce, nie musieliśmy długo czekać ( DZIĘKI NASZYM TATUSIĄ) aż mieliśmy samolot.


Po 3 Godzinach lotu, byliśmy na miejscu.
Moja dziewczyna jak szalona wybiegła na dwór, a ja za nią.
- Jesteśmy w twoim domku kochanie! No tak jakby.- zaśmiała się Włoszka.
- Taaaaak! O ale ja się stęskniłem!
- Nie dziwię się.
- Wiesz co? Lepiej chodźmy po nasze walizki.
-Hyyyyyyy moje CIUCHY!- Fran szybko skierowała się w stronę wejścia.
Na szczęście walizki na nas "poczekały".
Zabraliśmy je poszliśmy dłuuuugim korytarzem.
Na jego końcu stała moja mama.
- Hej kochani!- krzyknęła i do nas podleciała.
- Dzień dobry!- wykrzyknęła uradowana Franuś.
- hej mamo!
Wszyscy się poprzytulaliśmy.
- Kochana, tylko 4 walizki?- zaczęła moja rodzicielka.
- CO?!- powiedziałem zaszokowany.- TYLKO?!
- No raczej- powiedziały równocześnie, patrząc na mnie jak na nierozumnego.
- Was kobiet to się nie da zrozumieć.
- Wiesz jak trudno było mi się spakować w TYLKO 4 ?- mówiła moja dziewczyna.
Zaśmialiśmy się i poszliśmy do auta, a tam do domu.
- Ok kochani. To Diego, wiesz gdzie jest twój pokój. Zaprowadź Fran i się rozpakujcie.
-Ok! Choź!- Włoszka złapała z 1 walizkę i poszła za mną.
- Rozgość się.- powiedziałem wchodząc do swojej starej sypialni.
Pachniało tam czystością. Mama wypicowała DOM jak nic, bo wszędzie tak pachnie.
- Śliczny- odezwała się moja dziewczyna, rozglądając się dookoła.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- To co. Ty się rozgość a ja lecę po resztę walizek.
- Pomogę ci.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie.
Poszedłem na dół i zabrałem rzeczy, a jak wróciłem Fran była wpatrzona w jedno zdj. na ścianie.
-Ależ ty byłeś słodziutki...
-A teraz nie jestem?
- Może...
- Może?!- zacząłem łaskotać dziewczynę, aż w końcu wylądowaliśmy NA powtarzam NA łóżku.
- Okok jesteś słodki.
-No....... I TO ROZUMIEM.
Musnąłem jej usta, a ona wbiła się w moje usta.
Nasze pocałunki, były to coraz bardziej namiętne.
- OBIAD!- Krzyknęła mama z dołu.
- Dokończymy wieczorem prawda?- poprosiła błagalnym wzrokiem.
- Może... - zaśmiałem się.
- Nie, to nie.- teraz to Francesca się chichrała.
- CO?!
- No to nie...?
Ona wyszłą z pokoju, a ja za nią.
- Nie no czekaj, ale wiesz, że to był żart?
- TRUDNO!
 Nic więcej nie mówiłem, bo doszliśmy do kuchni...
Zaplanowaliśmy wszyscy, że jutro, podczas kiedy mama będzie w pracy my pójdziemy sobie na miasto, a wieczorem porobimy coś w 3...
Po zjedzeniu obiadu, poszliśmy się do końca rozpakować.
Normalnie zajęło by to ile godz?
NAM PRZY NASZYM ZACHOWANIU ZAJĘŁO TO 3 GODZINY.
W końcu poszliśmy na kolację.
Następnie wieczorne czynności i położyliśmy się do ŁÓŻKA!
Przytuliłem Fran od tyłu i zacząłem ją gładzić po ramieniu.
Ona zachichotała i się wzdrygnęła.
- Kochanie?- zacząłem
- Może
- Co?
- Może
- co może?
- Może
- Czytam mieży wierszami. "MOŻE"="MOŻESZ"
- HAHAHAHA
- A co źle mówię?
- Nie wiem.- odwróciła się do mnie i zaczęła całować.
Moje ręce powędrowały za jej spodenki.
- A twoja mama?- oderwała się o de mnie.
- ma słuchawki.- zaśmiałem się.
- Yhym...
- Oj nie słyszy.
- No ja nie wiem.
- A ja tak.
- Oooooo czyli że co już to kiedyś robiłeś tu?
- Nie!
- No wie tego czy słyszy czy nie nie wiesz.
- Jak nie chcesz to po prostu powiedz!
- Nie o to mi chodzi!
- A więc o co?!
- ŻE MOŻE SŁYSZEĆ!
Pokręciłem głową i odwróciłem się plecami do dziewczyny. Ona zrpbiła to samo.
Po paru minutach ciszy zapytała.
- Śpisz?
- Nie.
Usłyszałem jak usiadła, więc się odwróciłem.
Spojrzała na mnie.
- Nie kłóćmy się o to. Przecież to jest tylko.... NO ok nie takie tylko, ale to nie powinno nas skłócać.
- Sex?
- Tak, to.
- Nie chcę się z tobą kłcić o to.
- Ja też nie. - wtuliła się we mnie.
Znowu milczeliśmy.
- Fran...
- Tak?
- Która godzina?
- 23:34
- Mama ma na 07:00 do pracy. Śpi...- zaśmiała się.
Odwróciła głowę w moją stronę, po czym wbiła się w moje usta.
Usiadłem, a ona też.
Nasze ciuchy powędrowały na podłogę, a potem to już widomo............











Ok jest 21!
PODOBA SIĘ?!
MAM NADZIEJE ZE TAK
PAMIETAJCIE O KOMENTARZE, KTORE UWIELBIAM CZYTAC!
POZDRAWIAM
I
BUZIACZKI:*****************************************

 



9 komentarzy:

  1. Super :* w końcu są na swoich wymarzonych wakacjach ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHA A JAK?! MUSIELI WYPRÓBOWAĆ!
    OCH TEN GREGORIO!
    Wielkie dzięki :*
    POWODZENIA ( WSTAWANIE)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie dziękuje za dedykacje ;* Rewelacjaaa como siempre :* Najbardziej rozbawił mnie Gregorio :D Z tymi gumkami...Dobra stop :D Ta miłość ..Aww^^ Mam takie pytanko ..Mogę wykorzystać "MIŁOŚĆ TO UCZUCIE NIE DO OPISANIA, NA KTÓRE BRAK SŁÓW" na tytuł mojego one shota? :* Jeszcze raz dziękuje za dedykację i czekam na NEXT :* No i oczywiście serdecznie pozdrawiam ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuje.
      Na dedykację po prostu zasłużyłaś, bo jak czytam twoje kom. to mi się buźka śmieje HAHAHA :)
      CO DO TWOJEGO PYTANIA...
      To oczywiście, że możesz :*
      Czuję się ZASZCZYCONA ;D
      POZDRAWIAM :*

      Usuń